29 czerwca 1936 odbyła się nazywana dziś przez historyków Manifestacja Chłopska w Nowosielcach. Wydarzenia te przybliża nam W. Kalicki:

We wsi Nowosielce w powiecie przeworskim tuż po północy ruch taki jak rankiem w dniu jarmarku. Szosą z Przeworska maszerują na przemian oddziały wojskowe i zwarte kolumny odświętnie odzianych chłopów – większość pieszo, część na furmankach, na rowerach, konno. Jest już dobrze po północy, gdy sołtys Nowosielec Karol Zmora poleca rozstawić chłopską straż porządkową. Pięć tysięcy chłopów z zielonymi opaskami i znaczkami staje w ciemnościach gigantycznym szpalerem po obu stronach gościńca z Przeworska do Nowosielec. Nad ranem porządkowi meldują sołtysowi Zmorze, że przybyło już ponad 50 tys. chłopów, w tym kilka tysięcy konno. W sadach wzdłuż gościńca obozują jeszcze tysiące chłopów i ich rodzin, które przybyły wczoraj z daleka.

Polscy chłopi przybyli do Nowosielec na manifestację w rocznicę wyczynu wójta Nowosielec Michała Pyrza, który od 9 do 11 czerwca 1624 roku skutecznie dowodził obroną wsi i kościoła przed tatarską hordą twórcy chanatu nogajskiego bejlerbeja Kantymira Murzy. Dla upamiętnienia tamtej chłopskiej wiktorii syn nowosieleckiego nauczyciela Tadeusz Opioła zorganizował usypanie kopca Michała Pyrza. Mieszkańcy Nowosielec i okolicznych wsi zwieźli nań ponad 2 tys. wozów ziemi. Dziś kopiec będzie uroczyście poświęcony.

Chłopskie święto ma zaszczycić swą obecnością, połączoną z wielką wojskową paradą, generalny inspektor sił zbrojnych gen. Edward Śmigły-Rydz. Skutecznie walczący o poszerzenie zakresu swej władzy wewnątrz obozu sanacyjnego Śmigły-Rydz, za radą swego głównego doradcy politycznego posła Wojciecha Stpiczyńskiego, postanowił wykorzystać ludową manifestację w Nowosielcach do przeciągnięcia chłopów na swą stronę.

To posunięcie efektowne, ale amatorskie. Chłopi są wściekli za represje władzy wobec czołowych działaczy ludowych, zaś ani Stpiczyński, ani sam Śmigły-Rydz nie poczynili przed wiecem żadnych wstępnych uzgodnień politycznych z ludowcami.

5 km od Nowosielec, we wsi Grzęska, także w ciemnościach nocy, zbiera się ponad 150 tys. uczestników politycznego wiecu zorganizowanego przez działaczy SL. Rankiem na wysoką trybunę zbitą z bali i desek wspinają się jeden z głównych organizatorów dzisiejszej manifestacji, prezes Stronnictwa Ludowego w Małopolsce i na Śląsku Bruno Gruszka, prof. Stanisław Kot i Eugeniusz Bielenin z Zarządu Okręgowego SL, były kapelan II Brygady Legionów, działacz ruchu ludowego ks. płk Józef Panaś oraz kilku działaczy powiatowych. Ks. Panaś niesie pod pachą urnę z ziemią z pobojowiska spod Bukaczowiec, gdzie w roku 1624 Stanisław Koniecpolski w ciężkiej bitwie rozbił liczniejsze wojska Kantymira Murzy. Z wysokości trybuny działacze z dumą spoglądają na morze głów ich zwolenników. Ale ci są niecierpliwi. Krzyczą: „Zaczynać! Zaczynać!”.

Takiego chłopskiego wiecu jeszcze w odrodzonej Polsce nie było. Przemawia Bruno Gruszka:

 „Przybyliście tu, aby upomnieć się o prawa chłopskie, jakie wam się należą! […] Zeszliśmy się z okazji oddania hołdu chłopu wójtowi, hołdu krwi polskiej, przelanej za polską sprawę, przelanej z własnej woli, gdy chłop w Polsce nie miał żadnych praw. Krwi przelanej na równi ze szlachtą, posiadającą wszystko w swoim ręku, która następnie kraj zaprzepaściła. Jeżeliśmy te śluby z polską ziemią, z państwem już wtedy zawarli, to my, w chwili gdy generalny inspektor armii Rydz-Śmigły wzywa do apelu całe społeczeństwo dla obrony państwa, byliśmy na to od dawna gotowi!”.

Dalej Gruszka zapowiada, że chłop nie będzie szczędził krwi dla ojczyzny, ale pod jednym warunkiem: „Muszą nam być przywrócone wszystkie prawa, któreśmy utracili w ostatnim dziesiątku lat!”. Przemówienie kwituje entuzjastyczny krzyk ogromnych tłumów.

Teraz pora na uchwalenie rezolucji. Zaczyna się ona od stwierdzenia, iż „zebrani na polach Grzęski w dniu 29 czerwca 1936 roku w liczbie 150 tysięcy członkowie Stronnictwa Ludowego stwierdzają, że nie opuszczą ani nie wyprą się emigrantów politycznych: Wincentego Witosa, Władysława Kiernika i Kazimierza Bagińskiego, którzy cierpią nie za swoje czyny osobiste, lecz za działalność stronnictw, które współdziałały pod hasłem »Obrony prawa i wolności«”.

Dalej chłopi żądają demokratycznej konstytucji, zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu, rozwiązania, jako kompletnie skompromitowanych, obu izb parlamentu, a także wszystkich ciał samorządowych i przeprowadzenia niezwłocznie nowych wyborów, przytemperowania samowoli administracji i odpolitycznienia wymiaru sprawiedliwości.

To prawdziwy policzek dla rządzącego obozu sanacji. Las rąk i głuchy, jednostajny krzyk poparcia nie pozostawiają wątpliwości co do nastrojów polskich chłopów.

Gdy w Grzęsce zaczyna się gigantyczny wiec, w Nowosielcach chłopi kończą wznosić przed wjazdem do wsi bramę powitalną. Drewnianą konstrukcję oplatają zielenią, ozdabiają legionowymi orłami, obwieszają biało-czerwonymi flagami. Bramę wieńczy napis „Witaj nam Naczelny Wodzu”. Po jednej stronie bramy stoi chłopska banderia konna, po drugiej – szwadron strzelców konnych.

Generał Edward Śmigły-Rydz wysiada ze służbowej limuzyny przed bramą. Sprawia świetne wrażenie: szczupły, elegancki, pełen energii. Towarzyszą mu dowódca legionowej kawalerii, dziś lwowski wojewoda Władysław Belina-Prażmowski i gen. Wacław Wieczorkiewicz. Wokół nieogarnione morze głów. Gościa wita sołtys Zmora i wręcza na tacy bochen czarnego chleba oraz sól. Śmigły-Rydz całuje bochen, rozgląda się. Nie bardzo wie, co ma dalej robić. Podbiega adiutant, odbiera tacę.

Generał uśmiecha się: „Ten chleb będziemy jedli w Warszawie”.

Wójt zaprasza Śmigłego-Rydza do chłopskiego wozu, umajonego świeżymi gałązkami, wymoszczonego sianem. Generalny inspektor sadowi się w sianie, ramię w ramię z najstarszym mieszkańcem gminy 92-letnim Adamem Wąsaczem. Miejscowy woźnica zacina czwórkę wybranych we wsi siwych koni i wóz pomyka jarem, w otoczeniu chłopskiej banderii konnej, w stronę wzniesionego na błoniach ołtarza polowego. Po drodze mija ogromny, 150-tysięczny pochód, zmierzający z wiecu w Grzęsce na nowosieleckie błonia. Idącym w pełnym słońcu chłopom towarzyszy ponad 3 tys. motocyklistów. Wrażenie – imponujące.

Gdy umajony wóz z gen. Śmigłym-Rydzem mija maszerujących chłopów, tylko z rzadka zrywają się okrzyki na cześć generalnego inspektora sił zbrojnych.

O 9.30 pod ołtarz dociera biskup przemyski ks. Barda. Pod ołtarzem gen. Śmigły-Rydz odbiera raport od dowódców jednostek wojskowych. Potem podchodzi doń Bruno Gruszka.

 „Witam pana, panie generale, na terenie mojego okręgu!” – mówi hardo.

O jedenastej, po przeglądzie oddziałów wojskowych, rozpoczyna się msza celebrowana przez bpa Bardę. Śmigły-Rydz siedzi na krześle w pierwszym rzędzie, ale częściej niż na ozdobiony prostym brzozowym żołnierskim krzyżem ołtarz i kapłana zerka na nieogarnione tłumy na błoniach, na wielokilometrową, poczwórną kolumnę chłopstwa ciągle idącego z Grząski.

Po mszy Śmigły-Rydz odjeżdża na chłopskim wozie w stronę sporego, 9-metrowej wysokości kopca ku czci bohaterskiego Michała Pyrza usypanego przez 14 tys. ochotników w pobliżu miejscowego kościoła. Tłum przerywa kordon żandarmerii, chłopi wygrażają generalnemu inspektorowi sił zbrojnych pięściami, krzyczą: „Niech Witos wróci! Żądamy amnestii dla więźniów brzeskich!”. Śmigły-Rydz zachowuje kamienną twarz, ale jest wyraźnie poirytowany. Jadący w limuzynach za jego wozem generałowie i pułkownicy wołają do rozgorączkowanych chłopów: „No, dajcie spokój, dajcie spokój, wróci!”.

Bp Barda z wysiłkiem wspina się na kopiec, kropi głaz pamiątkowy na jego szczycie. Teraz gen. Śmigły-Rydz w asyście dwóch oficerów wchodzi na szczyt i składa wieniec z szarfami o barwach wstążki Krzyża Virtuti Militari. Generalny inspektor armii bierze od ks. Panasia urnę z ziemią z pola zwycięskiej bitwy Koniecpolskiego z Tatarami Kantymira i rozsypuje ją na szczycie kopca. Armaty oddają salut 21 salw. Nie milknie jeszcze ostatnia z nich, gdy Śmigły-Rydz pojawia się w asyście gen. Beliny-Prażmowskiego i bpa Bardy na polowej trybunie obok kopca.

Grają orkiestry wojskowe, rusza parada oddziałów wojska. Nad kopcem przelatują eskadry myśliwców i bombowców. Do parady szykują się chłopi. Prof. Kot uwija się pośród pocztów sztandarowych, surowo napomina, jakie okrzyki wolno wznosić.

Idą. I rzeczywiście, pierwsze grupy wołają: „Niech żyje Najjaśniejsza Rzeczpospolita Polska! Niech żyje Armia Polska!”. Ale im dłużej chłopi maszerują, tym więcej okrzyków: „Niech żyje Witos! Niech żyje rząd ludowy!”.

Jakby tego było mało, nagle pochód zatrzymuje się i na trybunę wchodzi delegacja ruchu ludowego, z Bruno Gruszką na czele, i wręcza uchwaloną rano w Grząsce rezolucję. Gen. Śmigły-Rydz z kamienną twarzą przyjmuje jej tekst i odpowiada: „Dobrze, dziękuję”. Po czym zaprasza na trybunę posła Gruszkę.

Pochód rusza. Okrzyków na cześć Witosa, z żądaniem amnestii dla więźniów brzeskich i nowych wyborów, jest coraz więcej. W końcu Śmigły-Rydz nie wytrzymuje tego, bez słowa schodzi z trybuny wsiada do samochodu i odjeżdża.

Na trybunie Bruno Gruszka do późnego popołudnia, niczym zwycięski wódz, odbiera chłopską defiladę.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.