28 października 1950 to rocznica przeprowadzenia reformy walutowej w Polsce, choć z reformą mało to miało wspólnego, a zapamiętane zostało w historii, jako komunistyczny „skok na kasę narodu”. W. Kalicki przypomina nam dziś przebieg wydarzeń:

Przedpołudniowa sesja sejmu przebiega wedle zapowiedzianego porządku. Po powołaniu sekretarzy wicemarszałek Wacław Barcikowski odczytuje krótkie wspomnienia o zmarłych niedawno posłach. Potem Sejm stwierdza wygaśnięcie mandatów kilku posłów, którzy formalnie z mandatów zrezygnowali. Wicemarszałek, w sennej atmosferze, informuje izbę o ratyfikacji konwencji z Węgierską Republiką Ludową o ochronie roślin uprawnych przed szkodnikami, o mianowaniu Juliana Tokarskiego ministrem przemysłu ciężkiego. W końcu przedpołudniowej sesji zaczyna się pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy dotyczącej ratyfikacji układu między Polską a NRD o wytyczeniu ustalonej polsko-niemieckiej granicy państwowej.

Pisarka Maria Dąbrowska wychodzi z domu do Banku Rzemiosł i Handlu, by podjąć 300 tys. zł na pożyczki i większe zakupy domowe. W banku, zwykle w sobotnie przedpołudnie sennym, tym razem kłębi się wielki tłum.

W innych bankach jest tego dnia podobnie. Pisarka nie ma pojęcia, o co chodzi.

Wieczorem, po długiej przerwie, posłowie wracają na obrady.

Najpierw zaskakuje ich widok wzmocnionych posterunków KBW przy wejściach do Sejmu. Domysły, że za chwilę rozegra się tu coś nieoczekiwanego i ważnego, zamieniają się w pewność: w kuluarach rozchodzi się poufna informacja o odcięciu wszystkich telefonów w gmachu Sejmu.

Przybywa rząd z premierem Józefem Cyrankiewiczem, wicepremierami Mincem, Chełchowskim i Korzyckim oraz z ministrem obrony narodowej marsz. Konstantym Rokossowskim. Po chwili okazuje się, że do czasu zakończenia posiedzenia posłowie ani nie mogą opuścić gmachu Sejmu, ani telefonować do miasta.

Ścisła tajemnica, utrzymywana do ostatniej chwili także przed posłami PZPR, wyjaśnia się szybko. Wicemarszałek zapowiada wniesienie pod obrady ustawy projektu Rady Państwa i rządu o zmianie systemu pieniężnego.

Na mównicę wychodzi minister finansów Konstanty Dąbrowski. Kompletnie zaskoczeni posłowie dowiadują się, że rząd przedkłada niniejszym projekt wprowadzenia do obiegu nowego pieniądza, a mianowicie nowego złotego, równego 0,222168 g czystego złota. W ustach ministra nowy pieniądz prezentuje się nader atrakcyjnie: „Kurs nowego złotego w stosunku do walut obcych będzie ustalony na zasadzie parytetu złota i będzie wynosić 1 złoty równa się 1 rubel, 1 dolar równa się cztery złote”. Minister ze swadą przedstawia okoliczności, które wedle rządu uzasadniają wymianę złotego: przekroczenie planu 3-letniego, pomyślny początek planu 6-letniego, udane zbiory w tym roku i w ubiegłym, zniesienie przed 2 laty systemu kartkowego w miastach. Ale to nie wszystko.

 „Elementy kapitalistyczne zostały wyparte z handlu hurtowego i skupu podstawowych artykułów rolnych oraz znacznie ograniczone w handlu detalicznym” – ogłasza z dumą minister Dąbrowski.

Tak wielkie sukcesy gospodarcze wymagają wprowadzenia odpowiadającego im pieniądza, grzmi z trybuny Dąbrowski. Gdy mówi on o nowym złotym, zawsze dodaje, że jest to złoty wysokowartościowy, równy najsilniejszej walucie świata – radzieckiemu rublowi.

Wreszcie mówca przechodzi do rzeczy najważniejszej – zasad wymiany pieniądza. Ceny i płace mają być przeliczone w stosunku 3 zł nowe za 100 starych, zaś stare banknoty pozostające w obiegu mają być wymieniane w proporcji 1 nowy zł za 100 starych. Oznacza to, że oszczędności trzymane przez ludność w złotówkach z dnia na dzień stracą dwie trzecie swej wartości.

Minister rozwodzi się szeroko nad staraniami władzy, by wymiana pieniądza była jak najmniej dolegliwa dla ludzi pracy. Wymiana zacznie się za 2 dni, w poniedziałek 30 października, zatem w dniu przed największymi wypłatami zarobków w zakładach przemysłowych. Ci z pracowników, którzy pensję w tym miesiącu już wzięli, dostaną jednorazową rekompensatę w wysokości dwóch trzecich zarobków za każdy dzień między początkiem wymiany pieniędzy a następnym dniem wypłaty. No i oszczędności na rachunkach w PKO i kasach pracowniczych przeliczone zostaną w stosunku 1:100. Na otarcie łez studenci dostaną zasiłek wysokości 70 zł – tyle, ile w nowych cenach warte będzie 12 kg cukru. Chłopi – ale tylko małorolni – będą mogli zapłacić starym pieniądzem, wedle starych stawek, zaległe podatki.

Wymiana pieniędzy ograbia społeczeństwo z dwóch trzecich zasobów gotówki. Władza każe się jednak cieszyć, że są tacy, którzy stracą bardzo dużo.

 „Przeprowadzenie reformy walutowej pozbawi elementy spekulacyjne poważnej części nagrabionych przez nie kapitałów” – głosi tekst uchwały. To oczywiście nieprawda, spekulanci i prywatna inicjatywa trzymają oszczędności w dolarach, złocie, kamieniach, dziełach sztuki. Ta wymiana pieniądza ograbia przede wszystkim zwykłych robotników, chłopów, urzędników, inteligentów. Minister Dąbrowski dodaje nie bez żalu: „W stosunku do elementów kapitalistycznych w mieście i na wsi reforma walutowa oznacza ograniczenie ich spekulacyjnej działalności, ale nie jest równoznaczna z ich likwidacją”.

Po malutkiej marchewce czas na kolejne kije dla społeczeństwa. Wymiana pieniędzy ma być prowadzona od 30 października do 8 listopada. Minister Dąbrowski tego z sejmowej trybuny nie mówi, ale planowana liczba punktów wymiany banknotów jest niewystarczająca, zwłaszcza na wsi i w małych miasteczkach. Kto do 8 listopada starych banknotów nie wymieni, ten nie wymieni ich już nigdy.

Ustawa o zmianie systemu pieniężnego wprowadza całkowity zakaz posiadania przez osoby prywatne walut obcych, złotych monet oraz złota i platyny w sztabkach. Ci, którzy je mają, muszą w ciągu najbliższego tygodnia odsprzedać je państwu, naturalnie, po cenach przez państwo wyznaczonych. Za posiadanie walut i szlachetnych kruszców grożą kary wieloletniego więzienia; za handel nimi – nawet kara śmierci.

Na koniec minister zapowiada podwyżkę cen wódki o 50 proc. Podwyżka wchodzi w życie z dniem rozpoczęcia wymiany pieniędzy. Oczywiście w trosce o zdrowie społeczeństwa.

Po ministrze finansów głos zabierają przewodniczący Centralnej Rady Związków Zawodowych Wiktor Kłosiewicz oraz poseł Ozga-Michalski z ZSL. Obaj gorąco popierają wymianę pieniądza. Pozory dyskusji są zachowane, ale żaden z posłów nie ma cienia wątpliwości, że rzecz jest przesądzona i jakiekolwiek nieuzgodnione uwagi z sali mogą się tylko skończyć źle dla ich autora. Cała operacja została przygotowana w niewielkim kręgu wtajemniczonych – nie mają o niej pojęcia nawet eksponowani pracownicy NBP i innych banków ani kierownictwa zwasalizowanych przez PZPR partii politycznych. Nowe banknoty emisji z 1 lipca 1948 roku od dawna już czekają w wojskowych magazynach. Zaprojektował je uznany twórca prof. Wacław Borowski. Władze zażądały, by banknoty ozdobiły wizerunki ludzi pracy. Na 100-złotówce znalazł się więc portret kierowcy warszawskiej Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych, na 10-złotówce – wizerunek gisera Jóźwiaka z PWPW w Łodzi. Pierwszy projekt banknotu 50-złotowego władze odrzuciły. Przedstawiał on górala, a góral najwyraźniej, wedle komunistów, człowiekiem pracy nie jest. Ostatecznie na banknot trafił rybak.

Posiedzenie Sejmu kończy się późno w nocy. Słuchaczy Polskiego Radia niepokoją dziwne nocne komunikaty na falach eteru: prezydia oraz pracownicy etatowi rad narodowych wszystkich szczebli, pracownicy centrali Narodowego Banku Polskiego oraz wszystkich pozostałych banków i instytucji oszczędnościowych mają się zgłosić do pracy w niedzielę o 8.30. Kierownicy wszystkich placówek handlowych mają zgłosić się do pracy w niedzielę o 10.00.

W niedzielny ranek przed kioskami ustawiają się długie kolejki. Władze zmobilizowały w nocy zetempowców, by roznosili po ulicach niedzielne wydanie gazet z informacjami o wymianie pieniędzy, ale to niewiele pomaga.

Maria Dąbrowska o 7.30 włącza radio i słyszy komunikaty dla pracowników banków. Martwi się, że ludowa władza uczyniła ją bankrutką. Niedawno podjęła w wydawnictwie „Czytelnik” połowę swych pokaźnych honorariów autorskich i ulokowała je w banku.

Wybitny matematyk prof. Hugo Steinhaus tego ranka, po przeglądnięciu gazet, jak na naukowca przystało, liczy: kilogram jabłek ma po wymianie kosztować 8 nowych zł, to znaczy – wedle nowego parytetu – 2 dolary, zatem 4 razy więcej niż w Stanach Zjednoczonych… Gdzie więc ten kryzys, to gnicie kapitalizmu, o którym opowiadał w Sejmie minister Dąbrowski, wychwalając wymianę złotówki?

W miastach i na wsiach od świtu panuje wielki ruch. Ci, którzy już wiedzą i którym stara gotówka parzy palce, biegną czym prędzej do zaspanych, nierozgarniętych i niewiedzących jeszcze nic o wymianie pieniądza. Kupują po starych cenach wszystko, co się da: ubrania, książki, rowery, krowy, świniaki, kury.

W miastach czytelnicy prasy szybko odkrywają, że tego dnia starym pieniądzem i po starych cenach można płacić za autobusy i za taksówki, za wizyty lekarzy, za bilety do teatrów i na imprezy sportowe oraz za jedzenie i piwo w restauracjach. W miastach wszystkie knajpy mają być otwarte – we wsiach, przeciwnie, nakazano zamknięcie restauracji i klubokawiarni. Zetempowcy pilnują w miastach godzin otwarcia prywatnych knajp – dla nich sprzedaż dziś to czysta strata i właściciele pod byle pozorem usiłują je zamykać. W całej Polsce w restauracjach panuje straszliwy tłok. Piwo leje się strumieniami. Polacy obrabowani z oszczędności jedzą i piją jak szaleni – w tę jedną niedzielę jadło i piwo serwowane jest w knajpach tak naprawdę za jedną trzecią ceny.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.