Do Kadyksu, najpotężniejszego atlantyckiego portu Hiszpanii zbliża się armada ponad trzystu żaglowców. To potężna flotylla, ale na wartownikach na murach wznoszącego się nad wodami poru zamku nie robi ona wrażenia. Kadyks uchodzi za miejsce nie do zdobycia. Port przypomina wydłużoną gruszkę: od strony morza jest to wąski kanał poszatkowany niebezpiecznymi mieliznami. Nad nim na wyspie połączonej ze stałym lądem masywnym mostem wznosi się miasto Kadyks. Tuż nad wąskim kanałem wejściowym przed 50 laty hiszpańscy władcy zbudowali potężny zamek. Teraz wszystkie statki wchodzące do portu muszą przepłynąć pod lufami jego armat.

Dopiero po przepłynięciu wąskiego przejścia przed statkami otwiera się rozległy, szeroki na 4 mile akwen portu wewnętrznego. Na przeciw miasta i zamku w osłoniętej ławica mielizn pomniejszej zatoce portu wewnętrznego Hiszpanie zbudowali niewielki, dobrze umocniony port św. Marii.

Strażnicy na zamku zachowują spokój także z powodu francuskich i flamandzkich flag powiewających na masztach nadpływających żaglowców – to na pewno dostawy zboża, płótna żaglowego, lin okrętowych i wszelkiego innego morskiego ekwipunku z Francji i Niderlandów. Od miesięcy w hiszpańskich portach panuje wielki ruch. Za parę dni do Kadyksu maja przypłynąć z Włoch ogromne transporty okrętowych armat, prochu i kul. Król Hiszpanii Filip II szykuje się do gigantycznego morskiego desantu i podbicia Anglii. W portach Hiszpanii i niedawno zajętej przez Filipa II Portugalii szkutnicy od miesięcy szykują największa flotę, jaką widział świat. Wkrótce 95 tys. Hiszpanów na pokładach 196 okrętów i 360 mniejszych statków transportowych ma pożeglować w stronę Anglii i desantować się u ujścia Tamizy.

O 16.00 żaglowce pod francuskimi i flamandzkimi flagami ostrożnie wpływają do kanału wejściowego. Nieśpiesznie manewrują między łachami mielizn nieopodal wyniosłych murów zamku. Na ich czele płynie duży żaglowiec ze sporą ilością dział na pokładzie.

W porcie św. Marii cumuje eskadra 12 galer pod dowództwem doświadczonego oficera don Pedra de Acuna. Na widok obcych statków don Pedro wysyła dwie galery, aby sprawdziły kim są przybysze i co ich sprowadza do Kadyksu.

Pierwszy w szyku statek zwraca się w stronę galer. Nagle jego kadłub otaczają kłęby dymu, a ciszę portu rozdziera potężny huk. Nieznany statek strzela do galer! W tej samej chwili z jego masztu i masztów pozostałych statków opadają flagi francuskie i niderlandzki. W górę idą wielkie płachty płótna z krzyżem św. Jerzego. To Anglicy!

Tak, to Anglicy, na dodatek pod wodza groźnego, zuchwałego korsarza Francisa Drake’a. Ta ekspedycja 33 angielskich okrętów przeciw hiszpańskiej focie to mieszanina państwowej polityki i prywatnego interesu. 4 okręty pod komendą Drake’a, w tym jego flagowa „Elisabeth Bonaventura”, są własnością królowej Elżbiety I i reprezentują flotę państwową. 4 kolejne zostały wystawione przez 19 kupców londyńskich, którzy oczekują wielkich zysków z łupów. Udziały w nich ma też osobiście Drake. Reszta statków została sfinansowana przez rozmaite kompanie i osoby prywatne.

Drake nie ma wyjścia – musi pogodzić ogień z wodą. Musi zatopić jak najwięcej statków hiszpańskich, by odwlec moment wyruszenia na Anglię Wielkiej Armady Filipa II. Tego żąda królowa. Musi też jednak zdobyć bogate łupy, by zaspokoić oczekiwania udziałowców wyprawy – tego też zresztą oczekuje królowa, która ma swoje prywatne udziały finansowe w niektórych okrętach floty Drake’a.

Wyjście jest tylko jedno – zdobyć hiszpański port, najpierw obrabować statki, a potem je zatopić. Jaki port? Cóż za pytanie – Kadyks! Tam zatrzymują si wszystkie statki handlowe Filipa II. Drake zdecydował się po prostu wpłynąć do Kadyksu pod fałszywymi banderami i znienacka zaatakować Hiszpanów na wodach portu. Ten prosty plan irytuje zastępcę Drake’a wiceadmirała Williama Borougha, autora cenionej rozprawy o teorii kompasu, oficera wsławionego bojowymi sukcesami na Bałtyku. Wpaść pod fałszywą banderą do portu, zrabować, podpalić – cóż to za prostactwo! Gdzie tu finezja wielkich manewrów żaglowych flot? No i co będzie, gdy po wpłynięciu na wody portu ucichnie wiatr? Wtedy unieruchomione angielskie żaglowce będą zdane na łaskę Hiszpanów.

Na zastrzeżenia te awanturnik Drake ma tylko dwa argumenty. Po pierwsze, okręty angielskie maja więcej dział niż hiszpańskie. Po wtóre zaś, atak na pewno się uda, bo Drake’owi zawsze się udają nawet najbardziej zuchwałe przedsięwzięcia.

Ostrzelane galery co sił zmykają do bezpiecznego azylu portu św. Marii. „Elisabeth Bonaventura”, flagowy okręt Francisa Drake’a po przepędzeniu galer zwraca się w stronę głównego portu. Drake z uśmiechem przygląda się jego nabrzeżu. Tkwi przy nim 60 kupieckich żaglowców. Z niektórych statków tłumy robotników wynoszą na ląd przywiezione towary, na inne ładują towary hiszpańskie. Wszystkie statki są bezbronne – większość z nich nie ma nawet na pokładach żagli. To statki zagraniczne, które pod przymusem służą we flocie Filipa II. Hiszpanie obawiają się, że przy lada okazji mogłyby uciec, więc żagle wydają im na czas rejsów, pod ścisłą kontrolą swoich oficerów. Większość z tych statków czeka na artylerię, która jest transportowana drogą morską z Włoch. Uzbrojone w armaty maja wkrótce być włączone do Wielkiej Armady i z hiszpańskimi żołnierzami na pokładach popłynąć na podbój Anglii.

Odgłos strzałów armatnich wywołuje na pokładach zacumowanych w porcie statków dziką panikę. Część marynarzy w popłochu ucieka na ląd. Inni dzielniejsi odcinają cumy i próbują przepłynąć swymi statkami do bezpiecznego portu św. Marii po przeciwnej stronie wielkiego portu wewnętrznego. Nic z tego! Okręty Drake’a dopadają kolejnych bezbronnych uciekinierów. Angielscy marynarze i piechota morska wdzierają się na pokłady atakowanych jednostek, wycinają w pień załogi i ochoczo rabują co się da. Potem angielscy kapitanowie decydują czy zdobyty statek odholować w bezpieczny zakątek portu wewnętrznego, z dala od dział zamku, czy podpalić go.

Odgłosy walki na wodach portu budzą zażywających sjesty mieszczan. Mieszkańcy Kadyksu w panice miotają się po wąskich uliczkach, w których huk dział odbija się złowrogim echem. Wreszcie gubernator Kadyksu opanowuje zamęt. Mężczyźni zdolni do noszenia broni maja wraz z żołnierzami garnizonu pomaszerować pod wielką skałę w najwęższym miejscu kanału wejściowego do portu. Gdyby artylerii zamkowej udało się zatopić któryś statek Anglików, żołnierze i uzbrojeni cywile powinni wziąć jego załogę do niewoli.

Kobietom, dzieciom i starcom poleca gubernator schronić się w murach zamku. Ale jego komendant zatrzaskuje bramę – nie chce spanikowanych cywili w murach. Tłum szturmuje bramę. W tłoku niemal 100 ludzi zostaje zadeptanych na śmierć. Dopiero to skłania komendanta do otwarcia zbawczych wrót. Energiczny gubernator wysyła przez zatokę szybką łódź z gońcem do księcia Medina-Sidonia, który jako najważniejszy magnat w prowincji jest zobligowany do zorganizowania zbrojnej pomocy dla Kadyksu. Złe wieści nie załamują księcia. Natychmiast wysyła do Sewilli i Jarez kurierów z rozkazem natychmiastowego przysłania posiłków, sam zaś z niewielką świtą rusza konno do Kadyksu, by osobiście ocenić sytuację.

Tymczasem Pedro de Acuna, widząc pogrom statków handlowych, decyduje się zaatakować okręty Drake’a. Jego 10 galer wypływa z portu św. Marii. Szybko jednak dopadają je 4 okręty królowej Elżbiety. Anglicy maja lepsze działa, o większym zasięgu. Ich pociski trafiają w galery zanim te zdażyły zbiżyć się na odległość skutecznego strzału. Pedro de Acuna pojmuje, że nie ma szans – rozprasza swą eskadrę. Część galer ucieka z powrotem do portu św. Marii, część chroni się pod murami zamku.

Na wodach wewnętrznego portu pozostał tylko jeden statek, który nie uległ panice. Wielki genueński żaglowiec o ładowności 700 ton ma na pokładzie 40 dział. Genueńczycy chcą walczyć. W ładowniach mają bale szkutniczego drewna, więc ich statek trudno będzie zatopić. Okręty Drake’a podpływają kolejno do genueńczyka i oddają salwy. Takiej nawały ognia nie wytrzymałby żaden żaglowiec. Gdy genueńczyk płonąc idzie pod wodę wiceadm. Borough nie kryje wściekłości: w falach znika skarb – 40 cennych, genueńskich armat.

Zapada zmierzch. Na pokładzie flagowej „Elisabeth Bonaventure” zjawia się wiceadm. Borough. Przestrzega Drake’a przed wielkimi kłopotami, w jakich znalazłaby się ich flota, gdyby wiatr ucichł. Kolejne unieruchomione okręty byłyby pojedynczo zatapiane przez galery de Acuny. Borough domaga się, by natychmiast odpłynąć. Drake odmawia. Gdyby się teraz wycofał nie mógłby przywieźć londyńskim inwestorom należnych im łupów. Borough, regularny oficer floty królewskiej, a nie korsarz, taką postawą brzydzi się. Nie kryjąc wściekłości wraca na pokład swojego „Golden Liona”.

Ciemności nocy rozświetlają dopalające się na wodzie szczątki hiszpańskich statków i ustawione na wybrzeżach portu przez ludzi księcia Medina-Sidona płonące beczki ze smołą. Hiszpanie boją się desantu Anglików. Jest zimno, mgliście, z powodu odpływu mielizny są coraz bardziej niebezpieczne. Nad ranem osiada na nich jedna z hiszpańskich galer. Hałas podniesiony przy ściąganiu jej na wodę podrywa na nogi obrońców miasta i zamku: Anglicy lądują!

Na szczęście alarm jest fałszywy. Anglicy atakują o świcie. Łodzie z marynarzami „Elisabeth Bonaventure” pod wodzą Drake’a zdobywają jeden z nielicznych ocalałych hiszpańskich galeonów, własność markiza Santa Cruz, dowódcy Wielkiej Armady. Galeon wyładowany jest po brzegi beczkami z winem. Po zrabowaniu wina korsarze podpalają statek. Inne okręty Anglików podpalają 4 hiszpańskie statki z żywnością dla Wielkiej Armady.

Gdy Drake wraca na pokład okrętu flagowego zastaje tam Borougha, który nie szczędzi mu wymówek. Każda kolejna godzina rabowania może przynieść ucichnięcie wiatru. I wtedy co?

Drake wyśmiewa swego zastępcę. Nieprzyjemną kłótnię kończy zaskakujący atak hiszpańskich galer na stojącego na uboczu „Golden Liona”. Okręt flagowy Borougha z opresji ratuje odsiecz 7 statków wysłanych przez Drake’a. Upokorzony Borogh jest jeszcze bardziej wściekły na swego dowódce.

Wreszcie Drake decyduje się odpłynąć. Ledwie przebrzmiały bębny wzywające do odwrotu, wiatr zamiera. Spełnia się najczarniejszy scenariusz Borogha. Galery atakują okręty Anglików jak rozeźlone osy. Hiszpanie co rusz ślą na okręty Drake’a swoje bandery, płonące wielkie łodzie wypełnione materiałami łatwopalnymi. Anglików ratuje silniejsza artyleria. Noc upływa na zaciętych potyczkach na wodach portu wewnętrznego. Wreszcie o 2.00 nad ranem zaczyna wiać. Flota Drake’a ostrożnie wypływa przez kanał wejściowy na pełne morze. Kanonada armat z zamku nie czyni statkom żadnej szkody. Drake triumfuje nad swoim oponentem Boroughem – obrabowano i spalono 60 bogato wyposażonych statków Filipa II. Anglicy stracili zaledwie 5 marynarzy wziętych do niewoli i jednego rannego w nogę artylerzystę. Francis Drake z rozkoszą spogląda na stosy zdobytych  beczek z najlepszą hiszpańską maderą. Łupy dadzą wielki zysk, zaś pogrom Kadyksu musi opóźnić wypłynięcie Wielkiej Armady. Królowa będzie zadowolona.

Wielki korsarz nie wie, że opóźnienie to stanie się przyczyną klęski Hiszpanów i uratuje Anglię.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.