25 maja 1913 – tego dnia zakończyła się jedna z największych afer szpiegowskich przed I wojną światową. Za sprawą W. Kalickiego przypomnijmy sobie fakty sprzed 107 lat:


O północy kilku oficerów cesarsko-królewskiej armii dzwoni do drzwi hotelu Klomser w Wiedniu. Portier jest służbistą – w nocy nieznajomych do hotelu nie wpuszcza się. Ale oficerowie brutalnie dają mu do zrozumienia, że ich takie zakazy nie dotyczą. Po chwili pukają do drzwi luksusowego apartamentu nr 1.

W saloniku apartamentu siedzi postawny mężczyzna w mundurze pułkownika. Na widok wchodzących mężczyzna wstaje i oświadcza, że właśnie pisze listy pożegnalne. To płk Alfred Redl, zdrajca.

49-letni syn austriackiego zawiadowcy stacji zrobił w cesarsko-królewskiej armii oszałamiającą karierę.

W wieku 14 lat wstąpił do szkoły kadetów. Mimo niskiego pochodzenia awansował bardzo szybko. Przełożeni cenili go za wybitne zdolności językowe i talenty organizacyjne. W 1900 roku Redl otrzymał przydział do Biura Ewidencyjnego Cesarskiego i Królewskiego Sztabu Generalnego, gdzie został szefem austro-węgierskiego wywiadu i kontrwywiadu. W nowej roli obiecujący oficer szybko odniósł liczące się sukcesy. Głośne było zwłaszcza zdemaskowanie i skazanie kilku rosyjskich agentów. Po paru latach służby w Biurze Ewidencyjnym mjr Redl cieszył się sławą skutecznego łowcy szpiegów.

Wtedy zapolował na niego wywiad carski. Rosyjski agent Pratt, Niemiec bałtycki, przez dłuższy czas obserwował w Wiedniu mjr. Redla i odkrył, że jest on czynnym homoseksualistą. Ujawnienie tego faktu skończyłoby się natychmiastowym wyrzuceniem z armii i ostracyzmem towarzyskim w cywilu. Redl ugiął się przed szantażem carskiego wywiadu. Dostarczył Rosjanom plany wielkiej Twierdzy Przemyśl. W zamian zażądał nie tylko pieniędzy, ale i poświęcenia przez Petersburg jednego ze swych działających w Austro-Węgrzech szpiegów. Rosjanie zgodzili się. Wysłali mniej ważnego agenta z fikcyjną misją do Krakowa. Redl aresztował zdradzonego przez swych rosyjskich mocodawców szpiega. Tym samym nie tylko zamaskował skutecznie własną zdradę, ale i zasłużył na kolejne pochwały swoich przełożonych.

Rosjanie żądali od niego coraz więcej i coraz więcej dostawali. Po planach przemyskiej twierdzy Redl przekazał im plany mobilizacyjne korpusów 10. i 11., które podczas wojny miały uderzyć na armie carskie. Potem zdradził plany mobilizacyjne całej armii, szyfry wojskowe, nazwiska austriackich agentów w Rosji (kilku z nich przypłaciło zdradę swego szefa życiem) i w końcu tajemnicę, którą znało w całości zaledwie kilka osób w monarchii – plany ataku na Rosję i Serbię na wypadek wojny.

Wielkie sumy otrzymywane od Rosjan Redl wydawał na kochanków w mundurach. Sam też tonął w luksusie. Służbowe mieszkanie zamienił w wybity kolorowymi jedwabiami i pluszami buduar, drogą limuzynę polecił obić jedwabiem.

Pułkownik wpadł dzięki podejrzliwości młodego urzędnika wiedeńskiej Poczty Głównej. Nie spodobały mu się dwie koperty zdeponowane na poste restante. Opatrzono je napisami „Opera Ball 13” (Trzynasty Bal w Operze) i dziwnym nazwiskiem odbiorcy – Nikon Nizetas. Od innych kopert wyróżniały się grubością i nietypowym brązowym kolorem. Policja znalazła w nich ogromną sumę 12 tys. koron. Zapachniało aferą szpiegowską. Dwaj agenci policyjni przez wiele dni pełnili dyżur na zapleczu poczty gotowi aresztować odbiorę kopert, gdy tylko odezwie się tajny alarmowy dzwonek, który włączyć miał urzędnik wydający listy.

Poprzedniego dnia po południu, tuż przed zamknięciem poczty, dzwonek odezwał się. Agenci natychmiast wpadli do sali, ale tajemniczy odbiorca był szybszy – wskoczył do taksówki i odjechał. Agenci zanotowali jednak jej boczny numer – A 108. W końcu udało się im zatrzymać tę taksówkę. Szofer poinformował wywiadowców, że wiezionego od poczty pasażera wysadził przed luksusowym hotelem Klomser. Na tylnym siedzeniu policjanci znaleźli luksusowe popielate etui od scyzoryka.

W hotelu wywiadowcy stwierdzili z zakłopotaniem, że goście to śmietanka towarzyska Wiednia. Gdy dowiedzieli się, że mieszka tu także płk Redl, zamierzali poinformować go, że w tym samym hotelu zapewne zatrzymał się jakiś szpieg. Właśnie deliberowali, co robić, gdy do portierni podszedł sam płk Redl i oddał klucz od apartamentu nr 1. Portier zapytał go, czy nie wie, do kogo należy popielate etui na scyzoryk, które wcześniej pokazali mu agenci policji. Redl uśmiechnął się – zguba odnalazła się. Chwilę później spostrzegł cywilnych wywiadowców. Lata napięcia nerwowego zrobiły swoje. Redl próbował uciekać, klucząc po mieście, darł i rozrzucał kompromitujące go papiery. Ale z policyjnej sieci już się nie wyrwał.

Jego los był przesądzony. Szef sztabu c.k. armii gen. baron Franz Conrad von Hötzendorf błyskawicznie podjął decyzję: grupa zaufanych oficerów ma przesłuchać Redla w hotelu, a następnie zastrzelić go i upozorować samobójstwo. Celem jest nie tylko uniknięcie gigantycznej kompromitacji, mogącej zachwiać monarchią, ale i zachowanie w tajemnicy przed Rosją zmiany austro-węgierskich planów operacyjnych.

W apartamencie nr 1 hotelu Klomser oficerowie bez specjalnych ceregieli rozsiadają się w saloniku i rozpoczynają przesłuchanie. Prowadzi je w istocie kapitan kontrwywiadu Maximilian Ronge. Zastępca szefa sztabu generalnego gen. mjr Hoefer, szef wojskowej służby wywiadowczej płk von Urbanski i mjr Wenzel Vorlicek, audytor sądu wojskowego, przysłuchują się rozmowie.

Redl wyjaśnia, że działał sam, bez wspólników. Wykręca się od szczegółowej odpowiedzi na pytanie, jakie tajemnice wojskowe przekazał Rosjanom. Nie wypiera się jednak, że były to najcenniejsze skarby cesarsko-królewskiej armii i monarchii austro-węgierskiej: plany mobilizacyjne i plany działań wojennych przeciw Rosji i Serbii. Członkowie nieformalnej komisji śledczej są tak wstrząśnięci, że zadowalają się stwierdzeniem Redla, iż szczegółowe informacje o rozmiarach zdrady znajdują się w jego mieszkaniu służbowym w Pradze, w gmachu tamtejszego dowództwa korpusu.

Teraz najtrudniejsza część misji wysłanników barona Conrada von Hoetzendorfa – zabicie Redla i sfingowanie jego samobójstwa. Gen. mjr Hoefer i płk von Urbanski wybierają jednak bardzie eleganckie rozwiązanie:

 – Czy ma pan broń palną, panie Redl?

Ku ich zaskoczeniu płk Redl zaprzecza.

 – Wolno panu prosić o broń, panie Redl.

 – Proszę posłusznie o rewolwer – jąka się Redl.

Gdyby odmówił, kpt. Ronge musiałby go zastrzelić. W tej sytuacji jednak kapitan wręcza mu browninga małego kalibru.

Oficerowie opuszczają apartament. Dwóch z nich zostaje w antyszambrze apartamentu, dwaj wychodzą przed hotel. Redl zostaje sam. Kończy listy do swego starszego brata i do swego aktualnego przełożonego, dowódcy korpusu praskiego gen. barona Giesl von Gieslingen. Oba zakleja w kopertach. W końcu na kartce papieru pisze: „Brak rozwagi i namiętności zniszczyły mnie. Módlcie się za mnie. Własnym życiem płacę za swoje grzechy”.

Mija jeden kwadrans, drugi. Dwaj oficerowie, którzy pozostali w przedpokoju, by pilnować Redla, boją się, że ktoś z hotelowej służby zdemaskuje ich obecność, i wychodzą na ulicę. Teraz czterech oficerów pilnuje hotelu i nasłuchuje wystrzału.

Płk Redl dopisuje post scriptum: „Jest za kwadrans druga. Teraz umrę. Proszę, by nie dokonywano obdukcji moich zwłok. Módlcie się za mnie”.

Redl staje przed lustrem i strzela sobie w usta. Pocisk przechodzi przez mózg i utyka w kości ciemieniowej. Pułkownik martwy pada na dywan.

Cichy odgłos wystrzału ani nie alarmuje hotelowej służby, ani nie dochodzi do czekających na rogu Herrngasse i Bankgasse oficerów.

Świta. Oficerowie tracą cierpliwość. Nie powinni po raz wtóry pojawiać się w hotelu, wzywają więc policyjnego detektywa i wysyłają go do apartamentu nr 1. Po chwili agent melduje, że płk Redl leży martwy obok kanapy. Oficerowie oddalają się. Ponieważ ich plan przewiduje znalezienie zwłok Redla przed upływem nocy, kpt. Ronge telefonuje do hotelu, przedstawia się zmyślonym nazwiskiem i prosi do telefonu płk. Redla.

Parę minut później szefostwo hotelu alarmuje policję. Wczesnym rankiem naczelny komisarz policji dr Tauss i lekarz okręgowy dr Schild stwierdzają samobójstwo.

Alfred Redl – płk austro-węgierskiego kontrwywiadu.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.