30 grudnia 1905 – carska Rosja, rewolucja trwa już miesiąc, a tego właśnie dnia wybucha robotnicze powstanie w Moskwie. Oto przebieg wypadków na podstawie relacji W. Kalickiego:

O świcie dowodzony przez płk. Rimana pluton egzekucyjny żołnierzy semenowskiego pułku gwardii, przysłanego na rozkaz cara z Petersburga do Moskwy, wyprowadza z aresztu w budynku stacji Moskwa-Gołutwin na Kolei Kazańskiej maszynistę Uchtomskiego. Ten były podoficer carskiej armii jest znakomitym kolejarzem. Poprzedniego dnia dowodzona przez płk. Rimana kompania semenowców otoczyła stację i zastawiła pułapkę na pociągi podmiejskie dowożące do Moskwy robotników i urzędników z podmoskiewskich osiedli i miasteczek. Uchtomski, rano prowadzący pociągi do Moskwy, wieczorem zaś jadący na prowincję, od kilku dni dowoził w swoim składzie na Dworzec Kazański kilkudziesięciu uzbrojonych powstańców. Po całym dniu walk wsiadali oni do pociągu prowadzonego przez Uchtomskiego i wracali do domów, by kolejnego ranka, wyspani i nakarmieni, z browningami pod pazuchami jechać na front powstania.

Poprzedniego dnia Uchtomski w ostatniej chwili przytomnie zorientował się, że na stacji Gołutwin jest zasadzka, dodał pary i pociąg odjechał dziurawiony kulami dziesiątek żołnierzy. Wieczorem jednak, gdy wracał po dniu powstańczych walk, został w pociągu rozpoznany i aresztowano go.

Cesarstwo rosyjskie od roku trawią płomienie rewolucji. Zaczęło się niespełna 12 miesięcy temu od „krwawej niedzieli” – masakry przez wojsko gigantycznej, pokojowej manifestacji robotników Petersburga prowadzonej przez popa Hapona. Pod kulami sołdatów zginęło niemal tysiąc manifestujących, rannych było dużo więcej. Odpowiedzią rewolucjonistów był udany zamach Iwana Kalajewa stryja cara Mikołaja II – wielkiego księcia Siergieja Aleksandrowicza. Kalajewa powieszono już tydzień po zamachu, a nowy generał-gubernator stołecznego Petersburga, dotychczas szef policji w Moskwie, gen. Dmitrij Trepow wydał sławny rozkaz do policji wysłanej do rozpędzania robotniczych demonstracji: „Nabojów nie żałować!”.

Przez cały 1905 rok cesarstwo stało się areną gorączkowej walki z władzą. Na wsi rosyjscy chłopi podpalali dwory. Rosyjscy robotnicy w setkach miast imperium ogłaszali strajki, wychodzili na ulice, masakrowani przez policję i żandarmerię, ustawiali barykady, chwytali za rewolwery. W Petersburgu powstała Rada Delegatów Robotniczych, namiastka drugiej, obok carskiej, władzy. Zradykalizowali się inteligenci – najsilniej ogarnięci rewolucyjną gorączką, rzucali bomby w terrorystycznych zamachach na przedstawicieli władzy, znakomita większość na wiecach i zgromadzeniach żądała zwołania Zgromadzenia Narodowego i wprowadzenia monarchii konstytucyjnej zamiast samodzierżawia. Powstańcze w istocie walki ogarnęły kresy imperium – od Królestwa Polskiego i Pribałtyki po Syberię, Kaukaz, środkową Azję.

Po miesiącach manifestacji, ulicznych walk, ofiar car zmiękł. Mikołaj II podpisał 17 października manifest, który nadawał ograniczone swobody obywatelskie i zwoływał Dumę – pierwszy rosyjski parlament.

Ale do spełnienia żądań robotników ciągle jeszcze było daleko. Miesiące strajków, pochodów, starć z policją zamiast spektakularnego zwycięstwa przyniosły robotnikom w końcu znużenie i zniechęcenie.

9 grudnia ochrana aresztowała przewodniczącego petersburskiej Rady Delegatów Robotniczych, a tydzień później większość członków RDR. Ocaleli z policyjnego pogromu członkowie Rady wezwali robotników do strajku powszechnego. W Petersburgu znużenie ciągłymi strajkami i zamieszkami ulicznymi było tak wielkie, że kolejne fabryki i zakłady stawały powoli, z ociąganiem, a do protestu przystępowały tylko części załóg.

W Moskwie od początku było inaczej. Już 21 grudnia stanęła większość wielkich fabryk; strajkowało 130 tys. robotników. Urzędnicy zarządu gminnego i ziemstw zawiesili pracę, nie kursowały tramwaje elektryczne, zamknięto biura pocztowe, teatry i wszystkie drukarnie, więc też nie ukazał się żaden dziennik. Z jednym wyjątkiem – zecerzy uwięzili wydawcę pisma „Russokoje Słowo” i sami wydali pierwszy numer gazety robotniczej z rewolucyjnymi odezwami. Wieczorem miasto pogrążyło się w ciemnościach – stanęła elektrownia.

2 dni później rozpędzany przez Kozaków tłum robotników wzniósł na Twerskiej barykadę ze słupów telegraficznych, sań, wyrwanych z murów bram i jakichś skrzyń. Kozacy ostrzelali ją z karabinów, robotnicy odpowiedzieli ogniem rewolwerów. Po południu piechota i kawaleria zdobyły plac. Wieczorem tłum zbudował na rogu Sadowej i Twerskiej potężną barykadę, którą wojsko przejęło w nocy, po zaciekłych walkach. Nazajutrz w robotniczych dzielnicach zaczęły tworzyć się uzbrojone drużyny powstańcze. Ich członkowie, zwani powszechnie „drużynnikami”, wieczorem zdobyli 2 wielkie sklepy z bronią w centrum miasta. Na ul. Sadowej robotnicze barykady wojsko rozbijało ogniem z armat. Na pl. Strastnoj żołnierze ostrzeliwali z dział kamienice. 25 grudnia drużynnicy uderzyli na największy moskiewski sklep broni Brabetza; wojsko odparło ich ogniem karabinów maszynowych. Na Łobkowskiej wojsko otoczyło ponad 300 cywilów, w znacznej części kobiet, i otwarło do nich ogień z armat i karabinów maszynowych.

Wedle rozporządzeń moskiewskiego generał-gubernatora wiceadm. Dubasowa wojsko bez ostrzeżenia otwiera ogień do każdej grupy liczącej więcej niż 2 przechodniów. Obowiązuje godzina policyjna. Już nie tylko strzał z okna, ale nawet czerwona flaga powodują ostrzał kamienicy z armat.

Coraz liczniejszy moskiewski garnizon zdobył i spacyfikował większość dzielnic miasta. Trzyma się już tylko ostatnia powstańcza reduta – robotnicza dzielnica Preśnia.

Ustawiony przed plutonem egzekucyjnym maszynista Uchtomski wygłasza płomienną mowę. Wzywa kilkunastu żołnierzy, by strzelając do niego, pamiętali o krzywdzie ludu, w którego się przecież wywodzą. Płk Riman daje rozkaz: „Ognia!”. Pada salwa. Uchtomski przewraca się, ale jest jedynie ranny. Tylko jeden żołnierz z całego plutonu doborowego gwardyjskiego pułku, żelaznej podpory tronu, skierował broń w pierś maszynisty. Płk Riman podchodzi do rannego i dobija go strzałem z rewolweru w głowę.

Gdy żołnierze płk. Rimana rozstrzeliwują kolejnych ze 150 zatrzymanych robotników i powstańców – konających osobiście dobija pułkownik – 10 kompanii pułku semenowskiego i cały pułk ładogski, ściągnięty poprzedniego dnia carskim rozkazem z Polski, otaczają w porannej szarówce Preśnię. Artylerzyści rozstawiają na ulicach i placach baterie dział polowych, na skrzyżowaniach sołdaci układają się za tarczami maszynowych maksimów.

Poprzedniego dnia te same oddziały usiłowały zdobyć Preśnię z marszu, ale zostały przepędzone przez powstańców.

Dowodzący operacją dowódca pułku ładogskiego płk Min daje rozkaz do otwarcia ognia. Kanonada trwa 6 godzin. Tylko podczas pierwszej godziny armaty wystrzeliwują ponad 400 pocisków. Tuż przed południem poprzez dymy i zgliszcza kilka tysięcy żołnierzy rusza do natarcia. Wśród obrońców zdecydowanie przeważają eserzy, zwolennicy Partii Socjalistycznych Rewolucjonistów. Kilku preśnieńskich drużynników, w tym Michaił Frunze, po latach zrobi karierę w partii bolszewickiej. Wyróżniający się dowódca powstańczych drużyn Piotr Załomow stanie się prototypem bohatera powieści Maksyma Gorkiego Matka, Pawła Własowa.

Wiele domów preśnieńscy drużynnicy zamieniają w twierdze. Walczą w nich do ostatka. Żołnierze rozbijają ogniem armat i podpalają wielki, 5-piętrowy dom Kurnowa. Większość obrońców ginie w płomieniach. Ranni i poparzeni dobijani są przez sołdatów na miejscu. Obowiązuje rozkaz dowodzącego szturmem płk. Mina: „Nie aresztować, postępować bezwzględnie”.

Gorzej idzie elitarnym pułkom ze zdobywaniem dużych fabryk bronionych przez kilkuset powstańców. Poddają się nieliczne, zwłaszcza te, w których spory odsetek załogi stanowią kobiety i nieletni. Jedną z nich jest fabryka mebli Nikołaja Schmidta. Żołnierze doprowadzają Schmidta przed oblicze płk. Mina. Pułkownik żąda, by podał on nazwiska robotników uczestniczących w powstaniu i wskazał schowki z bronią. Szmidt odmawia. Ciężko pobity, trafia do więzienia, żołnierze ostrzeliwują z armat i podpalają fabrykę.

Po całym dniu walk żołnierze w zapadających ciemnościach docierają wreszcie do murów wielkiej fabryki Prochorowa, najważniejszej reduty powstańczej w Preśni. W głębokim śniegu odprzodkowują kilkadziesiąt armat. Za radą właściciela część robotników udaje się z białymi chorągwiami do płk. Mina i prosi go, by nie strzelać do hal fabrycznych, w których schroniły się kobiety i dzieci z połowy dzielnicy. Pułkownikowi bardzo zależy na szybkim zwycięstwie – wszak w tradycyjnym kalendarzu do końca roku pozostał tylko jeden, jutrzejszy dzień. Wyraża zgodę. Gdy niedługo przed północą żołnierze wkraczają do fabryki, dziesiątki powstańców uciekają po dachach hal na teren sąsiedniej cukrowni i tam budują umocnienia.

Płk Min rozkazuje artylerzystom otworzyć ogień na hale. Fabryka Prochorowa płonie jak pochodnia, podobnie jak większa część zabudowy Preśni. Łuna oświetla Moskwę jak w czasie wielkiego pożaru po wkroczeniu wojsk Napoleona.

 – Jakby napadli na nas Francuzi – mówią moskwianie na rozświetlonych łuną ulicach.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.