Dziś W. Kalicki przypomina wydarzenie z 9 czerwca 1927 r. związane z zamachem na Piotra Wojkowa, posła ZSRR w Polsce:

O 6.00 cztery kompanie piechoty z pułków 21., 30. i 36., w hełmach, z bronią na ramieniu, maszerują ul. Poznańską w Warszawie w stronę kamienicy nr 17, w której mieści się poselstwo ZSRR. Część żołnierzy staje w zwartym szyku przed poselstwem, reszta ustawia się w dwa długie szpalery, ciągnące się Poznańską i dalej, aż do dworca kolejowego. Ok. 7.00 na Poznańską przychodzą pierwsi gapie, ale muszą stanąć za kordonem piechoty.

W sali recepcyjnej, w otwartej trumnie, spoczywają zwłoki posła ZSRR Piotra Wojkowa. Honorową wartę przy katafalku pełnią urzędnicy poselstwa i czterech polskich oficerów piechoty z dobytymi szablami.

Piotr Wojkow przedwczoraj wczesnym rankiem wyjechał nowiutkim, świeżo zakupionym przez sowieckie poselstwo mercedesem, na warszawski Dworzec Główny. Na peronie miał się spotkać z wydalonym przez rząd brytyjski chargé d’affaires ZSRR w Londynie Arkadijem Rozenholcem. Niedawno policja angielska dokonała rewizji w siedzibie sowieckiego towarzystwa spółdzielczego ds. handlu z Wielką Brytanią Arcos. Znaleziono wówczas niezbite dowody, że misja handlowa Arcosu była tylko przykrywką do prowadzonej na wielką skalę działalności szpiegowskiej. Rząd brytyjski zerwał stosunki dyplomatyczne z ZSRR, a Rozenholc musiał wyruszyć z powrotem do Moskwy. Pociąg, którym jechał, miał godzinny postój w Warszawie, więc poseł Wojkow zjawił się na dworcu, by dotrzymać towarzystwa swojemu koledze. Gdy po wypiciu kawy w dworcowym bufecie obaj spacerowali po peronie, nieznany młody mężczyzna wyjął z kieszeni rewolwer i oddał do Wojkowa sześć strzałów. Sowiecki poseł, choć trafiony trzykrotnie w pierś, zdołał wyszarpnąć z kieszeni swój pistolet i trzy razy strzelić w kierunku napastnika. Niecelnie.

Ciężko rannego Wojkowa natychmiast przewieziono do szpitala. O 10.45, godzinę po zamachu, podczas rozpoczętej bez zwłoki operacji sowiecki poseł zmarł.

Zamachowiec uciekał w kierunku ul. Żelaznej, ale został ujęty. Zeznał, że nazywa się Borys Kowerda, jest Rosjaninem, mieszkańcem Wilna. Jego rodzina wyjechała z Rosji do Polski; ojciec był białogwardyjskim oficerem i bił się z bolszewikami.

W Polsce Borys Kowerda zaangażował się w działalność organizacji białych Rosjan. Ostatnio dla wydawanego w Wilnie antybolszewickiego „Białoruskiego Słowa” przygotowywał wyciągi z prasy sowieckiej. Z dość wysokiej pensji utrzymywał matkę.

Polski rząd dołożył wszelkich starań, by wyrazić oburzenie z powodu zbrodni i oddać hołd zmarłemu.

Pierwsza reakcja Moskwy była bardzo umiarkowana. Wczorajsza nota Komisariatu Spraw Zagranicznych winą za zamach obciąża… Wielką Brytanię. Polskim władzom zarzuca jedynie tolerowanie emigracyjnych organizacji białych Rosjan, z szeregów których wywodzi się zabójca Wojkowa.

O wpół do 8.00 przez kordon piechoty na Poznańskiej przejeżdża długa kawalkada limuzyn. Do poselstwa przybywają wicepremier Kazimierz Bartel, minister spraw wewnętrznych gen. Felicjan Sławoj Składkowski, minister przemysłu i handlu Eugeniusz Kwiatkowski, ministrowie oświaty, komunikacji oraz reform, szef kancelarii cywilnej prezydenta RP. Po przedstawicielach rządu do budynku poselstwa wkracza korpus dyplomatyczny pod wodzą ambasadora Francji Jules’a Laroche’a i posła włoskiego Maioniego. Są także wojewoda Władysław Sołtan, prezydent Warszawy Władysław Jabłoński, wojskowy komendant stolicy gen. Władysław Jaxa-Rożen.

Uroczystość eksportacji zwłok rozpoczyna się o 7.45. Dwaj sowieccy urzędnicy w czarnych garniturach lutują metalową trumnę. Sześciu członków poselstwa bierze ją na ramiona, wynosi przed budynek i umieszcza na sześciokonnym karawanie. Stojące na Poznańskiej oddziały wojskowe prezentują broń.

Kondukt rusza na dworzec. Na jego czele jedzie konno komendant uroczystości płk Więckowski. Za nim postępuje kompania 36. Pułku Piechoty, reprezentacyjny szwadron szwoleżerów i artyleryjskie zaprzęgi 1 Dywizjonu Artylerii Konnej. Orkiestra pułkowa gra żałobne marsze.

Za orkiestrą posuwają się dwa ozdobne wozy wypełnione górami wieńców i kwietnych wiązanek. Za wozami jedzie karawan szczelnie otoczony wartą honorową polskich żołnierzy i oficerów. W kondukcie, jako pierwsza, idzie wdowa po pośle Wojkowie. Trzyma za rękę synka byłego już chargé d’affaires ZSRR w Londynie Arkadija Rozenholca.

Tuż za nimi – polski rząd, korpus dyplomatyczny, przedstawiciele władz miejskich, pracownicy sowieckiego konsulatu. Kondukt zamyka kompania 21. Pułku Piechoty, szwadron szwoleżerów i półbateria artylerii konnej.

Polskie władze przygotowały iście królewską uroczystość eksportacji zwłok zamordowanego posła.

Na dworcu sowieccy urzędnicy przenoszą trumnę do pociągu specjalnego złożonego z pięciu wagonów. W jednym z nich aż do granicy jedzie asysta honorowa plutonu 36. Pułku Piechoty.

Premier Bartel składa kondolencje pani Wojkow. Kompania honorowa na peronie oddaje honory wojskowe. O 8.45 pociąg żegnany marszem żałobnym rusza na wschód.

Tego ranka w moskiewskim więzieniu OGPU na Łubiance funkcjonariusze czerezwyczajki mordują strzałami w tył głowy 20 więźniów, wybitne osobistości rosyjskie z czasów sprzed rewolucji.

Wczesnym popołudniem Rada Komisarzy Ludowych wydaje deklarację, że w odwecie za zamordowanie w Warszawie posła Wojkowa zostało rozstrzelanych 20 inicjatorów nielegalnych organizacji monarchistycznych i angielskich szpiegów. Sowieckie władze bez żenady, oficjalnie przyznają, że egzekucji dokonano bez wyroku sądowego, w akcie zemsty i w celu zastraszenia przeciwników komunistów. Na czele opublikowanej listy straconych widnieje nazwisko księcia Pawła Dołgorukowa.

Potomek dynastii Rurykowiczów, jeden z najbogatszych ludzi w carskiej Rosji, przed wojną światową uchodził za zdeklarowanego polonofila. W Partii Konstytucyjno-Demokratycznej jako jeden z nielicznych na długo przed rewolucją wypowiadał się za niepodległością Polski. Był jednym z głośnych europejskich pacyfistów; przed wojną założył w Moskwie Towarzystwo Przyjaciół Pokoju. Po przechwyceniu władzy w Rosji przez bolszewików książę stracił swe bajecznie wielkie majętności, ale mimo podeszłego wieku z pogodą ducha znosił na emigracji radykalną i dotkliwą odmianę fortuny. Przed kilku laty przyjechał do Polski, by odebrać kufer z bielizną i rzeczami osobistymi pozostawiony w czasie wojny w jego apartamencie w jednym z warszawskich hoteli – w nowej sytuacji rzecz dlań bezcenną.

Widok tonącej w śniegu Warszawy pobudził wtedy tęsknotę księcia za ojczyzną. Przebrany za wiejskiego dziada, nielegalnie przekroczył granicę polsko-sowiecką. W pasie pogranicznym aresztowali go sowieccy strażnicy. Nikt go jednak nie rozpoznał i starca deportowano z powrotem do Polski. Książę wrócił do Paryża, lecz wiosną tego roku znów nielegalnie przekradł się przez sowiecką granicę. Tym razem nikt go nie zauważył. Książę dotarł aż pod Kursk, na tereny swoich byłych majątków ziemskich. Tam rozpoznano go, aresztowano i aż do dzisiejszego ranka przetrzymywano na Łubiance.

Masowa egzekucja w Moskwie to tylko początek nowej fali bolszewickiego terroru. W Swierdłowsku czekiści rozstrzeliwują byłego carskiego oficera Obuchowa, w Tyflisie ginie dziś kilkunastu więźniów. W Odessie, Charkowie i Mikołajewie OGPU aresztuje ponad 600 osób. Przedstawiciele sowieckich władz nie kryją przed zachodnimi dyplomatami, że w najbliższych dniach ogłaszane będą kolejne listy skazanych na śmierć.

Wieczorem w Moskwie, na wiecach protestacyjnych z powodu zabójstwa Piotra Wojkowa, zbiera się ponad 100 tys. ludzi. Największe grupy gromadzą się przed gmachem Komisariatu Spraw Zagranicznych. Tłum dziką wrzawą i oklaskami przyjmuje deklarację przygotowaną przez urzędników sowieckiego MSZ, obciążającą odpowiedzialnością za zamach Kowerdy rządy brytyjski i polski i domagającą się surowego ukarania zamachowca oraz likwidacji wszystkich organizacji białych Rosjan w Polsce. Po rozwiązaniu wiecu ludzie ruszają na ul. Worowskiego, gdzie mieści się polskie poselstwo. Milicjanci nie dopuszczają demonstracji do gmachu poselstwa.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.