Dziś gratka dla kibiców koszykówki. W. Kalicki przypomina przebieg meczu pomiędzy Philadelphią Warriors a New York Knickerbockers, który odbył się 2 marca 1962 roku:

Potężny, liczący ponad 210 cm wzrostu Murzyn, o 8.00 wskakuje na nowojorskim dworcu do pociągu do Filadelfii. Jest zmęczony. Przez pół nocy baraszkował w swoim luksusowym apartamencie na rogu 97 Ulicy i Zachodniej Central Park z jedną z chmary ładnych dziewcząt, które nieustannie przewijają się przez jego łóżko, przez resztę nocy zaś pilnował się, by nie zasnąć i nie spóźnić się na pociąg. Wilt Chamberlain, choć ma 26 lat, jest zawodowcem – jak na gwiazdę amerykańskiej ligi koszykówki NBA przystało. Mieszka w Nowym Jorku i na mecze oraz treningi dojeżdża do Filadelfii pociągiem. Nawet skacowany i zmaltretowany po całonocnych igraszkach z jedną, a czasem i dwiema dziewczętami, nigdy nie spóźnia się na trening ani tym bardziej na mecz. A dziś o 21.30 w odległym o 150 km od Filadelfii Hershey jego Philadelphia Warriors grają z New York Knickerbockers.

Wilt, a właściwie Wilton Norman, urodził się w rodzinie ciężko pracującego sprzątacza filadelfijskich biurowców.

W dzieciństwie nic nie zapowiadało, że Wilt stanie się wielkoludem spoglądającym z góry na koszykarzy NBA. Jego rodzice byli wzrostu tylko nieco ponad przeciętną, on sam jako noworodek wcale nie wyróżniał się ani wagą, ani wielkością.

Ale w podstawówce zaczął rosnąć jak na drożdżach. W 4. klasie był już o 10 cm wyższy od rówieśników. Wyglądał nad wiek poważnie i rzeczywiście był taki i nad wyraz odpowiedzialny. Jako 5-latek wstawał przed świtem, by pomagać mleczarzowi. Gdy był nieco starszy, czyścił rynny, przycinał trawniki, pomagał w sklepie. Zarobione grosze oddawał matce.

Już w szkole zwracał uwagę swoim osobliwym wyglądem. Niebywale wysoki, rozbudowany w barach, miał niezwykle, wręcz chorobliwie chude nogi. Lubił biegać i w szkolnych zawodach lekkoatletycznych odniósł kilka zwycięstw. Koszykówką wtedy gardził, uważał ją za grę dla maminsynków. Tak naprawdę zainteresował się nią dopiero w liceum.

Grając w szkolnej drużynie, bał się o piszczele swoich chudych łydek. Zakładał na nie ochraniacze i wysokie aż do kolan skarpety. Żeby nie opadały, podtrzymywał je gumowymi ściągaczami. Te gumowe opaski podczas gry często pękały, więc zakładał na nadgarstek całą wiązkę zapasowych. Teraz, jako gwiazda NBA, nadal gra w białych podkolanówkach i na ręku nosi wiązkę gumowych opasek. To jego znak firmowy, który zaczynają naśladować inni koszykarze.

Jak burza przeszedł przez drużyny uniwersyteckie, grał sezon w Harlem Globetrotters. W 1959 roku Eddie Gottlieb, jeden z założycieli NBA i właściciel Philadelphia Warriors, nagiął przepisy NBA, by móc ściągnąć Wilta do swego klubu.

Wilt, który już w Globetrotters miał gwiazdorski kontrakt, zarabia w Warriors fantastyczne pieniądze. Stać go na drogi apartament w Nowym Jorku i kupno bajecznie drogiego bentleya. Ale Gottlieb zrobił świetny interes. Z roku na rok Wilt gra coraz skuteczniej. W tym sezonie uzyskuje fenomenalną średnią ponad 50 punktów w każdym meczu. Jest koszykarską gwiazdą pierwszej wielkości.

Choć Wilt jest już porządnie zmęczony, w pociągu walczy ze snem. Boi się, że prześpi Filadelfię i obudzi się gdzieś w Wirginii. Przed dworcem w Filadelfii na zawodników i ekipę techniczną Warriors czeka już wynajęty autobus.

NBA nie narzeka na nadmiar popularności. Dlatego czołowe drużyny koszykówki część meczów, które powinny rozegrać we własnych halach, rozgrywają w mniejszych miejscowościach, zwykle w swoim stanie. To sposób na spopularyzowanie koszykówki w ogóle, a klubu i jego gwiazd w szczególności.

Wieczorny mecz nie ma praktycznie żadnego znaczenia dla układu tabeli. Do końca sezonu pozostało tylko 5 kolejek i już nic nie może odebrać pierwszego miejsca Boston Celtics. Na drugim miejscu jest niezagrożona drużyna Wilta Chamberlaina, Philadelphia Warriors.

W czasie jazdy autobusem Wilt jest coraz bardziej senny. Gra z kolegami z drużyny w pokera. Pokaźna wygrana wyraźnie go ożywia. Chamberlain ma skłonność do hazardu. Namiętnie grywa w karty na pieniądze, zakłada się o byle co, wyżywa się godzinami na flipperach.

O 17.00 autobus zatrzymuje się przed Hershey Sports Arena. Jak niemal wszystko w Hershey tutejsza hala sportowa sponsorowana jest przez słynną wytwórnię popularnych w całych Stanach batoników Hershey.

Do imprezy pozostały jeszcze 3 godziny. Wilt i koledzy idą do flipperów ustawionych w hallu. Chamberlain gra jak wirtuoz i ogrywa prawnika swojej drużyny Ike’a Richmana na ładnych parę dolarów. Zwycięstwo nakręca go. Zmęczenie znika i Wilt czuje, że to jeszcze nie koniec sukcesów tego wieczoru.

Krótko przed 20.00 4124 widzów zasiada na liczącej 7200 miejsc hali. Koszykarski wieczór w Hershey składa się z 2 meczów. Najpierw, na przekąskę, Harlem Globetrotters grają spotkanie towarzyskie z drużyną skomponowaną na tę okazję z graczy w futbol amerykański zaproszonych z drużyn Philadelphia Eagles i Baltimore Colts.

O 21.30 zaczyna się prawdziwe wydarzenie wieczoru – Warriors kontra Knicks.

Warriors zaczynają z impetem. Po kilku minutach prowadzą 19:3. Gracze Knicks opanowują jednak sytuację i powoli odrabiają straty. Nie potrafią jednak zatrzymać Chamberlaina. W pierwszej kwarcie zdobywa 22 punkty.

Pierwsza połowa kończy się rezultatem 79:68 dla Warriors. Wilt zdobywa w tym czasie 41 punktów. Wspaniałe osiągnięcie, ale widowni wcale ono nie porywa. W tym sezonie Chamberlain miał już nieraz zbliżone rezultaty na półmetku o wiele ważniejszych meczów.

W trzeciej kwarcie Wilt zdobywa 28 punktów. Tego wieczoru jest piekielnie skuteczny. Wychodzą mu wszystkie zagrania. Rzuca pod rząd 10 osobistych.

Gdy kończy się trzecia kwarta i Chamberlain ma już na koncie 69 punktów, widownię i szatnię Warriors ogarnia podniecenie – Wilt może poprawić swój rekord liczby punktów zdobytych w jednym meczu! Przed 2 miesiącami, w meczu przeciwko Chicago, Chamberlain ustanowił rekord liczby punktów zdobytych przez jednego zawodnika w regulaminowym czasie gry – 73. Jeszcze więcej, bo 78, punktów zdobył w grudniu ubiegłego roku w przegranym przez Philadelphia Warriors meczu z potrójną dogrywką z Los Angeles Lakers.

Do końca gry brakuje 10 min 25 s, gdy Wilt zdobywa 73. punkt i wyrównuje swój rekord. 0,5 minuty później ma na koncie już 75 punktów. Jego koledzy klubowi skaczą z radości po ławce rezerwowych. Każdy kolejny celny rzut Chamberlaina to nowy rekord NBA. Sala skanduje: „Podaj Wiltowi! Podaj Big Fella Wielkiemu Kolesiowi!”.

Guy Rodgers podaje piłkę do Wilta, który rzuca z linii faulu.

Chamberlain ma na koncie 79 punktów i przed sobą jeszcze 8 minut gry. Niecałe 2 minuty później konto Wilta rośnie do 84 punktów. Reporter Bill Campbell, relacjonujący na żywo mecz dla jednej z filadelfijskich rozgłośni radiowych, woła do mikrofonu: „Jeśli znacie kogoś, kto teraz tego nie słucha, zawołajcie go przed głośniki! Jesteśmy świadkami kawałka historii!”.

Kibice i koledzy Chamberlaina z drużyny myślą już tylko o jednym – czy Wilt zdobędzie 100 punktów?

O tym samym myślą jego przeciwnicy z Nowego Jorku. Tu już nie chodzi o to, że filadelfijczycy wyraźnie prowadzą i z pewnością wygrają ten mecz. Zawodnicy Knicks za wszelką cenę chcą uniemożliwić Chamberlainowi ustanowienie symbolicznego rekordu NBA, który kompromitowałby przecież ich drużynę. Gdy tylko któryś z zawodników Warriors dotknie piłki, natychmiast faulują go, by nie zdążył podać jej Wiltowi. Gdy zaś sami dostają piłkę, przetrzymują ją za wszelką cenę, rezygnując z rzutów nawet w 100-procentowo pewnych sytuacjach.

Piłkę dostaje Al Attles, podaje do Wilta, który wsadza ją do kosza. 89. punkt! I tylko 3,5 minuty do końcowego gwizdka sędziego!

Darrall Imhoff i Cleveland Bickner z Knicks, którzy mieli blokować grę Wilta, od początku meczu nie dają sobie rady. Kolejny faul Imhoffa eliminuje go z gry. Zastępuje go Green. Warriors zmieniają taktykę. Liczy się teraz tylko wynik Wilta. Ted Luckenbill wchodzi za Toma Meschery’ego, Joe Ruklick za Eda Conina, York Larese za Ala Attlesa. Atutem wchodzących na parkiet jest mała liczba popełnionych fauli. Ich zadaniem – faulowanie graczy Knicks, by Warriors mogli przejąć piłkę. Dla Chamberlaina.

Na 2 min 28 s przed końcem gry Wilt rzutem z odskoku zdobywa 91. i 92.  punkt. Widownia szaleje. Kolejne 2 punkty zalicza 16 sekund później. Wszyscy wstają z miejsc. I jest 96!

Larese wystawia Wiltowi piłkę, a ten pięknym wsadem zdobywa 98. punkt.

Została 1 min. 19 sekund.

Luckenbill fauluje gracza Knicks Richie Guerina. Ten zdobywa punkty z wolnego. Napięcie sięga szczytu. Wilt przechwytuje rzut Knicks do kosza i sam strzela z linii faulu. Pudło!

Knicks kontratakują i też pudłują. Teraz Warriors zbliżają się do ich kosza. Ruklick podaje piłkę Wiltowi. Ten rzuca – i pudłuje. Przechwytuje ją jednak, dobija. Pudło! Piłkę chwyta Luckenbill i podaje do Ruklicka. Ten dostrzega Wilta pod koszem i wysoko lobuje piłkę w stronę obręczy Knicks. Chamberlain chwyta ją oburącz w locie i wpycha do kosza.

 „Zrobił to! »Dipper« wsadził z czapy! Udało mu się!” – krzyczy do mikrofonu Campbell. »Dipper«, czyli pluszcz, amerykański ptak nurkujący, to ulubiona ksywka Wilta. Tłum widzów wbiega na parkiet. Gra jest wstrzymana. Kibice poklepują Wilta, skaczą z radości jak dzieci. Ktoś z drużyny Warriors oddaje piłkę, którą Wilt zdobył 100. punkt, szefowi wyposażenia Warriors Jeffowi Millmanowi, który zamyka ją w szafce Chamberlaina.

Zostało jeszcze 46 sekund meczu. Kibice schodzą z parkietu i sędziowie wznawiają grę. Knicks zdobywają punkty po faulach przeciwników. Chamberlain stoi na środku boiska, patrzy na biegających kolegów i przeciwników. Nie rusza się. Nie chce zdobyć jeszcze jednego punktu. Wystarczy okrągłe 100. Warriors wygrywają 169:147.

Po meczu Harvey Pollack, szef public relations Warriors, wyrywa skądś kawałek papieru i bazgrze na nim wielkie „100”. Potem wręcza papier Wiltowi i wypycha go z powrotem na parkiet.

Po meczu oszołomiony Wilt wraca do szatni. Tego wieczoru ustanowił 9 rekordów NBA, w tym ten najważniejszy – 100 punktów w meczu. Gdy w nocy drzemie w autobusie do Nowego Jorku, nawet mu się nie śni, że z tą setką nigdy nie uporają się najwięksi giganci NBA.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.