Tym razem W. Kalicki przybliża nam dziwną historię z początku XX w. Chodzi o tajemnicze zabójstwo Stasia Chrzanowskiego – syna zamożnych właścicieli ziemskich. Wszystko wyglądało na samobójstwo, ale w trwającym kilka lat procesie oskarżono znanego w tamtych czasach dziennikarza i dramaturga Bohdana hrabiego Ronikiera. Proces był poszlakowy a prawnicy jeszcze przez kolejne kilkadziesiąt lat zadawali sobie pytanie, czy Ronikier nie padł ofiarą wyrafinowanego spisku:

 

Dochodzi osiemnasta, gdy Feliks Zawadzki, właściciel hoteliku w kamienicy przy Marszałkowskiej 112 w Warszawie, zwanego „pokojami meblowanymi Zawadzkiego”, decyduje się zapukać do pokoi nr 1 i 2. Zajmuje je od ponad dwóch miesięcy postawny mężczyzna po trzydziestce, przedstawiający się jako Stanisław Chrzanowski.

Sądząc po stroju, niewątpliwie jest zamożny i należy do dobrego towarzystwa, ale zachowuje się nader dziwnie. Osobliwe było już samo wynajęcie pokoi. Pod koniec lutego u Zawadzkiego zjawiła się nieznajoma pani i zażyczyła sobie dwóch pokoi z osobnym wejściem, aby nikt nie mógł zobaczyć, kto z nich korzysta. Konfidencjonalnie dodała, że pokoi tych potrzebuje bogaty obywatel ziemski Stanisław Chrzanowski na dyskretne spotkania z pewną damą. Zawadzki zaproponował nieco zaniedbane pokoje nr 1 i 2, do których można dostać się dyskretnie wejściem kuchennym. Nieznajoma oba numery obejrzała, zaakceptowała. Jako zadatek zostawiła 30 rubli. Po kilku dniach nieznajoma wróciła, dopłaciła 50 rubli, odebrała kwit na 80 rubli, klucz i więcej przy Marszałkowskiej 112 się nie pokazała.

Kilka dni później pojawił się za to awizowany przez nią pan Chrzanowski. Wysoki, przystojny szatyn z wąsem i monoklem od pierwszych chwil sprawiał wrażenie człowieka, który wie, czego chce. Od razu zażądał, by łóżko zamieniono na otomanę, a po kolejnych kilku dniach zjawił się z posłańcem dźwigającym duży, ciężki dywan. Od tego czasu, jeśli w ogóle bywał w wynajętych pokojach, to dyskretnie, nie zwracając niczyjej uwagi. Aż do wczoraj.

12 maja tajemniczy pan Chrzanowski zadzwonił po Zawadzkiego. Gdy właściciel zjawił się, gość jedynie lekko uchylił drzwi. Przez szparę podał bilet wizytowy o treści: „Stanisław Chrzanowski, właściciel majątku Tuczapy”, i polecił zameldować go na noc, gdyż wyjątkowo zostanie w pokojach do jutra.

Od tej chwili gość nie daje znaku życia.

Feliks Zawadzki wzywa służącego Antoniego Siemieńskiego i poleca mu posprzątać w nr. 1 i 2. Siemieński puka, ale nikt nie odpowiada. Służący otwiera kluczem pokój nr 4, z którego wiodą zamknięte drzwi do nr. 2. Gdy uchyla drzwi do następnego pokoju, nr 1, na podłodze między stołem a otomaną dostrzega trupa.

Młodzieniec w wieku ok. 17 lat odziany jest w kurtkę gimnazjalisty. Głowę zalaną ma zastygniętą już krwią. Ślady krwi są też na ubraniu zmarłego, na krześle, na dywanie. Pod stołem leży rewolwer.

Służący Siemieński wzywa właściciela. Przerażony Zawadzki myśli przede wszystkim o czekających go kłopotach. Nie chce, by policja domyśliła się, że wynajmował pokój na godziny, na schadzki. Na stole stoi spory bukiet bzu, który rankiem poprzedniego dnia, jeszcze przed pojawieniem się pana Chrzanowskiego, przyniósł posłaniec z poleceniem, by kwiaty ustawić w pokoju nr 1. Zawadzki zabiera bukiet i wynosi go do swego mieszkania. Nie zauważa, że jedna gałązka upada tuż obok zwłok. Później spostrzega, że lampa jest silnie okopcona, a zapas nafty całkiem wypalony. Poleca Siemieńskiemu przestawić ją do pokoju nr 2.

Teraz wysyła służącego na dół, do stróża Sobolewskiego. Ten zawiadamia rewirowego. Po kilkunastu minutach w pokojach umeblowanych Zawadzkiego zjawia się ekipa carskiej policji z naczelnikiem Kowalikiem i referentem wydziału śledczego Kurnatowskim na czele. Zawadzki lamentuje: „Co za nieszczęście, samobójstwo w moich pokojach!”. W leżącym pod stołem rewolwerze Smith & Wesson, prócz dwóch naboi są dwie puste łuski. Kurnatowski jest jednak znakomitym fachowcem. Uważnie lustruje oba pokoje i szepce do Kowalika: „Panie naczelniku, uważam, że mamy tu do czynienia z mordem, a nie z samobójstwem”.

 „Dlaczego?” – pyta Kowalik.

Kurnatowski zauważa, że na kanapie leży zakrwawiony kołnierzyk odpięty od koszuli nieżyjącego. Jeśli to samobójstwo, to kto go odpiął? Kurnatowski żąda, by otworzono drzwi do korytarzyka, z którego można było wejść do pokoju nr 2. Zawadzki zmyśla, że klucz miał tylko gość. Śledczy przeszukuje rzeczy zabitego i szybko znajduje klucz schowany w uczniowskiej czapce. Policjanci otwierają drzwi. Za progiem, na deskach korytarzyka, widać dużą plamę zaschniętej krwi. Naczelnik Kowalik kiwa głową: no tak, chłopiec został zamordowany. Ale kim jest ofiara?

Kurnatowski przeszukuje kieszenie zabitego. Znajduje 23 ruble, kilkanaście fotosów pornograficznych, wizytówki z napisem „Stanisław Chrzanowski, właściciel majątku Tuczępy”, podpisane przez Feliksa Zawadzkiego pokwitowanie na 80 rubli za wynajęcie pokoju od 9 marca do 9 kwietnia oraz list do nauczyciela Rudzkiego podpisany przez Bronisława Chrzanowskiego. List ten jest w istocie usprawiedliwieniem dwudniowej nieobecności syna Stanisława w szkole z powodu choroby. Napisany został z datą poprzedniego dnia, 12 maja.

Policjanci zauważają ułamki szkła i ślady sadzy na obrusie stołu w pokoju, w którym leżą zwłoki. Okopconą, nadtłuczoną lampę znajdują w pokoju nr 2. Kurnatowski wyszukuje w książce zabitego liścik napisany drukowanymi literami: „Po mojej śmierci. Warszawa dnia 12 grudnia 1908 roku. Powoli zrozumiałem wszystko, niedobrych mam rodziców, bez serca i sumienia. W domu naszym panuje kłamstwo i fałsz. Lepiej byłoby pozbawić się życia, bo mam ich już dosyć. Staś Chrzanowski”.

Naczelnik Kowalik przez chwilę sądzi, że śledczy pomylił się – chłopiec sam targnął się na swoje życie. Zjawia się jednak wezwany przez jego podwładnych lekarz. Pobieżna obdukcja ciała ofiary nie pozostawia wątpliwości: brak rany postrzałowej, natomiast na głowie jest co najmniej kilkanaście ran po uderzeniach jakimś tępym narzędziem. Młodzieńca zamordowano poprzedniego dnia.

Policjanci ostro zabierają się pracy. Szybko odnajdują mieszkanie Bronisława Chrzanowskiego, zamożnego obywatela ziemskiego. Państwo Chrzanowscy potwierdzają, że zamordowany to ich syn Staś.

W nocy śledczy biorą w obroty Zawadzkiego. Hotelarz zapiera się, że nieznany mu pan wynajął poprzedniego dnia oba pokoje, a dziś w jednym z nich służący znalazł trupa. Kurnatowski jest pewien, że kłamie. Nazajutrz przesłuchuje hotelarza w asyście aż czterech śledczych. Zawadzki załamuje się. Przyznaje się, że wziął pieniądze za wynajem i podpisał pokwitowanie, że widział mężczyznę z wąsem, który pojawiał się w pokojach, że zabrał z miejsca zbrodni bukiet bzu i wypaloną lampę naftową. Śledczy Kurnatowski jest pewien, że zbrodni dokonał nieznajomy mężczyzna z wąsem i binoklem, który posługiwał się nazwiskiem swej przyszłej ofiary. Nie wyklucza przy tym, że Zawadzki mógł być jego wspólnikiem. Podekscytowany referent Kurnatowski czuje, że tajemnicze morderstwo może stanowić przełom w jego karierze, nie ma jednak pojęcia, że wkrótce jego nazwisko stanie się sławne w Europie: na sensacyjny proces mordercy a zarazem szwagra ofiary, dziennikarza Bohdana hrabiego Ronikiera, zjadą korespondenci prasowi z połowy kontynentu, a sprawa zabójstwa Stasia ciągnąć się będzie przez lat bez mała trzydzieści.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.