1 września 1972 roku w Reykjaviku zakończył się szachowy „mecz stulecia” o mistrzostwo świata pomiędzy Amerykaninem Bobby Fischerem a Rosjaninem Borysem Spasskim. Jak potoczyła się ta rozgrywka przypomni nam dziś W. Kalicki:

O 12.50 w pokoju hotelowym niemieckiego arcymistrza szachowego Lothara Schmida, sędziego w 2. meczu o szachowe mistrzostwo świata, brzęczy telefon. Dzwoni radziecki arcymistrz szachowy, ciągle jeszcze mistrz świata, Borys Spasski. Matowym, zdradzającym ogromne zmęczenie głosem Spasski oficjalnie informuje Schmida, że nie pojawi się dziś na odłożonej od wczoraj partii. Sędzia jest zaskoczony. Rezygnacja Spasskiego oznacza, że mistrzem świata jest od tej chwili jego przeciwnik, Amerykanin Robert Fischer. Ale zwykle jeśli któryś z szachistów w meczach o mistrzostwo świata poddaje partię odłożoną z poprzedniego dnia, czyni to osobiście na sali. Skonsternowany Schmid dzwoni do holenderskiego arcymistrza Maxa Euwego, byłego mistrza świata, od 2 lat prezydenta Światowej Federacji Szachowej, nadzorującego mecz Fischer–Spasski, i pyta go, czy Spasski może prawomocnie złożyć rezygnację z gry przez telefon. Euwe potwierdza. Niezwykły mecz o mistrzostwo świata toczony przez niezwykłych kandydatów w niezwykłym miejscu kończy się w niezwykły sposób.

Główną atrakcją islandzkiego meczu gigantów jest Bobby Fischer. Od najmłodszych lat jego życie biegło krętym, osobliwym szlakiem. Nigdy nie poznał swego ojca. Matka Regina Fischer formalnie wpisała do świadectwa urodzenia syna nazwisko pewnego niemieckiego biofizyka. Pochodząca z rodziny polskich Żydów Regina zawsze była kobietą twardą, zaradną, inteligentną. I zawsze była w kłopotach finansowych. Na utrzymanie rodziny zarabiała jako scenograf teatralny, spawacz okrętowy w stoczni, pielęgniarka. Gdy Bobby miał 6 lat, przyniosła do domu szachy. Wspólnie uczyli się zasad gry. Szachy zawładnęły chłopcem. Dzięki staraniom matki trafił pod opiekę prezydenta Brooklyńskiego Klubu Szachowego, który traktował go jak syna (nie było w tym nic dziwnego, gdyż jego rodzony syn nie chciał grać w szachy). Namiętność Bobby’ego do szachów szybko przerodziła się w obsesję. Całe dni nie wychodził z domu; od rana do nocy grał sam ze sobą. Zaniepokojona matka zgłosiła się z nim na oddział psychiatrii dziecięcej Brooklyńskiego Szpitala Żydowskiego, ale lekarz odprawił ją z kwitkiem. Stwierdził, że dzieci miewają gorsze nałogi niż nieustanna gra w szachy.

W 1956 roku 13-letni Bobby, jako najmłodszy gracz w historii, został szachowym mistrzem USA juniorów.

Przepustką do sławy stało się zaproszenie szachowego wunderkinda do gry w prestiżowym Turnieju Rosenwalda. Wygrana przez Bobby’ego partia z Donaldem Byrne’em została okrzyknięta przez amerykańskich komentatorów szachowych grą stulecia.

14-letni Fischer grał jak bóg, ale poza stolikiem szachowym zachowywał się jak lichwiarz Ebenezer Scrooge z Opowieści wigilijnej. Za swe występy żądał pieniędzy, coraz więcej pieniędzy. Ani ich jednak nie wydawał na własne potrzeby, ani nie pomagał finansowo matce. On po prostu pieniądze chciał mieć, rozkoszował się ich posiadaniem, prestiżem i władzą, jaką dawało mu rosnące konto. Pieniądze były najlepszym lekiem na dręczące go poczucie, że otoczenie, ba, cały świat, niedocenia go, wręcz lekceważy.

Regina Fischer przez cały ten czas usiłowała pełnić funkcję menadżera swego syna. W 1957 roku napisała list do Nikity Chruszczowa, w którym prosiła szefa radzieckiej partii komunistycznej o zaproszenie Bobby’ego na Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów do Moskwy. Zaproszenie w końcu przyszło, ale za późno, by można było zeń skorzystać.

Jednak Kreml bynajmniej nie ignorował nastoletniej amerykańskiej gwiazdy. Gdy Bobby w wieku 15 lat zdobył mistrzostwo Stanów Zjednoczonych seniorów, radziecka federacja szachowa zaprosiła go, wraz z siostrą, do Moskwy. Chłopiec dostał od gospodarzy apartament w reprezentacyjnym hotelu Rossija, limuzynę z kierowcą i osobistego tłumacza. Szachy w Związku Radzieckim były sprawą śmiertelnie poważną: zorganizowanym państwowym przemysłem, jednym z fundamentów propagandy, oczkiem w głowie KGB. Radzieccy szachiści od czasu wojny bez przerwy zdobywali mistrzostwo świata. Kreml mógł głosić, że dominacja w tej wyszukanej intelektualnie grze jest najlepszym dowodem na wyższość ustroju komunistycznego.

Zapraszając Bobby’ego, elita radzieckich szachów chciała zorientować się, czy wunderkind mógłby zagrozić pozycji ich mistrzów. Wizyta skończyła się jednak katastrofą. Bobby zamiast grać, nieustannie domagał się pieniędzy i wyrażał zdziwienie, że radzieccy szachiści dają się wykorzystywać i grają za darmo. Kilka razy obraził swoich opiekunów i gospodarzy. W końcu wyjechał jak niepyszny, z jak najgorszą opinią o ZSRR.

W następnych latach systematycznie rosła siła gry Fischera i jego żądania finansowe. Oraz przekonanie, że światowymi szachami rządzi spiskowy układ radzieckich graczy i oficjeli.

Od połowy lat 60. finansowe żądania Fischera przekroczyły możliwości organizatorów turniejów. Bobby żądał ogromnych kwot już za samo pojawienie się na turnieju. Ale jego sława szachowego geniusza i kapryśnego, niedobrego chłopca przyciągała widzów i dodatkowych sponsorów, wykładających gotówkę wyłącznie na jego honoraria.

Fischer związał się w tym czasie ze Światowym Kościołem Boga, sektą założoną przez gazetowego grafika Herberta Armstronga. Guru sekty, który życie strawił na atrakcyjnym łamaniu gazetowych ogłoszeń, na stare lata zafundował swym zwolennikom religijny bigos, w którym wymieszał elementy judaizmu i chrześcijaństwa z restrykcyjnymi zasadami moralnymi. M.in. surowo zakazał uprawiania wszelkich gier planszowych.

Fischer brał z doktryny Armstronga to, co mu opowiadało. W szachy grał dalej aż miło, a obowiązkowy szabas obchodził tylko wtedy, gdy nie kolidowało to z dobrze płatnymi turniejami.

Równie elastycznie traktował amerykańskie prawo.

Gdy w 1965 roku zaproszono go na Turniej im. Capablanki do Hawany, Departament Stanu odmówił zezwolenia na wyjazd. Obowiązywała całkowita blokada Kuby. Fischer zagrał w turnieju, wysyłając swe posunięcia teleksem.

W ZSRR Borys Spasski był równie białym krukiem jak Fischer w Stanach Zjednoczonych. Jego ojciec rozwiódł się z matką w 1944 roku, gdy chłopiec miał 14 lat, ale Borys był nieodmiennie dumny z religijnego taty i dziadka popa, w 1916 roku wybranego do carskiej Dumy. Spasski co rusz przyprawiał radzieckich opiekunów politycznych o ból głowy. Pytany przez dziennikarzy, podkreślał, że jest patriotą rosyjskim. W 1970 roku na olimpiadzie szachowej w Niemczech Zachodnich ostentacyjnie witał się z każdym członkiem ekipy czechosłowackiej. Obserwatorzy potraktowali ten gest jako manifestację solidarności z narodem zniewolonym 2 lata wcześniej w wyniku radzieckiej inwazji. W rok później Spasski odmówił podpisania zbiorowego listu radzieckich sportowców w obronie amerykańskiej lewackiej aktywistki Angeli Davis. Na spotkaniu z robotnikami w Szachtach powiedział zaś, że wywodzi się z rodziny popów i gdyby nie udało mu się zostać mistrzem szachów, z przyjemnością zostałby popem.

Ale wszystko to radzieccy nadzorcy sportu musieli tolerować, bo mistrz świata Spasski nie miał sobie równych.

Aż do czasu meczu w Reykjaviku. Po protestach pretendującego do mistrzowskiego tytułu Fischera rozgrywkę przeniesiono z Moskwy do stolicy Islandii. Spasski przyjechał ze swą ekipą w zapowiedzianym terminie i zamieszkał w apartamencie prezydenckim reprezentacyjnego hotelu Saga. Do złoconych kurków nad wanną i srebrnej zastawy przyzwyczaił się błyskawicznie.

Miał czas rozkoszować się luksusem, bo Fischer w zapowiedzianym terminie nie zjawił się. Zaszył się w swoim mieszkaniu w Stanach, nie odbierał telefonów, nie wpuszczał nikogo. Za to jego prawnicy szaleli. Domagali się więcej i więcej pieniędzy. Gdy prócz udziału w zyskach z transmisji telewizyjnych zażądali udziału z wpływów za bilety, Islandczycy powiedzieli „nie!”. Wtedy prawnicy Fischera zaczęli naciskać, wręcz szantażować administrację w Waszyngtonie: dajcie pieniądze rządowe, bo gdy Fischer odwoła mecz, reputacja Stanów Zjednoczonych dozna uszczerbku. Biały Dom odmówił, ale nie mógł ignorować zaniepokojenia rządu islandzkiego, który w organizację meczu szachowego zainwestował duże pieniądze. Dla Islandczyków odwołanie gier o mistrzostwo świata byłoby poważnym problemem finansowym. A na Islandii Stany Zjednoczone mają kluczową bazę wojskową Kevlavik.

Sekretarz stanu Henry Kissinger zadzwonił do Fischera i poprosił go o start. Dał do zrozumienia, że walka o złamanie radzieckiego monopolu szachowego jest patriotycznym obowiązkiem Amerykanina. Brytyjski milioner dołożył ekstrapieniądze do puli nagród. Tego właśnie było trzeba Bobby’emu, by ruszyć do Reykjaviku.

Pierwszą grę 11 lipca wygrał Spasski. W następnej Rosjanin podwyższył wynik do 2:0. Ale w 5. starciu, 21 lipca, Fischer wyrównał i odtąd powoli, systematycznie powiększał przewagę. Gdy wczoraj zasiedli do 21. gry, Fischer prowadził 11,5:8,5 punkta. Do zdobycia tytułu mistrza świata brakowało mu 1 punktu.

Spasski zaczął białymi obronę sycylijską. Fischer odpowiedział rzadkim, nieoczekiwanym ruchem. Jego kolejne posunięcia tak zaskoczyły Spasskiego, że drżącą ręką rozlał na stoliku kawę i nie bacząc na odliczający jego czas zegar, zabrał się do jej wycierania.

Po 41. ruchu wyczerpany psychicznie Spasski tylko przez 6 minut zastanawiał się nad kolejnym posunięciem i poprosił o przerwę. Zaplanowany ruch zapisał na kartce papieru, którą sędzia Schmid zalakował w kopercie.

Fischer, eksperci, kibice mieli całą noc na zgadywanie posunięcia mistrza świata i kolejnych ruchów. Spasski i jego sekundanci wiedzieli, że ruch mistrza zapisany w kopercie to błąd. Mecz był przegrany.

Około 15.00 tłumy islandzkich kibiców zaczynają się schodzić do hali sportowej Laugardalsholl w Reykjaviku. Do rozpoczęcia meczu są jeszcze 2 godziny, ale kibice czują, że dziś jest przełomowy dzień w zmaganiach radzieckiego i amerykańskiego giganta szachów, i chcą zająć dobre miejsca na widowni. Wszyscy, nawet ci, którzy grają w szachy od święta, do późna w nocy analizowali pozycje na szachownicy zapisane wczoraj wieczorem, w chwili gdy Spasski poprosił o przerwę. Rzecz jasna, nikt nie ma pojęcia, jaki ruch mistrz świata zgłosił sędziemu na dziś. Większość kibiców jest zdania, że dzisiejsze dokończenie partii skończy się remisem.

W hotelu Saga fotoreporter Harry Benson z tygodnika „Life” wraca po lunchu do pokoju. Gdy przechodzi obok apartamentu zajmowanego przez Borysa Spasskiego, drzwi uchylają się i pojawia się w nich mistrz świata. Benson nie traci okazji. Przystaje i zaczyna pogawędkę. Wyraźnie zmęczony Spasski właśnie wychodzi na spacer, ale zatrzymuje się i rozmawia z Amerykaninem. Nieoczekiwanie wyjawia mu, że podjął decyzję rezygnacji z dalszej gry, oficjalnie przekazał ją sędziemu, a teraz po prostu idzie odetchnąć świeżym powietrzem.

Benson pędzi do swego pokoju, dzwoni do redakcji „Life”, potem do Fischera mieszkającego w amerykańskiej bazie wojskowej.

Amerykański arcymistrz jest oszołomiony. Zamiast cieszyć się ze zwycięstwa i zdobycia mistrzostwa świata, węszy jakiś proceduralny podstęp strony radzieckiej. Natychmiast dzwoni do sędziego Schmida i składa protest przeciw telefonicznej rezygnacji Spasskiego. Domaga się rezygnacji na piśmie. Schmid chwilę namyśla się, notuje coś na hotelowym bloczku i odpowiada, że tak czy siak, Fischer musi pojawić się w hali Laugarsdalsholl o ustalonej godzinie.

Ale amerykański szachista nie byłby sobą, gdyby się trochę nie spóźnił. Na widowni nikt nie ma pojęcia o zakulisowych rozstrzygnięciach. Wszyscy czekają na wielką dogrywkę. Nieobecność Spasskiego nie niepokoi kibiców – pewnie wreszcie mistrz świata postanowił zagrać kartą Fischera i sam spóźni się na rozpoczęcie pojedynku.

Wreszcie Fischer zjawia się na scenie. Zawsze ubrany starannie, w wyszukaną elegancją, w klasyczne garnitury, tym razem jest w czerwonej wymiętej marynarce.

Lothar Schmid wychodzi na przód sceny i wygłasza oświadczenie: „Panie i panowie, pan Spasski zrezygnował telefonicznie”.

Cisza, potem powściągliwy aplauz. Każdy z widzów zapłacił za bilet wstępu na dzisiejszą grę 5 dolarów. Słono. Nikt jednak nie oburza się, nie protestuje, że został nabity w butelkę. Za te 5 dolarów Islandczycy mogą sobie obejrzeć najwyżej czerwoną marynarkę nowego mistrza świata.

Schmid dyskretnie proponuje Fischerowi, by się ukłonił. Mistrz świata odmawia. Sztywno macha ręką i natychmiast bocznymi drzwiami wychodzi z hali. Na parkingu, obok islandzkich samochodów rządowych i samochodu amerykańskiego ambasadora stoi niepozorny żółto-czarny ford maverick pracownika ambasady USA Victora Jackovicha. Gdy tylko Fischer wsiada, Jackovich rusza pędem w stronę bazy Kevlavik.

Fischer nie odzywa się słowem. W bazie w milczeniu idzie do stołówki, zamawia wielki stek i szklankę mleka. Jackovich zauważa, że nowy mistrz świata dygoce z napięcia nerwowego. Po kolacji centrala łączy Fischera z Waszyngtonem. Prezydent Richard Nixon składa gratulacje nowemu mistrzowi świata.

W hotelu Saga Spasski nie unika dziennikarzy. Udziela kilku krótkich wywiadów. Co chwila powtarza w nich: „Chce mi się spać, tylko spać”.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.