17 maja 1907 roku organizacja bojowa PPS w Łodzi zorganizowała napad na furgon pocztowy. Oto przebieg wydarzeń oczyma W. Kalickiego:

Na rogu ul. Przejazd i Zagajnikowej w Łodzi przed 8.00 co rusz ktoś podchodzi do stojącego nieco na uboczu mężczyzny w podniszczonym ubraniu. To „Jan”, instruktor łódzkiej Organizacji Bojowej PPS. Po zamienieniu paru słów przybysze idą do niewielkiego parterowego domku w głębi ogrodu przy ul. Przejazd. W domku tym każdego z przychodzących wita jeden z dwóch oczekujących mężczyzn; przedstawia się on jako towarzysz „Zimecki”.

O 8.30 w pokoju jest już 20 osób. Wszyscy są członkami łódzkiej organizacji PPS Frakcji Rewolucyjnej. „Zimecki” wychodzi z domku i sprawdza stojących na czatach bojowców PPS ubezpieczających zebranie. Potem wraca i opowiada przybyłym o czekającej ich akcji.

Czas: dziś, za pół godziny.

Miejsce: róg ul. Łąkowej i Podleśnej.

Cel: carski furgon pocztowy przewożący – jak doniósł pepeesowski wywiad – większą sumę gotówki.

Plan: gdy tylko furgon eskortowany przez tuzin Kozaków i trzech uzbrojonych funkcjonariuszy poczty wjedzie z Łąkowej w Podleśną, czterech bojowców ustawionych na Łąkowej i kolejnych czterech stojących już za rogiem, na Podleśnej otworzy ogień z browningów do kozaków i pocztmistrzów; gdyby jednak Kozacy pod ogniem bojowców nie porzucili furgonu, lecz wraz z nim uciekli, na dalszym odcinku Podleśnej, między ul. Luizy i Zakątnej, ustawione będą dwa silne posterunki bojowców, które wezmą furgon i resztki ochrony w ogień krzyżowy pistoletów i rewolwerów. Na Zakątnej czeka już bryczka powożona przez towarzysza „Karola” z zaufanymi towarzyszami, do której przeładować należy zdobyte pieniądze.

Całą akcją dowodzi instruktor OB „Jan”.

Pytania? Nie ma.

 „Zimecki” z towarzyszem rozdają rewolwery i browningi.

Bojowcy wychodzą z domku po dwóch, po trzech. Łąkowa jest niemal niezabudowana i o tej porze prawie nie ma na niej przechodniów. Poinstruowani podczas pośpiesznej odprawy bojowcy zajmują wyznaczone im stanowiska. Nie czują się pewnie, cała ta akcja zorganizowana jest trochę na wariata, wbrew regułom konspiracji bojowej. Spiskowcy nie czekają długo. Łąkową zbliża się furgon pocztowy. Poprzedza go konno czterech Kozaków. Każdy trzyma karabin w prawym ręku, kolbą wsparty na udzie.

Reszta eskorty jedzie za furgonem.

 „Jan” wyciąga zza pazuchy trąbkę i gra krótki sygnał. Obie czwórki bojowców, ta stojąca na Łąkowej i ta na Podleśnej, wyciągają broń i dają ognia. Strzelają salwą – stwarza to wrażenie o wiele większej siły ognia napastników, niż dysponują oni w rzeczywistości. Kozackie konie stają dęba i ponoszą jeźdźców obu części eskorty w stronę dwóch kolejnych posterunków bojowców. Kozacy opanowują konie i strzelają do czterech napastników na Podleśnej, ale w tym momencie otwierają do nich ogień bojowcy stojący nieco dalej, przy Zakątnej. Trafiają dwóch Kozaków. Postrzelony w pierś spada z siodła, lecz noga więźnie mu w strzemieniu. Koń wlecze konającego po bruku. Reszta jeźdźców widzi, że to nie przelewki, i ucieka galopem.

Pocztmistrzowie usiłują się bronić w furgonie, ale po krótkiej kanonadzie dwaj z nich uciekają w przyuliczne chaszcze. Trzeci, ciężko ranny, leży na podłodze furgonu. Napastnicy wyrzucają ciężko rannego pocztowca na bruk. Jeden z bojowców siada na koźle furgonu, dwóch lokuje się w środku. Odjeżdżają. Reszta zamachowców rozbiega się pojedynczo we wszystkie strony.

Furgon skręca w Zakątną, gdzie bojowcy przerzucają sakwy i paki na bryczkę powożoną przez „Karola”. Bryczka wjeżdża w Zieloną, dalej w Dzielną, z niej skręca w Widzewską i wreszcie w ul. Nawrot. Tam zatrzymuje się przed domem, w którym mieszkanie ma członek PPS „Stanisław”. Bojowcy pośpiesznie przenoszą do mieszkania sakwy i paczki z furgonu, po czym bez zwłoki odjeżdżają. W mieszkaniu towarzysze „Zimecki” i „Jan” otwierają zdobyczne sakwy i paczki. Łup jest sowity: 2 tys. rubli w gotówce i weksle Łódzkiego Banku Państwowego na ponad 237 tys. rubli.

Kozacy, którzy uciekli z miejsca napadu, wszczynają alarm w swoich koszarach. Nieco później do koszar doczłapuje koń wlokący zabitego jeźdźca. Oficer dyżurny wzywa oddział Kozaków z placu ćwiczeń. Jeden z dwóch urzędników pocztowych, którzy uciekli z furgonu, donosi, że napastnicy zbiegli w stronę ul. Luizy. Kolumna Kozaków wjeżdża w ul. Luizy i kieruje się w stronę fabryki Kunert, Landsberg i Wojdysłowski. Na dziedzińcu Kozacy zsiadają z koni, wbiegają do hal i strzelają z dystansu paru kroków do pracujących przy maszynach, niczego niepojmujących robotników. Tych, którzy kryją się w zakamarkach fabryki, Kozacy wywlekają na dziedziniec i tam mordują szablami. Krew płynie po bruku. Po rozbiciu fabrycznego kantoru i zrabowaniu kasy Kozacy wpadają do następnej fabryki, Metzler i Ferenbach. Także tu mordują robotników i rabują fabryczną kasę.

Na wieść o napadzie na furgon pocztowy przybywają na Podleśną rosyjscy śledczy. Chwilę później przymaszerowują wezwane przez jakiegoś urzędnika dwie kompanie piechoty. Carscy żołnierze wkraczają na dziedziniec fabryki Kunert, Landsberg i Wojdysłowski. Na widok rzezi i Kozaków ciągle mordujących niewinnych cywilów rosyjskich żołnierzy ogarnia oburzenie i wściekłość. Wrogie okrzyki sołdatów pod adresem Kozaków i manipulowanie przy zamkach karabinów zmuszają do reakcji dowódcę piechoty. Swoich żołnierzy stawia na baczność, a od oficera kozackiego żąda natychmiastowego opuszczenia terenu fabryki. Kozak agresywnie odmawia. Dowódca piechoty wyjmuje zegarek.

 – Jeśli Kozacy nie usuną się z fabryki w ciągu dwóch minut, dam rozkaz strzelania do nich! – grozi i daje swoim rozkaz: „K orużju!” (Gotuj broń). Sołdaci wykonują rozkaz aż nazbyt ochoczo. Na ten widok Kozacy – miotając pod ich adresem obelgi – wycofują się na ulicę, zostawiając ciała 80 pomordowanych robotników i robotnic. Rosyjski oficer dowodzący piechotą wzywa pogotowie do rannych robotników.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.