10 grudnia 1956 roku doszło do antysowieckich zamieszek na ulicach Szczecina. Ówczesne władze określiły je jako „chuligańskie wybryki”, ale historia jest bardziej obiektywna. W. Kalicki przypomina nam dziś te wydarzenia:

Na rogu al. Wojska Polskiego i pl. Przyjaźni Polsko-Radzieckiej w Szczecinie, przed winiarnią Mascotte, zatacza się obywatel. Pomocnik murarski Stanisław Bartosik popijanie rozpoczął dziś już wczesnym popołudniem. Teraz, o 18.30, jest w świetnym humorze. Ledwie wychodzi delikatnym zygzakiem z Mascotte i przyjaźnie zagaduje najbliższych przechodniów, zauważają go 2 milicjanci. Szer. Władysław Kurkowski i kprl Matyszek z Kompanii Operacyjnej Komendy Miejskiej MO wracają po służbie do domu. Na widok nietrzeźwego obywatela odzywają się w nich dusze służbistów i natychmiast przystępują do legitymowania. Mężczyzna bez protestu podaje dokumenty. Milicjanci postanawiają doprowadzić Bartosika do najbliższego komisariatu MO, ale to kawał drogi – dokładnie 1200 m. Zatrzymany, zamiast dziarsko maszerować do paki, powłóczy nogami, marudzi, opóźnia pochód. W końcu zaczyna się użalać: „Za co mnie zamykacie? Za to, że jestem Polakiem? Zawsze piłem i będę pił!”. Im żałośniej zawodzi nietrzeźwy pomocnik murarski, tym więcej przechodniów zatrzymuje się w pobliżu. Milicjanci idą z Bartosikiem na postój taksówek. Ale taksówki stoją na postojach tylko w filmach; w Szczecinie na postoju czeka dziś jedynie kolejka niedoszłych pasażerów. Jeden z milicjantów idzie do budki telefonicznej, by wezwać samochód pogotowia MO. Telefon działa, jednak dyżurny milicyjnego pogotowia ma złe wieści: wszystkie samochody są w mieście. Trzeba czekać.

Na postój zajeżdża w końcu taksówka. Milicjanci zajmują ją poza kolejnością. Coraz więcej przechodniów przystaje i przysłuchuje się żałosnym okrzykom zatrzymanego. Atmosfera w mieście jest napięta. Nadzieje na odwilż polskiego Października coraz wyraźniej są płonne: w zeszłym miesiącu milicja i wojsko brutalnie rozpędziły manifestacje i lokalne zamieszki w Płocku, Warszawie, Olecku i Bydgoszczy. Tematem dnia ciągle jest dramatyczna sytuacja po stłumieniu antykomunistycznego i antysowieckiego powstania na Węgrzech: trwają tam aresztowania, Budapeszteńska Rada Robotnicza proklamowała na jutro i pojutrze strajk generalny, a w odpowiedzi promoskiewski rząd Jánosa Kádára zerwał wszystkie połączenia telefoniczne Węgier z zagranicą. O tym wszystkim informuje nawet „Trybuna Ludu”.

Szer. Kurkowski wpycha Bartosika na tylne siedzenie, wsiada i usiłuje zamknąć drzwi. W tym momencie z tłumu wyskakuje mężczyzna i chwyta za drzwiczki. Grupa młodzieży otacza taksówkę, uderza dłońmi w karoserię, woła: „Puśćcie go! Za co go zamykacie?!”.

Szer. Kurkowski wysiada i wzywa tłum do rozejścia się. W odpowiedzi ktoś krzyczy: „Bić blacharzy!”.

Kilku mężczyzn chwyta szer. Kurkowskiego, szarpie nim. Kurkowski resztką sił przytrzymuje kaburę, którą usiłują odpiąć rozwścieczeni przechodnie.

Tłum przewraca na bok taksówkę z taksówkarzem, zatrzymanym i drugim milicjantem.

15-letni na oko chłopak, widząc nadjeżdżający tramwaj linii nr 1, woła: „Zatrzymamy tramwaj!”, i staje na szynach. Gdy motorniczy wyhamowuje, ktoś z tłumu oblegającego przewróconą taksówkę wskakuje do tramwaju, wypędza pasażerów. Tłum wybija szyby w przepełnionym tramwaju, zrywa kable. Tory są zablokowane. Pasażerowie „jedynki” dołączają do zbiegowiska. Za „jedynką” z konieczności zatrzymują się kolejne tramwaje. Z jednego z nich wysiada powracający ze służby milicjant chor. Stychlarz i próbuje osłaniać przewróconą taksówkę. Przyłącza się do niego przechodzący obok inny milicjant, ppor. Matuszewski.

Do tłumu podjeżdża pędem milicyjny gazik. Stychlarz i Matuszewski z pomocą kaprl. Matyszka wyszarpują Stanisława Bartosika z przewróconej taksówki. Wpychają go do gazika i czym prędzej odjeżdżają.

Mija 19.00. Ulice w centrum miasta należą bezapelacyjnie do demonstrantów. Szczecinianie wołają: „Milicja morduje ludzi! Bić blacharzy!”.

Tłum liczy już 3 tys. osób. Część demonstrantów rusza w stronę I. Komisariatu MO. 3 milicjantów barykaduje się wewnątrz. Skutecznie. Demonstranci usiłują wyważyć drzwi, ale nie dają rady. Sfrustrowani, wybijają tylko szyby. O 19.30 druga grupa manifestantów dociera pod budynek Komendy Dzielnicowej MO Śródmieście. Ale i tu szturm pali na panewce.

Mężczyzna, który pierwszy szarpnął drzwi zajętej przez milicjantów taksówki, staje na podmurówce i woła: „Bracia rodacy! Idziemy na więzienie, tam są nasi koledzy, trzeba ich wypuścić!”. Tłum rusza pod więzienie. Drogę zagradza mu kilku oficerów milicji pod wodzą zastępcy komendanta wojewódzkiego MO kpt. Ruminkiewicza, ale demonstranci rozpędzają ich bez trudu.

W komitecie wojewódzkim PZPR i komendzie wojewódzkiej MO panika. O 19.20 dowódca lokalnego pułku Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego otrzymuje rozkaz wysłania żołnierzy na odsiecz oblężonemu więzieniu. Spanikowani funkcjonariusze partyjni wydają polecenie doraźnego zorganizowania milicji studenckiej i rzucenia jej przeciw demonstrantom. Kilka grup aktywistów studenckich rusza z akademików w stronę centrum. Na jedną z nich wpada kolumna ciężarówek z żołnierzami KBW, jadąca w stronę więzienia. Cywile maszerujący w zwartym szyku? Żołnierze KBW bez namysłu obrzucają studenckich aktywistów granatami z gazem łzawiącym, tłuką ich kolbami karabinów.

Tymczasem nad tłumem szturmującym więzienie pojawia się transparent z protestem przeciw sowieckiej agresji na Węgrzech, ale to wszystko, na co stać demonstrantów. Ich kolejne szturmy są nieporadne i więzienni strażnicy odpierają je z łatwością.

80 żołnierzy KBW desantuje się przed więzieniem z ciężarówek. Ich dowódca jest jednak niewolnikiem regulaminów. Zamiast z marszu rzucić żołnierzy do ataku i rozproszyć zaskoczonych cywilów, ustawia podwładnych w porządny dwuszereg. Zaskoczenie z powodu pojawienia się regularnej jednostki wojskowej mija i demonstranci spokojnie mogą wydłubywać z jezdni kostki brukowe. Gdy kompania KBW rusza do natarcia, zatrzymuje ją lawina kamieni. Demonstranci otaczają żołnierzy i atakują stojące za nimi ciężarówki. Przed całkowitą klęską ratuje KBW pojawienie się oddziału transporterów opancerzonych. Tłum przed więzieniem rozprasza się.

Ale na odtrąbienia zwycięstwa przez władze jest jeszcze za wcześnie. Część demonstrantów wybija szyby w nieodległym gmachu prokuratury, reszta znów zbiera się w alei Wojska Polskiego.

O 21.30 sekretarz komitetu wojewódzkiego PZPR wydaje KBW rozkaz zabezpieczenia najważniejszych obiektów w mieście. Ale dowódca KBW nie ma pojęcia, że w Szczecinie jest konsulat ZSRR. O 23.00 duża grupa demonstrantów rusza z alei Wojska Polskiego w stronę sowieckiego konsulatu przy ul. Piotra Skargi. Na widok kilkutysięcznego tłumu 2 milicjantów strzegących konsulatu zmyka ile sił w nogach. Demonstranci wdzierają się do budynku, demolują go, palą jakieś papiery. Gdy transportery opancerzone KBW docierają na Piotra Skargi, niemal pusty konsulat wygląda, jakby przeszedł przezeń huragan. Żołnierze zatrzymują tylko tuzin maruderów spośród demonstrantów.

Miasto jest w rękach szczecinian. Ulicami przeciągają pochody skandujących: „Żądamy podwyżki płac! Bić blacharzy! Pracy i chleba! Wolność dla Węgier!”. O północy milicja i KBW zyskują przewagę nad demonstrantami. Ich grupki są coraz mniejsze, coraz szybciej rozpraszane są przez mundurowych. I coraz więcej cywilów z kajdankami na rękach trafia do milicyjnych nysek i na wojskowe ciężarówki. O 2.00 w nocy komuniści znów panują w Szczecinie.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.