Dziś W. Kalicki wspomina słynną „Operację NIMROD”, czyli uwolnienie zakładników z irańskiej ambasady w Londynie w 1980 roku. Oto jak przebiegały tamte wydarzenia:

 

O świcie do pokoju frontowego na drugim piętrze budynku ambasady Iranu w Londynie wpadają z krzykiem młodzi mężczyźni. Mają śniadą cerę, gęste czarne włosy, czarne wąsy. Wymachują pistoletami Browning i niewielkimi czechosłowackimi pistoletami maszynowymi Skorpion. Kilkunastu śpiących na podłodze zakładników zrywa się z dywanów.

Przed pięcioma dniami, rankiem o 11.30, chroniący irańską ambasadę przy Princess Gate konstabl brytyjskiej policji Trevor Lock ujrzał zbliżających się do głównego wejścia sześciu mężczyzn. Twarze mieli okutane arafatkami. Stojącego w foyer tuż przy głównym wejściu Locka nie zaniepokoiło to. Spora część interesantów irańskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego ostentacyjnie nosi charakterystyczne chusty.

Lock otworzył drzwi przed pierwszym z sześciu przybyszy. Mężczyzna nieoczekiwanie pchnął policjanta do środka i wyciągnął z kieszeni broń. Ale Lock, specjalnie przeszkolony funkcjonariusz Grupy Ochrony Dyplomatycznej, natychmiast zatrzasnął drzwi wejściowe i przez zawieszone przez ramię walkie-talkie zaalarmował personel ambasady i londyńską centralę Grupy.

Jeden z napastników strzelił jednak w szybę w drzwiach i z pomocą kompana zdołał je sforsować. Trzej mężczyźni w arafatkach obezwładnili konstabla Locka i zaczęli strzelać na postrach po ścianach foyer.

Tymczasem sześciu napastników opanowało cały budynek. Mężczyźni używający podczas akcji imion Faisal, Hassan, Shai, Makki, Ali oraz Salim (to dowodzący napadem Awn Ali Mohammed) są członkami Grupy Męczenników Mohieddin al Nasser, arabskiego ugrupowania dążącego do wyzwolenia leżącej nad Zatoką Perską, bogatej w złoża ropy naftowej irańskiej prowincji Chuzestan. Znaczą część ludności Chuzestanu stanowią etniczni Arabowie, a nie Irańczycy.

Zanim jeszcze napastnicy opanowali sytuację w budynku ambasady, na Princess Gate pojawiły się oddział antyterrorystyczny C 13 Scotland Yardu, elitarny oddział strzelców wyborowych – niebieskich beretów – oraz grupa negocjacyjna Scotland Yardu. Rozpoczęło się oblężenie budynku ambasady.

Na sygnał od napastników przyszło czekać aż 3 godziny. O 14.35 szef terrorystów Salim ogłosił przez telefon swoje żądania: uwolnienie z irańskich więzień 91 arabskich bojowników, autonomia dla Chuzestanu i poszanowanie praw człowieka dla jego mieszkańców. Jeśli władze w Teheranie żądań tych natychmiast nie spełnią, groził Salim, ambasada zostanie wysadzona wraz z zakładnikami nazajutrz w południe.

Irański rząd indagowany przez Londyn stwierdził, że z terrorystami negocjować nie zamierza, i dał Brytyjczykom wolną rękę w rozwiązaniu problemu.

Nocą kilkanaście range roverów przewiozło grupę uderzeniową Special Air Service (SAS) do baraków w Regents Park, gdzie mieści się dowództwo operacyjne jednego z regimentów SAS.

Scotland Yard zaś zabrał się za negocjacje. Terrorystom dostarczono żywność oraz papierosy. Gdy uspokoili się nieco, brytyjscy negocjatorzy zaproponowali zwolnienie zakładników, a przynajmniej kobiet. Salim w końcu, z oporami, zgodził się na wypuszczenie pięciu z 26 zakładników. Wśród wypuszczonych znalazł się jeden z dwóch zatrzymanych w budynku techników dźwięku brytyjskiej BBC, Chris Cramer, który nazajutrz po napadzie poważnie się rozchorował. Był to błąd Salima. Cramer nie tylko dokładnie opowiedział policji o uzbrojeniu, nastrojach i zwyczajach napastników, ale też podał informacje, których, mimo starannego przestudiowania planów budowlanych, eksperci Scotland Yardu i SAS znać nie mogli. Na przykład: wszystkie okna w budynku ambasady od frontu są kuloodporne.

Terroryści w ogóle okazali się na wpół amatorami. Nie zorientowali się, że zespół C 7 Scotland Yardu założył w kominach i w ścianie wspólnej budynków ambasad irańskiej i etiopskiej podsłuchy. Każda rozmowa napastników jest nagrywana. Co więcej, żaden z terrorystów nie zauważył, że rezydujący w budynku ambasady Etiopii spece SAS ostrożnie, po cichu wyjęli cegłę po cegle ze wspólnego muru – pozostał tylko tynk po stronie irańskiej.

Centrum dowodzenia oblężeniem ambasady, ulokowane nieco dalej przy Princess Gate, w Królewskiej Szkole Robótek Ręcznych, ciągle jest dobrej myśli. Zgodnie z oczekiwaniami terroryści, mimo kryzysów w negocjacjach, z każdym dniem ograniczają swoje żądania. Od trzech dni myślą już raczej o uratowaniu własnej skóry. Zażądali pośrednictwa arabskich ambasadorów w negocjacjach i prawa wyjazdu z Wielkiej Brytanii. Ale zespół uderzeniowy SAS ciągle ćwiczy szturm w makiecie budynku ambasady wybudowanej zaledwie ulicę dalej. Tym razem bez strzelaniny – zwykle komandosi SAS ćwiczą akcje uwalniania zakładników, strzelając ostrą amunicją do tarcz imitujących terrorystów, zaś otaczający ich skrępowani zakładnicy są kolegami atakujących z tego samego oddziału.

Od rana Salim, który w nocy usłyszał jakieś odgłosy na dachu, jest niespokojny i agresywny. O jedenastej idzie na obchód ambasady. Na ścianie dostrzega wybrzuszenie tynku w miejscu, w którym od strony ambasady Etiopii komandosi wyjęli cegły. Wściekły zbiega na dół i poleca przeprowadzić zakładników do pokoju teleksowego na drugim piętrze.

O 11.40 na balkonie pierwszego piętra pojawiają się dwaj zakładnicy: konstabl Lock oraz drugi z dźwiękowców BBC, Sim Harris. Przekazują policji ultimatum Salima – jeśli nie zostanie spełnione jego wcześniejsze żądanie pośredniczenia arabskich dyplomatów w rokowaniach, zacznie się zabijanie zakładników.

Policja gra na czas – przekazuje wiadomość, że po południu BBC poda informację, czy arabscy mediatorzy włączą się do rozmów. BBC informuje jednak, że rządowy komitet ds. zagrożeń COBRA nie wyraził zgody na włączenie do gry dyplomatów.

Wściekły Salim dzwoni na policyjny numer i krzyczy, że za 45 minut zacznie zabijać zakładników. O 13.45 w budynku ambasady rozlegają się trzy strzały.

Zapada dręcząca cisza. Oddział szturmowy SAS jest w pełnej gotowości do akcji. Wreszcie o 18.50 w ambasadzie słychać serię ze skorpiona. O 19.10 ktoś wyrzuca przez drzwi na zewnątrz budynku zwłoki attaché prasowego Abbasa Lavasani. Policja dzwoni na pierwsze piętro. Odbiera Salim. Policjant mówi, że zaraz będą podstawione dla terrorystów autobusy na lotnisko. To oczywiście kłamstwo. Naprawdę chodzi o to, by zlokalizować Salima – jest na piętrze.

Komandosi w czarnych mundurach, kamizelkach kuloodpornych i maskach przeciwgazowych niepostrzeżenie zakładają ładunki wybuchowe na pancernych oknach ambasady. Widzi to cały świat, ukryta za samochodem ekipa BBC nadaje relację na żywo. Ale w ambasadzie telewizory nie działają – Scotland Yard dawno już odciął dopływ prądu.

O 19.23 rozlega się potężna eksplozja. Rozpoczyna się operacja „Nimrod” (wedle tradycji Nimrod był okrutnym budowniczym wieży Babel). Ambasadę szturmuje 24 komandosów SAS. Oddział „Czerwony” atakuje z dachu. Z tyłu budynku trzy pary komandosów opuszczają się na linach. Pierwsza para opada nieudolnie, uderza o okno i ląduje na trawniku. Druga para ląduje na balkonie, wyłamuje zamek w oknie i wrzuca granaty ogłuszające do pokoju, w którym telefon odebrał Salim. Komandos z trzeciej pary wikła się w linie. Fatalnie. Nie można wysadzić drzwi na balkon. Jego koledzy wciskają się do wnętrza przez uchylone okno. Inna drużyna wypycha resztki ściany od strony ambasady etiopskiej i wkracza do akcji.

Na parterze oddział „Niebieski” wybija młotami okna i wpada do hallu. Komandosi z bliska zabijają stojącego tam bezradnie, ogłuszonego terrorystę.

Tymczasem komandosi stojący na trawniku strzelają do wnętrza budynku granatami z gazem łzawiącym. Od jednego z nich w pokoju na górze wybucha pożar. Ogień ogarnia wiszącego na linach niefortunnego komandosa. Inni żołnierze w ostatniej chwili odcinają go i ratują przed usmażeniem się.

Na pierwszym piętrze szef terrorystów Salim składa się do strzału do komandosa w oknie. Dostrzega to konstabl Lock. Podbiega i rzuca się na Salima. Po chwili koledzy uratowanego komandosa zabijają obezwładnionego już terrorystę.

W pokoju teleksowym terroryści Shai i Makki strzelają do zakładników. Zabijają jednego, drugiego ranią. Potem jednak ulegają prośbom reszty zakładników, odrzucają broń i poddają się. Kładą się twarzami do podłogi. Komandosi „Niebieskiego” chwytają ich, przyciskają do ściany i strzałami z przyłożenia zabijają.

Ostatni z napastników pilnuje kobiet w innym pokoju na drugim piętrze. Na odgłos strzałów wyrzuca broń i chce się poddać. Zakładniczki, widząc, co się dzieje z ujętymi terrorystami, odmawiają zidentyfikowania go. Na trawniku komandosi jednak orientują się, kim jest, próbują nawet zabrać go do budynku, ale w końcu trafia on w ręce Scotland Yardu.

Zakładnicy, na wszelki wypadek skuci przez komandosów kajdankami, leżą na trawniku. Budynek ambasady płonie. Zwycięzcy odjeżdżają do bazy vanami wynajętymi w firmie AVIS.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.