Coraz częściej narzekamy na zmiany klimatyczne, A to susza, a to powodzie, a to wichury. Jednak dzisiejsze czasy wcale nie są domeną klimatycznych zawirowań. W. Kalicki przypomina nam dziś co stało się 20 maja 1960 roku na Rzeszowszczyźnie:


Józef Parol kończy obiad i wychodzi przed chałupę. Z nadzieją patrzy w niebo. Pierzaste chmurki zdążyły zgęstnieć. Powietrze zrobiło się cięższe, bardziej wilgotne. Może wreszcie popada. Parol, jak reszta gospodarzy wioski Żulice, od paru dni serio boi się o zbiory. W południowo-wschodniej Polsce ziemia jest sucha jak pieprz.

Sekretarz Wojewódzkiej Rady Narodowej w Rzeszowie Franciszek Kiełbicki o pierwszej wychodzi z pracy do domu. O drugiej kończy obiad – jeszcze tylko herbata i trzeba wracać do biura. Nagle robi się ciemno jak w środku nocy. Ki diabeł? Sekretarz Kiełbicki po omacku zbliża się do ściany i przekręca kontakt. Ale żarówki żyrandola nie zapalają się. Inne lampy też nie działają. Kiełbicki podchodzi do okna. Nie rozumie nic z tego, co się dzieje za szybą. Widzi ciemność. Zaraz po południu? W mieszkaniu narasta jednostajny, niski dźwięk. Ni to szum, ni to buczenie. Kiełbicki rozpoznaje w tym szumie brzęk tłuczonych szyb. Oczy przyzwyczajają się do ciemności. Sekretarz widzi za oknem coś w rodzaju gęstej ciemnej mgły. W tej mgle przerażeni przechodnie zamierają w dziwnych pozach. Inni, przeciwnie, w panice uciekają do najbliższych bram. Ściemnia się błyskawicznie. Nieliczne samochody zatrzymują się na jezdni. Za szybą fruwają potężne konary drzew, przelatują ławice dachówek. Od czasu do czasu przeleci potężny kawał jasnego gzymsu. Rozpada się szyba, odłamki szkła fruwają po mieszkaniu.

Nieoczekiwane ciemności spowodowały gęste ołowiane chmury, które nie wiadomo skąd nagle napłynęły nad Rzeszów i zawisły złowróżbnym wałem tuż nad dachami. W chwilę potem – huragan. Wichura wieje z prędkością 35 m/s, zrywa całe połacie dachów. Chodniki i jezdnie są zasypywane odłamkami dachówek. Już pierwsze uderzenie łamie drzewa wzdłuż ulic.

W dzielnicy Staromieście trzeszczy wieża kościelna. Po chwili bezgłośnie wali się w gruzy – wichura zagłusza huk rozsypujących się murów. Wali się wykańczany nowy budynek mieszkalny. Robotnicy wyciągają spod gruzów trzech ciężko rannych elektryków-instalatorów.

Kościół św. Józefa na rzeszowskim Staromieściu - po huraganie

Nad Żulicami błyskawicznie robi się ciemno. Józef Parol przerażony patrzy, jak niebo szczelnie zasnuwają ołowiane chmury. Chmury nagle obniżają się, dotykają niemal kominów chałup. Co rusz ciemności rozświetlają błyskawice.

Rodzina innego gospodarza z Żulic, Siemiona Juszka, pośpiesznie ucieka z pola do domu. Nowy dom jest dumą Juszków – pobudowali się nowocześnie, z pustaków. Potworne uderzenie huraganu zamienia dom w kupę gruzów. Ginie 12-letni Zbigniew, jego dwaj bracia są ciężko ranni.

W domu Edwarda Wróbla są tylko kobiety. Gdy robi się ciemno, wszystkie razem przytulają się w kącie. Głośno się modlą. Po pierwszym straszliwym uderzeniu huraganu Stefania Wróbel wstaje i podchodzi do szafki. Chce wyjąć i zapalić gromnicę. Wtedy pękają ściany domu. Dach rozstępuje się jak otwierane przez dziecko kartonowe pudełko. Spada belka stropowa. Łamie rękę Stefanii Wróbel, rani jej córkę Danutę.

Po 20 minutach w Żulicach zapada nagle cisza, wiszący tuż nad wsią sufit czarnych chmur znika, błyska słońce. Ta cisza i jasność są równie przerażające jak wcześniejsze ciemności i nawałnica. Mieszkańcy wychodzą z domów. Wieś wygląda jak po bombardowaniu. Większość domów straszliwa siła wprasowała w grunt. Gospodarze odnajdują swoje sprzęty rolnicze nawet 200 m poza obejściami. Józef Parol nie może się nadziwić, jak osobliwie dął huragan. Jego dom ocalał, ale ze stodoły została tylko kupa desek pokrytych resztkami papy.

Nie tylko w Żulicach objawia się dziwna wybiórczość huraganu. Potrafi on miażdżyć wszystko na swojej drodze, podczas gdy kilkanaście metrów obok rozpadających się domów i wyrywanych drzew panuje zupełny spokój. W zabytkowym parku w Łańcucie wichura kładzie pokotem dziesiątki cennych drzew, ale oszczędza zabytkowy zamek. We wsi Michałów w czasie wichury piorun uderza w stodołę. Mimo że z niskich chmur leje straszliwie, wichura rozjarza ogień. W parę minut po stodole pozostaje tylko kupka rozmytego popiołu.

W Machnowie huragan wywraca kiosk. Przerażony sprzedawca odbywa w toczonym przez wichurę kiosku podróż na skraj wsi.

W Niechobrzu i Racławówce oniemiali chłopi patrzą na potężne trąby powietrzne. Wokół zwisających z nieba ciemnych lejów wirują kawałki dachów, gałęzie, drobne sprzęty gospodarskie. W PGR Liwcze trąba powietrzna porywa z pastwiska 30 owiec. Zabite zwierzęta porozrzucane są ponad 100 m za pastwiskiem.

We wsi Gorliczyna w powiecie przeworskim wichura łamie przydrożne drzewa. Za jednym z nich szuka schronienia mieszkaniec wsi. Ginie od uderzenia złamanym jak zapałka pniem.

Huragan zaskakuje w ruchu pociąg między Dynowem i Przeworskiem. Maszynista nie przejmuje się ciemnościami i wichurą. Jedzie dalej. To błąd. Huragan przewraca ostatnich 5 wagonów. Ginie ośmioletnia dziewczynka, 20 pasażerów jest rannych.

Pod Rzeszowem wichura zrywa dach z wagonu pociągu osobowego. Struchlali pasażerowie siedzą w strugach gwałtownego deszczu. Jakimś cudem nikt nie jest poważnie poraniony.

Największych zniszczeń dokonuje huragan w miejscowości Uhlówek. Niemal 300 domów idzie w gruzy. Pod uderzeniami wichury zawalają się budynki szkoły, prezydium Gminnej Rady Narodowej i magazyn Gminnej Spółdzielni.

W Rzeszowie władze miejskie usiłują wezwać pomoc z Warszawy. Bezskutecznie. Zerwane są wszelkie połączenia telefoniczne i linie energetyczne. Karetki z trudem, powoli, krążą po ulicach zasłanych odłamkami dachówek i tynków.

Wieczorem z rzeszowskiego garnizonu wyjeżdżają pododdziały żołnierzy z wojskowymi namiotami i kuchniami polowymi. Mają jak najprędzej dotrzeć do najbardziej zniszczonych wsi, rozbić namioty, nakarmić kartoflanką i przenocować bezdomnych.

O północy w części mieszkań w Rzeszowie zapala się światło. Kolejarze i żołnierze odblokowują zatarasowane pniami tory kolejowe do Przeworska. O podniesieniu przewróconych przez huragan wagonów na razie nie ma mowy. Z Warszawy napływają do miasta oficjele partyjni i wojskowi. Nowym helikopterem przylatuje szef wojsk inżynieryjnych KBW płk Szegidewicz.

Nad ranem gotowy jest wstępny bilans strat. Zginęły 3 osoby, 77 jest rannych. Straty materialne są ogromne. W województwie lubelskim huragan zniszczył 1150 domów, w rzeszowskim niemal drugie tyle. Straty materialne są astronomiczne, zapewne sięgną 250 mln zł.

Dygnitarze KC z wściekłością dopytują się, dlaczego służby meteorologiczne nie uprzedziły o katastrofie. Naukowcy w Instytucie Meteorologii nie na żarty są przestraszeni kolejną nawałnicą, tym razem partyjnych oskarżeń. A to nie koniec złych wieści: jutro – potężne gradobicia.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.