Zwykły złodziejaszek, a jednak zrobił karierę. Takie rzeczy tylko w Cesarstwie Niemieckim? Nie koniecznie. Współcześnie też się zdarza, że o przestępcach robi się głośno na całym świecie. 16 października 1906 roku rozpoczęła się kariera Friedricha Voigta. W relacji W. Kalickiego wyglądało to tak:

Wczesnym rankiem starszy, szczupły mężczyzna w zniszczonym ubraniu wygrzebuje się z kryjówki w zakamarkach berlińskiego Dworca Śląskiego. Pod pachą dźwiga sporej wielkości paczkę obwiązaną sznurkiem. Mężczyzna wsiada do pociągu i jedzie na dworzec na Beusselstrasse. Tam pośpiesznie biegnie na podmiejskie łąki Jungferheide. W chaszczach rozwija papier paczki i wyciąga oficerski mundur.

Mężczyzna przez ostatni tydzień szukał takiego uniformu w berlińskich sklepach ze starzyzną. W końcu szczęśliwie znalazł mundur kapitana pruskiej gwardii, starego, nieużywanego wzoru, ale jeszcze w znośnym stanie. I co najważniejsze – w rozmiarze pasującym na niego jak ulał.

Mężczyzna szybko przebiera się w mundur. Wygładza fałdy kurtki, prostuje się jak struna. Po raz pierwszy w życiu jest naprawdę kimś.

Wilhelm Voigt urodził się przed 57 laty w Tylży w Prusach Wschodnich w rodzinie kiepsko prosperującego szewca. Skończył 3 klasy szkoły podstawowej i zaczął naukę w szkole realnej. Wtedy został złapany na kradzieży. W wieku 14 lat stanął przed sądem w Tylży. Skazano go na 2 tygodnie aresztu. Jako karany musiał opuścić szkołę. Ojciec wyuczył go szewstwa, ale małemu Wilhelmowi w tym fachu szło kiepsko. Z biegiem lat coraz częściej wchodził w kolizję z prawem. Między rokiem 1864 a 1871 sześciokrotnie aresztowano go i skazywano za kradzieże i fałszowanie dokumentów. W sumie spędził za kratkami niemal 30 lat. Ostatni wyrok 15 lat więzienia skończył odsiadywać w lutym tego roku. Po wyjściu na wolność Voigt pojechał do Wismaru, ale jako wielokrotnie karany złodziej rychło został wydalony z Wielkiego Księstwa Mecklenburg-Schwerin. Gdy pojechał do Malborka, tamtejsze władze miejskie także wydaliły go. To samo spotkało Voigta w Grudziądzu. Gdzie tylko się ruszył, wszędzie odmawiano mu – jako zdeprawowanemu recydywiście – wydania dokumentów tożsamości i prawa pobytu. Bez tego zaś nie mógł dostać pracy. Wpadł w błędne koło marginesu społecznego w cesarskich Niemczech.

W końcu Voigt dotarł do niewielkiej miejscowości Rixdorf pod Berlinem i zamieszkał u swojej siostry przy Kopfstrasse 27. Stabilizacja trwała krótko. Prezydent policji w Rixdorf 24 sierpnia wydalił go z miasta. Powód: „osoba niebezpieczna dla publicznego bezpieczeństwa i moralności”. Tydzień później Voigt wyruszył w stronę Hamburga. Nigdy tam jednak nie dojechał. Parę stacji za Rixdorf wysiadł i skierował się do Berlina. W stolicy zaszył się, bez meldunku, przy Lange Strasse 22.

Ostatnie kilka tygodni Voigt rozmyślał o beznadziei swego położenia. Nie miał szans na meldunek i na dostanie pracy – to było jasne. Pozostawało mu jedynie to, na czym znał się najlepiej – kradzież. Tyle że dotychczasowe doświadczenia jako kieszonkowca i włamywacza były zniechęcające: małe łupy, ryzyko wielkie. Ale gdyby tak wymyślić naprawdę wielki przekręt…

Pomysł przyszedł, gdy wspominał swoją młodość. Wielki książę pruski nakazał ongiś swoim gwardzistom wkroczyć w nocy do gabinetu burmistrza Królewca, bez sądowego nakazu aresztować go i dostarczyć do więzienia. Burmistrz po prostu popadł w niełaskę księcia.

Bystry Wilhelm Voigt w tamtej historii zauważył to, co najważniejsze: w zmilitaryzowanym, ogarniętym kultem wojskowego munduru społeczeństwie pruskim żadne bezprawie, byle tylko dokonane w mundurze i w imieniu najwyższej władzy, nie budzi ani protestu, ani nawet zdziwienia.

Wilhelm Voigt w mundurze kapitana sprężystym krokiem wychodzi z chaszczy i wraca na dworzec. Jedzie do Stralau-Rummelsberg, a stamtąd pociągiem podmiejskim do leżącego pod Berlinem niewielkiego miasteczka Köpenick. Tu rozpoznaje teren, zwłaszcza w okolicy ratusza. Przed 11.00 wraca pociągiem obwodnicy północnej do Berlina. Wysiada na dworcu przy Pulitzstrasse. Przez dłuższy czas spaceruje tam i z powrotem po Seestrasse. W południe dokonywane są zmiany wart. Wreszcie Voigt dostrzega pododdział fizylierów gwardii, składający się z 4 żołnierzy i podoficera. Skończyli służbę wartowniczą przed wojskowym basenem Ploetzensee. Voigt zatrzymuje patrol. Podoficer służbiście woła: „Baczność!”, i składa meldunek. Z przejęcia nie zauważa, że mundur kapitana ma stary fason. Voigt robi marsową minę i stentorowym głosem oznajmia, że z rozkazu najwyższych władz natychmiast podporządkowuje sobie patrol. Zwalnia jedynie podoficera, by ten mógł zameldować o przejęciu pododdziału. Wygląda to logicznie – przecież zwierzchnicy w koszarach fizylierów gwardii mogliby uznać zaginiony patrol za bandę dezerterów. W rzeczywistości sprytny szewc w mundurze kapitana pozbywa się podoficera, który mógłby dostrzec coś niezwykłego albo podejrzanego w starym kapitanie albo prowadzonej przezeń akcji. Niczym przy tym nie ryzykuje – zanim oficerowie pułku fizylierów gwardii sprawdzą w cesarskich urzędach, że nikt nie wysyłał żadnego kapitana z misją specjalną na Seestrasse, minie z pewnością wiele godzin.

Po chwili Voigt na czele 4 fizylierów zatrzymuje na ulicy kolejną wartę schodzącą ze służby na pobliskiej strzelnicy. 6 żołnierzy 4. Pułku Piechoty Gwardii włącza do swego oddziału. Z 10 podkomendnymi maszeruje Voigt na dworzec przy Pulitzstrasse. Pociągiem podmiejskim jadą do Köpenick. Żołnierze w 3. klasie, Voigt, jak na oficera przystało, w 2. Na dworcu w Köpenick jeden z gefrajtrów z 4. Pułku nieśmiało zauważa, że po wielu godzinach służby żołnierze są głodni. Voigt nie zastanawia się ani chwili. Rozkazuje ustawić karabiny w kozły i poleca szefowi sali w restauracji dworcowej podanie obiadu dla swoich podkomendnych. Pilnuje, by każdy dostał duże piwo. Niedbale dorzuca, że rachunek ureguluje wieczorem kancelaria cesarska.

Po obiedzie każdemu żołnierzowi wręcza po jednej marce. Najedzeni piechurzy dziarsko maszerują za kapitanem w stronę ratusza.

Po drodze oddział zachodzi na miejską pocztę. Z rozkazu cesarskiego Voigt zakazuje łączenia przez najbliższą godzinę jakichkolwiek rozmów z Berlinem. Teraz Voigt rozkazuje załadować karabiny amunicją i założyć bagnety. Bezdomny szewc jest bystrym obserwatorem wojskowych zwyczajów. Rozkazy wydaje gefrajtrowi, temu, który upomniał się o obiad, a on przekazuje je żołnierzom. W cesarskiej armii nie uchodzi, by oficer zwracał się bezpośrednio do zwykłego żołnierza.

Przed ratuszem Voigt rozkazuje pełniącym tam wartę żandarmom przekazać posterunek swoim żołnierzom. Żandarmi zaś mają ruszyć w miasto i dbać o porządek – kapitan ma bowiem informacje, że na ulicach Köpenick pojawiły się elementy zagrażające bezpieczeństwu publicznemu. Gdy żandarmi znikają za rogiem, Voigt poleca 2 żołnierzom obsadzić główne wejście. Przy bocznych drzwiach pozostawia po jednym podkomendnym. Nikt, pod żadnym pozorem, nie może wejść do środka. Sam wkracza na czele 6 szeregowców. W pierwszym pokoju siedzi nadsekretarz miejski Rosenkranz. Voigt aresztuje go w imieniu cesarza i zostawia pod strażą. Następnie wkracza do gabinetu burmistrza dr. Georga Langerhansa. Z burmistrzem jednak gorsza sprawa. Jest oficerem rezerwy i uważa akcję kapitana za całkowite bezprawie. Żąda połączenia go telefonicznie z urzędem starostwa. Voigt nie traci rezonu: „Nie ma pan tu zupełnie nic do telefonowania, a jeśli będzie się pan jeszcze dłużej stawiał, każę zamknąć pana w celi”. Burmistrz milknie. Teraz Voigt wzywa skarbnika von Wittberga, któremu poleca dokonać podliczenia miejskiej kasy. Po kwadransie von Wittberg melduje: „Jest 4 tys. marek i 37 fenigów”. Smakowita suma. Voigt wypisuje pokwitowanie i rekwiruje pieniądze, które sam pakuje do torby. Potem rozkazuje żołnierzom odtransportować koleją burmistrza i skarbnika do Berlina i przekazać strażom w Neue Wache. Na dworcu w Köpenick czeka, aż jego oddział z aresztowanymi wsiądzie do wagonu. Parę minut później wskakuje do następnego pociągu. Myśli tylko o tym, jak zmylić tropy. Ani mu się śni, że prawdziwa sława czeka go po aresztowaniu: wrzawa w prasie całej Europy, proces, wyrok 4 lata więzienia, ułaskawienie przez rozbawionego aferą cesarza Wilhelma II, tryumfalne tournée po Europie i Ameryce, w czasie którego opowiadać będzie o uprowadzeniu kasy, woskowa figura w Gabinecie Madame Tussauds, ostentacyjne nadanie mu dowodu osobistego przez Wielkie Księstwo Luksemburga, sztuka teatralna, filmy i pomnik na grobie.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.