Jak wyglądał pierwszy lot samolotu nad Warszawą? Choć miało to miejsce 13 sierpnia 1911 roku to przypomnimy sobie tamto wydarzenie za sprawą W. Kalickiego:

Upał. Europa kolejny dzień smaży się w słońcu. W Paryżu termometr wskazywał poprzedniego dnia 37 st. w cieniu, w Rzymie – aż 47 stopni! W Hiszpanii od wielu dni temperatura nie spada poniżej 40 stopni C. Woda w morzu w miejscowości Carber osiągnęła 34,8 stopnia C. We Francji przypadki porażenia słonecznego liczone są już w setkach. Codziennie umiera wskutek upałów kilka osób, zwłaszcza dzieci i starców.

Straszliwe żniwo zbierają upały w Niemczech. Temperatura w Berlinie jest najwyższa od roku 1848. W ubiegłym tygodniu wskutek przegrzania zmarło 305 niemowląt. Najwyższą śmiertelność małych dzieci odnotowano w Lipsku. W Nadrenii władze ogłaszają w prasie sposoby zapobiegania przegrzaniu dzieci. Dorośli berlińczycy ratunku szukają w wodzie – codziennie miejskie kąpieliska sprzedają rekordową ilość 60 tys. biletów. W Muzeum Germańskim w Norymberdze od gorąca popękała farba na olejnych obrazach starych mistrzów.

Niesamowite upały są przyczyną masowych zatruć pokarmowych. W Paryżu ponad 100 chorych trafiło do szpitali po zjedzeniu nieświeżych lodów serwowanych przez ulicznego sprzedawcę.

Niemal całą Europę, od Polski aż po Hiszpanię, trawią pożary lasów. Płoną zwłaszcza lasy wzdłuż linii kolejowych. W Niemczech wojsko bezskutecznie próbuje opanować ogromne pożary pod Lipskiem, w Grünewaldzie i w rejonie Tegel pod Berlinem oraz gigantyczny pożar wyschniętych, wskutek upałów, torfowisk na granicy prusko-belgijskiej. Płoną lasy wokół Paryża, płoną w Rzeszowskiem, w ogniu stoi od kilku dni 1500 mórg starodrzewia w Lubostroniu w Poznańskiem.

Upały udręczyły warszawiaków nie mniej niż mieszkańców innych europejskich miast. Tego ranka jednak najważniejszym tematem rozmów w Warszawie nie jest lejący się z nieba żar. „Kurjer Poranny” anonsuje na pierwszej stronie: „Dziś, jutro, we wtorek i środę na polu Wyścigowem Mokotowskiem WZLOTY. Uczestniczą: hr. Scipio del Campo, Segno, Jankowski i Lerche. Początek o godz. 18.00”.

Samolot w powietrzu warszawiacy już widzieli. W zeszłym roku na Polu Mokotowskim odbył się pierwszy „tydzień awjatyczny”. Prawdę mówiąc jednak, zeszłoroczne popisy lotników przyniosły widzom spore rozczarowanie. Gwiazda tygodnia rosyjski pilot Utoczkin co prawda latał nieprzerwanie na dwupłatowcu Farmana przez 1 godzinę i 5 minut, ale zaledwie na wysokości kilkunastu metrów, parę razy tylko osiągając pułap 30 m.

Mimo zawodu przed rokiem i nieznośnego upału mnóstwo widzów zjawia się na trybunach wyścigów konnych na Polu Mokotowskim już późnym popołudniem.

Pokazy rozpoczynają się o 19.00, z godzinnym spóźnieniem. Jako pierwszy zasiada za sterami swej maszyny, jednopłatowca konstrukcji Etricha z silnikiem Eulera, Michał hrabia Scipio del Campo.

24-letni pilot jest w prostej linii potomkiem gubernatora księstwa Bari we Włoszech Piotra del Campo, zwanego Scipio, który w 1518 roku przybył do Polski z zaślubioną królowi Zygmuntowi Staremu księżniczką Boną Sforzą jako marszałek jej dworu. Dziś hrabiowie Scipio del Campo to sarmaccy do szpiku kości, zamożni ziemianie kresowi. Młody Michał skończył studia politechniczne w Kijowie, we Francji i w Belgii. 1,5 roku temu w jednym z kijowskich iluzjonów przypadkowo obejrzał króciutki film o pionierskich lotach Wrighta i połknął bakcyla latania. Latem zeszłego roku panicz Michał z portfelem wypchanym ojcowskimi rublami pojechał do Francji, do Reims, gdzie odbywał się wielki międzynarodowy mityng lotniczy. Tam kupił sobie samolot Hanriot nazwany „Libellule” (Ważka), a na dokładkę sportowy samochód, by mieć czym dojeżdżać na lotnisko. Po krótkim kursie pilotażu przez rok objeżdżał mityngi lotnicze od Nicei po Moskwę, Taszkient i Samarkandę. Zdobył w nich kilka liczących się nagród. W Samarkandzie cudem przeżył, gdy po urwaniu się śmigła jego samolot runął w górski wąwóz. Na szczęście śnieg zamortyzował upadek i skończyło się tylko na połamaniu nóg, żeber i obojczyka. Del Campo o kulach pojechał do Paryża, kupił sobie następny samolot i wiosną tego roku wziął udział w serii mityngów lotniczych w Rosji oraz w prestiżowym wyścigu Moskwa–Peterburg. Zajął w nim 7. miejsce i otrzymał 2700 rubli nagrody, ale musiał uznać wyższość innego polskiego pilota, Jerzego Jankowskiego z Warszawskiego Towarzystwa Lotniczego Awjata, który zdobył 2. miejsce i zgarnął 7500 rubli. Podczas tego wyścigu del Campo poznał księcia Konstantego Lubomirskiego z Awjaty, który zaprosił go na pokazy lotnicze do Warszawy.

Francuski mechanik Gilbert uruchamia silnik. Michał Scipio del Campo czeka, aż się zagrzeje, i zwiększa obroty. Rozbieg trwa zaledwie 15 sekund. Pilot ściąga stery wysokości i jednopłat unosi się w powietrze. Del Campo dwukrotnie okrąża lotnisko na Polu Mokotowskim, szybko nabierając przy tym wysokości. Gdy jego etrich nadlatuje nad trybuny na zawrotnej wysokości 500 m, publiczność zrywa się z miejsc i bije brawo.

Del Campo skręca ku Rakowcowi. Ciągle przy tym nabiera wysokości. Nad trybuny wraca na pułapie ponad 600 m. Widzów ogarnia nieopisany entuzjazm. Pilota też. Choć lot nad zabudową Warszawy jest przez carskie władze najsurowiej zabroniony, del Campo leci w stronę Wisły i nad Marszałkowską skręca w lewo. Konny patrol kozacki spostrzega samolot. Jeźdźcy pędzą Marszałkowską, ścigając odlatujący tajemniczy aparat. Kilku Kozaków strzela w pędzie z karabinów, ale pociski nie trafiają w etricha. Del Campo na wszelki wypadek skręca w prawo, nad Ogród Saski. Potem leci nad Starym Miastem, skręca nad Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat. Dalej kieruje się wzdłuż Alej Jerozolimskich i zaraz leci na południe. Na ulicach Warszawy pojawienie się wysoko, na rozpalonym, bezchmurnym niebie samolotu wzbudza ogromną sensację, czasem nawet strach.

Del Campo tymczasem przelatuje nad gmachem politechniki, okrąża budynki towarzystwa Awjata, obniża lot, wykonuje jeszcze okrążenie nad trybunami na Polu Mokotowskim i płynnie ląduje na murawie. Od startu mija 18 minut. Publiczność bije brawa na stojąco. Pierwszy Polak przeleciał nad Warszawą.

Tuż po del Campo ląduje Jerzy Jankowski. Zdobywca 2. nagrody w locie Petersburg–Moskwa wystartował chwilę po Scipio del Campo na jednopłacie Blériota z silnikiem Guoma. On także parę razy okrążył Pole Mokotowskie, ale nie odważył się złamać zakazu władz i polecieć nad miasto. Wzleciawszy na wysokość 700 m, wyłączył silnik i poszybował w stronę Rakowca. Tam silnik włączył i odtąd krążył wysoko nad trybunami, oczekując na pojawienie się etricha Scipio del Campo.

Rozentuzjazmowana publiczność ledwie zauważa start trzeciego lotnika, występującego w barwach warszawskiej Awjaty Maksymiliana von Lerchego, na jednopłacie Etricha. Nieco więcej uwagi przykuwa lot pilota Segno. Po pierwsze, jego wielki dwupłatowiec „Awiatic” prezentuje się przy zgrabnych, delikatnych etrichach jak słoń w otoczeniu wyścigowych rumaków. Po wtóre zaś, Segno zabiera na pokład samolotu panią Mrozińską. Razem z odważną damą pilot parę razy okrąża lotnisko, leci w stronę Rakowca i po 10 minutach ląduje.

Publiczność tymczasem ciągle wiwatuje na cześć Michała Scipio del Campo. Widzom podoba się śmiały lot i fakt, że polski pilot złamał zakaz carskich władz. Del Campo udziela wywiadów dziennikarzom warszawskich gazet. Opowiada, że wskutek zapadającego zmroku i silnego kurzu wzbijanego przez warszawskie dorożki nie był w stanie dojrzeć przechodniów na ulicach. Z dumą zaznacza jednak, że lecąc nad rynkiem Starego Miasta i nad Zamkiem Królewskim mimo zawrotnej wysokości 600 m wyraźnie zobaczył Wisłę.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.