Autor W. Kalicki zabiera nas w czasy I wojny światowej:

Na niemieckim lotnisku polowym pod okupowanym Cappy nad Sommą elitarny pułk lotnictwa myśliwskiego Jagdgeschwader I szykuje się do kolejnego dnia walk z lotnictwem aliantów. Piloci nie spieszą się tego ranka ze swych polowych namiotów do stojących nieopodal 3-płatowych fokkerów Dr. 1. Podstawa gęstych chmur jest niska, nad ziemią ściele się gęsta mgła. To nie są warunki do lotów. Tylko dowódca pułku nie traci nadziei, że jeszcze tego dnia uda się wystartować do lotu bojowego. Wieje silny wschodni wiatr, który może rozpędzić mgłę i chmury.

Dowódcą, który tak pali się do walki, jest najlepszy pilot myśliwski wojny światowej Manfred Freiherr von Richthofen. 26-letni as urodził się w Borku (obecnie część Wrocławia), a do lotnictwa myśliwskiego trafił w roku 1915. Pierwszych 2 zestrzeleń dowództwo mu nie zaliczyło, bo samoloty przeciwnika spadły po wrogiej stronie frontu. Szybko jednak zdeklasował najlepsze myśliwskie asy obu walczących stron – poprzedniego dnia zestrzelił 79. i 80. samolot!

Richthofen jest oczkiem w głowie cesarskiej propagandy, rozpisują się o nim gazety, wydawane są pocztówki z jego podobizną. Konsekwentnie odrzuca propozycje przejścia na bezpieczne tyły. Nie jest wolny od próżności, pomalował swojego fokkera na jaskrawoczerwony kolor (stąd wziął się jego przydomek – Czerwony Baron), ale w powietrzu walczy z wielką odwagą, żądzą zwycięstw i z ogromną dyscypliną taktyczną. Bywał już ranny, zestrzeliwano go, ale zawsze wracał na front. I znów zwyciężał.

O 10.15 znad pobliskiej linii frontu napływa meldunek od obserwatorów – w powietrzu pojawiły się 2 brytyjskie samoloty R.E.8. Richthofen zaciera ręce. R.E.8 to rozpoznawczy dwupłatowiec i zarazem lekki bombowiec. Choć wyposażony bywa w 2 karabiny maszynowe Lewisa na obrotowym stelażu, obsługiwane przez obserwatora, jest łatwym łupem dla myśliwców – w powietrzu manewruje niezdarnie, a trafiony w bak paliwa, błyskawicznie staje w płomieniach.

Richthofen podrywa w powietrze 2 klucze myśliwców Fokker Jagdstaffel 11. Na czele pierwszego leci sam, drugim dowodzi ppor. Hans Weiss. W składzie pierwszego klucza leci też Wolfram von Richthofen, kuzyn Czerwonego Barona. To zupełny żółtodziób, zwabiony do lotnictwa sławą mistrza Manfreda.

Niemieckie samoloty lecą na wysokości ok. 2 km. Nad Sommą fokkery Richthofena spotykają się z dwupłatowymi, nowoczesnymi myśliwcami Albatross D.V. z Jagstaffel 11. Obie formacje łączą się i wspólnie tworzą rozbudowaną w pionie formację bojową. U jej szczytu lecą fokkery Czerwonego Barona.

W chwilę później Niemcy spostrzegają lecącą wzdłuż Sommy swoją zwierzynę łowną – 2 brytyjskie R.E. 8. Australijscy piloci R.E. 8 zacieśniają szyk, obaj obserwatorzy kierują lufy karabinów maszynowych w stronę niemieckich myśliwców, ale nie mają złudzeń, co ich czeka. Przewaga przeciwnika jest miażdżąca.

Pierwszy rusza z góry do ataku Czerwony Baron, zaraz za nim pikuje w stronę Brytyjczyków ppor. Weiss. Gdy jednak Richthofen otwiera ogień, zacinają mu się oba karabiny maszynowe systemu maxim-spandau. Czerwony Baron wychodzi z lotu nurkowego i wycofuje się z walki. Osamotniony ppor. Weiss dostaje się w ogień krzyżowy Australijczyków i tęgo obrywa. Pociski przecinają mu linkę steru. Z trudem odlatuje do bazy.

Rejteradę z pola walki obu niemieckich asów zręcznie wykorzystują australijscy piloci i już po chwili chowają się bezpiecznie w chmurach. Nie mija parę minut, gdy na formację niemieckich myśliwców spada z góry 15 brytyjskich dwupłatowych myśliwców Sopwith Camel.

Stacjonują one niedaleko Amiens, na lotnisku polowym odległym zaledwie o 35 km od lotniska pułku Richthofena. Od rana brytyjscy piloci, podobnie jak Niemcy, czekali, aż silny wschodni wiatr rozpędzi mgłę i chmury. I doczekali się.

Doborowa brytyjska formacja składa się z 3 liczących po 5 cameli eskadr, którymi dowodzą 3 asy myśliwstwa: Anglik kpt. Oliver William Redgate, Kanadyjczyk kpt. Arthur Roy Brown i Amerykanin kpt. Olivier Colin LeBoutillier.

I cóż za zbieg okoliczności – eskadra kpt. Arthura Browna, podobnie jak klucz Richthofena, przypomina szkółkę – wśród 5 pilotów jest zupełny żółtodziób, a przy tym kolega kpt. Browna z podstawówki, ppor. Wilfried May.

Kpt. Brown przykazał przed startem Mayowi, by trzymał się możliwie wysoko i z dala od pola walki. A gdyby został zaatakowany, ma zmykać na zachód, ile tylko koni w silniku.

Brytyjczycy są nieco mniej liczni, ale kompletnie zaskakują doborową formację niemiecką.

Fokkery i albatrossy rozpierzchają się po niebie. Bitwa zwartych formacji zamienia się w kilkanaście pojedynków. Ryczą silniki, karabiny maszynowe grzmią krótkimi seriami. Długie prowadzenie ognia nie jest możliwe, gdyż mimo silnej strugi powietrza owiewającego podczas lotu ażurowe osłony chłodzące luf, broń łatwo przegrzewa się i zacina.

Po chwili do walki wraca klucz Czerwonego Barona. Manfred von Richthofen w towarzystwie jednego z fokkerów rzuca się wir walki kołowej. Wysoko nad obszarem bitwy powietrznej krąży kuzyn Czerwonego Barona Wolfram, któremu sławny krewniak zapowiedział – tak jak kpt. Brown Mayowi – by trzymał się powyżej walczących maszyn. A jeszcze wyżej, nad fokkerem Wolframa Richthofena, lata camel Maya. Kanadyjczyk śledzi toczące się poniżej pojedynki myśliwców i w końcu, mimo napomnień kpt. Browna, nie wytrzymuje i pikuje na samotnego fokkera. Popełnia jednak błąd. Długa, o wiele zbyt długa seria z karabinów maszynowych przegrzewa lufy jego vickersów. Broń zacina się i nie dość, że niemiecki pilot uchodzi cało, to teraz May jest w opałach. Rozsądnie robi zwrot na zachód i lekko nurkując, uchodzi z pola walki. Ale rozglądający się uważnie – mimo udziału w walce – za samolotem kuzyna Czerwony Baron dostrzega atak Kanadyjczyka. Natychmiast leci w kierunku maszyny Wolframa, by ratować go z kłopotów. Gdy spostrzega, że napastnik ucieka z pola walki, rusza za nim; teraz węszy w nim łatwy łup. Zdenerwowany Kanadyjczyk popełnia błędy w pilotażu, prowadzi maszynę bardzo niepewnie. Nie ma jednak pojęcia, kto go ściga.

Richthofen wychyla się z kabiny, ręcznie przeładowuje karabiny maszynowe, otwiera ogień. Chybia. May usiłuje urwać się prześladowcy, lecąc tuż nad wierzchołkami drzew. Potem pędzi doliną Sommy, tuż nad lustrem wody. Wszystko na nic.

Tymczasem wir walczących samolotów po kilku minutach rozpada się. Maszyny rozlatują się na wszystkie strony – pilotom brakuje amunicji, lufy karabinów są rozgrzane. Kpt. Brown dostrzega w oddali 2 samoloty pędzące jeden za drugim w dolinie Sommy. Pojmuje, co się dzieje, i rusza na ratunek koledze. Nurkuje gwałtownie, ryzykując katastrofę, ale wykorzystując przewagę prędkości, dochodzi od tyłu do czerwonego fokkera Richthofena. Seria jego kaemów chybia, jednak zaskoczony Niemiec robi unik, dzięki któremu May odrywa się nieco od niego.

W tej chwili Richthofen ma jeszcze szansę powrócić szczęśliwie na swoje lotnisko, ale żądza 81. zwycięstwa w powietrzu zaćmiewa jego umysł. Łamiąc wszelkie zasady, pędzi dalej za samolotem Maya, w głąb terytorium przeciwnika. I dostaje się pod lufy karabinów maszynowych australijskiej piechoty na płaskowyżu Morlancourt. Najpierw strzela do niego sierż. Popkin, potem inni żołnierze. Chybiają. Fokker Richthofena oddala się już od niebezpiecznego płaskowyżu, gdy Popkin z odległości 0,5 km wysyła za nim jeszcze jedną serię. Czerwony Baron dostaje jedną jedyną kulę w prawy bok. Fokker podrywa się w górę, a potem wykonuje 2 zwroty, łagodnie opada i ląduje w polu. Gdy australijscy strzelcy podbiegają do maszyny, by wziąć pilota do niewoli, Czerwony Baron jest martwy.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.