8 czerwca 1967 roku miał miejsce dziwny incydent w tzw. „wojnie sześciodniowej” stoczonej pomiędzy Izraelem a Egiptem i innymi państwami arabskimi. W tym incydencie ucierpieli obserwatorzy a W. Kalicki tak to wspomina:

Dochodzi 11.45, gdy załoga USS „Liberty” kończy lunch. Łagodna bryza wiejąca z zachodu słabnie i jest coraz bardziej gorąco. Kapitan USS „Liberty” William L. McGonagle wraz z kilkoma oficerami wychodzą z mesy na pokład i na wpół rozebrani kładą się na leżakach, zapobiegliwie rozstawionych przez poranną wachtę. Jest cicho, idyllicznie.

A przecież niedaleko stąd, na Synaju, trwa wojna. Przed czterema dniami Izrael zaatakował Egipt. Lotnictwo izraelskie zaskakującymi atakami praktycznie zniszczyło egipskie siły powietrzne, zaś izraelskie wojska pancerne pobiły Egipcjan na Synaju. Wczoraj wieczorem izraelskie czołgi zdobyły strategiczne przełęcze Mitla i Gidi. Wielkie egipskie siły pancerne znalazły się w okrążeniu. Dziś muszą przebić się do Kanału Sueskiego – inaczej zostaną zniszczone na pustyni. Przed paroma godzinami w okolicach przełęczy Mitla oraz lotniska Bir Gifgafa, 90 km na wschód od Kanału Sueskiego, rozpoczęła się gigantyczna bitwa pancerna z udziałem, po obu stronach, ponad 1100 czołgów – największa od czasów II wojny światowej.

USS „Liberty” śledzi postępy izraelskiej ofensywy. To statek rozpoznania elektronicznego US Navy. „Simmons Victory”, jeden z masowo wytwarzanych podczas wojny światowej transportowców klasy Liberty, w grudniu 1964 roku został skierowany do przebudowy na okręt szpiegowski. Nad pokładem wyrosły dziwne asymetryczne anteny, w ładowniach urządzono laboratoria do rejestracji, dekryptażu i wstępnej analizy wszelkiej komunikacji w eterze. Koszt przebudowy „Simmons Victory” na AGTR, pomocniczy okręt rozpoznania technicznego, przekroczył milion dolarów, sumę bardzo poważną.

Marynarka wojenna przechrzciła „Simons Victory” na USS „Liberty”. Na czele załogi, liczącej 294 marynarzy US Navy oraz cywilnych specjalistów łączności, stanął kmdr William L. McGonagle. Za młodu McGonagle, by wyrwać się z biedy i beznadziei pracy jako robotnik rolny w południowej Kalifornii, zaciągnął się do marynarki wojennej. Walczył na okrętach bojowych podczas II wojny światowej i podczas wojny koreańskiej. Wśród marynarzy cieszy się opinią doskonałego, zdecydowanego dowódcy.

Po wybuchu wojny Izraela z Egiptem, Jordanią i Syrią dowództwo US Navy wysłało USS „Liberty” do wybrzeży Półwyspu Synaj, by monitorować radiową łączność izraelskiej armii.

Kmdr McGonagle zrelaksowany opala się na leżaku, mimo że od wczesnego ranka nad jego okrętem co rusz przelatują izraelskie samoloty. Zaczęło się o 5.45 przelotem francuskiego myśliwca „Mirage III” w barwach lotnictwa Izraela. Potem jeszcze kilka razy pojawiły się mirage, a raz nad USS „Liberty” dostojnie przeleciał francuski dwusilnikowy samolot transportowy „Nord Noratlas”, wykorzystywany przez lotnictwo izraelskie także w wersji rozpoznawczej. Jeden z myśliwców przeleciał nad pokładem tak nisko, że marynarze dokładnie widzieli twarz pilota i pomachali mu rękami. Izraelski pilot odpowiedział gestem na pozdrowienia Amerykanów.

Leżakujący kapitan jest spokojny: jego okręt pływa na wodach międzynarodowych, pod amerykańską banderą, a Stany Zjednoczone są przecież sojusznikiem Izraela. No i ten przyjazny gest pilota mirage’a…

McGonagle nie wie, że izraelskie dowództwo za wszelką cenę chce ukryć przed amerykańskim sojusznikiem swoje wywiadowcze i operacyjne tajemnice, a także przypadki łamania prawa wojennego przez swych żołnierzy. Tuż po wybuchu wojny szef izraelskiego sztabu generalnego gen. Icchak Rabin przestrzegł amerykańskiego attaché morskiego w Tel Awiwie kmdr. Ernesta Castle’a, że Izrael będzie chronił swoje wybrzeże, zatapiając znajdujące się w jego pobliżu niezidentyfikowane statki, i zażądał, by Stany Zjednoczone trzymały swe jednostki daleko na zachód od linii brzegowej. Pierwszego dnia wojny kmdr McGonagle na wszelki wypadek zwrócił się do wiceadm. Williama Martina ze sztabu VI Floty o przydzielenie niszczyciela jako osłony dla USS „Liberty”. Ale adm. Martin odpowiedział nazajutrz, że USS „Liberty” jest oznakowana jako statek amerykański, pływa po wodach międzynarodowych i nie jest prawdopodobnym obiektem ataku jakichkolwiek sił. A gdyby nawet USS „Liberty” znalazł się w niebezpieczeństwie, w ciągu 10 minut mogą przylecieć mu z pomocą myśliwce z pokładów lotniskowców VI Floty.

Przed kilkunastoma godzinami amerykańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa wysłała rozkaz do dowództwa VI Floty, by USS „Liberty” przesunąć na zachód, co najmniej 100 mil morskich od wód przybrzeżnych Izraela i półwyspu Synaj. Z niejasnych powodów rozkaz ten wysłany został na częstotliwościach, których nie nasłuchiwali radiotelegrafiści USS „Liberty”. Amerykański okręt pływa w odległości 12,5 mili od brzegu Synaju.

Oficerowie i kmdr McGonagle nadal opalają się na pokładzie. O dwunastej z mostka zbiega młodszy oficer John Scott i melduje, że na linii horyzontu dostrzegł dym, najwyraźniej skutek bombardowania. Na pokładzie okrętu wywiadowczego panuje senna atmosfera.

Znów przelatują w pobliżu myśliwskie mirage. O czternastej oficer pokładowy Lloyd Painter spotyka komandora na prawej burcie. McGonagle z niepokojem obserwuje krążące w pobliżu myśliwce Mirage. Niewiarygodne, ale nie mają one żadnych znaków rozpoznawczych! Painter melduje, że USS „Liberty” z niezrozumiałych powodów zboczył z kursu o 3,5 mili. Kapitan nie zwraca uwagi na meldunek, rzuca przez ramię: „To nie wygląda dobrze, zawołaj lepiej strzelców, bo oni chyba zaraz zaatakują”.

USS „Liberty” ma na pokładzie tylko kilka przeciwlotniczych karabinów maszynowych Browninga kalibru 12,7 mm. Gdy strzelcy odbezpieczają je, kilka mirege’ów nagle nadlatuje lotem koszącym nad okręt. Samoloty otwierają ogień z pokładowych działek i karabinów maszynowych, odpalają rakiety. Kadłub okrętu dygoce od eksplozji rakiet. Pociski rozrywają na strzępy dwóch strzelców przy karabinach maszynowych. Seria pocisków przecina na pół protokolanta Spichera. Pokładowy lekarz, najwyraźniej w szoku, usiłuje reanimować rozszarpane zwłoki.

Na mostku grad odłamków i kawałków szkła zasypuje kwatermistrza III klasy Pollarda i młodszego oficera pokładowego O’Malleya. Obaj padają na podłogę.

Nalot kończy się błyskawicznie. Okręt spowity jest dymami eksplozji.

Dopiero teraz włącza się sygnał alarmu bojowego. Pollard i O’Malley wstają. Pollard chwieje się – trafił go odłamek szkła. Na mostek wchodzi kmdr McGonagle. Utyka, ale nie zwraca uwagi na pokrwawioną nogę, w której tkwi spory kawał szkła z rozbitego iluminatora.

Kmdr McGonagle mianuje będącego pod ręką ppor. Lucasa swoim asystentem. Painter biegnie do mesy, w której kłębią się marynarze pośpiesznie ubierający kombinezony bojowe. Po chwili kapitan wzywa go na mostek. Gdy Painter przybiega, McGonagle z upływu krwi traci przytomność.

Po paru minutach jednak, choć krwotok z nogi jest coraz silniejszy, McGonagle odzyskuje świadomość i leżąc na noszach, dalej dowodzi okrętem. O 14.20 obserwator melduje, że od północnego wschodu z pełną prędkością bojową 30 węzłów zbliżają do trzy duże łodzie. Kmdr McGonagle dostrzega, że napastnicy płyną w szyku klinowym, typowej formacji używanej przy ataku torpedowym. Na jednej z jednostek widzi flagę Izraela. To izraelskie kutry torpedowe! Gdy kutry podpływają na odległość 2 km, strzelec jednego karabinów maszynowych na pokładzie USS „Liberty” puszcza do czołowego z nich krótką serię. Do ostrzału przyłącza się burtowy karabin przeciwlotniczy. Izraelczycy wystrzeliwują 5 torped.

Powolny USS „Liberty” rozpoczyna zwrot w kierunku napastników, ale nie ma szans na uniknięcie wszystkich torped. O 14.35 kapitan ostrzega przez głośniki załogę, że za chwilę torpeda uderzy w okręt. Eksplozja wyrywa w burcie ogromną, 12-metrową dziurę. Ginie niemal 30 marynarzy i techników pracujących w laboratorium telekomunikacyjnym urządzonym w dawnym luku towarowym.

USS „Liberty” szybko nabiera wody. Załoga powinna opuścić okręt, ale kmdr McGonagle nie może zdecydować się na wydanie rozkazu. Wszystkie szalupy i dinghy są poszatkowane przez izraelskie pociski. Dowódca ostrzega załogę przed kolejnym atakiem torpedowym. Zamiast kutrów nadlatują jednak mirage i ponownie ostrzeliwują płonący, silnie przechylony okręt. Kapitan rzuca rozkaz: „Kryj się!”. Odłamki zabijają kwatermistrza pokładowego.

Rannych jest tak wielu, że nie starcza dla nich noszy. Marynarze z poświęceniem zatykają dziurę w burcie materacami i sprzętami w mesy. Radiotelegrafiści ciągle wzywają w eterze pomocy.

Nad dymiący USS „Liberty” nadlatuje izraelski helikopter i daje znaki, że chce zabrać rannych. Amerykanie odmawiają i pokazują, by natychmiast odleciał. Po chwili helikopter odlatuje. W oddali krążą kutry torpedowe, czekając, aż okręt zatonie. Ale „Liberty” cudem utrzymuje się na powierzchni. Mechanicy uruchamiają uszkodzony silnik i okręt pomału rusza na zachód, na spotkanie z płynącym na ratunek niszczycielem VI Floty.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.