9 listopada 1888 roku zabójca o pseudonimie „Kuba rozpruwacz” dokonał w Londynie jednej ze swych makabrycznych zbrodni. Prawdziwa tożsamość zabójcy nigdy nie została odkryta. Dopiero w 2014 roku Russel Edwards w książce „Naming Jack The Ripper” ogłosił, że na podstawie porównania wyników badań genetycznych materiału DNA ze znalezionego na miejscu jednej ze zbrodni szala ofiary z wynikami badań DNA krewnych Aarona Kośmińskiego, iż to właśnie ten, podejrzewany już w XIX wieku przez Scotland Yard, pochodzący z Polski fryzjer był poszukiwanym sprawcą. Tej informacji W. Kalicki nie podaje jednak w swojej opowieści. Powód jest prosty. W chwili jej pisania jeszcze o tym nie wiedział:

Mary Ann Cox, kobieta lekkich obyczajów, tuż przed północą skręca z Commercial Street w Dorset Street i zauważa majaczącą, w nocnych ciemnościach i gęstej mgle, swoją znajomą i nieledwie sąsiadkę, Mary Kelly. Cox mieszka w pokoju nr 5 obskurnego domu na zapleczu frontowej kamieniczki przy Dorset Street 26. Mieszkania w nim to paskudne klitki, w większości pojedyncze pokoje, które właściciel tego ponurego domostwa sklepikarz John McCarthy wynajmuje biedakom. Komu zresztą innemu mógłby je wynajmować w siedlisku nędzy, chorób, występku i zbrodni, jaką jest obszar londyńskiej dzielnicy East End przylegający właśnie do Dorset Street? Londyńska policja uważa ten rejon East Endu za najbardziej niebezpieczne miejsce w stolicy, zwłaszcza po zmroku. Mary Kelly mieszka pod numerem 13 i Mary Ann Cox zna ją dobrze z widzenia.

A teraz Cox obserwuje, jak Mary Kelly szczęśliwie ciągnie klienta do swego pokoju pod trzynastką. Jegomość jest niewysoki, dość zażywny, ma znoszony długi płaszcz i melonik. Mary Cox wydaje się, że w ciemnościach i we mgle dostrzega nastroszone, rude wąsy i duże krosty albo plamy na twarzy tego mężczyzny. Na oko ma on nie więcej niż 35 lat. W ręku trzyma pintowy kufel piwa.

Cox ze zdziwieniem dostrzega, że tej nocy Mary Kelly jest najwyraźniej mocno podpita. Zatacza się, co chwilę wspiera na swym kliencie. Kelly znana jest w okolicy jako osoba niepijąca, a to tutaj naprawdę rzadkość. No, ale ma ona też wystarczająco dużo kłopotów, by się napić.

Mary Kelly jest 24-letnią brunetką o ślicznej, uderzająco jasnej cerze, z zachwycająco smukłą talią. Urodziła się w Irlandii, ale w dzieciństwie jej rodzina przeniosła się do południowej Walii. Tam były kopalnie węgla i praca. Bardzo młodo wyszła za mąż za górnika nazwiskiem Davies. Mąż zginął jednak zaraz po ślubie w wypadku w kopalni i młodziutka Mary została bez środków do życia. Wyjechała do kuzynki w Cardiff, a ta wprowadziła ją w świat prostytucji. Urodziwa dziewczyna nie wylądowała jednak na ulicy, lecz obracała się w lepszym, zamożnym towarzystwie. Szybko przeniosła się do Londynu, gdzie widywano ją w powozach dżentelmenów. W końcu trafiła na obskurny West End, ale do w miarę wytwornego domu publicznego dla bogatych klientów. Po pewnym czasie zgodziła się na wyjazd do domu publicznego w Paryżu, ale nie zagrzała tam miejsca. Do Paryża zresztą wyjeżdżała jeszcze kilka razy, z rozmaitymi klientami i opiekunami, wracała jednak bardzo szybko do Londynu. Obracając się wśród zamożnych klientów, mieszkając w tzw. lepszym domu publicznym, Mary nabrała towarzyskiej ogłady. Ubiera się elegancko, choć odzież ma nieco podniszczoną, zachowuje się skromnie i z umiarem, mówi bez wulgaryzmów typowych dla mieszkańców nędznych przedmieść Londynu.

Ale coś w jej życiu poszło nie tak. W okolicach Dorset Street plotkowano, że zaszła w ciążę, urodziła synka i zanim go odchowała i schowała daleko od West Endu, u dalszych krewnych, zdążyła, jak to mawiają ludzie ulicy – wypaść z interesu. Faktem jest, że ostatnimi czasy z miesiąca na miesiąc popijała coraz częściej, miewała coraz gorszych klientów, przemieszkiwała w coraz gorszych miejscach, aż wreszcie na dobre wylądowała w norze przy Dorset Street, a po zmierzchu – na krawężniku.

Ostatnio wydawać się mogło, że złapała nieco wiatru w żagle. Związała się z węglarzem Josephem Barnettem, który sprowadził się do jej klitki. Popijał tęgo, ale Mary traktował dobrze. Zabraniał wychodzić na ulicę, dawał pieniądze na czynsz i na życie. Do czasu, aż na początku września stracił pracę. Mary przygarnęła do pokoju bezdomną prostytutkę Marię Harvey i zaczęła wymykać się z nią nocami na zarobek. Przed 5 tygodniami wściekły Barnett po dzikiej awanturze z Mary wyprowadził się, zostawiając jej do zapłacenia funta i 9 szylingów zaległego czynszu.

I teraz Mary Kelly znów jest na ulicy. Ciągnie mało urodziwego klienta do swego pokoiku na parterze, pod trzynastym.

Gdy Mary Ann Cox, idąc na nocny łów, mija ich, mówi uprzejmie do Mary: „Dobry wieczór”. „Dobry wieczór – odpowiada Mary. – Zaraz pani coś zaśpiewam”.

I rzeczywiście, Mary zatrzymuje się przed wejściem do swojego pokoiku i zaczyna śpiewać sentymentalną irlandzką piosenkę Słodkie fiołki:  „Zerwałem fiołek z grobu mojej matki, gdym jeszcze chłopcem był”.

Ann Cox idzie w ciemność, w której co rusz trafia na snujące się, podpite typy i zagadujące ich tutejsze koleżanki po fachu. Mary nie przestaje śpiewać. Jej głos płynący z ciemności dodaje jakoś otuchy Ann Cox. Na East Endzie jest niebezpiecznie nocami, ale i za dnia, ciągle giną ludzie od ciosów nożem, cięć brzytwą, pobicia. Ale teraz jest już wręcz strasznie: wszyscy tu przecież wiedzą, że po East Endzie, a dokładniej: po Whitechapel, od kilku tygodni grasuje nocami straszliwy, zboczony morderca, który morduje kobiety i masakruje ich ciała. Ostatniego dnia sierpnia około 3.00 zbrodniarz dwukrotnie poderżnął gardło młodej kobiety lekkich obyczajów Mary Ann Nichols, a potem zadał nożem długą ranę na brzuchu. Tydzień z okładem później morderca również dwukrotnie podciął gardło Annie Chapman. Tej ofierze sprawca rozciął brzuch, wyciągnął zeń jelita i ułożył je obok ciała, wyciął macicę i górną część pochwy oraz przednią część pęcherza moczowego. Macicę zabrał ze sobą z miejsca zbrodni. W niedzielę 30 września zamordował Elizabeth Stride i Catharine Eddowes. Sprawca podciął Stride gardło, ale nie okaleczył zwłok; być może został spłoszony. Za to po podcięciu gardła Catherine Eddowes zbrodniarz wyciął z jej brzucha sporą część macicy i lewą nerkę, a jelita znów wyciągnął na zewnątrz.

Do policji, władz i prasy nadeszło do dziś ponad 700 mniej lub bardziej drastycznych listów od osób podających się za mordercę. List wysłany 27 września podpisano: „Jack the Ripper” (Kuba Rozpruwacz). 4 dni później do prasy dotarła kartka pocztowa podpisana „Zuchwały Kuba”. Z powodu ich treści Scotland Yard uznał je za prawdziwe listy od mordercy i 2 dni później opublikował w londyńskich gazetach, licząc, że ktoś rozpozna charakter pisma autora. Teraz cały Londyn mówi o zbrodniczym Kubie Rozpruwaczu.

Mary Kelly sięga przez zbitą szybkę w jednym z dwóch okien i odciąga sprężynową zasuwę drzwi. Już dawno temu zgubili, albo ona sama, albo jej kochanek Barnett, klucz, ale rychło odkryli, że drzwi można otwierać i zamykać przez zbitą szybkę w oknie i tym samym zaoszczędzić na dorabianiu klucza.

Mary wchodzi z wąsatym klientem do swego niewielkiego kwadratowego pokoju o wymiarach 3,9 na 3,9 m, zapala niedawno kupiony w sklepie ogarek. Ciągle śpiewa o fiołku. Sąsiadka, kwiaciarka Catherine Picket, chce iść do Kelly i uspokoić ją, ale pan Picket powstrzymuje żonę – nie chce awantury.

O 1.00 przed domem, w którym mieszka Mary Kelly, przystaje ulicznica Elisabeth Prater. Przez pół godziny bezskutecznie czeka na jakiegoś klienta. W oknach Kelly i w ogóle w całym domu jest ciemno, panuje cisza.

O 3.00 wraca pod piątkę Mary Ann Cox. Też nie złapała klienta i teraz chce się w swoim wyrku rozgrzać i choć na chwilę zdrzemnąć.

Przed 4.00 mieszkająca tuż nad pokoikiem Kelly Elizabeth Prater budzi się. Jej kot Diddles skoczył jej na szyję. Zrzuca go na podłogę. I wtedy słyszy słaby krzyk: „Och! Morderstwo!”. Ktoś wołał z bardzo bliska. Ale skąd? Prater nasłuchuje. Nic, tylko cisza. Okrzyk ten słyszy też mieszkająca tuż obok Sara Lewis. Nawet zdaje się jej, że to może być z mieszkania Mary Kelly. W końcu jednak obie sąsiadki nie robią nic, zasypiają.

Dochodzi 8.00. Catherine Picket wychodzi z mieszkania kupić, jak co dzień, kwiaty na targu. Jest chłodno. Macha ręką na urazę do Kelly o nocne śpiewy i puka do niej – chce pożyczyć szal. Odzewu nie ma. Pickett idzie bez szala.

O 10.45 John McCarthy, właściciel podłej czynszówki na tyłach Dorset Street, uznaje, że miarka w czekaniu na czynsz od Mary Kelly przebrała się. Wysyła do niej pomocnika Thomasa Bowyera. Na jego pukanie Kelly nie odpowiada. Drzwi są zamknięte. Ale Bowyer ma już wprawę z ukrywającymi się dłużnikami. Zagląda przez dziurkę od klucza, nic jednak nie widzi. Rozgląda się i dostrzega zbitą szybkę w oknie. Wsuwa rękę, odsuwa muślinową zasłonę na okno. W półmroku widzi na łóżku wielką masę krwawego mięsa. Jak w rzeźni. Ale nogi, które z tej masy wystają, to nogi ludzkie.

Bowyer pędzi po pryncypała. Gdy John McCarthy zagląda przez okno, czuje się, jakby dostał obuchem w pierś. Bowyer biegnie na posterunek na Commercial Street. Wraz z nim przychodzą inspektor Beck i sierż. Betham. Po chwili policja zamyka otoczenie domu. O 11.15 zjawia się lekarz dr George Bagster Phillips. Drzwi do mieszkania Mary Kelly nadal są zamknięte. Policyjny fotograf robi zdjęcie przez okno. O 11.30 przybywa inspektor Abberline. Na jego polecenie McCarthy próbuje otworzyć drzwi trikiem lokatorki – przez dziurę w szybie odciągnąć zasuwkę. Ale, o dziwo, drzwi są zamknięte na klucz. Ki diabeł?

McCarthy wyważa drzwi kilofem – uderzają o zniszczony stolik nocny. Nagie zwłoki leżą na łóżku. Głowa spoczywa na lewym policzku, nogi są szeroko rozsunięte; lewe udo tworzy z ciałem kąt prosty. Z brzucha i z całych ud morderca ściągnął skórę. Obie piersi są odcięte. Gardło jest rozcięte bardzo głęboko. Zbrodniarz pokaleczył ostrym narzędziem twarz ofiary, wyciął nos, policzki, brwi i uszy. Z rozciętego brzucha wyciągnął trzewia. Macicę, nerki i jedną z piersi starannie umieścił pod głową zamordowanej. Drugą z piersi ułożył obok stopy ofiary, wątrobę – między stopami. Jelita ułożył po prawej stronie korpusu, śledzionę – po lewej. Serce morderca zabrał z miejsca zbrodni.

Ciało ofiary nosi jeszcze mnóstwo innych okaleczeń. Pościel w prawym roku łóżka przesiąknięta jest krwią, na podłodze stoi kałuża krwi, ściana nad łóżkiem pokryta jest krwawymi rozbryzgami.

Dr Phillips zauważa, że róg prześcieradła z lewej strony głowy ofiary jest przecięty i nasiąknięty krwią. Czyżby Mary Kelly spała, gdy zboczeniec ją zaatakował? Ale czy jednak nie broniła się? Drobne ranki i wybroczyny na dłoniach taki wniosek czynią dość prawdopodobnym. A może zbrodniarz, obezwładniwszy kobietę, nakrył jej głowę przed zadaniem śmiertelnego cięcia w szyję? Dr Phillips wyklucza, by po tym cięciu ofiara mogła wydać jakikolwiek głos.

Policjanci asystujący doktorowi mają poszarzałe ze zgrozy twarze. Jeśli gdzieś istnieje piekło, musi tak właśnie wyglądać.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.