Przeżył tylko 28 lat, ale do tego stopnia zrewolucjonizował muzykę pop swą wirtuozerską grą na gitarze, że już za życia stał się jej ikoną. 18 września 1970 roku to dzień jego śmierci. Jak większość ikon pop kultury prowadzących hulaszczy i mało odpowiedzialny tryb życia również i Jimy Hendrix, bo o nim mowa, umarł w sposób przypadkowy, głupią i niepotrzebną śmiercią. W. Kalicki przypomina dziś najbardziej prawdopodobny przebieg wypadków:

Jimi Hendrix i jego narzeczona Monika Danneman nie zauważają, że mija północ. Zajęci są sobą. Za nimi całkiem niezły dzień: włóczenie się godzinami po Londynie, przesiadywanie w kafejkach, zakupy. Wrócili do mieszkania Moniki w dzielnicy Notting Hill wieczorem, o 20.30. Hendrix mieszka u Moniki, ale w trasy koncertowe wyrusza sam. Niebieskooka blondynka z Niemiec, była łyżwiarka figurowa, miała czekać na jego powrót. I czekała cierpliwie, choć o nieustannych, grupowych damskich podbojach słynnego wirtuoza gitary krążyły po świadku muzycznym niesamowite, smakowite opowieści.

Teraz ma go jednak tylko dla siebie. Po powrocie Monika ugotowała spaghetti. Wypili butelkę wina, rozmawiali o przyszłości, o małżeństwie. Potem przygotowali kąpiel i zanurzyli się w wannie. Jimi umył Monice włosy i przenieśli się do łóżka.

Czas płynie leniwie, oboje nieustannie popijają. Dochodzi 2.00, Hendrix zbiera się w garść i oznajmia Monice, że musi wyjść na spotkanie ze znajomymi. Prosi ją, by go odwiozła. Na miejscu umawia się z Moniką, że wróci po niego za mniej więcej godzinę. Ze znajomymi Hendrix popala marihuanę, zażywa amfetaminę, pije wino. O umówionej porze Monika przyjeżdża i zabiera Jimmiego do domu. Hendrix pokazuje jej fiolkę z jakimiś narkotykami, które dostał od znajomych, i wyrzuca je. Monika przygotowuje mu kanapkę z tuńczykiem. Popijają wino i idą do łóżka. Potem słuchają muzyki, znów piją wino. Do snu zbierają się dopiero o 7.00. Monika bierze proszki nasenne i zasypia od razu. Z Hendrixem nie jest tak prosto. Pobudzony amfetaminą, nie może zasnąć. Łyka 9 pigułek środka usypiającego vesparax i poprawia pigułką innego barbituratu, seconalu. Wreszcie zasypia.

Monika budzi się o 10.20. Nie ma już papierosów i zbiera się do wyjścia. Wie jednak, że Jimi nie cierpi, gdy wychodzi z domu ukradkiem. Wraca do niego, by powiedzieć, że wyskakuje tylko na chwilkę. Hendrix śpi. Monika budzi go, ale bezskutecznie. Dostrzega ślady wymiocin w jego ustach i w nosie. Jimi rzęzi. Monika potrząsa nim, ale Jimi jest nieprzytomny. Spanikowana, dzwoni do przyjaciela Hendrixa piosenkarza Erica Burdona. Potem do kolejnych przyjaciół i znajomych. Radzą jej, by czym prędzej usunęła z mieszkania narkotyki Jimiego i wezwała pogotowie. Monika niezbornie miota się w poszukiwaniu prochów, wreszcie dzwoni po karetkę.

Lekarz zjawia się w mieszkaniu o 11.20. Przy łóżku zauważa opakowanie po środku nasennym, w którym brakuje 9 pigułek. Sanitariusze i Monika wyprowadzają konającego muzyka jak człowieka w pełni przytomnego, w pozycji pionowej, trzymając go pod ramionami. Jest prawie nagi, tylko na biodrach ma jakąś bieliznę, a dookoła szyi owiniętą bluzę. Głowa Hendrixa bezwładnie opada. Karetka jedzie do St. Mary Abbots Hospital na Kensingtonie 25 minut. W szpitalu sanitariusze przekładają Jimiego na wózek i wiozą do wielkiego pomieszczenia na wydziale przyjęć.

Doktor John Bannister nie wyczuwa tętna. Zauważa ślady wymiocin w ustach i w nosie. Gdy próbuje usta i nos oczyścić, wylewa się z nich czerwone nieprzetrawione wino. Dr Bannister, jeszcze jeden lekarz i zespół pielęgniarek biorą się do roboty. Metalową ssawką długości 46 cm lekarze usiłują oczyścić drogi oddechowe, ale zaraz zalewa je czerwone wino z żołądka Jimiego. Podłączają monitor i stwierdzają, że akcja serca ustała.

Po półgodzinie lekarze poddają się. Nie mają pojęcia, że leżący przed nimi niespełna 30-letni, półnagi, martwy Murzyn z kędzierzawą fryzurą afro był geniuszem gitary, być może najwybitniejszym gitarzystą rockowym wszech czasów, artystą, który zrewolucjonizował grę na tym instrumencie. Konstatują, że nieznany mężczyzna nie zmarł wskutek zażycia tabletek nasennych; 9 pigułek to dawka duża, ale nie śmiertelna. Dr Bannister uznaje, że po wzięciu tabletek zmarły musiał dostać odruchu wymiotnego. Ale wskutek działania tabletek był bardzo senny i nie koordynował swych odruchów – w czasie wymiotowania czerwonym winem wykonywał jednoczesne wdechy. Udusił się własnymi wymiocinami.

O śmierci gwiazdy szybko dowiadują się londyńscy reporterzy. Wieczorem stateczny „The Times” kończy przygotowywać do druku artykuł Główna figura w rozwoju muzyki pop: „Jimi Hendrix, muzyk pop, zmarł wczoraj w Londynie. Jeżeli Bob Dylan był człowiekiem, który zliberalizował muzykę pop werbalnie do granicy, poza którą można mieć do czynienia tylko z afektacją nastolatków, to Jimi Hendrix był daleko bardziej odpowiedzialny za wszelką muzyczną metamorfozę, którą przeszła ona w ostatnich trzech latach […]. Jego gra była zakorzeniona w bluesowym podejściu B.B. Kinga, ale została unowocześniona przez użycie wzmacniacza jako narzędzia muzycznego. Często komponował swą grę z pasm dźwięków sprzężenia zwrotnego, splatających się nad swobodnie ulatującym basem i perkusją. Cały dźwięk grupy Hendrixa, luźny, improwizowany i boleśnie głośny, był całkowicie rewolucyjny i natychmiast zderzył się z graniem współczesnych gitarzystów. Jako śpiewak i kompozytor był jednym z pierwszych czarnych muzyków, którzy spożytkowali urządzenia elektroniczne oferowane przez muzykę rockową, a jego pieśni i głos, będące pod poważnym wpływem Dylana, stworzyły być może pierwszą skuteczną fuzję bluesa i białego popu”.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.