11 września 1933 był dniem tragicznym w historii polskiego lotnictwa. Tego dnia na terenie Czechosłowacji rozbił się samolot polskich asów przestworzy Franciszka Żwirko i Stanisława Wigury. Przypomnijmy tamte tragiczne chwile w ujęciu W. Kalickiego:

Czeski wieśniak sprzątający siano z łąki pod miejscowością Górne Cierlicko, 14 km od czeskiego Cieszyna, słyszy warkot lotniczego silnika. Jest 8.15. Chłop podnosi głowę. Nisko nad ziemią, na wysokości niewiele większej od 100 m, leci mały, jednosilnikowy samolot. Aeroplan to ciągle jeszcze wielka rzadkość, więc szofer przejeżdżającej drogą obok łąki ciężarówki zatrzymuje się i patrzy w niebo zaciągnięte ciężkimi, burzowymi chmurami, którymi targają silne porywy wiatru. Samolot zbliża się. Nagle zaczyna się dziwnie kołysać i po chwili jak kamień leci w dół na zbocze góry Kościelec. Silnik milknie w locie. 2 świadkowie oniemiali patrzą, jak samolot z oderwanym skrzydłem, z wielką prędkością, uderza w rozłożyste drzewo.

Pierwszy do miejsca katastrofy dobiega wieśniak. Drzewo jest całkiem strzaskane, maszyna rozbita. 100 m dalej chłop dostrzega leżące w odległości 15 m od siebie zwłoki dwóch pilotów.

Po chwili dobiega kierowca ciężarówki. Rzuca okiem i pędem wraca do samochodu. Po niespełna kwadransie jest już na posterunku żandarmerii w Cierlicku Dolnym. Czechosłowaccy żandarmi natychmiast ruszają z szoferem w stronę miejsca katastrofy. Pierwszą rzeczą, jaką zauważają, są resztki nietypowych oznaczeń na zmasakrowanym wraku. Zawiadamiają o tym dowódcę czechosłowackiego garnizonu w Cieszynie. Kwadrans później jest już jasne, że pod Cierlickiem zginęli dwaj najsłynniejsi piloci w Europie: por. Franciszek Żwirko i inż. Stanisław Wigura.

37-letni por. Żwirko przygodę z lotnictwem zaczął jeszcze w carskiej armii. W 1917 roku został obserwatorem lotniczym, ale po utworzeniu w Rosji korpusu polskiego, natychmiast wstąpił w jego szeregi. Na początku lat 20. ukończył polskie szkoły pilotów i przez kilka lat był oficerem łącznikowym w warszawskim aeroklubie akademickim. Latający studenci uwielbiali go. Niesamowicie opanowany, powściągliwy, delikatny w obejściu, nie miał w sobie krzty wyniosłości typowej dla zawodowych oficerów.

Popularność w Polsce zdobył przed 4 laty, dokonując wraz z inż. Wigurą efektownego przelotu dookoła Europy na maszynie RWD-2. Odtąd Żwirko i Wigura latali zawsze razem. Inż. Wigura był kimś więcej niż tylko znakomitym mechanikiem pokładowym. Wraz z inżynierami Rogalskim i Drzewieckim skonstruował samolot RWD-2, nazwany tak od pierwszych liter ich nazwisk, a później także kolejne jego wersje, na których latał z Wigurą.

W ostatnich latach obaj, na maszynach RWD, zwyciężyli w kilku najważniejszych imprezach lotniczych w kraju. Ale wielką sławę przyniosły im zawody Challenge International de Tourisme, międzynarodowe zawody samolotów sportowych, urządzane co 2 lata pod patronatem Fédération Aéronautique Internationale (FAI, Międzynarodowej Federacji Lotniczej). Od pierwszego Challenge’u w roku 1929, w Paryżu cała Europa z zapartym tchem śledziła wielodniowe zmagania najnowszych konstrukcji lotniczych i najlepszych pilotów.

W 1930 roku challenge’owego rajdu Żwirko i Wigura nie ukończyli. Na skutek defektu silnika musieli przymusowo lądować w Hiszpanii. Ale przed dwoma tygodniami na III Challenge’u, kończącym się w Berlinie, polscy mistrzowie pilotażu na maszynie RWD-6 do ostatnich minut toczyli pasjonującą walkę z załogą niemiecką. Na oczach kilkudziesięciu tysięcy widzów o włos wyprzedzili faworyzowanych lotników gospodarzy. Na berlińskich błoniach rozbrzmiał Mazurek Dąbrowskiego, a do Polski pojechał puchar FAI. Polska oszalała z radości i dumy. Żwirkę i Wigurę podczas tryumfalnego objazdu kraju wszędzie witały tłumy, ich nazwiska długo nie schodziły z pierwszych stron gazet. Zwycięstwo było tym świetniejsze, że lotnictwa niemieckie i włoskie są nieporównanie silniejsze od polskiego.

Źródło: Wikipedia.org

Żwirko i Wigura stali się medialnymi gwiazdami i nieoficjalnymi ambasadorami polskiego lotnictwa. Ciągle na spotkaniach, ciągle w rozjazdach, ciągle zmęczeni. Mimo znużenia nie odrzucili zaproszenia Aeroklubu Czechosłowacji do wzięcia udziału w międzynarodowym mityngu lotniczym w Pradze.

W Warszawie żona por. Żwirki idzie na poranne nabożeństwo do kościoła Zbawiciela. Pod koniec kazania ks. prałat Nowakowski dostaje od kleryka karteczkę. Przerywa kazanie i ogłasza z ambony, że por. Żwirko i inż. Wigura przed kilkoma kwadransami zginęli śmiercią lotnika.

Późnym rankiem na miejsce katastrofy przyjeżdża dowódca garnizonu czechosłowackiego w Cieszynie i polski konsul z morawskiej Ostrawy. Chłopi z Cierlicka Górnego przewożą ciała pilotów do pobliskiego kościoła. Okoliczna ludność znosi wiązanki polnych kwiatów i wystawia honorowy posterunek przy marach sławnych Polaków. Żwirko i Wigura byli w Czechosłowacji bardzo popularni. Po południu przed kościółkiem stoją już ponad 2 tys. mieszkańców okolic chcących oddać im ostatni hołd.

Na lotnisku w Brnie od rana czeka na Żwirkę i Wigurę kpt. Halewski, lecący na mityng lotniczy w Pradze maszyną RWD-4. Żwirko umówił się tu z Halewskim dziś o godzinie 10.00. W południe do Brna dochodzi wiadomość o katastrofie. Halewski dostaje samochód od szefa lotniska i jedzie do Cierlicka.

W Warszawie sportowym wydarzeniem dnia jest mecz piłkarski Legii z krakowską Wisłą. Flaga państwowa na stadionie przy Myśliwieckiej opuszczona jest do połowy. Flagi klubowe także. Gracze obu drużyn wybiegają na murawę w koszulach przepasanych czarnymi szarfami. Publiczność i sportowcy minutą ciszy oddają hołd poległym lotnikom.

W Pradze, na wieść o katastrofie, władze natychmiast powołują komisję wojskowych ekspertów lotnictwa i lekarzy. Do Cierlicka dociera ona po południu. Czescy lekarze stwierdzają, że zwłoki inż. Wigury są zupełnie zmasakrowane. Por. Żwirko ma złamaną lewą nogę i lewą rękę oraz rozległe obrażenia wewnętrzne, które spowodowały śmierć. Eksperci dochodzą do wniosku, że samolot musiał wpaść w burzową trąbę powietrzną i stracił zdolność lotu. Gdy stało się jasne, że maszyna uderzy o ziemię, w ostatniej chwili por. Żwirko wyłączył silnik. Zapewne po to by zapobiec wybuchowi paliwa. Czeskich lekarzy zastanawiają obrażenia porucznika, zasadniczo odmienne od obrażeń inż. Wigury. Wysuwają hipotezę, że inż. Wigura, widząc zbliżającą się ziemię, w ostatnich sekundach wyskoczył z samolotu i spadł obok maszyny. Ale tego nie jest w stanie nikt potwierdzić. Szofer i chłop zbierający siano niczego takiego nie zauważyli.

Czescy wojskowi znajdują w szczątkach samolotu portfel inż. Wigury. Są w nim dokumenty osobiste, 500 zł i 10 francuskich franków. W zmiażdżonej walizce por. Żwirki są jego mundur galowy, dokumenty, fotografia żony z dzieckiem i 3 obrazki Matki Boskiej Ostrobramskiej.

O 22.30 z Warszawy bliscy poległych lotników wyjeżdżają pociągiem do Katowic. O 8.00 pojadą dalej, do Cierlicka, samochodami oddanymi do dyspozycji przez ministra komunikacji.

Na miejscu katastrofy co rusz wybuchają scysje i szarpaniny. Czescy żandarmi na polecenie władz konfiskują aparaty fotoreporterom usiłującym robić zdjęcia rozbitej maszyny. W nocy w Cierlicku honorową wartę przy zwłokach zaciągają żołnierze czeskiego 8. Pułku Piechoty.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.