Zabójstwa zazwyczaj zamykają jakiś rozdział, ale to zabójstwo opisywane przez W. Kalickiego, które miało miejsce 1 grudnia 1934 roku w Petersburgu otworzyło pewną straszną epokę dla Rosji – epokę wielkiego terroru:

Niepozorny mężczyzna koło trzydziestki, ze skórzaną teczką, leciutko utykając, zmierza w stronę klasycystycznego portyku pałacu. W czasach cara pałac nazywał się Smolny i mieściła się tu szkoła dla panien z arystokratycznych domów. W czasie rewolucji zainstalował się tu Lenin ze swym sztabem i stąd kierował zdobyciem władzy przez bolszewików. Teraz, gdy zaprowadzili oni w Rosji nowe porządki, gdy Petersburg przemianowali na Leningrad, dawny Smolny jest siedzibą leningradzkiego sowietu.

Jest późne popołudnie, zapada zmierzch. Wszędzie biało, prószy śnieg. Przed głównym wejściem pusto. O dziwo, nie ma stojącej tam zawsze warty. Mężczyzna bez przeszkód wchodzi do Smolnego. Idzie na 3. piętro, na którym mają biura i gabinety najważniejsi funkcjonariusze leningradzkiej organizacji partii komunistycznej i tutejszego sowietu. Przybysz nie błądzi. Idzie prosto do toalety. Zamyka się i przez okienko obserwuje podjazd. Leonid Wasiliewicz Nikołajew wszystko, co robi, od dawna starannie zaplanował.

Do partii bolszewickiej Nikołajew wstąpił w roku 1920. Po wojnie z Polską dostał pracę w jednej z petersburskich fabryk. Uważał się jednak za stworzonego do wielkich zadań i domagał się od partii zdecydowanie bardziej prestiżowego zajęcia. W końcu otrzymał posadę w administracji, ale niecały rok temu partia skierowała go do pracy fizycznej na kolei. Odmówił i w marcu wyrzucono go z WKP(b) za złamanie dyscypliny partyjnej. W maju legitymację odzyskał. Ale pracy nie. Bezrobotny, sfrustrowany, coraz głośniej narzekał wśród znajomych na znieczulicę partyjnej biurokracji. I coraz częściej dawał do zrozumienia, że zaskorupiałymi bolszewickimi układami wstrząsnąć może tylko zabójstwo eksponowanego działacza partii. O dziwo, nie tylko on tak uważał. Pewien nieznajomy, poznany przez Nikołajewa kilka miesięcy temu, życzliwie wysłuchiwał jego planów i przechwałek, że wkrótce stanie się sławny jak najsłynniejsi zamachowcy w historii, w rodzaju Charlotty Corday. Ba, miły nieznajomy nawet ćwiczył z Nikołajewem pod miastem strzelanie z rewolweru Nagant i życzliwie podsuwał konkretny pomysł zabicia szefa leningradzkiej organizacji partyjnej Siergieja Mironowicza Kirowa, a nie jednego z urzędników komisji kontroli, co najpierw zamierzał uczynić Nikołajew. W sowieckiej rzeczywistości roku 1934 życzliwe wysłuchiwanie planów zabicia jednego z partyjnych liderów przez tajemniczego nieznajomego, wysłuchiwanie, które nie kończy się w lochach NKWD, ale na potajemnym treningu strzelania, to prawdziwy cud. Niejedyny to cud, jaki ostatnio spotkał Nikołajewa. 2 razy usiłował dostać się z nagantem w kieszeni do Smolnego i dwukrotnie aresztowały go straże. Jakiś niezwykły anioł stróż czuwał jednak nad sfrustrowanym zamachowcem. Za każdym razem NKWD szybko go zwalniało.

Dochodzi 16.00. Przed pałacem zatrzymuje się samochód osobowy. Wysiada zeń postawny mężczyzna. Siergiej Mironowicz Kirow, sekretarz komitetu leningradzkiego partii komunistycznej. Komunista zasłużony podczas rewolucji i wojny domowej, bolszewik lojalny wobec generalnego sekretarza partii Stalina, ale pozwalający sobie na niebezpieczny luksus zachowywania własnego zdania. W ciągu ostatnich 3 lat kilkakrotnie sprzeciwił się gensekowi, gdy ten żądał kary śmierci dla opozycyjnych działaczy partyjnych. Co więcej, Kirow niedawno doprowadził do otwartej konfrontacji ze Stalinem, domagając się lepszego wyżywienia dla leningradzkich robotników. A gdy latem tego roku Stalin zaproponował, by Kirow przeniósł się do Moskwy, pod jego bezpośrednią kuratelę, ten odmówił. Od roku w partii mówi się o „linii Kirowa” jako o leciutko liberalniejszej od bezwzględnej linii Stalina. To niebezpieczne, o takich konkurentach Stalin nigdy nie zapomina.

Kirow szybkim krokiem wchodzi do Smolnego. Nie zauważa nienormalnej sytuacji – nie ma żadnego wartownika! Z samochodu Kirowa wysiada także szef jego osobistej ochrony, ale zamiast towarzyszyć sekretarzowi do jego biur na 3. piętrze, zostaje na dole. Dotąd nigdy tak się nie zachowywał.

Kirow wchodzi na 3 piętro, idzie do swego biura, rozmawia ze współpracownikami i z jednym z sekretarzy leningradzkiej organizacji partyjnej, Michaiłem Czudowem. Potem wychodzi. Idzie korytarzem do swego gabinetu. Gdy skręca w lewo, zza rogu wyłania się Nikołajew i z najbliższej odległości strzela z tyłu do Kirowa. Z biura wybiega Czudow i inni urzędnicy. Krwawiący, nieprzytomny Kirow leży na korytarzu. Obok niego Nikołajew. Po strzale zamachowiec zemdlał. Nieprzytomnego Nikołajewa osobiście aresztuje zastępca szefa leningradzkiego NKWD Fiodor Fomin.

Przybiegają lekarze. Szybko robią zastrzyki z adrenaliny, eteru, kamfory, kofeiny. Ale Kirow umiera.

Czudow telefonuje do Moskwy, do Stalina. Nie mija parę godzin, gdy Kreml wydaje nadzwyczajny dekret:

 „I. Władzom śledczym poleca się prowadzić w trybie przyspieszonym sprawy oskarżonych o przygotowanie lub dokonanie aktów terroru.

II. Organom sądowym poleca się nie wstrzymywać wykonywania wyroków śmierci w związku z prośbą przestępców tej kategorii o zastosowanie prawa łaski.

III. […] Poleca się wykonywać wyroki śmierci na przestępcach wymienionej wyżej kategorii natychmiast po wydaniu wyroków”.

Jednocześnie Stalin zapowiada przyjazd do Leningradu na jutro rano.

NKWD znajduje w teczce zamachowca oświadczenia w związku z zamachem. Są adresowane do różnych sowieckich instytucji. Późnym wieczorem enkawudziści przeszukują mieszkanie Nikołajewa. Znajdują dziennik i kolejne dokumenty potwierdzające, że zabójstwo Kirowa było zemstą życiowego nieudacznika. W jednym z pomieszczeń na 3. piętrze Smolnego Fiodor Fomin z własnej inicjatywy przesłuchuje zabójcę. Nikołajew jest zdrowo podpity, wymiotuje, często płacze. Prosi, by znalezione w jego mieszkaniu pieniądze przekazać żonie i matce. W czasie nocnego przesłuchania Nikołajew spostrzega wśród enkawudzistów nieznajomego, z którym ćwiczył strzelanie z naganta i omawiał szczegóły zamachu. Zabójca chciał być sowiecką Charlottą Corday. Nagle pojmuje, że był tylko pionkiem w rękach NKWD.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.