26 czerwca 1948 to dzień ujęcia legendy polskiego antykomunistycznego podziemia majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” UB uknuło sprytny plan jego aresztowania, który niestety się powiódł. W. Kalicki tak wspomina tamte wydarzenia:

Budzą ich strzały. Dochodzą z oddali, ale kogoś przez kilka lat ukrywającego się i walczącego w partyzantce nawet słabe echo wystrzału stawia na nogi. Jest czwarta nad ranem. Gospodyni mieszkająca w izbie przy ich pokoju też nie śpi. Nasłuchują razem z gaździną – strzały nie milkną, z minuty na minutę są coraz bliższe. Zygmunt siada na zydlu, po chwili przenosi się na okutą skrzynię. W góralskiej chacie skrzynia służy za szafę; Zygmunt i jego żona Lidia trzymają w niej swoje rzeczy. Pośród nich pistolet i granaty. Strzały padają już blisko domu. Słychać także krzyki: „Tędy, minął dom, wpadł w ogród!”. Wtem rozlega się łomot do drzwi kuchennych. Gospodyni otwiera, wpada nieznany cywil. Zdyszany prosi, by go ukryć. Gospodyni pokazuje na strych. Cywil chowa się na górze. Chwilę później żołnierze otaczają zabudowania. Zygmunt uspokaja się. Milicja ściga kogoś innego, to jeszcze nie po niego. Mają z żoną dobre papiery, nie powinni mieć kłopotów. Zatrzaskuje uchylone wieko skrzyni.

Do izby wbiegają żołnierze. Spędzają domowników do pokoju zajętego przez Zygmunta i Lidię, ustawiają wszystkich pod ścianą. Krzyczą, żądają, by wskazać, gdzie skrył się uciekinier. Po chwili znajdują go na strychu i sprowadzają ze związanymi rękami. Do izby wchodzi oficer. Wygląda na rozluźnionego udanym pościgiem. Niedbale pyta: „Wy kto?”. Gaździna wyjaśnia: „Jo tutejsza, a ten pan urzędnik z Gdyni z żoną, chory na suchoty”. Tak Zygmunt przedstawił się góralom, wynajmując u nich na dłużej pokój.

Oficer żąda dowodów osobistych, przegląda je. Wreszcie mówi: „W porządku”, i robi gest, jakby chciał je oddać. W tym momencie do izby wchodzi jakiś cywil. Rzecz dziwna – oficer staje przed nim na baczność. Cywil pyta, kim jest stojący pod ścianą z dwoma kobietami mężczyzna. „Chory na gruźlicę z Wybrzeża” – wyjaśnia oficer. „Zrewidowaliście go?”. Oficer wyjaśnia, że nie było potrzeby.

Cywil na to, że na wszelki wypadek trzeba zrewidować, i myszkuje po izbie. Zygmunt lekko, nieznacznie unosi ręce do góry. W tuż powojennych czasach to gest niemal automatyczny. Zanim jednak żołnierz rozpocznie obszukanie, cywil, udając, że czegoś szuka w izbie, zachodzi Zygmunta od tyłu. Nagle rzuca się na niego, wykręca do tyłu ręce i zatrzaskuje na nich kajdanki. Zygmunt i jego żona są tak zaskoczeni, że nie próbują stawiać oporu. Najwyraźniej zaskoczony jest także oficer, który nie wie, że noszący się po cywilnemu oficer UB właśnie aresztował legendę antykomunistycznego podziemia, mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”.

We wrześniu 1939 roku porucznik kawalerii Zygmunt Szendzielarz został dowódcą szwadronu w 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich. Słynący w szkole podchorążych kawalerii z gwałtownego charakteru, ale i wybitnych talentów dowódcy polowego, wspaniale sprawdził się w walce. Dowodzony przez niego szwadron wsławił się w kilku potyczkach, a zwłaszcza w trakcie trudnej przeprawy pułku przez Wisłę pod Magnuszewem. W powszechnym chaosie i bałaganie ułani por. Szendzielarza nie stracili koni, przeprawili na drugi brzeg nawet działko przeciwpancerne i ciężkie karabiny maszynowe. Bili się twardo od drugiego dnia wojny aż do 23 września. Por. Szendzielarz za walki we wrześniu odznaczony został orderem Virtuti Militari i otrzymał awans na rotmistrza. Uniknął niewoli niemieckiej i sowieckiej, skrył się we Lwowie, potem pieszo doszedł do Wilna. Tam przez dwa lata ukrywał się, by wreszcie w 1943 roku objąć dowództwo na niedobitkami oddziału AK „Kmicica”. Polskich partyzantów rozbroili podstępem i wymordowali partyzanci sowieccy. Rtm. Szendzielarz, teraz już „Łupaszka”, okazał się wybitnym dowódcą partyzanckim. Stworzona przezeń V Wileńska Brygada AK skutecznie biła Niemców i sowieckich partyzantów. Sama była nieuchwytna. „Łupaszka” z wielkim powodzeniem stosował wymyśloną przez siebie taktykę operowania brygadą w rozproszeniu i łączenia sił tylko z rzadka. Za głowę „Łupaszki” Sowieci wyznaczyli sowitą nagrodę, 5 tys. rubli, ale nie mieli okazji jej wypłacić. Coraz częściej też dochodziło do starć z policją litewską. Po wymordowaniu przez Litwinów polskiej ludności w Glinciszkach partyzanci wzięli udział w odwetowym, krwawym rajdzie pacyfikacyjnym.

V Brygada nie brała udziału w operacji „Ostra Brama”, szturmie sił AK na Wilno wespół z siłami sowieckimi, zakończonym aresztowaniem polskich partyzantów; przedarła się na zachód. Na Białostocczyźnie, na czele swego oddziału partyzanckiego, „Łupaszka” poprowadził bezlitosną walkę z nową władzą. Atakował posterunki, grupy sowieckich żołnierzy. Konfidentów, funkcjonariuszy UB i NKWD z reguły rozkazywał rozstrzeliwać. Osaczony przez wojsko, przeszedł dalej na zachód, na Pomorze. Ukrywał się w Gdańskiem i w końcu wrócił na leśną ścieżkę – ofensywa odtworzonego oddziału „Łupaszki” na Pomorzu i w Olsztyńskiem wzbudziła panikę władz. Partyzanci zdobywali posterunki, zatrzymywali pociągi, blokowali drogi. Bez litości rozstrzeliwali funkcjonariuszy nowej władzy i sowieckich doradców. Sami byli nieuchwytni. Pod koniec 1946 roku zdesperowany minister bezpieczeństwa Stanisław Radkiewicz przez pośredników wysłał list do „Łupaszki”. W zamian za rozwiązanie i ujawnienie oddziału proponował paszport i bezpieczny wyjazd do Anglii. „Łupaszka” odmówił, ale wkrótce musiał złożyć broń. Wojsko i UB deptały jego ludziom po piętach.

Od wiosny 1947 roku ukrywał się wraz z żoną Lidią Lwow, sanitariuszką i łączniczką „Lalą” w V Brygadzie. UB było blisko, coraz bliżej. Szendzielarzowie zatrzymali się u górali w Osielcu koło Makowa Podhalańskiego. Czuli się bezpieczni. Zygmunta nie zaniepokoił ani krążący przedwczoraj w okolicy wojskowy samochód, ani nagły, dziwny wyjazd gospodarza, rzekomo do syna w Poznańskiem.

Żołnierze wyprowadzają „Łupaszkę” i „Lalę” do osobnych pokoi. Po pewnym czasie przyjeżdża major wojsk wewnętrznych i oboje pod silną eskortą jadą do Myślenic, a stamtąd do Krakowa, do Urzędu Bezpieczeństwa. W trakcie przesłuchania „Łupaszka” dowiaduje się, że wszystko było ukartowane. Rzekomy uciekinier to żołnierz w cywilu, który biegł wedle dokładnie opracowanej marszruty. Legendy niepokonanego dotąd „Łupaszki” UB obawiało się tak bardzo, że biorącym w akcji żołnierzom wojsk wewnętrznych nie powiedziano, kogo mają pochwycić. Dowódcy okłamali ich, że łapać mają dwóch niedobitków bandy „Ognia”. Żołnierzom kategorycznie nakazano ująć poszukiwanych żywcem. Strzelać mieli, mimo zagrożenia, wyłącznie nad głowami ściganych.

W celi w podziemiach WUBP Zygmunt Szendzielarz leży skuty kajdankami. Przez całą noc siedzi przy nim potężnie zbudowany strażnik. Drugi stoi przed drzwiami z pepeszą w ręku. Rankiem „Łupaszka” pod silną eskortą jedzie na lotnisko. Tam czeka już specjalny samolot do Warszawy.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.