11 lutego 1858 roku miało miejsce pierwsze objawienie w Lourdes. Przypomina nam o nim W. Kalicki:

Dziś tłusty czwartek, dzień wolny od nauki. W ciemnej, wilgotnej izbie rodziny Soubirous w 4-tysięcznej mieścinie Lourdes we francuskich Wysokich Pirenejach rozrabia gromadka dzieciaków. Najstarsza Bernadetta ma 14 lat, najmłodszy Justin niespełna roczek. Trudno z nimi wszystkimi wytrzymać w ciasnocie – izba ma wymiary 4 na 5 m, prócz kufra i skrzyni, pełniącej także funkcję stołu, są tu 3 nędzne łóżka: rodziców, chłopców i dziewczynek. Choć to już 11.00, ojciec dziatwy François Subirous leży w małżeńskim łóżku. Dziś nie znalazł żadnej pracy. Jest głodny i nie chce tracić sił ruszaniem się po próżnicy. Na leżąco zresztą w pustym żołądku nie ssie tak dotkliwie.

Jeszcze parę lat temu François Soubirous prosperował całkiem nieźle: dzierżawił niewielkie młyny w okolicy, dochody pozwalały wynajmować skromne, ale schludne mieszkania. Po serii niepowodzeń finansowych Soubirous stoczyli się w otchłań wyrobniczej nędzy. Żyją z dorywczego pomagania rolnikom i komu tylko się da, mieszkają w ponurej, wilgotnej izbie na parterze dawnego lokalnego więzienia. Wynajmowane przez nich mieszkanie jest oddzielone od pracowni kamieniarskiej jedynie przepierzeniem z desek.

14-letnia Bernadetta jest grzeczną, pogodną dziewczynką. Opiekuje się własnym rodzeństwem, wysyłana jest przez matkę do pracy jako służąca i do opieki nad innymi dziećmi. Do szkoły prowadzonej przez siostry zakonne chadza rzadko. Z całej edukacji wyniosła raptem umiejętność zmówienia „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Mario” i „Wierzę w Boga”, ale jest bardzo pobożna. Uwielbia budować miniaturowe ołtarzyki.

Jeśli już coś zwraca uwagę w tej dziewczynce, to osobliwa w jej wieku powaga, skłonność do zamykania się w sobie, częste milczenie.

Żona François Subirous Ludwika zbiera się do wyjścia po chrust, lecz wcześniej w progu zjawia się koleżanka jej córki Antoniny z klasy u sióstr zakonnych – Joanna Abadie. Dzieciaki przezywają ją w miejscowym narzeczu Baloum. Nad wiek silna i rozgarnięta Joanna pyta Ludwikę, dokąd idzie. Gdy dowiaduje się, że po chrust, natychmiast decyduje, że to ona wraz z obiema córkami Ludwiki, Antoniną i Bernadettą, przyniesie opał. Obie przytakują z radością – to okazja do wyrwania się z ciemnej i wilgotnej nory, co z tego, że na zimowe chłody. Matka przez chwilę oponuje – jest mglisto i zimno, Bernadetta, która cierpi na chroniczną astmę, od kilku dni ma katar, a żadne z dzieci nie ma ciepłej odzieży. W domu Soubirous jest jeden tylko połatany biały dziewczęcy kapturek i jedna para wełnianych pończoch.

Przeziębiona Bernadetta wkłada pończochy, wsuwa stopy w drewniane saboty, wdziewa kapturek. Jej siostra wkłada saboty na bose stopy. Bernadetta zabiera koszyk na stare walające się po polach kości. Skupują je okoliczni szmaciarze.

3 dziewczynki ruszają w stronę lasu. Mijają cmentarz, idą przez pola. Nad rzeką Gava spotykają staruszkę, mimo ziąbu piorącą jakieś łachmany. Kobieta radzi im, by poszły do posiadłości pana de Laffitte’a, który niedawno ścinał drzewa; na ziemi musiało zostać sporo gałązek. Obsadzoną topolami i bukami posiadłość otaczają wody Gavy i kanału młyńskiego zwanego Savy.

Dziewczynki nie znają tego terenu. Przy mostku zauważa je młynarz Nicolau, który jednak macha ręką na ich wyprawę. Dzieci nie są w stanie wynieść dużo chrustu. Wszędzie leżą suche gałązki. Antonina i Baloum zbierają je, ale Bernadetta chce iść dalej, w stronę wyniosłej skały zwanej w miejscowym dialekcie Massabielle. Niezbyt interesują ją gałązki, które pilnie podnoszą z ziemi siostra i jej koleżanka. Dziewczynki stają na brzegu kanału młyńskiego. Po jego drugiej stronie piętrzy się wielka, pokryta siatką głębokich rys i spękań Massabielle. W lecie skała porośnięta jest jeżyną, bluszczem i bukszpanem. Teraz, gdy krzaki nie mają liści, dobrze widać dużą, szeroką na 12 m grotę. Między grotą głęboką na 8 m a odległym o kilka metrów brzegiem kanału wystaje z piasku wielki płaski kamień.

Grota fascynuje dziewczynki. Młyn jest zepsuty i w kanale woda sięga zaledwie do kolan. Anotnina i Baloum zdejmują buty i przechodzą na drugi brzeg. Woda jest tak zimna, że płaczą. Bernadetta nie chce wejść do kanału. Pamięta, że mama zabroniła się jej przeziębić. Prosi Baloum, by ją przeniosła na ramionach. Baloum klnie jak szewc i odmawia. Bernadetta zwraca jej uwagę, by zachowywała się przyzwoicie zdejmuje saboty, pończochy i wchodzi do lodowatej wody. Na drugim brzegu, dygocąc cała z zimna, ubiera się.

Antonina i Baloum zaglądają do groty, po czym ruszają dalej brzegiem kanału w poszukiwaniu starych kości i gałązek. Bernadetta siada samotnie przed grotą. Obok groty znajduje się w skale owalna nisza porośnięta dużym krzakiem dzikiej róży. Dziewczynka już ma ruszać dalej, w ślad za siostrą i Baloum, gdy słyszy za sobą potężne uderzenie wiatru. Czyżby zbierało się na burzę? Obraca się i widzi, że gałęzie drzew są nieruchome. Gdy obraca się z powrotem w stronę groty, wydaje się jej, że poruszają się pędy jeżyn u jej wejścia. Ale tylko tam.

Bernadetta zdejmuje pończochy i szykuje się do przeprawy przez kanał z powrotem. Znów słyszy szum wiatru targającego gałązki. Zwraca się w stronę groty. Widzi, że gałązki krzaków i pędy jeżyn w skale powyżej groty poruszają się gwałtownie. Ale wokoło panuje idealny spokój.

Za gałązkami Bernadetta dostrzega nagle postać dziewczyny w długiej białej sukni, wyciągającej przed siebie ręce. Bernadetta przeciera oczy, ale zjawa nie znika. Przeciwnie, pozdrawia ją lekkim skinieniem głowy i rozkłada ramiona. Jak Najświętsza Maria Panna, której wizerunki Bernadetta tyle razy widziała na obrazkach w szkole u zakonnic.

Co się dzieje? Bernadetta boi się, chce zawołać siostrę i Baloum, ale w tym momencie wydaje się jej, że postać przed niszą uśmiecha się. Dziewczynka wyciąga z kieszeni różaniec i chce się przeżegnać, nie ma jednak siły. Ręka opada jej.

Postać spływa sprzed skalnej niszy i staje tuż obok Bernadetty. Dziewczynce wreszcie udaje się przeżegnać. Odmawia różaniec, ale co i rusz bystro przypatruje się postaci obok, tak bardzo przypominającej jej Najświętszą Pannę. Jej włosy zakrywa biały welon, tak długi, że sięga niemal do stóp. Pod szyją suknia ściągnięta jest sznureczkiem. Jego koniec zwisa wolno. Końce niebieskiego pasa sukni zwisają aż poza kolana. Na stopach niebieskookiej zjawy leżą żółte róże, a otacza ją złotawa chmura.

Bernadetta widzi, jak zjawa zdejmuje wiszący na jej prawym ramieniu wielki różaniec. Przesuwa paciorki koronki w tym samym rytmie, w jakim czyni to Bernadetta, ale jej usta pozostają nieruchome. Łańcuszek koronki jest żółty, paciorki zaś białe, wielkie. Jest cicho jak makiem zasiał.

Bernadetta kończy różaniec. Przeniknięta łagodnym światłem postać uśmiecha się do niej i znika.

Antonina i Baloum taszczą naręcza suchych gałęzi w stronę groty. Przez bezlistne krzaki dostrzegają sylwetkę klęczącej przed skalną niszą Bernadetty. Wołają do niej, ale dziewczynka nie reaguje. Jest jak skamieniała. Zirytowana Antonina rzuca w starszą siostrę kamykiem. Trafia ją w ramię. Musi boleć, ale Bernadetta nie porusza się. Dziewczynki są już przy niej. Ogarnia je przerażenie. Twarz Bernadetty jest woskowobiała, jak twarze zmarłych. Antonina boi się, że jej siostra umarła. Zaczyna płakać. Bystra Baloum rzuca jednak: „Gdyby była nieżywa, to by leżała”.

Antonina chce przejść przez kanał i pędzić do domu po pomoc. Już, już ma wejść do lodowatej wody, gdy Bernadetta jak gdyby nigdy nic wstaje z kolan.

 – Co ty robisz? – pyta ją siostra.

 – Nic.

 – Jakaś ty głupia! Modlić się tutaj?

 – Modlitwy są dobre wszędzie – odpowiada rezolutnie Bernadetta i nie czekając na dziewczynki, wchodzi do kanału. Tym razem wcale nie dygoce z zimna.

Po drugiej stronie kanału Baloum wyprzedza siostry i sama szybko idzie do swego domu. Bernadetta nie wytrzymuje i po drodze opowiada Antoninie o tym, co przeżyła.

Dziewczynki składają w korytarzyku chrust. Matka czesze Antoninę, która po cichu opowiada jej, co usłyszała od Bernadetty. Matka wpada w gniew, chwyta solidny kij, którym zwykle rozkłada kołdry przy ścieleniu łóżek, i sprawia każdej z dziewczynek potężne lanie. To najlepsze lekarstwo na jakieś tam zjawy! Antonina płacze, Bernadetta zacięcie milczy. Zrezygnowana matka tłumaczy jej, że musiała zobaczyć biały kamień. Bernadetta zaprzecza: „Nie, ona jest piękna”.

Ojciec przyłącza się awantury – a cóż to za głupstwa dzieciak zaczyna wymyślać?!

Na szczęście o 15.30 w mieszkaniu Soubirous pojawia się znów Baloum. Wszystkie 3 dziewczynki wychodzą, by sprzedać zebrane dziś kości szmaciarce Letchinie de Barraou. Dostają za nie 30 centymów, za które kupują funt chleba.

Podczas wieczornej modlitwy z oczu Bernadetty kapią łzy. Matka żąda, by przyrzekła jej, że już nigdy nie pójdzie do groty w skale Massabielle. Dziewczynka przyrzeka, ale czuje, że popędzi tam tak szybko, jak tylko możliwe. Już wie, że widzenie w skalnej niszy odmieniło jej życie. Następne widzenia odmienią oblicze Lourdes.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.