14 stycznia 1858 nieudany zamach na francuskiego cesarza Napoleona III Bonaparte. To wydarzenie przypomina nam dziś W. Kalicki:

Poranne paryskie gazety donoszą, że dziś wieczorem galowe przedstawienie Wilhelma Tella w operze zaszczycą cesarz Napoleon III i jego małżonka cesarzowa Eugenia. Wczesnym wieczorem przed odświętnie udekorowanym gmachem opery zjawia się honorowa asysta: oddział doboszów gwardii oraz szwadron kawalerii w galowych mundurach. Przed wejściem rozwinięto reprezentacyjny czerwony dywan. Pogoda jest piękna, niemal wiosenna i krótko po 19.00 przed operą gęstnieje potężny tłum gapiów. Wśród czekających na przybycie cesarskiej pary jest mnóstwo kobiet i dzieci. Porządku pilnują dziesiątki strażników miejskich. W tłumie uwija się też mnóstwo agentów tajnej policji po cywilnemu, którymi dyskretnie dyryguje komisarz Hyrvoix, dobroduszny, zażywny jegomość wyglądający na karczmarza.

Potężna obstawa policyjna towarzyszy każdemu publicznemu pojawieniu się cesarza, gdyż od 10 lat z okładem rozmaici rewolucjoniści uporczywie organizują nań zamachy. Osobliwie zaś rewolucjoniści włoscy, obwiniający Napoleona III o lekceważenie, wręcz zdradę, włoskich dążeń do wyzwolenia spod dominacji austriackiej i zjednoczenia podzielonego kraju. Polityczni emigranci z Włoch od dawna gromadzili się w Londynie. Tam też powstawały kolejne plany zamachu, jeszcze w czasach gdy dzisiejszy cesarz był prezydentem Francji. Po tzw. spisku Białej Królowej z 1852 roku, rozbitym przez francuską policję, która aresztowała aż 19 zamachowców, przyszedł czas na spisek marsylski: 2 niedoszłych zamachowców ze stowarzyszenia Niewidzialnych skonstruowało z 250 strzelb machinę szybkostrzelną. Francuska policja rozprawiła się na czas z konspiracją marsylską i z kolejnym spiskiem grupy zwanej Hipodromem, która zamierzała zastrzelić cesarza w trakcie wyjazdu na wyścigi konne; skazano później 21 niedoszłych zamachowców.

Przed 2 laty Napoleon III z trudem uniknął śmierci. Niepozorny, 32-letni Włoch Giovanni Pianori, obwiniający cesarza o zdradę włoskich marzeń o niepodległości i zjednoczeniu, starannie przygotował się do zamachu. Porządnie przestudiował tryb życia Napoleona III i odkrył, że codziennie po 16.00 jeździ on konno w towarzystwie adiutanta i stajennego po Polach Elizejskich. Pianori pod obszernym płaszczem ukrył kurtkę innego koloru, a pod kapeluszem kaszkiet i ostrą brzytwę. Po zastrzeleniu cesarza zamierzał podczas ucieczki porzucić płaszcz, kapelusz, błyskawicznie ściąć swą długą brodę i tak zmieniony, zmylić pościg. Strzelił do cesarza 2 razy z pistoletów, ale chybił. Gdy celował z trzeciego pistoletu, obalił go na ziemię agent policji Alessandri, dla swej nieustępliwości zwany Buldogiem. Pianori został zgilotynowany, ale zaraz potem wykryto potężną bombę w wagonie kolejowym, którym cesarz miał pojechać do Tournai. A pół roku temu policja aresztowała Paolo Tibaldiego, Włocha zarabiającego na życie jako optyk. U niego i jego wspólników znaleziono skrzynię pełną sztyletów i pistoletów.

Mimo tych doświadczeń cesarz Napoleon III ostentacyjnie lekceważy zamachowców. Uważa, że ci z bombami i pistoletami nie są groźni, niebezpieczni mogą być tylko ci, którzy atakują sztyletem.

Ale w Anglii kolejny zamachowiec, Felice Orsini, zaprojektował bomby o straszliwej sile rażenia. 39-letni, niezwykle przystojny włoski rewolucjonista, przyjaciel Hercena, nieustraszony, bezwzględny bojownik o wolność swojego kraju, jest znany w całej Europie. Jego życie to pasmo spisków, walk, odsiadek w więzieniach i zuchwałych ucieczek. Walczył w obronie Republiki Rzymskiej. Aresztowany przez Austriaków i uwięziony w twierdzy w Mantui, uciekł dzięki zakochanej w nim damie, która dostarczyła pilnik do przepiłowania krat w oknie celi. Linę długości 30 m, niezbędną do opuszczenia się z więziennej wieży, sam uplótł z prześcieradeł.

Orsini uwierzył, że zabicie Napoleona III wywoła rewolucję we Francji. Rewolucyjny Paryż zaś wedle jego marzeń będzie musiał poprzeć włoską niepodległościową rewolucję. W Londynie Orsini zwerbował Giuseppe Pieriego, byłego żołnierza Legii Cudzoziemskiej i znanego anarchistę w jednej osobie, który dla potrzeb spisku przybrał nazwisko d’Andreas i podawał się odtąd za poddanego niemieckiego. Kolejnego kompana, francuskiego chirurga i dziennikarza Bernarda, karanego w Paryżu za przestępstwa polityczne, znalazł Orsini w jednej z londyńskich kawiarni. Czwarty spiskowiec, Włoch Gomez, też był ongiś żołnierzem Legii Cudzoziemskiej. Teraz w spisku udaje Anglika o nazwisku Swiney. Carlo di Rudio, z patrycjuszowskiej rodziny wydalonej za spiskowanie z Wenecji, przyłączył się do zamachowców z braku pieniędzy. Orsini kupił mu ubranie i kapelusz. Di Rudio przybrał nazwisko Da Silva i podaje się za komiwojażera.

Pewien Anglik nazwiskiem Allsop skontaktował Orsiniego z angielskim inżynierem w Birmingham, który wyprodukował dla niego 10 połówek korpusów bomb. Po skręceniu śrubami i napełnieniu prochem 5 bomb różnych rozmiarów było gotowych do użycia.

Tydzień temu spiskowcy przewieźli swój arsenał przez Brukselę do Francji. Celnikom wyjaśniono, że korpusy bomb to części do prototypowego aparatu gazowego. Policja belgijska rozpoznała jednak Pieriego i zaalarmowała francuską ambasadę, że ten znany anarchista zmierza do Paryża.

W Paryżu Orsini, podając się za angielskiego kupca Thomasa Allsopa, wynajął mieszkanie w domu nr 10 przy ulicy Mont Thabor. Pieri i Di Rudio zatrzymali się w hotelu France et Champagne, Gomez zaś – w hotelu Saxe-Cobourg. W następnych dniach Orsini wysuszył proch, zmontował bomby i ułożył precyzyjny plan zamachu.

Zegar na wieży wybija wpół do dziewiątej. Coraz wyraźniej słychać stukot kopyt. Podniecony tłum faluje, ludzie przeciskają się na siłę w stronę jezdni. Jako pierwsi skręcają w ulicę Le Pelletier konni gwardziści. Prezentują się wspaniale w galowych mundurach, z obnażonymi szablami lśniącymi w blasku iluminacji na gmachu opery i gazowych latarń na chodniku. Za gwardzistami jedzie otwarty powóz z oficerami gwardii, za nim zaś, otoczony przez pluton lansjerów i resztę gwardzistów, zamknięty powóz z parą cesarską.

Napoleon III, wyraźnie zmęczony i senny, milcząc, patrzy na wiwatujące tłumy usiłujące przecisnąć się bliżej powozu. Cesarzowa Eugenia, w białej sukni, z diademem na swych wspaniałych włosach, wygląda prześlicznie. Siedzi wyprostowana, na lewo i na prawo rozdaje skinienia głowy. Cesarskiej parze towarzyszy w powozie gen. Roguet.

Agent tajnej policji Hebert nagle zauważa w tłumie twarz opisaną w tajnym raporcie francuskiego ambasadora w Belgii. Podchodzi do Giuseppe Pieriego, chwyta go i wyciąga z ciżby gapiów. Pieri ma przy sobie pakiet owinięty czarną szmatą. W środku agenci policji znajdują bombę. Z kieszeni Pieriego wyciągają pistolet i sztylet. Jeden z zamachowców jest unieszkodliwiony.

Ani strażnicy, ani też tajni agenci Hyrvoix nie zauważają jednak 3 młodych ludzi, którzy energicznie przepychają się przez tłum w stronę orszaku. Pozostali spiskowcy zajmują miejsca wyznaczone im przez Orsiniego. Obecność kobiet i dzieci na chodniku ich nie wzrusza.

Pierwszy rzuca bombę Antonio Gomez. Jeden z dwóch największych pocisków konstrukcji Orsiniego eksploduje przed cesarskim powozem w chwili, gdy orszak skręca ku wejściu do opery. Potężny wybuch zrywa ze ścian opery iluminację, gasi uliczne lampy gazowe. W ciemnościach słychać przeraźliwe krzyki rannych i kwiczenie koni.

Druga bomba, ciśnięta przez Carla Rudio, eksploduje po lewej stronie powozu. Chwilę później wybucha trzeci pocisk, z tych najmniejszych, rzucony przez Orsiniego pod powóz. Brygadier Alessandri (ten sam, który jako Buldog przed dwoma laty uratował cesarza na Polach Elizejskich) w ciemnościach woła: „Sire! Sire!”. Szarpie drzwiczki cesarskiego powozu. Uszkodzone odłamkami zawiasy rozpadają się i drzwiczki lecą na trotuar. Napoleon III siedzi w dziwnej pozycji, odchylony w tył, w generalskim kapeluszu wciśniętym głęboko na oczy. Nie jest ranny, ma tylko drobne skaleczenie na policzku i na nosie, ale spory odłamek przeszył jego kapelusz na wylot. Cesarzowa jest śmiertelnie blada, białą suknię ma zachlapaną krwią, ale także nie odniosła obrażeń. Na jej sukni jest krew zmasakrowanych lansjerów z eskorty. Gen. Roguet, który siedzi naprzeciw cesarza, broczy z rany szyi.

Po dłuższej chwili ktoś zapala latarnie gazowe. W ich świetle widać, jak straszliwą hekatombę sprawiły bomby Orsiniego. W operze i sąsiednich budynkach wyleciały wszystkie szyby. Wokół powozu leży 8 zabitych. Rannych jest kilkudziesięciu cywilów, w tym 21 kobiet i dzieci, oraz 13 lansjerów, 11 strażników miejskich i 21 policjantów. Przeraźliwie rżą 24 poharatane konie. Jednemu z rumaków zaprzężonych do powozu cesarskiego wybuch urwał łeb.

Brygadier Alessandri, brocząc obficie z 3 ciężkich ran, pomaga wysiąść z powozu cesarzowi, potem Eugenii. Cesarzowa prosi go, by kazał się opatrzyć, ale brygadier odmawia i odprowadza ją w stronę reprezentacyjnego czerwonego dywanu przed wejściem do opery. Ranni i poturbowani lansjerzy, chwiejąc się, tworzą szpaler, by zaoszczędzić Eugenii widoku krwi i zmasakrowanych ciał. Któryś z wojskowych dopytuje się głośno, czy cesarzowa nie jest ranna. „Nie zajmujcie się nami, to jest nasz zawód. Myślcie o rannych” – odpowiada Eugenia. Napoleon spokojnie wydaje rozkazy, by w pierwszej kolejności zbierano rannych.

Nadbiegają pierwsi lekarze. Właściciele pobliskich aptek otwierają je i wydają bandaże. Szefowie policji obawiają się, że w tłumie mogą czaić się kolejni zamachowcy, i nalegają, by cesarska para schroniła się w gmachu opery. Gdy Napoleon III z Eugenią wchodzą do sali, publiczność wstaje z miejsc i wita ich niekończącą się owacją. Cesarzowa w białej sukni poplamionej żołnierską krwią wygląda olśniewająco. Spektakl tak bardzo podoba się parze cesarskiej, że wraca ona do pałacu tuileryjskiego dopiero pół godziny przed północą.

Eksplozje ogłuszają także zamachowców. Odłamek rani Orsiniego w głowę. W ciemnościach, w kłębach prochowego dymu i ogólnym zamęcie nikt nie zauważa, że broczący krwią młody mężczyzna przed chwilą rzucił bombę. Orsini dyskretnie upuszcza na chodnik zawiniątko z drugą bombą i swój zakrwawiony rewolwer. Pełni współczucia gapie odprowadzają rannego do pobliskiej apteki. Po opatrzeniu rany konsekwentnie udający Anglika Orsini każe fiakrowi wieźć się do mieszkania przy ulicy Mont Thabor.

Ogłuszony wybuchem, przerażony potworną masakrą niewinnych gapiów Gomez chowa się do restauracji Broggiego przy operze, znanej z bankietów po spektaklach. Jest w szoku: śmiertelnie blady, przeraźliwie trzęsie się i wygaduje coś bez sensu. Z włoskim akcentem. To budzi podejrzenia obecnych w restauracji, którzy wzywają policjantów. Gomez chowa swój rewolwer pod półką, ale ktoś dostrzega to. Policjanci aresztują go.

Przesłuchiwany tuż po zamachu Pieri szybko przyznaje się, że mieszkał z Rudiem w hotelu France et Champagne. Pół godziny po eksplozjach bomb policja wkracza do hotelu. Do swego pokoju wkrótce potem wraca Rudio, który nie ma pojęcia o wpadce Pieriego. Policja ma w rękach trzeciego zamachowca.

Intensywnie przesłuchiwany jest także Gomez. Utrzymuje, że nazywa się Swiney i jest uczciwym angielskim kupcem handlującym piwem. Aby się uwiarygodnić, podaje nazwę hotelu, w którym się zatrzymał: Saxe-Cobourg. Policja udaje się tam. Ktoś z obsługi przypomina sobie, że pana Swineya niedawno odwoził do hotelu pan Morand, mąż konsjerżki z kamienicy nr 10 przy ulicy Mont Thabor.

Coraz bardziej osaczany podczas przesłuchania Gomez znów usiłuje się uwiarygodnić i znów popełnia błąd. Zeznaje, że jego angielski pryncypał nazywa się Allsop. A właśnie niejaki Allsop wynajmuje mieszkanie w kamienicy Morandów!

O 4.00 policjanci w towarzystwie Moranda wdzierają się do mieszkania wynajmowanego przez owego Allsopa. Wyrwany ze snu, ranny w głowę Orsini przytomnie obstaje, że jest poddanym angielskiej królowej i uczciwym kupcem. Ale komisarze policji są pewni, że mają w ręku zamachowca. Orsini, choć zdaje sobie sprawę, że najpewniej czeka go gilotyna, jest spokojny. Z godnością wychodzi z mieszkania wraz z policjantami.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.