19 czerwca 1574 roku to dzień ucieczki króla Henryka III Walezego z Polski. Cóż, widocznie pierwszy elekcyjny król Polski zdecydowanie bardziej wolał koronę francuską (która zresztą otrzymał) od polskiej. Tak oto wyglądały tamte wydarzenia w ujęciu W. Kalickiego:

W oknach Wawelu gasną ostatnie, słabe światła. Królewski zamek pogrąża się w nocnych ciemnościach. Zda się, że czuwają tylko straże. Ale oto do komnaty króla Henryka Walezego skradają się czterej mężczyźni. Nicolas de Larchant, oficer gwardii królewskiej, lekarz przyboczny Marc Miron, de Souvre, mistrz garderoby króla, i du Halde, zaufany dworzanin króla, dyskretnie wślizgują się do pokoju Henryka. Monarcha żywo zrywa się z łoża i z pomocą de Souvre’a przywdziewa strój podróżny. Du Halde pomaga królowi wciągnąć długie buty do konnej jazdy. Walezy wraz z czterema dworzanami cicho przechodzi przez uśpiony zamek do bocznej furty, wychodzącej w stronę Wisły. Śpiesznym marszem idą na Zwierzyniec. Tam, przy opuszczonej kaplicy, ukrywa się kilku służących z końmi. Mały orszak rusza z kopyta. W umówionych miejscach czekają konie na zmianę. Król z dworzanami pędzi w ciemnościach, jakby ścigało go stado diabłów. W środku nocy, zgodnie z planem, Henryk Walezy miał się spotkać w umówionym miejscu z Guy de Faur de Pibracem, nadwornym profesorem wymowy, i René de Villequierem, swym dawnym wychowawcą, teraz dworzaninem i powiernikiem. Obaj Francuzi mieli czekać na orszak króla z przewodnikami i tłumaczami. Ale Pibraca i Villequiera nie ma. W ciemnościach zgubili drogę. Trudno, Henryk każe jechać dalej. Nocą, w gęstym lesie, w którym powalone drzewa przegradzają wątłe dukty, bez przewodnika, Francuzi gubią drogę. Na szczęście w końcu Larchant i Souvre dostrzegają w ciemnościach nikłe światełko. To chatka drwala. Budzą gospodarza, żądają, by przeprowadził ich przez las. Drwal jest przerażony, ale parę sztuk złota zachęca go do pomocy.

Królewski orszak pędzi galopem. Byle prędzej, byle dalej od Krakowa. Henryk Walezy ucieka z Polski.

Zaledwie przed pięcioma miesiącami w krakowskiej katedrze prymas Jakub Uchański włożył na jego głowę koronę polskich królów. Henryk, młodszy brat aktualnie panującego króla Francji Karola IX, nie miał wtedy nawet 23 lat, ale na europejskich dworach był postacią świetnie znaną. Jeszcze jako młokos osobiście poprowadził do zwycięstwa jazdę króla Francji w dwóch ważnych bitwach wojny domowej z hugenotami. Ciążyła na nim współodpowiedzialność za zorganizowanie rzezi hugenotów podczas nocy św. Bartłomieja. Prócz talentów wojskowych miał i inne zalety. Dobry administrator, wykazywał także niemałe zdolności dyplomatyczne. Przekonali się o tym polscy posłowie. Henryk zaprzysiągł Artykuły henrykowskie i pacta conventa, potwierdzając tym samym zasadnicze prawa szlacheckie, ale zachował kontrolę nad wielkimi sumami, które winien był wpłacać co roku do polskiego skarbu, i wykpił się od spłaty lwiej części długów poprzedniego króla, Zygmunta Augusta.

Przed pięcioma dniami Henryk otrzymał list od matki. Zawiadamiała go o śmierci jego brata, króla Francji Karola IX, i histerycznie domagała się odeń powrotu. Francuska korona czekała. Henryk zdecydował się wracać, ale nie chciał rezygnować z polskiego tronu. Poprosił pozostających u jego boku polskich senatorów o zgodę na wyjazd. Gdy odpowiedzieli, że zgodę może mu dać tylko Sejm, król udał, że werdykt ten akceptuje. Potajemnie zaś kierował przygotowaniami do ucieczki do Francji.

Ktoś potrząsa ramieniem śpiącego kuchmistrza koronnego Alamaniego. To kucharz Antoni. Przed chwilą przypadkiem rozpoznał króla wśród kilku Francuzów wychodzących z Wawelu boczną furtą. Kuchmistrz natychmiast zawiadamia podkomorzego koronnego, kasztelana wojnickiego Jana Tęczyńskiego. Podkomorzy w lot pojmuje powagę sytuacji i każe budzić wojewodę krakowskiego Piotra Zborowskiego oraz biskupa kujawskiego Stanisława Karnkowskiego. Uradzają we trzech, że Tęczyński powinien sprawdzić, czy król powrócił do swych komnat. Straż nie chce go wpuścić, zasłania się rozkazem Henryka, by do południa pod żadnym pozorem nie przerywać mu snu. W końcu Tęczyński przystępuje do drzwi. Zamknięte. Stuka, długo, coraz głośniej. Nikt nie odpowiada. Słudzy podkomorzego wyłamują je. W środku gromadka przestraszonych paziów błaga o wybaczenie – Henryk zabronił im otwierać. Króla nie ma.

Tęczyński nie traci ni chwili. Każe siodłać konie i z kilkoma Tatarami ze swej służby rusza w pościg. Nie wątpi, że król ucieka najkrótszą drogą do granicy, przez Zator i Oświęcim. Podczas nocnej pogoni szybko natrafia na ślady kawalkady Francuzów.

Wieść o zniknięciu monarchy błyskawicznie rozchodzi się po Krakowie. Tłumy mieszczan, szlachty i zwyczajnej gawiedzi śpieszą pod Wawel. Od tysięcy pochodni robi się jasno jak w dzień. Rychło w ślad za podkomorzym Tęczyńskim ruszają w pościg na czele swych sług i dworzan marszałek koronny Andrzej Zborowski i marszałek litewski Mikołaj Krzysztof Radziwiłł. Ich orszaki jadą różnymi drogami. W ciemnościach wiele razy gubią drogę i dystans dzielący je od uciekającego króla rośnie z godziny na godzinę. Całkiem bez szans jest bp Karnkowski, który w pościg rusza po nocy swą wielką karetą.

Tatarzy Tęczyńskiego są świetnymi jeźdźcami i szybko zbliżają się do uciekinierów. Dopadliby ich jeszcze przed Zatorem, ale gubią trasę i czas jakiś błąkają się po lasach.

Świta już, gdy orszak Henryka dociera do Zatoru. Do cna wyczerpany król zarządza krótki odpoczynek. Wypija trochę wina, choć opiekujący się nim Miron od lat zaleca mu wstrzymanie się od trunków. Resztkę wina Walezy wylewa na dłoń, naciera sobie skronie i już każe ruszać dalej.

W tłumie pod Wawelem narasta tymczasem zamęt, przerażenie, wzburzenie. Co rusz rozjuszeni Polacy biją w ciemnościach cudzoziemców. Wojewoda Zborowski obawia się wybuchu zamieszek i pośpiesznie układa uniwersał, w którym oznajmia, iż król uciekł, zaś pogoń, która za nim ruszyła, najpewniej uciekającego monarchy nie zdoła zawrócić. To rozsądne. Ale Zborowski dodaje też przestrogę, by wszyscy w mieście na wszelki wypadek byli gotowi do czynu. Uwaga o gotowości wywołuje w Krakowie najdziksze obawy i spekulacje. Plotkuje się o rzezi wszystkich Francuzów, rzezi na kształt nocy św. Bartłomieja w Paryżu, o podpalaczach sposobiących się do podłożenia ognia w mieście, o knowaniach obcych posłów. Przerażony nuncjusz papieski przebiera się w strój pontyfikalny, który – ma nadzieję – powstrzyma tłum przed atakiem.

W Oświęcimiu uciekający co koń wyskoczy orszak królewski znajduje zagubionych Pibraca i Villequiera.

Chwilę później jednak Pibrac znów się gubi i wpada w lesie na gromadę chłopów. Włościanie rabują go i chcą zabić – życie ocali mu jeden z polskich magnatów.

Gdy król wyjeżdża śpiesznie z Oświęcimia w stronę bliskiej już granicy, z drugiej strony wpada do miasta Jan Tęczyński na czele pościgu. Podkomorzy pędzi do dworu starosty oświęcimskiego, każe piorunem zmieniać zajeżdżone konie. Spiesznie opowiada o ucieczce monarchy. Zanim słudzy skończą siodłać nowe wierzchowce, starosta wybiega pieszo na łąki za miastem. Na skróty pędzi w stronę Wisły. Do mostu granicznego dobiega przed ludźmi Tęczyńskiego, ale jednak o włos za późno. Orszak króla przejechał właśnie na drugi brzeg i już jest za granicą, na cesarskim Śląsku. Francuzi ze świty Henryka kończą rąbać drewniany most i puszczają z prądem jego ułomki.

Starosta, widząc króla na drugim brzegu i zniszczony most, zrzuca strój i nagi, z okrzykiem „Serenissima Majestas, cur fugis? (Najjaśniejszy Panie, dlaczego uciekasz?)”, wskakuje do Wisły. Walezy, dostrzegłszy zrozpaczonego, gołego szlachcica w rzece, wybucha homeryckim śmiechem. Francuzi ruszają dalej na zachód.

Ale Jan Tęczyński nie poddaje się. Przeprawia się ze swoimi Tatarami przez Wisłę i już poza granicami Rzeczypospolitej nadal ściga króla. Dopada go przed Pszczyną. Dworzanie Henryka zawracają konie, dobywają szpad i pistoletów. Tatarzy podkomorzego porywają się za łuki, ale w starciu z Francuzami nie mieliby żadnych szans. Tęczyński każe im schować broń, prosi o chwilę rozmowy z królem. Dworzanie chowają szpady, Walezy zawraca i podjeżdża do Tęczyńskiego. Podkomorzy błaga monarchę, by wracał. Henryk jest nieugięty. Oświadcza, że musi jechać do Francji, a z tronu polskiego wcale nie rezygnuje. Gdy opanuje sytuację w swej ojczyźnie, wróci na Wawel. W tym czasie w Polsce reprezentować go będzie ambasador Francji Danzay. Walezy dodaje, że swe motywy i dalsze plany starannie wyłuszczył w listach, które pozostawił w nocy na stoliku w swej komnacie.

Jan Tęczyński nieoczekiwanie dobywa szabli. Przerażeni Francuzi sięgają po szpady. Ale podkomorzy nie ma zamiaru mścić się na królu. Tnie się w rękę i na swą krew przysięga wierność Henrykowi.

Król każe ruszać w drogę.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.