15 marca 44 p.n.e. - zabójstwo rzymskiego dyktatora Juliusza Cezara. Tradycja podaje, że zginął od ciosów 23 sztyletów. Ostatnim, który zadał cios był jego przyjaciel Brutus, od którego Juliusz Cezar nie spodziewał się zdrady. Stąd ta słynna rzymska sentencja wypowiadana właśnie w podobnych sytuacjach: „Et tu Brute contra me” (I ty Brutusie przeciw mnie). W. Kalicki przypomina nam dziś tamto wydarzenie:

To jest niedobra noc. Gajusz Juliusz Cezar nie może zasnąć. Rankiem czuje się bardzo kiepsko. Jego żonę Kalpurnię dręczyły straszne sny. Widziała w nich, jak nagle otwierają się wszystkie drzwi i okna w ich sypialni, jak wali się fronton ich domu. I widziała Cezara: leżącego na jej kolanach, martwego.

Cezar ma dziś udać się na posiedzenie senatu. Kalpurnia błaga go, by pozostał w domu. Popiera ją lekarz przyboczny. Cezar, dla którego obowiązek ma pierwszeństwo przed własną słabością, tym razem skłonny jest ulec namowom żony. Tym bardziej że przypomina sobie niedawne ostrzeżenie haruspika, czyli urzędowego wróżbity, Spurinny, który przepowiedział mu nieszczęście w idy marcowe. Idy marcowe, czyli dziś.

Spurinna nie rzuca słów na wiatr. W Rzymie zawiązał się spisek na życie Cezara. Spiskowców jest ponad 60.

Marek Juniusz Brutus wcześniej walczył przeciw Cezarowi w wojnie domowej po stronie Pompejusza, ale zwycięski Gajusz Juliusz wybaczył mu. Mało tego, nadał wysokie godności. Nienawiść Brutusa wzmaga jego niepewność, czy Cezar nie jest aby jego nieślubnym ojcem. Serwilia, matka Brutusa, była ongiś kochanką Cezara.

Gajusz Kasjusz Longinus też walczył w armii Pompejusza. I jemu Cezar wybaczył, i jego obdarzył godnościami.

Kwintus Ligarius to kolejny weteran armii Pompejusza, któremu Cezar po zwycięstwie wybaczył winy.

Decymus Juniusz Brutus był oficerem Cezara w Galii. Podobnie jak Gajusz Treboniusz, Serwiusz Sulpicjusz Galba, Lucjusz Minucjusz Basylus. Ich wszystkich Cezar nagradzał wysokimi urzędami i nadaniami majątków. Tak jak kolejnych spiskowców – swoich politycznych stronników – Publiusza Serwiliusza Kaskę i Lucjusza Tiliusza Cymbra.

Chcą zabić Cezara, bo uważają, że wkrótce ogłosi się królem Rzymu i zlikwiduje ich ukochaną republikę. Plotkuje o tym od pewnego czasu cały Rzym. Spiskowców do zamachu skłaniają wydarzenia ostatniego miesiąca. W połowie lutego Cezar oficjalnie przyjął tytuł dożywotniego dyktatora, dictator perpetuo. W swoim ręku skupił ogromną władzę. Ba, nie zachowywał nawet pozorów, irytując arogancją wobec republikańskiego mitu. 15 lutego, w dniu Luperkaliów, święta płodności, młodzi mężczyźni wybiegli na ulice Rzymu okryci jedynie przepaskami na biodrach i zgodnie ze starożytnym obyczajem smagali młode kobiety rzemykami z koźlęcej skóry. Cezar obserwował później ich uroczystą defiladę przybrany w królewską szatę, siedząc na zdobnym krześle na honorowej trybunie. Nieoczekiwanie jego stronnik Licyniusz na oczach tłumu nałożył na jego czoło królewski diadem. Gest był oczywisty – oto dyktatorowi ofiarowuje się władzę królewską. Nagle jednak Kasjusz diadem zerwał ze skroni Cezara i położył na kolanach. Sytuację próbował ratować stronnik Cezara – Marek Antoniusz. Podbiegł, chwycił diadem i włożył ponownie na głowę dyktatora. Ale zirytowany Cezar sam zerwał go i odrzucił. Tłum nagrodził ten gest entuzjastyczną owacją.

Spiskowcy chcą zabić Cezara nie tylko z powodów ideowych, z obawy, że zasiądzie na tronie. Nie potrafią pogodzić się z faktem, że opływają w dostatki (a niektórzy – że po prostu żyją) tylko dzięki jego łasce. Nazwali siebie „wyzwolicielami”, zaprzysięgli sobie lojalność i ustalili, że zaatakują w idy marcowe podczas obrad senatu. Każdy z zamachowców ma uderzyć dyktatora sztyletem.

Senat obraduje dziś w budynku wzniesionym przez Pompejusza przy jego teatrze. Przed budynkiem zbierają się konspiratorzy. W szatach ukryli sztylety. Wtem dociera do nich wieść, że Cezar nie ma zamiaru przybyć. Decydują się szybko. Do domu Cezara rusza Decymus Brutus. Przekonuje gospodarza, że nie powinien opuszczać posiedzenia – wszak senat zwołał je na jego osobiste życzenie. Brutus bierze Cezara za rękę i wyciąga z domu. Dyktator zmierza do senatu całkiem bezbronny. Niedawno oddalił swą osobistą ochronę złożoną z wiernych weteranów. Droga dłuży się. Na ulicach do lektyki cisną się liczni petenci, którzy wtykają podania i memoriały. Znudzony dyktator jak zwykle odkłada takie pisma na bok. Do lektyki dociska się wreszcie Grek Artemidoros z Knidos, agent Cezara, który biegł za nią aż od domu dyktatora. Od przyjaciół Brutusa usłyszał o spisku i czym prędzej spisał ostrzeżenie na papirusie. Artemidoros wręcza rulon i z naciskiem prosi, by go niezwłocznie przeczytać. Cezar rozwija go, ale oto już gmach senatu. Wysiada więc i wchodzi na schody, trzymając zrolowane pismo w ręku.

Zauważa z boku haruspika Spurinnę, który przepowiadał mu nieszczęście.

 – Oto nadeszły idy marcowe – mówi doń drwiąco.

 – Ale jeszcze nie minęły, Cezarze – odpowiada wróżbita.

Jak jest w zwyczaju, przed wkroczeniem Cezara do senatu Spurinna bada ptaki ofiarne. Pierwsza ofiara ma nieprawidłowo ukształtowane wnętrzności. Cezar poleca zbadać następne zwierzę. Ta wróżba też jest zła. Czas płynie, świta Cezara niecierpliwi się, dogaduje, że stał się zabobonny. Cezar macha ręką, zostawia haruspika z wypatroszonymi ptakami i rusza do senatu.

Nie zauważa, że Treboniusz, Decymus Brutus i kilku senatorów zatrzymują w przedsionku towarzyszącego mu Marka Antoniusza. Brutus od początku spisku upierał się, by Antoniusza oszczędzić. Poza tym zamachowcy boją się tego wiernego, dzielnego żołnierza.

Cezar wkracza na salę senatu. Wszyscy powstają z miejsc. Gość siada na pozłacanym krześle. Nieoczekiwanie powstaje zamęt. Cezara otacza kilkudziesięciu senatorów. Jeden z nich, Tiliusz Cymber, zaczyna gorąco prosić o zgodę na powrót jego brata z wygnania. Dyktator odmawia. Reszta senatorów popiera błagania kolegi, całuje Cezara po rękach, chwyta jego togę. Dyktator jest zirytowany. Usiłuje wstać z krzesła, ale w tym momencie Tiliusz Cymber mocnym szarpnięciem zrywa mu togę z ramion. To umówiony sygnał do ataku. Rozwścieczony Cezar krzyczy: „To jest gwałt!”. W tej chwili stojący za nim Serwiliusz Kaska uderza go sztyletem w szyję. Cezar odwraca się z okrzykiem „Co czynisz, przeklęty Kasko!?”, i przebija mu rękę jedyną bronią, jaką ma przy sobie – niedużym rysikiem do pisania. Szamoce się, usiłuje wyrwać. Ale ze wszystkich stron godzą weń sztylety. Jako drugi zadaje cios Kasjusz. Kolejne uderzenia. Po ciosie Brutusa Cezar zasłania głowę togą i osuwa się na ziemię. Zamachowcy tłoczą się nad leżącym – zaprzysięgli przecież, że każdy z nich zada mu cios – wymachują na oślep sztyletami, raniąc Cezara i współspiskowców. Krew tryska na wszystkie strony. Cezar straszliwie krzyczy.

Senatorowie niemający o spisku pojęcia patrzą na tę rzeź skamieniali ze zgrozy.

Pokrwawione zwłoki leżą pod statuą Pompejusza – najpierw zięcia Cezara, potem sojusznika w triumwiracie, ostatecznie zażartego przeciwnika w wojnie domowej.

Brutus, cały powalany krwią, staje przed senatorami i usiłuje wygłosić jakieś podniosłe przemówienie. Ale w tym momencie osłupienie przedstawicieli Rzymu mija i wszyscy rzucają się do ucieczki. Zamachowcy nie mają żadnych planów na tę chwilę, gdy już nie będzie dyktatora. Zamierzali jedynie wyrzucić jego zwłoki do Tybru, unieważnić jego rozporządzenia, a majątek skonfiskować. Teraz trochę deliberują, wreszcie składają podziękę bogom i uciekają z miejsca zbrodni. Wszyscy ukrywają się u znajomych. Antoniusz, na wieść o zbrodni, zrzuca togę konsula i ucieka w te pędy. Gdy wieść o zbrodni trafia w miasto, przerażony lud barykaduje się w domach. Wszyscy oczekują jakichś strasznych zdarzeń – zemsty, kary, mordów, rozruchów, buntu gladiatorów. Ale nie dzieje się nic. Gdzieniegdzie tylko motłoch rabuje sklepy.

Broczące krwią ciało Cezara leży pod statuą Pompejusza aż do późnego popołudnia. Wreszcie przybywa 3 niewolników. Wkładają zwłoki do lektyki. Idą nieśpiesznie przez wymarłe ulice miasta. Spod zasłony zwisa bezwładna ręka.

Do domu Cezara docierają wieczorem. Kalpurnia, której stosunki z mężem dalekie były od ciepła i serdeczności, teraz rozdzierająco krzyczy z rozpaczy. Przyboczny lekarz Antystiusz obmywa ciało, ogląda 23 rany. Tylko jedna, jego zdaniem, jest śmiertelna.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.