10 marca 1876 roku odbyła się pierwsza w historii rozmowa telefoniczna. O czym rozmawiali panowie Bell i Watson opowie mam dziś W. Kalicki:

Alexander Graham Bell wstaje z łóżka późno, ok. południa. Jest zmęczony. Od 2,5 roku prowadzi wyniszczający tryb życia. Mieszka w domu przy Exeter Place w Bostonie. Jego wspólnik Gardiner Greene Hubbard wynajmuje dlań na piętrze, nad knajpą, jeden pokój na mieszkanie i drugi z przeznaczeniem na laboratorium. Bell pracuje na bostońskim uniwersytecie. Za dnia prowadzi zajęcia ze studentami, wieczorami wraz ze swym współpracownikiem Thomasem Watsonem udoskonala telegraf i pracuje nad skonstruowaniem pierwszego w świecie telefonu. Do łóżka kładzie się zwykle koło 4.00. Knajpa, jej zapachy i gwar klientów nie przeszkadzają mu, przeciwnie, gdy podczas pracy zgłodnieje, zbiega na dół i stojąc przy barze, zjada cokolwiek, byle szybko. Przez ostatnie dwa lata nieustannie śpieszył się. Grał o wielką stawkę – sławę, bogactwo, rękę ukochanej kobiety, a konkurenci jeszcze przed 2 tygodniami deptali mu po piętach. Teraz może już zwolnić – od 10 dni ma w kieszeni patent na urządzenie do przekazywaniu ludzkiego głosu na odległość.

Choć pracuje w Ameryce, Alexander jest Szkotem. Urodził się w Edynburgu, w rodzinie nauczyciela dykcji i wymowy. To rodowa profesja, zajmował się nią już dziadek Alexandra. Ojciec, także Alexander, osiągnął wielkie sukcesy w przywracaniu społeczeństwu ludzi głuchych. Wynalazł język migowy, zwany mową widzialną, w którym każdą z liter alfabetu reprezentuje inny układ dłoni i palców mówiącego. Alexander Graham pod wpływem apodyktycznego ojca także zajął się kształceniem głuchoniemych. Profesja ta wymagała dobrego rozumienia zasady powstawania dźwięków mowy i w tej dziedzinie, zresztą w ogóle w sprawach akustyki, młody Bell od dawna jest ekspertem.

W Anglii system mowy Bella seniora – wbrew jego nadziejom na edukacyjny, ale także komercyjny sukces – przyjmował się nad wyraz opornie, więc w roku 1870 zdecydował się on wyemigrować do kraju wielkich możliwości – Ameryki. Alexander Graham miał wtedy 23 lata, studiował na londyńskim uniwersytecie, z powodzeniem uczył w szkole dla głuchych, wykorzystując system mowy wynaleziony przez ojca, zabiegał o rękę ówczesnej ukochanej. Nie chciał jednak rozstać się, być może na zawsze, z rodzicami. Rzucił wszystko, także swą wybrankę, i popłynął z nimi do Kanady. Za oceanem ostatecznie osiadł w Bostonie, mieście jak na Amerykę europejskim i kulturalnym (właśnie przed 4 laty założono tu nową uczelnię techniczną – Massachussets Institute of Technology). Alexander Graham z powodzeniem zaczął uczyć w szkole dla głuchych. O dziwo, choć udręczony przez ojca, sam nie nasiąkł jego autorytarnym stylem bycia. Zasłynął jako pedagog miły w obejściu, cierpliwy i nadzwyczaj skuteczny. To dlatego rzutki bostoński przedsiębiorca Gardiner Greene Hubbard, który majątek zbił na dostarczaniu miastu usług komunalnych, powierzył młodemu profesorowi wymowy opiekę nad swą jedyną córką Mabel (2 jej siostrzyczki zmarły w niemowlęctwie). Śliczna Mabel straciła słuch, gdy chorowała na szkarlatynę. Wysoki, uchodzący za przystojnego Alexander zakochał się w głuchej 15-latce na zabój. Choć panna była niesłycząca, nie przestawała jednak być znakomitą partią, nieosiągalną dla ubogiego profesora wymowy. Ani rodzice, ani córka nie chcieli nawet słyszeć o małżeńskich marzeniach Alexandra.

Pierwsza przekonała się do niego pani Hubbard, gdy odkryła, że Alexander jest mężczyzną ciepłym, życzliwym ludziom, zawsze skłonnym do pomagania pozostającym w potrzebie.

Jako drugi przekonał się do niego pan Hubbard, gdy dowiedział się, że niewątpliwie uzdolniony i pracowity nauczyciel jego córki po nocach eksperymentuje z udoskonaleniem telegrafu – tak by zamiast wysyłania zakodowanych alfabetem Morse’a wiadomości jedna po drugiej można było ekspediować ich kilka lub nawet kilkanaście naraz, wykorzystując różne pasma wysokości dźwięku. Gardiner Hubbard był bardzo bystrym biznesmenem i w mig zrozumiał, że patent na taki telegraf, nazwany przez Alexandra harmonicznym, wydrze monopol na przesyłanie informacji z rąk wielkich amerykańskich kompanii telegraficznych, umożliwi stworzenie konkurencyjnej, o wiele wydajniejszej sieci telegraficznej i uczyni go krezusem. Za udział w przyszłych zyskach bez zwłoki wynajął Bellowi pokoje na laboratorium z sypialnią i opłacił mu pomocnika, Thomasa Watsona, który świetnie zna się na elektryczności, naukowej pięcie achillesowej Alexandra.

Jako ostatnia do miłego, nieskończenie cierpliwego adoratora przekonała się sama Mabel.

Przesyłanie ludzkiego głosu na znaczne odległości od dawna pasjonowało naukowców i wynalazców. Już w roku 1667 Anglik Robert Hook eksperymentował z ekspediowaniem dźwięków za pomocą drgającej nitki. Skończyło się jednak na dowcipnych zabawkach.

Przełomem w badaniach nad przesyłaniem głosu okazało się odkrycie dokonane przez Amerykanina prof. Page’a – pręcik metalowy, poddawany szybko po sobie następującym magnetyzowaniu i odmagnetyzowaniu, wytwarzał dźwięk. Rozmaici fizycy badali później to zjawisko. Sullivan odkrył, iż drgania drutu wykonanego z dwóch różnych metali wytwarzają prąd elektryczny, który płynie przez cały czas drgania. A w roku 1855 drukarz z Martinville Leon Scott skonstruował urządzenie nazwane przezeń fonautografem: naprężona na niewielkiej obręczy skóra pod wpływem głosu drgała, zaś umocowany na niej rysik kreślił na kartce papieru graficzne przedstawienie ludzkiego głosu.

Gdy Alexander Graham Bell wespół z Thomasem Watsonem eksperymentowali w swoim laboratorium, konkurenci nie spali. Utalentowany wynalazca Elisha Gray pośpiesznie kroczył tą samą drogą, wykorzystując te same pomysły, na które wpadali Bell z Watsonem. Od 1,5 roku Alexander pracuje ze świadomością, że Gray idzie z nim łeb w łeb. A co gorsza, zagrożona rewolucyjnym wynalazkiem przesyłania na odległość ludzkiego głosu wielka kompania telegraficzna Western Union wynajęła i zaopatrzyła w środki, o jakich Bell mógł tylko marzyć, sławnego wynalazcę Thomasa Alvę Edisona.

Jakby tego wszystkiego było mało, wyobraźnia w końcu opuściła Gardinera Hubbarda. Domagał się on kontynuowania przede wszystkim pracy nad wielopasmowym telegrafem, uznając telefon za li tylko ciekawostkę. Co gorsza, chcąc przymusić Alexandra do pracy nad telegrafem, przyszły teść zaszantażował go zgodą na ożenek Mabel.

Ale Bell, pracując z Watsonem nad trzypasmowym telegrafem harmonicznym, wskutek przypadkowej awarii odkrył 2 czerwca zeszłego roku efekt przedłużonego stanu namagnesowania elektromagnesu, już po wyłączeniu zmiennego prądu elektrycznego – efekt pozwalający drgać włączonemu w obwód rezonatorowi, który z kolei generował dźwięk. To był milowy krok w pracy nad telefonem. Obaj wynalazcy rzucili wtedy prace nad telegrafem w kąt.

Przed 2 tygodniami wniosek patentowy opisujący zasadę działania telefonu był gotów. Bell i Watson, świadomi, że Gray depcze im po piętach, nawet nie próbowali zbudować prototypu. Gardiner Hubbard bez chwili zwłoki pojechał z ich wnioskiem do Federalnego Urzędu Patentowego w Waszyngtonie. Z Waszyngtonu przysłał jednak – telegrafem, a jakże by inaczej – hiobową wieść: tego samego dnia, w którym złożył wniosek w urzędzie, swoje wnioski patentowe złożyli też Gray i Edison!

Bell był pełen najczarniejszych myśli – Waszyngton słynął z korupcji. Ale wtedy jego wspólnik i przyszły teść pokazał lwi pazur. Dopilnował, by niczego nie załatwiano poza prawem. Eksperci najpierw odrzucili wniosek Edisona, jako najmniej zaawansowany technicznie. W końcu, po długich debatach, patent przyznali Alexandrowi Bellowi.

Od kilku dni obaj wynalazcy, Bell i Watson, z uczuciem ogromnej ulgi pracują nad ukończeniem prototypu telefonu.

Thomas Watson sadowi się na łóżku w pokoju sypialnym Bella i pochyla się nad odbiornikiem. Podłączone do baterii druty łączą odbiornik z urządzeniem nadawczym w pokoju laboratoryjnym. Bell nachyla się nad otworem w górnej części niewielkiej drewnianej skrzynki. Zamiast dna ma ona cienką, napiętą membranę, do środka której eksperymentatorzy przykleili korek z wystającym zeń sztywnym drucikiem. Drucik zanurzony jest w szklanym naczyniu wypełnionym wodą, w której zanurzona jest także delikatna mosiężna taśma włączona do obwodu elektrycznego. To urządzenie powinno przekształcać głos Bella na zmiany prądu w obwodzie, które skonstruowany na tej samej zasadzie odbiornik przetworzyć ma z powrotem w głos.

Alexander powoli, wyraźnie wykrzykuje do dziurki w skrzynce:

 „Panie Watson, proszę tu przyjść. Chcę pana zobaczyć!”.

Watson słyszy w pokoju sypialnym jego głos i natychmiast przybiega. Zrozumiał wszystko. Teraz Alexander przechodzi do swej sypialni, a Thomas ma mówić. Watson czyta fragment książki. Bell w sypialni kręci głową z udręką. Zdania są zniekształcone, raczej domyśla się, niż rozumie, co czyta jego kolega.

Ale ostatnie zdanie słyszy zupełnie wyraźnie:

 „Panie Bell, czy rozumie pan, co mówię?”.

Pierwsza w historii rozmowa telefoniczna kończy się. Bell pędzi jak na skrzydłach do Gardinera Hubbarda. I do Mabel.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.