7 kwietnia 1977 roku – zamach na prokuratora generalnego Republiki Federalnej Niemiec Siegfrieda Bubacka odpowiedzialnego m. in. za ściganie terrorystów Frakcji Czerwonej Armii (RAF), przez których został zastrzelony. W. Kalicki tak relacjonuje tamto wydarzenie:

Przed willą w Neureut, przedmieściu Karlsruhe, zatrzymuje się granatowy mercedes. Jest późny ranek Wielkiego Czwartku. Z domu wychodzi łysawy, ubrany w ciemny garnitur mężczyzna w średnim wieku. To prokurator generalny Republiki Federalnej Niemiec Siegfried Buback. Zwykle zabiera go z domu do pracy jego osobisty kierowca 30-letni Bernd Jacobi. Dziś jednak służbowego mercedesa prowadzi inny kierowca prokuratury, Wolfgang Göbel. Na tylnym siedzeniu limuzyny siedzi szef kolumny samochodowej Prokuratury Generalnej Georg Wurster.

Buback siada obok Göbla.

Zwykle ostentacyjnie okazujący pogodę ducha i życzliwość, znany ze skłonności do cieszenia się urokami życia, jest Buback w rzeczywistości twardym, bardzo zręcznym graczem, skupionym na swojej urzędniczej karierze. Pierwszy prawniczy egzamin państwowy 20-letni Buback zdał w roku 1941. Potem trafił do wojska. Pod koniec wojny został wzięty do niewoli. Dość długo mościł się w prawniczych strukturach zachodnich stref okupacyjnych Niemiec. W wieku 33 lat został wreszcie prokuratorem w Badenii-Wirtembergii. Już 10 lat później awansował na krajowego prokuratora Badenii-Wirtembergii i został oddelegowany do prokuratury federalnej w Karlsruhe. Buback awansował bardzo szybko, bo od początku swej pracy jako prokurator nie uchylał się od trudnych spraw, wręcz zabiegał o nie. W Karlsruhe wyspecjalizował się w oskarżeniach o zdradę stanu i w skomplikowanych procesach rewizyjnych.

Wśród prawników i polityków zyskał opinię prokuratora od najtrudniejszych przypadków.

To właśnie Buback kierował w roku 1962 skandaliczną akcją prokuratury i policji – za którymi stali kanclerz Konrad Adenauer i minister obrony Franz Josef Strauss – przeciw redakcji tygodnika „Der Spiegel” i osobiście przeciw jego redaktorowi naczelnemu i wydawcy Rudolfowi Augsteinowi. „Spiegel” piętnował kumoterstwo i nepotyzm Straussa, które zachodnioniemieckich podatników kosztowały miliony marek. Prokurator Siegfried Buback, który oskarżać miał Augsteina i jego współpracowników o zdradę stanu, osobiście wertował hałdy dokumentów w redakcji „Spiegla”, przeszukiwał sejf Augsteina.

Afera „Spiegla” skończyła się kompromitacją władzy – do procesu wydawców i dziennikarzy tygodnika nigdy nie doszło. Była to także prawnicza porażka ambitnego prokuratora Bubacka, ale władza zauważyła, że można na niego liczyć nawet w beznadziejnych sprawach.

Szybko zresztą odniósł on spektakularne sukcesy. W roku 1967 Wolf-Diethard Knoppe, niemiecki pilot wojskowy, latający na amerykańskich myśliwcach Starfighter, pomógł Manfredowi Rommingerowi i Josefowi Linowskiemu w kradzieży z lotniska wojskowego Neuburg najnowszej amerykańskiej rakiety powietrze-powietrze. Rakietę tę, wraz z osprzętem, Romminger sprzedał sowieckiemu szpiegowi. Buback doprowadził do wykrycia sprawców i posadzenia ich za kratkami.

Równie spektakularnym sukcesem prokuratora Bubacka było rozwiązanie zagadki mordu niemieckich żołnierzy w Lebach w 1969 roku. W tamtejszych koszarach 261. Batalionu Spadochronowego zostali zastrzeleni podczas snu 4 wartownicy. Piąty cudem przeżył. Buback zorganizował wówczas olbrzymią akcję poszukiwawczą. Wykorzystał w niej telewizję, co zresztą doprowadziło do ujęcia sprawców – 3 młodych mężczyzn. Dzięki Bubackowi 2 główni sprawcy zostali skazani na dożywocie.

Przed 3 laty „prokurator od trudnych spraw” awansował na stanowisko prokuratora generalnego RFN. Od razu też swój wzrok zwrócił na lewackich buntowników i terrorystów.

W tym czasie założyciele Rote Armee Fraktion (Frakcji Czerwonej Armii) byli już wyeliminowani z terrorystycznej gry. Andreas Baader, Gudrun Ensslin, Carl Raspe, odpowiedzialni za podpalenia, zamachy bombowe, napady na banki, strzelaniny z policją, zabójstwa, ataki na sztaby armii amerykańskiej stacjonującej w RFN, odsiadywali dożywocie w umocnionym więzieniu specjalnym Stammheim pod Stuttgartem. Aresztowana w 1972 roku, skazana na dożywocie za poczwórne morderstwo Ulrike Meinhof także trafiła do tego więzienia. Niespełna rok temu powiesiła się w celi.

Siegfried Buback jednak od czasu swej nominacji na prokuratora generalnego nieustannie wieszczy, że to nie koniec wojny z lewackimi terrorystami RAF, ostrzega przed głoszoną przez lewackich teoretyków „drugą fazą walki rewolucyjnej”. Mało kto chce słuchać jego alarmów – niemal wszystkim politykom wydaje się, że płomień zbrojnego buntu Baadera, Meinhof i ich towarzyszy bezapelacyjnie zgasł.

Wiarygodności ostrzeżeniom Bubacka nie przydaje jego tryb życia. Choć dla zbuntowanych radykalnych lewaków jest on personifikacją opresywnego, burżuazyjnego państwa, choć to on kieruje krucjatą przeciw lewicowym ekstremistom, nie korzysta z policyjnej ochrony, często bywa w restauracjach i miejscach publicznych. Nawet jego służbowy mercedes nie jest opancerzony. Indagowany w kwestii swej niefrasobliwości Buback wyjaśnia, że nie może tak przemeblować swego życia, by z góry wykluczyć zamach na siebie. Chętnie prezentuje się jako twardziel: „Nie pozwalam sobie nigdy na strach”.

Buback ma dobrą intuicję – druga generacja terrorystów RAF od wielu miesięcy szykuje się w podziemiu do uwolnienia Andreasa Baadera. Planowane zamachy na wysokich urzędników mają sterroryzować, sparaliżować władze, zaś porwania dostarczyć powinny prominentnych zakładników do wymiany na Baadera.

Jako pierwszego terroryści nazywający się Kommando Ulrike Meinhof wzięli na celownik prokuratora generalnego.

Granatowy mercedes rusza spod domu Bubacka. Na skrzyżowaniu Höhe Moltkestrasse i Linkenheimer Landstrasse zapalają się czerwone światła. Kierowca Göbel zatrzymuje limuzynę. Na pobliskiej stacji benzynowej Esso dwaj motocykliści w pełnych oliwkowozielonych hełmach, zasłaniających ich głowy i twarze, siedzą na wynajętym w Düsseldorfie na fałszywe papiery suzuki 750 GS, najszybszym na świecie, seryjnie produkowanym motocyklu. Ich hełmy oryginalnie miały barwy białą i czerwoną, ale niedawno obaj motocykliści przemalowali je na kolor oliwkowy farbą w sprayu z puszki. Chwilę wcześniej kierujący suzuki machnięciem ręki odprawił pracownika stacji, który chciał im pomóc w tankowaniu. Motocyklista dodaje gazu, pojazd wytacza się na ulicę, podjeżdża z prawej strony do mercedesa Bubacka, który właśnie rusza z miejsca. Pasażer suzuki wyjmuje z brązowej torby na ramię karabinek automatyczny Heckler & Koch HK 43, mierzący zaledwie 92 cm, i z tylnego siedzenia strzela podczas jazdy. Pociski dziurawią szyby z odległości niespełna metra. Mężczyzna z tylnego siedzenia motocykla oddaje 15 strzałów. Prawie wszystkie trafiają 3 siedzących w mercedesie mężczyzn – skośnie w plecy lub w prawy bok.

Na pozór nic się nie dzieje. Na pustawej ulicy ciche strzały z karabinka kalibru 5,56 mm nie zwróciły niczyjej uwagi. Granatowy mercedes powoli toczy się po jezdni. Suzuki zwalnia, objeżdża od tyłu mercedesa, zbliża się do niego od lewej strony. Motocyklista jedzie z taką samą prędkością jak limuzyna, kilkadziesiąt centymetrów od niej. Wspólnik motocyklisty wychyla się w stronę mercedesa, spokojnie zagląda przez szyby. Sprawdza, czy zamach był skuteczny. Po chwili suzuki odjeżdża. Zamachowcy uciekają w kierunku Innenstadt. Mercedes wolno toczy się dalej, zjeżdża na chodnik, uderza w słupek i zatrzymuje się.

Przejeżdżający akurat policyjny patrol spostrzega mercedesa z prawym przednim kołem na chodniku, ze zderzakiem wbitym w metalowy słupek. Policjanci są pewni, że mają do czynienia ze stłuczką, której sprawca uciekł z miejsca zdarzenia. Wzywają patrol drogówki.

Dopiero policjanci z drogówki zauważają w szybach otwory po pociskach. Otwierają drzwi mercedesa. Siegfried Buback i kierowca Göbel są martwi. Zbryzgany krwią Bernd Jacobi kona.

O 9.17 policja organizuje blokadę dróg i wielką akcję poszukiwawczą.

Na moście na autostradzie zamachowcy ukrywają motocykl i hełmy za jednym z filarów. Wsiadają do alfy romeo super giulia, w której, za kierownicą, czeka na nich wspólnik. Odjeżdżają bezpiecznie.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.