21 października 1963 zginął ostatni żołnierz polskiego podziemia Józef Franczak ps „Lalek”. Był solą w oku komunistycznej władzy. W. Kalicki tak opisuje dzień jego śmierci:

Tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa w Lublinie Stanisław Mazur „Michał” o 8.30 telefonuje do swojego oficera prowadzącego porucznika SB Kazimierza Mikołajczuka. Chce się natychmiast z nim spotkać. Gdy godzinę później „Michał” zjawia się w jednym z mieszkań operacyjnych lubelskiej SB o kryptonimie „Weranda”, czekają tam nań zastępca komendanta wojewódzkiego SB ppłk Bolesław Dudek i naczelnik Wydziału III lubelskiego SB ppłk Świta. Chcą osobiście wysłuchać wyjaśnień „Michała” z wczorajszej akcji. Nieudanej akcji. Lubelscy esbecy mieli zabić ostatniego partyzanta z czasów II wojny światowej, akowca, który nie złożył broni przez 18 powojennych lat.

Józek Franczak, syn gospodarza z Kozic Górnych na Lubelszczyźnie, po ukończeniu szkoły powszechnej wstąpił na ochotnika do Podoficerskiej Szkoły Żandarmerii w Grudziądzu. W roku 1939 służył w żandarmerii na Wołyniu. Po 17 września Sowieci aresztowali go w Równem. Pędzony przez funkcjonariuszy NKWD w kolumnie jeńców, oficerów WP i żandarmów, zdołał uciec. Podczas czerpania wody ze studni wykorzystał chwilę nieuwagi eskorty i błyskawicznie zdjął mundur. W koszuli i gaciach wyglądał na wiejskiego obdartusa. Enkawudziści pognali dalej kolumnę jeniecką, a na stojącego wśród chłopów Franczaka nie zwrócili uwagi.

Wrócił w rodzinne strony i od razu wstąpił do Związku Walki Zbrojnej. Został dowódcą placówki AK, potem tamtejszego plutonu. W konspiracji wsławił się dbałością o wygląd, wręcz elegancją. Właśnie dlatego koledzy nazywali go „Lalusiem”. Przezwisko przyjął za pseudonim (na zmianę z „Lalkiem”). Po wkroczeniu w sierpniu 1944 roku Armii Czerwonej zgłosił się do organizowanej 2. Armii Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Karola Świerczewskiego. Chciał bić się z Niemcami. Zamiast tego jednak w Kąkolewnicy koło Radzynia, gdzie stacjonował do stycznia 1945 roku, był świadkiem masowych rozstrzeliwań byłych żołnierzy AK. Gdy dowiedział się, że w rodzinnych stronach poszukuje go NKWD, zdezerterował. W trakcie obławy na jednego z ukrywających się partyzantów poakowskich Franczak został aresztowany. Funkcjonariusze UB nie rozpoznali go i dołączyli do grupy zatrzymanych podczas obławy mężczyzn. Po drodze aresztowani zaatakowali eskortę. Zastrzelili 4 funkcjonariuszy i uciekli. Kilka tygodni później w powiecie krasnostawskim „Lalek” znów został ogarnięty przez obławę milicji i KBW. Podczas przebijania się z okrążenia zastrzelił komendanta posterunku MO w Rybczewicach.

Komunistyczne władze, nie mogąc zniszczyć poakowskiej partyzantki w lasach, w 1947 roku ogłosiły amnestię. „Lalek” poważnie rozważał ujawnienie się, ale adwokat, którego radziła się jego siostra, uznał, że komuniści zemszczą się na nim za współudział w zastrzeleniu 5 funkcjonariuszy.

Józef Franczak został w podziemiu.

Od stycznia 1947 roku „Lalek” dowodził kilkuosobowym patrolem w oddziale partyzanckim kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”. Operował w stronach rodzinnych. W maju 1948 roku jego patrol wpadł w zasadzkę UB – zginęło 2 partyzantów. W grudniu 1948 roku „Lalek” został ranny.

Od tego czasu działał samotnie – ukrywał się na własną rękę, z rzadka kontaktował się i spotykał z innymi partyzantami. W 1950 roku uczestniczył w wykonaniu wyroku śmierci na zdrajcy „Hardym”, który wydał UB szefów lubelskiej partyzantki. Rok później zlikwidował tajnego współpracownika UB. Ostatnią wspólną akcję działający w pojedynkę lubelscy partyzanci przeprowadzili w lutym 1953 roku. „Wiktor” i Zbigniew Pielak „Felek” zaatakowali kasę Gminnej Spółdzielni w Piaskach. Z zewnątrz ubezpieczał ich „Lalek”. Kasjer zdążył jednak włączyć alarm. W walce z milicjantami zginął „Wiktor”, „Felek” i ranny „Lalek” zbiegli.

W kwietniu 1956 roku, gdy Sejm uchwalił kolejną amnestię dla żołnierzy podziemia, zmęczony 16 latami konspiracji „Lalek” gotów był się ujawnić, akceptował nawet kilkuletni wyrok więzienia, ale w końcu uświadomił sobie, że nieuchronnie czeka go dożywocie. Został w lesie.

Od 7 lat stara się już tylko przeżyć – w leśnych schowkach, w zagrodach zaufanych gospodarzy. Ciągle cieszy się mirem wśród wrogich komunistycznej władzy chłopów. Pomaga mu niemal 200 osób. Ukrywa się w rodzinnych stronach. Stara się nie nadużywać gościnności, zostaje u gospodarzy dzień, dwa, góra trzy, póki ma czym, płaci za żywność (jesienią 1956 roku napadł na samochód pocztowy ze 108 tys. zł). Starszym gospodarzom pomaga w rewanżu przy gospodarstwie. Często porusza się w przebraniu kobiety. Coraz częściej, coraz poważniej choruje. Jego pomocnicy nieraz ściągali z Lublina zaufanych lekarzy. Od kilku lat związany jest z Danutą Mazur z Wygnanowic. Przed 6 laty urodził im się syn. Wtajemniczeni pomocnicy „Lalka” traktują ich jako małżeństwo.

Ale SB zaciska wokół niego sieć konfidentów. Najcenniejszy wśród nich to „Michał”, stryjeczny brat narzeczonej „Lalka” Danuty Mazur. Na polecenie SB spotykał się z ufającą mu Danutą i samym „Lalkiem”. Wczoraj poszedł do Wygnanowic na umówione przez Danutę spotkanie z „Lalkiem”. W ubraniu miał ukryte radiowe urządzenie nadawcze. Po skończonej rozmowie z „Lalkiem” miał zaalarmować funkcjonariuszy SB ukrytych z odbiornikiem w pobliżu gospodarstwa Danuty. Ci zaś mieli przekazać sygnał do czającej się w pobliżu wsi grupy likwidacyjnej, liczącej aż 70 zomowców i oficerów SB.

Urządzenie nadawcze zepsuło się, SB odwołała akcję. „Michał” zauważył jednak, że „Lalek” odjeżdża motocyklem. Zapamiętał numery rejestracyjne.

I teraz, w mieszkaniu kontaktowym, przekazuje je oficerom SB.

Milicjanci ustalają w wydziale komunikacji, że właścicielem motocykla jest Wacław Beć ze wsi Majdan Kozic Górnych.

Pułkownicy Dudek i Świta pośpiesznie organizują grupę operacyjną złożoną z 35 funkcjonariuszy SB i ZOMO. Jest w niej także milicyjny przewodnik z psem tropiącym. O 14.30 ekipa ta wyjeżdża samochodami z Lublina. W pobliżu Majdanu Kozic Górnych funkcjonariusze opuszczają auta. Dwaj esbecy, którzy znają rozkład obejść w Majdanie, prowadzą ekspedycję w stronę gospodarstwa Wacława Becia. Esbecy i zomowcy otaczają zabudowania. Po chwili z gospodarstwa wychodzi mężczyzna. Znajdujący się najbliżej zabudowań przewodnik psa usiłuje go aresztować, ale nieznajomy rzuca się pędem do stodoły. To Józef Franczak. Po 2 minutach wypada z drugiej strony stodoły. W ręku ma pistolet. Strzela do przewodnika psa i ucieka w stronę lasu. Tam jednak są zomowcy z obławy. Krzyczą, żeby rzucił broń i podniósł ręce do góry. „Lalek” zawraca, wpada w krzaki wokół zabudowań. Tam ma schowaną torbę z resztą broni. Gdy po chwili wybiega z chaszczy, w obu rękach trzyma pistolety. Strzela z nich w biegu. Pędem mija porucznika SB Ludwika Taracha i jednego z zomowców, którzy ostrzeliwują go z niewielkiej odległości. Wszyscy trzej pudłują. „Lalek” wpada do sąsiedniego obejścia i chowa się pod nawisem dachu wozowni. Po krótkiej strzelaninie biegnie do kolejnego gospodarstwa. Taracha i zomowiec strzelają do niego. „Lalek” skręca do ogródka, między bzy i jaśminy. Tam opada na kolana i strzela do nadbiegających z drugiej strony zomowców. Ci strzelają w jego kierunku. „Lalek” pada twarzą do ziemi. Obok jego prawej ręki leży pistolet TT. Obok kolan – teczka i wyjęty z niej uzbrojony granat obronny, którego nie zdążył rzucić. Milicjanci podchodzą do leżącego, biorą za ręce i przewracają twarzą do góry. Po chwili „Lalek” umiera.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.