23 listopada 1928 roku doszło do ohydnej zbrodni w Warszawie przy ul. Foksal. Morderstwo to tak mocno wstrząsnęło przedwojenną Warszawą, że zostało w pamięci historyków do dziś. Oto przebieg wypadków w ujęciu W. Kalickiego:

Franciszka Anczewska od świtu biega jak fryga. Najpierw robi solidne zakupy: wędliny, śledziki, grzybki, rozmaite zakąski, ciastka, kilka butelek wódki, likier. Potem w kuchni luksusowego siedmiopokojowego mieszkania na 4. piętrze kamienicy przy ul. Foksal 17 w Warszawie, szykuje przyjęcie. Czemu nie w jadalni? Anczewska jest służącą rodziny właściciela mieszkania, i całej kamienicy nr 17, znanego finansisty Henryka Lowenfisza. Tego dnia jest w domu sama, ale przyzwyczajenie robi swoje – nie śmie urządzać kolacji w pokojach państwa.

O 15.00 stół jest zastawiony. Franciszka Anczewska idzie do fryzjera. Potem w domu przebiera się na przyjęcie. Wkłada ciemną spódnicę, białą bluzkę, wzorzysty żakiecik. Na szyi wiesza swą dumę i najpoważniejszy kapitał – długi sznur hodowlanych pereł. Po 16.00 do drzwi mieszkania Lewenfiszów dzwoni dozorca Stanisław Strzyga. Gdzieś zapodział swój klucz na strych. Panna Franciszka zaprasza go do kuchni, częstuje kieliszkiem wódki i zakąską. Opowiada mu o tym, o czym i tak już wszyscy w kamienicy wiedzą – ma narzeczonego, poważnego, chcącego się żenić. Dziś wieczorem przychodzi do niej ze swoim wujkiem, by się oficjalnie oświadczyć. Wujek bardzo go kocha i zamierza odpisać obojgu kilkanaście mórg gruntu ze swojego gospodarstwa. Dozorca z przyjemnością patrzy na 30-letnią Franciszkę: ta wyjątkowo zgrabna, zadbana brunetka o ślicznych czarnych oczach i wydatnych ustach zawsze cieszyła się zainteresowaniem mężczyzn, ale dziś, radosna i promienna, jest wyjątkowo piękna. Dochodzi 17.00. Rozlega się dzwonek. Panna Franciszka wychodzi do drzwi i wraca z młodą, elegancko ubraną kobietą w palcie z długim futrzanym kołnierzem, w modnym zielonym kapeluszu. Obie panie świetnie się znają, na powitanie całują się policzki, są na „ty”.

Strzyga dopija wódkę i wraca do obowiązków.

Po godzinie znajoma wychodzi.

Szczęśliwa Franciszka nie wie, że zaręczynowe przyjęcie, które przygotowała, ma być zarazem jej stypą.

Kilka tygodni temu wśród mieszkańców ul. Foksal rozeszły się plotki, że Henryk Lowenfisz zamierza sprzedać swą kamienicę. Pogłoski szybko przeciekły do warszawskiego półświatka i dotarły do mieszkającej na Ząbkowskiej 3 Marii Krasnodębskiej. To żona zawodowego włamywacza ze sławnej bandyckiej rodziny Krasnodębskich, odsiadującego wieloletni wyrok w Czechosłowacji. Pod nieobecność męża Krasnodębska, znana jako „Mańka”, zorganizowała 11-osobową bandę doświadczonych, zdecydowanych na wszystko przestępców, bez wyjątku recydywistów. Na wieść o planach sprzedaży kamienicy przy Foksal, jednej z droższych kamienic w Warszawie, „Mańka” sama ruszyła do akcji. Elegancko ubrana, tak długo krążyła po Foksal, aż niby przypadkiem spotkała Franię Anczewską i nawiązała z nią znajomość. Spotykały się często, niemal codziennie. Służącej imponowało, że polubiła ją – jak sądziła – pani z towarzystwa. Przy kawie i ciastkach Frania wygadała się pewnego razu, że jej gospodarz podjął w domu pana, który ma kupić kamienicę, i udało się jej usłyszeć, że dogadali się co do ceny – 172 tys. amerykańskich dolarów. Zręczna „Mańka” wyciągnęła od Anczewskiej i to, że gospodarz ma w domu kasę ogniotrwałą.

 „Mańka” nie zasypiała gruszek w popiele. Pomysł napadu na mieszkanie Lowenfisza nadała „Hipkowi Wariatowi”, Hipolitowi Rytterowi, doświadczonemu, wielokrotnie karanemu bandycie. „Hipek Wariat” jeszcze w zeszłym roku odsiadywał wyrok bezterminowego ciężkiego więzienia za morderstwo, ale w sierpniu 1927 roku, w podejrzanych okolicznościach, został zwolniony na podstawie opinii lekarskiej na półroczny urlop. Z urlopu tego nie wrócił, lecz ukrył się w gospodarstwie innego, wielokrotnie skazywanego bandyty, Antoniego Gutaszewskiego, „Antka Chama”, w Zakręcie pod Miłosną.

 „Hipek Wariat” błyskawicznie skompletował ekipę do napadu na mieszkanie Lowenfiszów. Jako wspólników dobrał sobie Mariana Staszkiewicza, przed paru miesiącami zwolnionego z więzienia członka słynnej bandy rabunkowej Wiktora Zielińskiego, kasiarza Mieczysława Dobieckiego „Mietka” i rodzeństwo Frelków: Bolesława, Eleonorę i Marcjannę. Siostry Frelek zasłużyły sobie na zaufanie „Hipka Wariata” głównie tym, że sypiają z bandytami (Marcjanna jest żoną włamywacza Sikuta).

Bolesław Frelek, pochodzący ze znanej na Kresach rodziny koniokradów, żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza, oddelegowany do sztabu w Warszawie w charakterze woźnego, po służbie praktykował w złodziejskim fachu pod okiem „Hipka Wariata”. Właśnie budzący zaufanie mundur sprawił, że „Hipek” włączył Frelka do akcji na mieszkanie przy Foksal. „Mańka” niby przypadkiem poznała Franciszkę Anczewską z Frelkiem. Trzaskający obcasami szeregowiec, choć miernej urody, szybko oczarował Franciszkę: nie żałował grosza (który dostawał od „Hipka Wariata”) na słodycze, kawę, wino, wzdychał, całował, snuł plany wspólnego życia.

Przed 2 tygodniami plotka o sprzedaniu kamienicy na Foksal za bajońską sumę 172 tys. dolarów była już w warszawskich kawiarniach tajemnicą poliszynela. Kupcem jest warszawianin Lieberman, który w ciągu ostatnich kilku lat zarobił w Paryżu ogromną fortunę.

Gdy Frelek romansował ze służącą, bandyci radzili w mieszkaniu kasiarza Dobieckiego, jak dobrać się do 172 tys. dolarów, biżuterii i innej gotówki, które spoczywają – tego byli pewni – w kasie ogniotrwałej w mieszkaniu Lowenfisza. Do mieszkania zdecydowali się wedrzeć, aranżując w dniu, w którym nie będzie w domu gospodarzy, przyjęcie z okazji oświadczyn Frelka. Postanowili ostatecznie rozpruć kasę „na zimno”, czyli za pomocą wiertarek i „raka”, urządzenia do cięcia kas pancernych, działającego na zasadzie otwieracza do konserw, a nie „na gorąco”, czyli z użyciem palnika acetylenowego. A co z Franciszką Anczewską? Przecież po rabunku z pewnością dokładnie opisałaby policji swego wiarołomnego narzeczonego. Bandyci z zimną krwią postanowili ją zabić podczas rabunku.

Przed paru dniami naiwna panna Frania opowiedziała narzeczonemu, że sprzedaż kamienicy została szczęśliwie sfinalizowana i państwo Lowenfiszowie wyjeżdżają na wypoczynek do Sopotu.

O 17.00 cała banda spotyka się przed pomnikiem Kopernika. Grupie elegancko ubranych mężczyzn towarzyszy nieco z boku Eleonora Frelkówna z wielką teczką. W środku jest broń i sprzęt do prucia kas.

Bandyci rozdają sobie role podczas napadu. Wujka narzeczonego ma odgrywać „Hipek Wariat”, a jego przyjaciela – „Antek Cham”.

O 17.15 Frelek w mundurze wyjściowym i „Hipek Wariat” dzwonią do mieszkania Lowenfiszów. Frania otwiera i prowadzi gości do kuchni. Po chwili przychodzi jeszcze „Antek Cham”. Na ulicy, przed bramą, czekają Staszkiewicz i Dobiecki. Przyjęcie rozpoczyna się. Frelek oświadcza się i wręcza Frani pierścionek zaręczynowy. Szczęśliwa, wkłada go na palec. „Wujcio” Rytter wznosi toast za toastem. W pewnym momencie stwierdza, że na stole nie ma piwa. Wychodzi z mieszkania rzekomo do sklepu. Wraca ze Staszkiewiczem i Dobieckim, którzy ukrywają się w przedpokoju. Bankiet trwa nadal. Podchmielona Frania pokazuje narzeczonemu i „wujkowi” wmurowaną w ścianę sypialni, ukrytą za toaletką pani domu, niewielką kasę pancerną.

Bandyci wiedzą już wszystko. „Wujcio” wstaje i krzyczy:

 – Dosyć zabawy! Teraz forsa!

Oszołomiona wódką Frania Anczewska widzi wycelowane w siebie lufy 3 rewolwerów.

Jeden z bandytów pilnuje służącej, reszta rusza pomagać Dobieckiemu w pruciu kasy. Bandyci rozkładają przed kasą ogniotrwałą dywany i poduszki, by stłumić odgłosy wiercenia i prucia stalowych ścian.

Nikt w budynku nie słyszy nic niepokojącego. Także piętro niżej, w mieszkaniu zajmowanym przez dr. Adolfa Koenigila, zięcia właściciela kamienicy, nikt nie nabiera podejrzeń, że w mieszkaniu teściów dzieje się coś niepokojącego. Oprócz dr. Koenigila w mieszkaniu są jego dziecko, bona Julia Hryncewiczówna oraz służąca Aniela. Jest dobrze po 18.00, gdy panna Hryncewiczówna wychodzi, by w mieszkaniu teściów dr. Koenigila uszyć na maszynie ubranko dla dziecka swego pryncypała.

Puka, drzwi otwierają się i elegancki pan zaprasza do środka. To pewnie narzeczony Frani Anczewskiej. Gdy Julia wchodzi do środka, z salonu wyskakują uzbrojeni bandyci. Prowadzą ją do jednego z pokoi. Tam wiążą ręcznikami i rzucają na łóżko. Przykazując, by nie odwracała się, jeśli jej życie miłe.

Dobiecki z pomocą kompanów rozpruwa wreszcie kasę ogniotrwałą. Szok: wewnątrz leży tylko garść papierów i bezwartościowych banknotów sprzed wojny.

Ale w ścianie sypialni oprócz niewielkiej kasy ogniotrwałej tkwi także pokaźna kasa pancerna.

Bandyci biorą się do wykuwania kasy pancernej ze ściany. Mija druga godzina napadu.

U drzwi znów rozlega się dzwonek.

To służąca dr. Koenigila Aniela przychodzi zawołać Julię. Dr Koenigil chce wyjść na miasto i nie ma z kim zostawić dziecka.

 – Julia zaraz wróci! – woła przez drzwi jeden z napastników.

Mija kwadrans, a Julia nie wraca. Zirytowany dr Koenigil idzie do mieszkania teściów po niesforną bonę. Dr Koenigil to znana postać w Warszawie: współzałożyciel klubu sportowego Legia, prezes krajowego związku sportowego urzędników państwowych, kierownik wydziału bezpieczeństwa w województwie warszawskim. Z racji swej pracy nigdy nie rozstaje się z pistoletem. Teraz też trzyma go w kieszeni marynarki.

Puka. Otwiera wysoki, elegancko ubrany młody mężczyzna. To „Antek Cham”. Dr Koenigil domyśla się, że nieznajomy jest narzeczonym służącej teścia.

 „Frania ma dobry gust” – przemyka mu przez głowę. W tej samej chwili z drzwi pokojów z okrzykiem „Ręce do góry!” wyskakuje 3 mężczyzn. W ręku mają rewolwery. Dr Koenigil przez sekundę waha się – rękę trzyma w kieszeni marynarki, na kolbie browninga. Strzelać? Jednak nie. Napastników jest zbyt wielu. Jeden z nich w korytarzyku za kuchnią rewiduje Koenigila, odbiera mu broń. Potem zabiera znalezione w kieszeni 100 zł i klucze do mieszkania.

Bandyci są uprzejmi, zwracają się do dr. Koenigila per „pan”. Pytają, gdzie są klucze od szafy pancernej w ścianie sypialni.

 – Nie wiem – odpowiada Koenigil i kątem oka dostrzega w kuchni siedzącą za stołem Franciszkę Anczewską. Wygląda na oszołomioną alkoholem. Jeden z napastników indaguje ją o klucze od skrytki.

 – Nie wiem, gdzie są, czego wy ode mnie chcecie? – zawodzi służąca.

Jeden z napastników ściąga Koenigilowi z palca pierścionek z drogim kamieniem. Właściciel przekonuje go, że to błyskotka bez wartości. Napastnik daje spokój.

Za ścianą słychać uderzenia łomów i młotka. Bandyci bezskutecznie usiłują wykuć szafę pancerną z muru.

Minęła już 20.00. Od paru chwil nieustannie dzwoni telefon. To Henryk Lowenfisz dzwoni z Sopotu do panny Frani, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Ma powód do niepokoju – 172 tys. dolarów leżą w szafie pancernej w jego małżeńskiej sypialni. Dzwonki telefonu coraz bardziej denerwują bandytów. W końcu wyprowadzają oni dr. Koenigila do sąsiedniego pokoju, wiążą ręcznikami i rzucają na łóżko. Obok leży związana bona jego dziecka.

Bandyci wyprowadzają Anczewską z kuchni do jednego z pokoi. Służąca słabnie. Jeden z napastników elegancko podaje jej krzesło. Po chwili wchodzą „Antek Cham” i „Hipek Wariat”. „Antek Cham” okręca ręcznik wokół szyi dziewczyny i dusi ją. Anczewska broni się, drapie, ale „Hipek Wariat” przytrzymuje ją za ręce.

Bandyci rezygnują z prucia szafy pancernej w sypialni. Pospiesznie sprzątają mieszkanie, wycierają swoje odciski palców i ulatniają się. Parę minut później dr Koenigil wyswobadza się z więzów, wzywa lekarza i policję. Doktor może tylko stwierdzić śmierć Franciszki Anczewskiej. Zamordowana ma na palcu zaręczynowy pierścionek od Bolesława Frelka.

Policjanci zjawiają się 4 minuty po telefonie Koenigila. Badają każdy drobiazg. Na pustej butelce wódki w koszu na śmieci znajdują odciski palców. Na framudze służbówki Anczewskiej zaś numer telefonu sztabu KOP z dopiskiem – Bolek. Bandyci nie ujdą sprawiedliwości.

O 22.00 na Foksal gromadzi się ogromny tłum. Warszawa wstrząśnięta jest zbrodnią.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.