3 czerwca 1968 roku miał miejsce nieudany zamach amerykańskiego artystę Andy’ego Warhola. Fakty sprzed 52 lat przywołuje dziś W. Kalicki:

Dochodzi 9.00, gdy przed wejściem do nowojorskiego The Chelsea Hotel pojawia się niezbyt atrakcyjna brunetka z gładko zaczesanymi włosami. Dziewczyna ma długą, nieco końską twarz. Choć ranek jest ciepły, na gruby wełniany golf włożyła solidny trencz. Po chwili brunetka wchodzi do hotelu i pyta recepcjonistę o wydawcę Maurice’a Girodiasa. To stały rezydent Chelsea, malutkiej ojczyzny nowojorskich freaków, odjechanych artystów alternatywnej sceny Nowego Jorku, muzyków, malarzy, pisarzy, którzy wybrali ten przedziwny ni to hotel, ni to artystyczną komunę, by żyć i tworzyć w oparach kontestacji wszystkiego, co zwyczajne (i w oparach jointów oraz innych używek, rzecz jasna).

Girodias, mimo profesji uznawanej za szacownie konserwatywną, świetnie do koktajlu rezydentów The Chelsea Hotel pasuje. Urodził się tuż po I wojnie światowej w Paryżu jako Maurice Kahane, syn katoliczki Marcelle z domu Girodias i żydowskiego właściciela wydawnictwa Obelisk Press Jacka Kahane. Ten bystry biznesmen wydawał w Paryżu po angielsku literaturę erotyczną dla turystów z Wielkiej Brytanii, pozbawionych przez cenzurę na Wyspach dostępu do upragnionych różowych historyjek. Cenzorów francuskich książki po angielsku, choć wydawane nad Sekwaną, nic nie obchodziły. Ten genialnie prosty pomysł uczynił z Kahane’a seniora człowieka bogatego, a z dzieciństwa jego syna raj. Jack Kahane nie był banalnym wydawcą soft porno dla pieniędzy (i autorem, bo sam pisywał niemało pieprznych historii, by nie dzielić się z innymi literatami zyskiem), miał także nosa do nowatorskiej literatury i ambicje, by również i ją wydawać – pod warunkiem że znajdzie się w niej miejsce dla pikantnego seksu. W latach 30. wydał książki Henry’ego Millera i AnaÏs Nin.

Jack Kahane zmarł młodo w 1939 roku. Maurice odziedziczył po matce katolickie nazwisko, które pomogło mu przetrwać w Paryżu okupację, po ojcu zaś wydawnictwo Obelisk Press, uwielbienie dla pornografii (w wieku 15 lat zgrabnie rysował obrazki, na widok których mocniej biły serca nie tylko starszym paniom) oraz instynkt tropiciela wartościowej literatury (pod warunkiem że znajdzie się w niej miejsce na seks).

Czego nie dokonali hitlerowscy okupanci, dokonały wespół dobra literatura i purytańskie władze we Francji. Oskarżony o propagowanie w Sexusie Millera okropnych obscenów Girodias co prawda uniknął więzienia, ale został doprowadzony do bankructwa i utracił kontrolę nad Obelisk Press. Gdy paryska policja zniszczyła mnóstwo wydrukowanych już książek i ciągle urządzała najazdy na biura Obelisk Press, przed pięciu laty Girodias wyjechał do Danii, a wkrótce potem do Stanów. Jego odpowiedzią na kłopoty z cenzurą było stworzenie nowego wydawnictwa Olimpia Press – nie ukrywał, że tytułową Olimpią jest sportretowana przez Maneta paryska kurtyzana – a wkrótce potem kolejnych firm i osobno sygnowanych serii wydawniczych. Instynktu ani ambicji wydawniczych w Stanach nie stracił, publikował wtedy Lolitę Vladimira Nabokova, Nagi lunch Williama Burroughsa – też zresztą rezydenta The Chelsea Hotel – oraz książki Henry’ego Millera i Samuela Becketta. A także Historię O Pauline Reage. Przed dwoma laty jednak szczęście ostatecznie odwróciło się od Girodiasa. Został oskarżony o publikowanie literatury obscenicznej. Nowojorski sąd skazał go na rok więzienia, orzekł 20-letni zakaz prowadzenia działalności wydawniczej i 20 tys. dolarów grzywny. Szokująco surowy wyrok oznaczał bankructwo Girodiasa.

Wśród rezydentów The Chelsea Hotel Girodias jest dziś gwiazdą, męczennikiem w walce z systemem i opresyjnością sytego, zakłamanego społeczeństwa Stanów. Ciągle stwarza pozory, że prowadzi jakieś znaczące firmy wydawnicze, negocjuje nowe projekty (w których, rzecz jasna, bez ostrego seksu ani rusz), za grosze kupuje rękopisy od głodujących, awangardowych literatów. Czasami nawet, gdy czyjś tekst mu się spodoba, na pniu kupuje – za śmieszne sumy – prawa do całej przyszłej twórczości początkującego literata. To jego sprawdzony chwyt biznesowy; parę razy dotkliwie się na nim już przejechał, ale parę razy zarobił w ten sposób, w dobrych latach, fortunę.

W zeszłym roku zaproponował podobny kontrakt pewnej dziewczynie z nowojorskiego undergroundu, która wtedy także była stałą rezydentką The Chelsea Hotel. W zaprezentowanych Girodiasowi krótkich tekstach obsesyjnie obnażała niedolę kobiet poddanych męskiej opresji, smakowicie przy tym obnażając męskie narządy opresji oraz narządy żeńskie – te od kobiecej niedoli.

32-letnia Valerie Solanas ma powody, by nie lubić mężczyzn. Gdy miała 7 lat, jej ojciec, alkoholik, zwykł zmuszać ją do seksu francuskiego; z czasem bywało jeszcze gorzej. W wieku 15 lat zaszła w ciążę z marynarzem, który na wieść, że ma być ojcem, bez zwłoki ruszył w świat. Valerie zaraz po urodzeniu oddała synka Davida do adopcji i nigdy więcej go nie widziała. Na przekór wszystkiemu zapamiętale uczyła się w high school, a potem studiowała na niezłym University of Maryland. Dorabiała na życie w uczelnianym laboratorium zwierzęcym i na ulicy, jako prostytutka. Paskudne przejścia w dzieciństwie z ojcem trwale odcisnęły się na jej psychice. Jako dwudziestoparolatka przestała skrywać lesbijskie preferencje erotyczne. Przed czterema laty napisała autobiograficzne opowiadanie i sztukę Up Your Ass (… w twój tyłek), w której kobieta-alfons morduje klienta swej podopiecznej.

Żaden z undergroundowych wydawców, którym Valerie wciskała maszynopis Up Your Ass, nie przejawił ochoty wydania tej gniewnej pornografii.

Ostatnią szansą na zrobienie światowej kariery literackiej był dla rozgoryczonej Valerie jej tekst SCUM Manifesto. Tytuł mógł intrygować – scum to brudna piana, kanalia albo, w nowojorskim slangu, sperma, ale zaczynał się ten manifest nieprzytomnie bełkotliwie: „Tzw. życie w tzw. społeczeństwie jest w najlepszym przypadku skończoną nudą i żaden aspekt »społeczeństwa« w żadnym stopniu nie ma znaczenia dla kobiet, to wszystko, co pozostaje kobietom o nastawieniu obywatelskim, odpowiedzialnym, które szukają wrażeń, to obalenie rządu, zniesienie pieniędzy, wprowadzenie kompletnej automatyzacji i wyeliminowanie płci męskiej”. Dalej w Manifesto nie było wcale lepiej.

Najpierw Valerie chciała sprzedać prawa do wydania SCUM Barneyowi Rossetowi z wydawnictwa Grove Press. Gdy odmówił, w kwietniu zeszłego roku zaczepiła sąsiada z The Chelsea Hotel Maurice’a Girodiasa. Ten jak zwykle zaryzykował. Ale bez przesady. Podpisał kontrakt z Valerie, nabył prawa do SCUM Manifesto, ale wydawać go póki co nie miał zamiaru.

A teraz ta dziewczyna pyta recepcjonistę Chelsea o Girodiasa. Recepcjonista dobrze ją zna i odpowiada, że wydawca wyjechał na cały weekend.

To prawda, ale Valerie Solanas najwyraźniej mu nie wierzy. Wychodzi na zewnątrz, opiera się o mur hotelu i czeka. W papierowej torbie ma automatyczny pistolet kalibru 7,65 mm i małokalibrowy pistolet 5,6 mm.

Niedawno Solanas ukradła znanemu artyście Andy’emu Warholowi jego obraz i wymieniła go z publicystyczną gwiazdą amerykańskiej Nowej Lewicy Davidem Joelem Horowitzem na pistolet. Radykalnie lewicowy Horowitz uznał to za dobry biznes – pytania, po co zapyziałej ultrafeministce broń, nie zadał. Parę tygodni temu Solanas pożyczyła 50 dolarów od Paula Krassnera, publicysty „The Realist” i innych undergroundowych tytułów nowojorskiej sceny artystycznej. Powiedziała wtedy Krassnerowi, że chce zastrzelić Maurice’a Girodiasa, ale on się tym nie przejął – uznał to za pretensjonalną bufonadę, mającą ukryć niewesołą prawdę, że Valerie nie ma za co kupić sobie czegokolwiek do jedzenia. Pieniądze pożyczył, a Solanas kupiła za nie drugi pistolet.

Valerie Solanas z dwoma naładowanymi pistoletami przez trzy godziny czeka przed The Chelsea Hotel na Girodiasa. Około południa traci cierpliwość i przemieszcza się do wydawnictwa Grove Press. Pyta recepcjonistę o właściciela Grove Press Barneya Rosseta, wydawcę znanego w Nowym Jorku z walki o wolność słowa w kwestii seksu – zwyciężył w prawniczej batalii z nowojorskimi urzędami o prawo do wydania nieocenzurowanej wersji ociekającej seksem powieści D.H. Lawrence’a Kochanek lady Chatterley i wydał Zwrotnik Raka Henry’ego Millera; jego prawo do publikacji tej książki potwierdzić musiał przed czterema laty Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych.

Ale Rosseta nie ma w biurach wydawnictwa. Już drugi facet schodzi dziś z celownika Valerie.

Został jej jeszcze Andy Warhol.

40-letni artysta, syn przedwojennych łemkowskich uchodźców z północnej Słowacji, stał się ostatnio wielką postacią nowojorskiej sceny artystycznej. Po studiach na wydziale grafiki użytkowej Carnegie Mellon University w Pittsburghu Warhol przeniósł się do Nowego Jorku. Subtelne, uproszczone rysunki tuszem – w tym, po prostu, butów – przyniosły mu w latach 50. sławę świetnego ilustratora czasopism, cenionego twórcy graficznych reklam i duże pieniądze. Kilka lat temu całkiem zmienił swe podejście do tworzenia. Zaczął eksperymentować z sitodrukiem. Technika ta pozwalała realizować jego koncepcję, by masowo produkować dzieła sztuki odwołujące się do symbolicznych produktów amerykańskiej kultury masowej. Miał wyśmienite wyczucie ducha czasu – przed czterema laty jego serigrafie w konwencji pop, z puszkami popularnej zupy pomidorowej Campbell’s, z coca-colą, z wizerunkami dolarowych banknotów, wreszcie z twarzą tragicznie zmarłej Marylin Monroe, stały się ikonami pop-artu, a zarazem ikonami tożsamości prostych, niezamożnych Amerykanów. Istotnym motywem w rozmaitych odgałęzieniach twórczości Warhola, który prywatnie jest gejem, są próby konfrontacji z tradycyjną purytańską obyczajowością i seksualną tożsamością Amerykanów.

Warhol jest do bólu konsekwentny we wdrażaniu swych koncepcji. Skoro sztukę chce produkować, no to zatrudnia coraz więcej asystentów i pomocników, którzy wedle jego wskazówek wytwarzają prace, następnie sygnowane przez mistrza. Rzesza jego asystentów, pomocników, współpracowników, admiratorów zaludnia Fabrykę – artystyczne atelier Warhola. Pomagają mu w produkowaniu grafik, rzeźb, fotografii, undergroundowych filmów (do dziś zrealizował ich 60 z okładem). No i w Fabryce grała do niedawna fantastyczna kapela Velvet Underground, którą Warhol wykorzystywał w swoich projektach. Wszyscy są zafascynowani mistrzem, wręcz ubóstwiają Andy’ego.

W zeszłym roku Valerie zaczepiła Warhola przed Fabryką i wręczyła mu maszynopis Up Your Ass. Warhol, z typową dla siebie zjadliwą ironią, pochwalił nieznaną dziewczynę, że tekst napisała na maszynie równo, bardzo ładnie. Maszynopis wziął i obiecał przeczytać. Warhol, który zwłaszcza w swych filmach – z powodu obsceniczności często zatrzymywanych przez policję – obsesyjnie analizował wyparte przez purytańską obyczajowość aspekty seksualności, tekst Solanas uznał za tak hardkorową pornografię, podejrzewał wręcz, iż cała ta sprawa to prowokacja policyjna. I jak to już nieraz bywało, maszynopis Up Your Ass zaginął w hałdach papierzysk zalegających Fabrykę. Gdy Valerie, przekonana, że Up Your Ass to literackie i intelektualne arcydzieło, zaczęła nachodzić Warhola i żądać pieniędzy, Andy na odczepnego zaproponował jej zagranie w jego filmie I, A Man i za epizodyczny występ zapłacił jej raptem 25 dolarów. Gdy Solanas dalej oskarżała go o kradzież arcydzieła, dał jej niemą rolę w Bikeboy (Rowerzyście).

Więcej nie chciał już jej znać.

Solanas jedzie do nowej, po przeprowadzce, Fabryki Warhola przy Union Square. Opiera się o mur i stoi. Mija południe, gdy nadchodzi Paul Morrissey, undergroundowy reżyser filmowy współpracujący z Warholem. Paul pyta Valerie, co robi pod Fabryką. Dziewczyna odpowiada, że czeka na Warhola, żeby dostać odeń pieniądze. Morrissey przezornie chce się jej pozbyć i mówi, że dziś Andy’ego w Fabryce nie będzie, ale Valerie odpowiada, że poczeka. O czternastej Solanas wchodzi i wjeżdża windą na piętro, gdzie znajdują się pomieszczenia Fabryki.

Morrissey znów próbuje pozbyć się jej. Tłumaczy, że Andy nie przyjdzie, i brutalnie, nie przebierając w słowach żąda, by się wyniosła. Dziewczyna posłusznie wychodzi z Fabryki, ale dłuższy czas jeździ windą w górę i w dół, chcąc zyskać na czasie i doczekać się Warhola. Wreszcie zrezygnowana wychodzi z budynku i przystaje na rogu Szesnastej Ulicy. Po chwili, kwadrans po czwartej, przed budynkiem, w którym znajduje się Fabryka, zatrzymuje się taksówka, z której wysiada nienagannie wystylizowany Warhol: brązowa skórzana kurtka, czarny T-shirt, czarne dżinsy, czarne błyszczące sztyblety.

Od strony Broadwayu nadchodzi aktualny chłopak Warhola – Jed Johnson.

Solanas podchodzi do Andy’ego, po chwili dołącza do nich Jed i cała trójka wchodzi do budynku. W windzie Warhol zauważa, że Valerie, zawsze niechlujna, nigdy nieużywająca szminki, tym razem zrobiona jest na bóstwo: ma staranny, pełen makijaż.

W pierwszej, niejako biurowej, sali Fabryki za czarnym biurkiem siedzi menedżer Warhola Frederick Hughes. Szczupły, o młodzieńczej, wręcz nieco dziecięcej twarzy, nienagannie ubrany w konserwatywny garnitur z białą poszetką w butonierce, białą koszulę i wąski czarny krawat, 25-letni Hughes sprawia w Fabryce wrażenie arystokraty, który zabłąkał się do domu wariatów. I po trosze tak jest. Pochodzący z wyższej klasy średniej Frederick w zeszłym roku ukończył historię sztuki na University of St. Thomas w Houston, ale dyplomu nie ma – na ostatnim roku położył kurs teologii. Ta wpadka nie zraziła bajecznie bogatego małżeństwa barona Jeana i Dominique de Menil (z domu Schlumberger), dziedziców teksańskiej naftowej fortuny Schlumbergera. Baronostwo de Menil od lat finansują wydział sztuki uniwersytetu St. Thomas i podczas wizyty na uczelni poznali czarującego studenta Hughesa. Zaprzyjaźnili się z nim, załatwili prestiżową pracę w Alexander Iolas Gallery w Paryżu, która reprezentuje interesy wielkich malarzy Maksa Ernsta i René Magritte’a, i traktując go jako swego artystycznego doradcę, nauczyli nieoczekiwanych, kompulsywnych zakupów wybitnych dzieł sztuki. A za co? Za ich pieniądze. Hughes ma w środowisku amerykańskich kolekcjonerów sztuki ksywkę „Delfin”, bo baronostwo de Menil traktują go jak dziedzica swej fortuny.

W zeszłym roku Frederick poznał Andy’ego Warhola na przyjęciu z okazji wernisażu. Obaj wysmakowani kolekcjonerzy od razu przypadli sobie do gustu. Pracę menedżera traktuje Hughes jako życiową przygodę z niezwykłymi artystami – Andym i jego tzw.supergwiazdami.

Frederick właśnie robi notatki z rozmowy telefonicznej, gdy siedzący za identycznym, jak hughesowe czarnym biurkiem Paul Morrissey, znudzony, wysłuchuje przez telefon słowotoku jednej z supergwiazd Warhola – Vivy (czyli Janet Hoffman – aktorki, która zdążyła zagrać w paru undergroundowych filmach wyprodukowanych przez Andy’ego). Viva, szykując się do roli w kolejnej produkcji Warhola, chce ufarbować włosy i siedząc w salonie fryzjerskim, zamęcza przez telefon Morrisseya pytaniami o kolor fryzury. Udręczony Morrissey robi wściekle znudzone miny, zdesperowany kręci dredy ze swej lwiej czupryny. Między biurkami przechadza się amerykański krytyk Mario Amaya, wydawca pism o sztuce i autor cenionych książek o art nouveau. Amaya przebywa od 10 lat w Londynie i ostatnio przygotowuje tam retrospektywną wystawę Warhola. Teraz czeka na Andy’ego, chcąc uzgodnić szczegóły retrospektywy.

Drzwi windy otwierają się i Warhol wkracza do Fabryki. Za nim wchodzą, gawędząc, Valerie i Jed. Fred Hughes wstaje na powitanie zza biurka, Morrissey żartuje z Valerie, że wygląda bosko, ta odcina się dowcipnie i wszyscy się śmieją. W miłej atmosferze Morrissey podaje słuchawkę Warholowi i sam rejteruje do toalety. Teraz Andy wysłuchuje banialuk Vivy. Szybko go nudzą i pokazuje Hughesowi, by podniósł swoją słuchawkę i dalej męczył się z natrętną supergwiazdą.

Wtedy Solanas wyjmuje z papierowej torby trzydziestkę dwójkę. Gdy Warhol odkłada słuchawkę na widełki, Valerie strzela do niego.

Pudłuje.

Amaya krzyczy: „Na ziemię!”. Jest pewien, że strzela do nich snajper z innego budynku. Hughes myśli, że w lokalu amerykańskiej partii komunistycznej, dwa piętra nad Fabryką, wybuchła bomba. Tylko Warhol, który widzi Solanas z pistoletem w dłoni, rozumie, co się dzieje. Andy wyskakuje zza biurka i krzycząc: „Nie! Nie! Valerie, nie rób tego!”, idzie prosto na nią.

Solanas strzela po raz drugi. I znów pudłuje. Huk drugiego strzału otrzeźwia Warhola, który rzuca się na podłogę i próbuje wczołgać pod biurko Morrisseya. Solanas podchodzi do biurka, papierową torbę, w której przyniosła broń, spokojnie odkłada na blat i uważnie, niemal z przyłożenia, strzela w prawy bok Warhola. Pocisk przeszywa ukosem klatkę piersiową Andy’ego, krew tryska z ran wlotowej i wylotowej po lewej stronie pleców.

Solanas jest pewna, że zabiła Warhola. Podchodzi do leżącego na podłodze Amayi i strzela z odległości 2 m. Chybia. Mario patrzy w oczy Valerie, gdy ona po raz wtóry pociąga za spust. Pocisk przeszywa mu bok tuż nad biodrem. Ból stawia krytyka na nogi. Amaya wybiega przez podwójne drzwi do kolejnej sali Fabryki. Próbuje zasunąć zasuwkę, ale w panice łamie ją. Blokuje więc drzwi własnym ciałem.

Solanas całkiem spokojnie podchodzi do drzwi pokoju biurowego Warhola, w którym skrył się jego chłopak Jed. Muskularny Jed z całych sił przytrzymuje ozdobną gałkę zastępującą klamkę i Valerie nie jest w stanie sforsować drzwi. Na szczęście nie wpada na pomysł, by strzelić poprzez cienką sklejkę. Paul Morrissey i fotograf Fabryki, bezgranicznie oddany Warholowi Billy Name wybiegają z ciemni i widzą spanikowanego Jeda ściskającego gałkę.

 – Valerie zastrzeliła Andy’ego! – krzyczy Jed.

Na odgłos dobijania się Valerie do drzwi Name rzuca się na pomoc Jedowi. Morrissey zmyka do filmowej kabiny projekcyjnej.

Solanas odwraca się i dostrzega następną ofiarę – wypisz, wymaluj z kart jej Manifesto. Frederick Hughes jest elegancki, utalentowany, zamożny, ironiczny, no i jest mężczyzną – dosyć powodów, by go zastrzelić. Solanas podchodzi do Fredericka i z odległości metra celuje w jego głowę. Hughes błaga ją o życie.

 – Muszę cię zastrzelić – odpowiada spokojnie feministyczna Erynia.

Hughes pada przed nią na kolana.

 – Nic ci nie zrobiłem, jestem niewinny. Proszę, nie strzelaj do mnie, po prostu wyjdź.

Nic z tego. Valerie przykłada mu lufę do czoła i pociąga za spust. Broń zacina się. Valerie podbiega do biurka, na którym w papierowej torbie leży pistolet .22. W tej chwili jednak nadjeżdża winda i jej drzwi rozsuwają się automatycznie.

 – Jest winda. Valerie, po prostu wyjdź – błaga Hughes.

Valerie wbiega do windy i zjeżdża na dół.

Wszyscy rzucają się do Warhola i krzyczą jeden przez drugiego. Tylko Frederick Hughes zachowuje zimną krew. Na widok zakrwawionego, jęczącego z bólu Andy’ego, zgodnie z naukami z kursów ratowania życia ofiar strzelanin, robi Warholowi sztuczne oddychanie. Daremny trud. Powietrze wdychane do płuc Andy’ego uchodzi przez obie przestrzeliny, powodując ogromny ból.

 – Boli – jęczy Warhol.

Hughes rzuca się do telefonu i wzywa pogotowie i policję.

 – Nie mogę oddychać – rzęzi Andy.

To agonia i Billy Name wybucha płaczem.

 – Billy, nie rozśmieszaj mnie, to za bardzo boli – charczy rozweselony łzami fotografa Warhol.

Reszta obecnych biega po Fabryce jak owce porażone kołowacizną, popłakuje lub wykrzykuje bezsensowne rady.

Dzwoni telefon, odbiera Hughes. To Viva z salonu fryzjerskiego. Rozmawiając przed chwilą z Andym, usłyszała przez telefon wystrzał i dzwoni dowiedzieć się, o co chodzi. Hughes wyjaśnia, że Solanas strzelała do Warhola, że wszędzie jest pełno krwi, i odkłada słuchawkę. Viva uznaje to za typowy dla Fabryki żart i poirytowana, samodzielnie podejmuje jakże trudną decyzję – przed farbowaniem jednak skróci włosy.

Winda nadjeżdża, otwierają się drzwi. Wszyscy zastygają z przerażenia – znowu Solanas? Na szczęście to tylko Gerard Malanga, a z nim Angus McLise, perkusista z pierwszego składu Velvet Underground, i jego żona. Przyjechali pożyczyć 40 dolarów. Gerard wpada na pomysł, by sprowadzić matkę Warhola Julię. Starsza pani mieszka z synem i prowadzi mu gospodarstwo domowe.

Billy Name układa głowę Warhola na swoich kolanach. Andy dusi się, coraz mniej kontaktuje z otoczeniem. Ranny Mario Amaya zjeżdża windą na parter w poszukiwaniu pomocy.

O 16.15 znów otwierają się drzwi windy i do pierwszej sali Fabryki wbiega dwóch sanitariuszy Emergency Medical Service z noszami na kółkach. Ignorują prośby ludzi Fabryki, by Andy’emu podać środek znieczulający. Przy postrzałach to należy do lekarzy. Nosze nie mieszczą się w windzie i sanitariusze znoszą je wąską klatką schodową częściowo złożone, z jęczącym Warholem w pozycji siedzącej. Po drodze obijają rannego o ściany. Gdy przekładają go do ambulansu, w którym już leży Amaya, Warhol traci przytomność. Kierowca karetki rusza do szpitala. Po chwili mówi do rannego Amayi, że szybciej pojechałby z włączoną syreną i że za 15 dolców mógłby ją włączyć. Mario prosi, by włączył sygnał, i obiecuje mu piętnastkę. Ambulans z wyciem i błyskającym kogutem pędzi jak rakieta.

W Columbus Hospital zespół lekarzy kierowany przez dr. Giuseppe Rossiego o 16.45 rozpoczyna oględziny rannego. Puls zanika, EKG jest niedobre. Lekarze mówią do siebie: „Nie ma szans”. Słyszy to leżący w tej samej sali, na stole operacyjnym za przepierzeniem, Mario Amaya. Krzyczy: „Nie wiecie, kto to jest! To Andy Warhol! Jest sławny i bogaty! Stać go na zapłacenie za każdą operację! Ratujcie go!”.

Warhol zapada w śmierć kliniczną, ale krzyki Amayi robią swoje. Lekarze w końcu biorą się za operację. Dr Rossi rozcina klatkę piersiową rannego. Ukazuje się istny krajobraz po bitwie: pocisk przebił na wylot płuco, przełyk, woreczek żółciowy, wątrobę, śledzionę, porozrywał jelita.

Chirurdzy wyciągają Andy’ego ze śmierci klinicznej, zszywają przełyk, jelita, woreczek żółciowy, usuwają rozerwaną śledzionę. Po pięciu i pół godzinach kończą operację. Szanse na przeżycie Andy’ego do rana, wedle lekarzy, są jednak niewielkie.

Po zabraniu Andy’ego przez ambulans w Fabryce zjawia się policja. Tajniacy z 13. posterunku ze smakiem oglądają i komentują porozrzucane wszędzie gejowskie akty młodych mężczyzn. Fred Hughes namolnie dopomina się, by raczej poszukali i aresztowali Valerie Solanas, i w końcu dostaje za swoje – policjanci najpierw tłumaczą mu, że zbierają dowody na miejscu zbrodni, zanim zostaną zadeptane, a potem aresztują go jako podejrzanego. Jako drugiego podejrzanego zatrzymują zapłakanego Jeda Johnsona. W takim miejscu i niesłychanie elegancki mężczyzna, i mężczyzna zanoszący się od płaczu są w wysokim stopniu podejrzani. A co do płci zamachowczyni, to przecież licho wie, co naprawdę skrywa się w majtkach gwiazd nowojorskiej bohemy. Tajniacy, odwaliwszy kawał dobrej roboty, wracają do oglądania aktów.

Wiadomość o zamachu na Warhola podaje radio, zanim jeszcze karetka zajeżdża pod drzwi Columbus Hospital. Dziennikarze i artyści rzucają się do szpitala. W niedużej poczekali kłębią się akolici Warhola, wielkie postacie nowojorskiej sceny artystycznej i reporterzy. Ultra Violet w kostiumie od Chanela, w nienagannym makijażu, wygłasza dziennikarzom swój komentarz: „Przemoc wszędzie wisi dzisiaj w powietrzu”. Ingrid Superstar karmi swymi refleksjami innego reportera: „Strzały w stronę Andy’ego były z całą pewnością uderzeniem w rewolucję kulturalną”. Supergwiazdy Warhola wywiadów udzielają pod wiszącym na ścianie poczekalni obrazem Najświętszego Serca Jezusowego. Na środku poczekalni tłumek znużonych artystów Fabryki zajada się kanapkami. Fotoreporterzy trzaskają zdjęcia, łokciami bezceremonialnie wypychają z salki oszołomionych całym tym spektaklem policjantów 13. posterunku.

O 20.00 na Times Square do młodziutkiego policjanta z drogówki podchodzi młoda kobieta w trenczu i mówi: „Poszukuje mnie policja”. Z jednej kieszeni wyciąga pistolet .32, z drugiej dwudziestkę dwójkę. Oddaje broń policjantowi i oświadcza, że zastrzeliła Andy’ego Warhola, ponieważ miał zbyt wielką władzę nad jej życiem. Funkcjonariusz skuwa jej ręce na plecach i przez walkie-talkie pyta oficera, co ma dalej robić z takim pasztetem.

Oficer dyżurny działa sprawnie – zanim skuta Valerie wkroczy na 13. posterunek, ustawi się z uśmiechem do zdjęć tłumu fotoreporterów i ogłosi dziennikarzom, że dowiedzą się, o co jej chodziło, dopiero wtedy gdy przeczytają jej SCUM Manifesto, tajniacy zwalniają Fredericka Hughesa i Jeda Johnsona.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.