25 września 1953 roku miało miejsce aresztowanie Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego. W odosobnionych miejscach internowania przesiedział ponad 3 lata, a na wolność wyszedł 28 października 1956 roku, jako jeden z ostatnich więźniów stalinizmu. W. Kalicki przypomina dziś te wydarzenia:

O 7.00 prymas Polski kard. Stefan Wyszyński odprawia mszę dla alumnów seminarium duchownego. Potem wraz z księżmi profesorami idzie na akademię inaugurującą nowy rok nauki w warszawskim seminarium. Po obiedzie prymas przez 2 godziny pracuje nad kazaniem ku czci patrona Warszawy bł. Władysława z Gielniowa. Ma je wygłosić wieczorem w kościele św. Anny.

Prymas jest spokojny, jak zwykle skrupulatnie wykonuje swe obowiązki, ale spodziewa się najgorszego. Przed 3 dniami zakończył się pokazowy proces bp. Czesława Kaczmarka, którego skazano na 12 lat więzienia. Wczoraj prymasa odwiedził Bolesław Piasecki, szef PAX-u, współpracujący z komunistycznymi władzami, nieformalnie pośredniczący między komunistami i Kościołem. Doradzał potępienie skazanego biskupa. Kard. Wyszyński wysłał jednak protest z powodu procesu. Dzisiejsza „Trybuna Ludu” przynosi kolejny atak na bp. Kaczmarka, którego oskarża o płatne w dolarach szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych.

Wieczorem do Bolesława Piaseckiego dzwoni dyrektor Departamentu Politycznego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Luna Brystygierowa. Zapowiada, że jeszcze dziś zdarzy się coś bardzo ważnego. Piasecki zawiadamia swych politycznych zauszników z PAX-u i razem czekają przy telefonie na dalsze wieści.

Prymas przechodzi z rezydencji na Miodowej do kościoła św. Anny. Kazanie wygłasza w przepełnionej świątyni. Panuje niezwyczajna cisza, czuje się napięcie. Prymas błogosławi zgromadzonych relikwiami św. Władysława. Gdy wychodzi z kościoła, drogę zastępują mu wierni. Prymas mówi do nich:

 – Znacie obraz Michała Anioła Sąd Ostateczny. Anioł Boży wyciąga człowieka z przepaści na różańcu. Mówcie za mnie różaniec.

Kardynał przechodzi do mieszkania ks. rektora Kamińskiego na kolację. Na Miodową wraca o 21.30. Przed kościołem św. Anny ciągle stoją wierni. Jedni wznoszą okrzyki, inni ich uciszają. W rezydencji na Miodowej prymas idzie do swoich pokoi, kładzie się do łóżka. Światła gasną.

O 22.00 do drzwi kard. Wyszyńskiego puka ks. Goździewicz z prymasowskiego sekretariatu. Mówi, że przyszli jacyś ludzie z listem od ministra Antoniego Bidy do bp. Baraniaka i żądają otwarcia bramy. Prymas dziwi się – listy od ministra przekazywane są zawsze do sekretarza Episkopatu bp. Choromańskiego. Ks. Wyszyński czuje, że to nie pomyłka, lecz coś o wiele poważniejszego. Natychmiast wstaje, ubiera się. Poleca zapalić wszystkie światła w Pałacu Prymasowskim, by Warszawie dać znak, że władze przyszły po niego. Oświetlenie pałacu w chwili zagrożenia zadysponował współpracownikom jeszcze wczoraj.

Z dołu dochodzą hałasy. Kard. Wyszyński schodzi na parter i poleca otworzyć bramę. Chwilę potem wchodzi bp Baraniak otoczony przez grupkę oficerów bezpieczeństwa w cywilu i tłumaczy, że musiał ich wpuścić – grozili, że będą strzelać.

 – A szkoda, wiedzielibyśmy, że to napad, a tak to nie wiemy, co sądzić o tym nocnym najściu – mówi prymas.

Jeden z przybyłych odpowiada, że przyszli w sprawie urzędowej, i dziwi się, że nikt nie otworzył im bramy. Kardynał replikuje, że bramy otwarte są w godzinach urzędowania, a te dawno minęły. Oficer na to, że państwo ma prawo zwrócić się do obywateli, kiedy chce. Prymas z zimną krwią odpiera: także państwo ma obowiązek przyzwoitego zachowywania się wobec obywateli.

Kardynał wychodzi na dziedziniec, by odszukać dozorcę Cabanka. Ubecy wychodzą za nim. Pies Baca rzuca się na jednego z nich i gryzie go do krwi. Prymas wraca do przedsionka. S. Maksencja przynosi jodynę. Prymas osobiście opatruje ranę funkcjonariuszowi i uspokaja go, że pies nie jest wściekły. Potem ks. Wyszyński przechodzi do Sali Papieży. Oficerowie wprowadzają tam bp. Baraniaka. Jeden z funkcjonariuszy znów zgłasza pretensje, że nie wpuszczono ich. Prymas cierpliwie wyjaśnia, że ciągle jeszcze nie wie, czy ma przed sobą przedstawicieli władzy czy jakichś napastników. Szef XI Departamentu MBP płk Karol Więckowski zdejmuje palto, wyjmuje z teczki list, odpieczętowuje go i wręcza kard. Wyszyńskiemu. Jest to decyzja prezydium rządu – prymas ma być natychmiast usunięty z miasta i internowany w wyznaczonym przez władze klasztorze. Nie wolno mu sprawować żadnych czynności związanych z jego funkcjami kapłańskimi.

Płk Więckowski prosi, by prymas odnotował na piśmie, że przyjął ją do wiadomości. Prymas odmawia. Wyjaśnia, że nie widzi podstaw prawnych do takiej decyzji, przypomina, że spotykał się z prezydentem Bierutem i odpowiedzialnym w partii za politykę wyznaniową Franciszkiem Mazurem i mieli oni dość sposobności, by przekazać swoje pretensje.

Pułkownik prosi, by prymas chociaż podpisał list na znak, że go czytał. Ks. Wyszyński pisze: „Powyższe przeczytałem”, i składa podpis.

Prymas idzie teraz na górę, do prywatnych apartamentów. Za nim podąża kilku oficerów. Płk Więckowski pyta, jakie rzeczy osobiste ks. Wyszyński każe sobie zapakować. Prymas odpowiada, że niczego mu nie potrzeba.

 – Jak to nie potrzeba? Nie rozumiem – dziwi się pułkownik.

 – To nic nie szkodzi, że pan nie rozumie, wystarczy, że ja rozumiem – ucina kardynał. Po chwili dodaje: – Przyszedłem tu z pustymi rękami i tak odejdę.

Przychodzi s. Maksencja i z dobrego serca prosi prymasa, by wziął choć rzeczy najpotrzebniejsze. Ks. Wyszyński odpowiada:

 – Siostra składała ślub ubóstwa i wie, co to znaczy. – Po czym zwraca się do stojącego pod ścianą por. Opary: – Ja mówię panom zupełnie szczerze, że nie mam do was pretensji, przecież wszyscy jesteśmy Polakami.

Porucznik zakłopotany kaszle i zaczyna spacerować pod ścianą. Funkcjonariusze są zdenerwowani. Jeden z nich bierze walizę i wchodzi do sypialni prymasa. Ks. Wyszyński pozostaje w swym gabinecie.

Ubecy przyprowadzają bp. Baraniaka. Pytają prymasa, kto jest tu gospodarzem. Odpowiada, że podczas jego nieobecności zawsze bp Baraniak. Kard. Wyszyński korzysta z okazji i oświadcza biskupowi w obecności tajniaków, że wszystko, czego jest świadkiem, uważa za gwałt. Prosi biskupa, by nikt nie organizował mu obrony, nie szukał adwokatów. W razie procesu będzie się bronił sam.

W gabinecie ks. Wyszyński porządkuje książki, zbiera z biurka papiery i wkłada do szafy. Zauważa kilka prymasowskich dokumentów złożonych wcześniej na biurku przez sekretarza. Podpisuje je.

Wychodząc, zabiera brewiarz i różaniec. W przejściu s. Maksencja podaje mu palto i kapelusz. Prymas nie zauważa, że palto nie jest jego. To pamiątka po zamordowanym przez hitlerowców w Dachau bp. Michale Kozalu.

Prymas skręca jeszcze do kaplicy. Drogę zastępuje mu płk Paszkowski, ale płk Więckowski zezwala:

 – Na chwilę można.

Po chwili oficerowie sprowadzają go na dół. Na progu prymas jeszcze raz protestuje przeciw gwałtowi i wychodzi na dziedziniec. Tuż przed drzwiami czeka osobowy samochód z zachlapanymi błotem szybami. Wraz z prymasem wsiada do niego 3 oficerów. Jest już po północy, gdy samochód wyjeżdża z bramy rezydencji prymasowskiej. Na Miodowej otacza go 6 samochodów wypełnionych tajniakami. Kawalkada przejeżdża koło pałacu Mostowskich i skręca w nowo wybudowaną Trasę W-Z, potem pędzi przez most Śląsko-Dąbrowski na wschód ku Jabłonnie.

Bolesław Piasecki nadaremnie, aż do świtu, czeka na wieści. Nikt z Urzędu Bezpieczeństwa nie dzwoni.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.