9 października 1967 roku to dzień śmierci słynnego komunistycznego bojownika Ernesto Che Guevary. Nic dziwnego, że zginął z rąk boliwijskiej armii. Po dziś dzień historycy nie potrafią doliczyć się ofiar jego reżimu na Kubie. Oto relacja W. Kalickiego:

O 7.00 kpt. Felix Rodriguez wsiada do śmigłowca na niedużym trawiastym lotnisku w boliwijskim miasteczku Vallegrande. Ten dawny uchodźca z Kuby jest agentem CIA. Od kilku miesięcy jest kluczowym amerykańskim szpiegiem w Boliwii – przebywa w pobliżu wielkiej obławy wojsk rządowych na grupę partyzantów dowodzoną przez Ernesto Che Guevarę i ma za zadanie niezwłocznie zawiadomić Waszyngton o pochwyceniu sławnego rewolucjonisty. Już w zeszłym roku CIA dowiedziała się, że w zapadłym boliwijskim interiorze Ernesto Che Guevara usiłuje zorganizować antyrządowy ruch partyzancki. Che marzył o sprowokowaniu Stanów Zjednoczonych do wysłania marines w boliwijskie góry i o uwikłaniu Waszyngtonu w drugą, obok Wietnamu, beznadziejną interwencję wojskową. Ale Pentagon, nauczony wietnamskim doświadczeniem, wyekspediował do Boliwii jedynie 30 oficerów sił specjalnych – zielonych beretów – jako instruktorów wojskowych i kilkunastu agentów CIA. Jednym z nich jest Rodriguez. Swą misję zaczął od przeszkolenia oficerów wywiadu boliwijskiej 8. Dywizji Piechoty kontrolującej tereny, na których, jak podejrzewano, Che założył swą bazę. Później Rodriguez doradzał oficerom 8. Dywizji, jak tropić partyzantów i jak organizować na nich zasadzki.

Przed 2 miesiącami oddział partyzantów dowodzony przez kubańskiego kapitana o imieniu Joaquin wpadł w taką zasadzkę podczas przeprawy przez Rio Grande. Ocalał jedynie Boliwijczyk José Chavez, zwany „Chaco”. Boliwijscy żołnierze chcieli go zastrzelić, ale w ostatniej chwili interweniował Rodriguez. Umiejętnie przesłuchując jeńca i analizując notatki znalezione przy zabitych partyzantach, dowiedział się, że od miesiąca oddziały „Joaquina” i Guevary nie miały ze sobą łączności, że grupa Guevary podzielona jest na straż przednią pod dowództwem Miguela, oddział główny z Che, maszerujący kilometr za strażą przednią, i straż tylną, zaś partyzanci są schorowani, wygłodzeni, rozczarowani.

Przed 3 tygodniami w dzikiej głuszy niedaleko wioski La Higuera, leżącej pół godziny lotu helikopterem od Vallegrande, w zasadzkę 8. Dywizji wpadli kolejni partyzanci. Wśród 3 zabitych Rodriguez rozpoznał dowódcę straży przedniej Miguela. Agent CIA już wiedział, że Che jest bardzo blisko La Higuera. I że nie ma już sił, by wymknąć się z sieci.

Za radą Rodrigueza oddziały 8. Dywizji tydzień temu otoczyły szerokim kołem rejon La Higuera. Przedwczoraj kilku wieśniaków wypatrzyło w niskich chaszczach grupę partyzantów. Skuszeni wysokimi nagrodami chłopi donieśli żołnierzom, że w gęstwinie zieleni zwanej Quebrada del Yuro słychać jakieś głosy, a nawet widać obcych. Wczoraj rano 2 kompanie boliwijskich komandosów, tzw. boinas verdes (zielonych beretów), otoczyły oddział Che w rzadkim zagajniku u zbiegu 3 wąwozów – największy z nich nazywano Yuro. 17 wycieńczonych partyzantów nie miało szans. Bronili się przez niespełna 1,5 godziny. Komandosi ostatecznie złamali ich opór ostrzałem z moździerzy. Che został ranny w nogę, chwilę później seria z karabinu szturmowego roztrzaskała jego karabin typu M2. Został mu tylko rewolwer bez amunicji i nóż myśliwski. Zszokowany Che, zamiast uciekać w zarośla, spokojnie zajął się opatrywaniem rannej nogi. Po chwili komandosi celowali doń z odległości paru kroków.

 – Jestem Che. Nie zabijajcie mnie – powiedział zrezygnowany.

Wczoraj wieczorem do sztabu 8. Dywizji dotarł zaszyfrowany meldunek radiowy: „500 zmęczony”. To znaczy, że ujęto Che.

W podłym hoteliku w Vallegrande oficerowie rządowej 8. Dywizji oblewali sukces. Między toastami Rodriguez poprosił dowodzącego tu płk. Zenteno o zgodę na towarzyszenie mu rano w locie do La Higuera jedynym helikopterem, jaki armia ma w tym rejonie do dyspozycji.

Po półgodzinnym locie śmigłowiec ląduje w środku wsi, na małym placyku, za 3-izbową lepianką, która od lat służy za szkołę. Guevara, lekko ranny w nogę, leży związany w większej izbie. Obok niego żołnierze rzucili 3 zabitych partyzantów: Aniceta, „Antonia” i „Pacho”. W sąsiednich izbach przetrzymywani są wzięci do niewoli 2 podwładni Guevary: „Willy” i „El Chino”.

Rodriguez, płk Joaquin Zenteno Anaya i pilot śmigłowca mjr Nino de Guzman wchodzą do izby bez okien, w której leży Che. Panuje w niej nieznośny zaduch od rozkładających się ciał partyzantów. Najbardziej poszukiwany rewolucjonista świata jest wychudzony, brudny. Potargane włosy opadają na podartą kurtkę, narzuconą na straszliwie brudną bluzę z kapturem. Stopy owinięte ma kawałkami skóry, udającymi mokasyny. Ma skrępowane sznurem nogi i ręce związane na plecach. Z rany na nodze – od wczorajszego postrzału – cieknie mu na klepisko szkolnej izby krew.

Boliwijscy oficerowie i agent CIA wychodzą przed chałupę. Płk Zenteno wzywa dowodzącego tu mjr. Ayoroa i na stronie mówi mu, że ich zwierzchnicy zdecydowali, iż Che ma być bez zwłoki rozstrzelany. Pułkownik pyta majora, czy chciałby osobiście zastrzelić Guevarę. Zaskoczony Ayoroa ma tyle rozsądku, że odmawia, i sugeruje, że spośród komandosów, którzy wczoraj walczyli z partyzantami w Quebrada del Yuro, i widzieli, jak giną ich koledzy, znajdą się chętni do wykonania egzekucji. Po tej rozmowie obaj oficerowie oraz kpt. Gary Prado Salmon, dowódca kompanii B II Batalionu boinas verdes, której żołnierze wzięli do niewoli Che Guevarę, na czele niewielkiej grupy komandosów ruszają w stronę Quebrada del Yuro. Trwa tam obława na kilku partyzantów, którzy wczoraj jakimś cudem ocaleli i ciągle ukrywają się w chaszczach. Oficerowie na nic się tam nie przydadzą, ale obława to doskonały pretekst, by podczas egzekucji Che być daleko od wiejskiej szkoły w La Higuera.

Kpt. Rodriguez zabiera się do roboty. W lepiance szkoły znajduje koślawy stół. Wynosi go przed drzwi. Rozkłada na nim swoją radiostację polową RS-48. Spisuje w 100 słowach meldunek o ujęciu Che, szyfruje go i nadaje do szefostwa CIA – jeszcze przed ustalonym na 10.00 czasem łączności. Potem na stole fotografuje, strona po stronie, wszystkie notatki znalezione przy Che. Jeden z boliwijskich komandosów przytrzymuje mu kartki notatników rewolucjonisty.

W przerwie w fotografowaniu znużony agent CIA zachodzi do ciemnej izby, w której leży związany Guevara. Che od razu zapowiada, że nie będzie zeznawał. Rodriguez uspokaja go, że chce tylko pogawędzić. Jeniec zgadza się. Che przyznaje, że przegrał tę kampanię, ale nie obwinia za to siebie, lecz prowincjonalną świadomość komunistów boliwijskich, którzy opuścili go w godzinie próby. Za nic nie chce powiedzieć nic krytycznego o Fidelu Castro; wszystkie pytania Rodrigueza o wodza kubańskiej rewolucji ignoruje.

Rozmawiają po hiszpańsku. Che stwierdza, że Rodriguez nie jest Boliwijczykiem. Agent CIA przyznaje, że urodził się na Kubie, a potem, po emigracji do Stanów, był członkiem zorganizowanej przez CIA tzw. Brygady 2506, która brała udział w nieudanej inwazji w Zatoce Świń.

 – A więc już się spotkaliśmy – zauważa Che, który walczył wtedy z antycastrowską interwencją w Zatoce Świń.

 – Wiem, ale teraz to ja jestem po stronie zwycięzców – odpowiada Rodriguez.

Agent CIA wraca do fotografowania dokumentów Che. Dzwoni radiotelefon boliwijskich komandosów. Rodriguez, jako teraz najstarszy rangą oficer w wiosce, podnosi słuchawkę. Nieznany mu boliwijski oficer skanduje wyraźnie:

 – 500, 600.

Rodriguez zna szyfr boinas verdes obowiązujący podczas tej obławy.

 „500” to kryptonim Che. „600” – kryptonim egzekucji.

Rodriguez bez słowa wraca do fotografowania dokumentów na placyku przed szkołą.

Wraca płk Zenteno. Rodriguez relacjonuje mu telefoniczny szyfrogram z – jak się domyśla – dowództwa armii boliwijskiej. Mówi jednak także pułkownikowi, że CIA chce mieć Guevarę żywego, i deklaruje, że chce go osobiście, gruntownie przesłuchać. W końcu domaga się wstrzymania egzekucji. Ale Zenteno nie chce o tym słyszeć. Zgadza się tylko łaskawie:

 – Upoważniam cię do przesłuchania go, ale przed drugą po południu masz mi przynieść jego trupa.

Zenteno w towarzystwie podpułkownika saperów Andresa Selicha pospiesznie odlatuje helikopterem do Vallegrande.

Tuż przed 13.00 do Rodrigueza podchodzi nauczycielka Julia Cortez i pyta, kiedy odbędzie się egzekucja Guevary; mówi, że właśnie usłyszała w radiu, że Che został zabity w walce.

Rodriguez pojmuje, że los Guevary został przesądzony. Wraca do Che. Agent CIA na widok uwięzionego wroga odczuwa coś w rodzaju szacunku. Guevara porzucił bezpieczną egzystencję i władzę na porewolucyjnej Kubie, gdzie był ministrem i prawą ręką Castro, i z własnej woli, w wieku niemal 40 lat, ruszył z bronią w ręku w dziki interior.

 – Bardzo mi przykro, Comandante, zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, ale takie są rozkazy – mówi agent CIA.

Guevara od razu pojmuje, o co chodzi. Blednie, zapada się w siebie.

 – Tak będzie lepiej. Nigdy nie powinienem zostać złapany żywcem – mówi cicho, jakby do siebie.

Rodriguez pyta go, czy ma do przekazania jakieś wiadomości dla rodziny. Guevara, nie bacząc na groteskowość swego życzenia, prosi agenta CIA, by powiedział Fidelowi Castro, że wkrótce ujrzy zwycięstwo rewolucji w Ameryce Łacińskiej. Potem, całkiem już rozsądnie, prosi go, by przekazał jego żonie Aleidzie, mieszkającej na Kubie, że powinna ponownie wyjść za mąż i spróbować być szczęśliwą.

Guevara, ciągle związany, mówi Rodriguezowi, że chce jeszcze raz porozmawiać z nauczycielką Julią Cortez.

Wygląda to tak, jakby chciał zyskać parę chwil życia.

Rodriguez nie odmawia.

Che przekomarza się z Cortez, czy w napisanym kredą na szkolnej tablicy słowie angulo (kąt) powinien być akcent nad „a”. W końcu zgadza się, że Julia ma rację, akcent nie jest konieczny.

Pod koniec rozmowy jeden z boliwijskich oficerów prosi Rodrigueza o zrobienie mu wspólnego zdjęcia ze słynnym jeńcem. Żołnierze wyprowadzają Che przed szkołę. Agent CIA bierze aparat oficera, ale wiedząc, że Che musi zaraz zostać zabity, niepostrzeżenie zmienia czas naświetlania tak, by fotografia nie mogła się udać. Pstryka. Potem staje po prawej stronie związanego Che i prosi nauczycielkę z tutejszej szkoły Julię Cortez o zrobienie fotografii jego pentaxem. Jedyne zdjęcia żywego Guevary dostanie CIA.

Związany prosi, by mógł podarować swoją fajkę żołnierzowi, który był wobec niego uprzejmy. Sierż. Mario Teran wyciąga rękę i woła:

 – Ja, ja ją chcę!

 – Nie, tobie nie – odmawia Che.

Dochodzi 13.30. W lepiance szkoły rozlega się strzał z pistoletu. Rodriguez wpada z placyku do największej izby. Che leży i patrzy nań bez słowa. W sąsiedniej izbie stoi komandos Bernardino Huanca z dymiącym jeszcze pistoletem. Za nim, na ławce, kona towarzysz Guevary „Willy”. Chwilę później Huanca zabija drugiego z podwładnych Che – Juana Pabla Changa „Chino”.

Na placyku przed szkołą agent CIA poleca sierż. Mario Teranowi zastrzelić jeńca. Poucza go, by nie strzelał w głowę, lecz od szyi w dół. Teran pożycza od któregoś z komandosów karabin, wchodzi do szkoły i każe Che usiąść. Guevara wie, co go czeka. Siada. Teran nie potrafi jednak nacisnąć na spust. Wychodzi.

Rodriguez daje mu przed szkołą szklankę whisky.

Teran wchodzi do izby Che. I znów nie jest w stanie strzelić.

Komandosi stojący przed szkołą naigrawają się z sierżanta. Dla nich jest on skończonym mięczakiem.

Przed lepianką Rodriguez daje mu dla kurażu puszkę coli. Teran wypija ją, wraca do izby, w której siedzi Che. Z odległości 4 kroków wystrzeliwuje z belgijskiego karabinu szturmowego serię 6 pocisków w pierś rewolucjonisty.

Rodriguez zapisuje w swoim notesie: „godzina 13.10, 9 października 1967 r.”.

Po południu do Vallegrande przylatuje z La Paz dakota z dowódcą boliwijskiej armii gen. Alfredo Ovando i jego sztabem. O 18.00 ląduje helikopter z La Higuera. Do płozy ma przytroczone owinięte w brezent zwłoki Che. Generałowie polecają umyć je i pokazać dziennikarzom. Myją je pracownicy Szpitala Matki Boskiej Maltańskiej i układają w szpitalnej pralni. Na obnażonym torsie Che widać w okolicy serca ranę postrzałową. Późnym wieczorem gen. Ovando poleca obciąć Guevarze obie dłonie i zalać je formaliną. Ciało zakopują żołnierze w bezimiennej, zbiorowej mogile partyzantów na skraju trawiastego lotniska.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.