8 grudnia 1980 data tragiczna w historii muzyki. Tego dnia 25 letni szaleniec zastrzelił Johna Lennona. W. Kalicki przypomina to wydarzenie:

Mark David Chapman budzi się w nowojorskim hotelu Sheraton. Po śniadaniu niespiesznie rusza w stronę luksusowego budynku mieszkalnego Dakota House przy Siedemdziesitej Drugiej Zachodniej Ulicy, obok Central Parku. Ten stary gmach ma pseudogotycki wystrój i cieszy się pewną sławą: tu Roman Polański kręcił sceny do Dziecka Rosemary, tu mieszkają gwiazdy show-biznesu: Lauren Bacall, Roberta Flack, Gilda Radner, Leonard Bernstein, John Lennon z Yoko Ono. Codziennie przed masywną bramą z kutego żelaza gromadzi się grupka fanów Lennona. Wiedzą, że ich idol zwykle nie odmawia autografów.

Mark Chapman dołącza do kilku osób wyczekujących przed bramą. W ręku trzyma Double Fantasy, najnowszy album wydany przez Lennona wspólnie z Yoko. Carol Miller, która jak co dzień przechodzi właśnie koło nieco mrocznego wejścia do Dakoty, przygląda mu się podejrzliwie. Otyły, podstarzały, na oko 30-letni facet nie wygląda na fana.

Jeszcze bardziej zaniepokoiłaby ją zawartość kieszeni Chapmana. W jednej jest powieść J.D. Salingera Buszujący w zbożu, w drugiej 5-strzałowy rewolwer.

Życiorys Chapmana wprawiłby panią Miller wręcz w panikę. W dzieciństwie Mark był fanatycznym miłośnikiem Beatlesów. Ich fotografiami wykleił ściany pokoju, całymi dniami grywał na gitarze ich piosenki. Trochę eksperymentował z LSD. Wszystko to wprawiało we wściekłość ojca, sierżanta lotnictwa wojskowego, zwolennika jeżyka na głowie i prostych recept na życie. Ale wojskowe metody wychowawcze ojca sierżanta niewiele pomagały.

W wieku 15 lat Chapman znienacka z miłośnika Beatlesów stał się żarliwym wyznawcą Jezusa. Ostrzygł się, założył białą koszulę, czarny krawat, a na piersiach zawiesił duży drewniany krzyż. Nawracał kolegów w szkole. Zasłynął wtedy z nieprzejednanej niechęci do broni palnej. Gdy wylano go po pierwszym semestrze studiów i rzuciła go narzeczona, zapałał uczuciem do broni. Zapisał się na kurs dla ochroniarzy. Trenował tak zapamiętale, że testy strzeleckie zdał z wyróżnieniem. Wtedy wróciła mu fascynacja Beatlesami, a konkretnie: Johnem Lennonem. Zapuścił włosy, znów zaczął zbierać płyty Beatlesów. Ich utworów słuchał niemal bez przerwy. Przeprowadził się na Hawaje i tam ożenił z Japonką. Tak jak Lennon. Pracował w szpitalu jako dozorca i strażnik. Na służbowe tabliczki ze swoim nazwiskiem naklejał taśmę z napisem „John Lennon”.

Od pewnego czasu Chapman zaczytywał się w Buszującym w zbożu J.D. Salingera. Ciągle wracał do monologu bohatera powieści Holdena Caulfielda: „Wyobrażam sobie tych wszystkich malców, bawiących się wśród ogromnych pól zboża… tysiące, tysiące malców i nikogo dorosłego w okolicy – z wyjątkiem mnie. Jeśli oni dokądś pobiegną, nie wiadomo dokąd… trzeba, żebym ich zatrzymał”. Przed kilkoma tygodniami zwrócił się do sądu na Hawajach o zmianę nazwiska z Mark Chapman na Holden Caulfield. Nie udało się. Chapman za 169 dolarów kupił rewolwer i przed 2 dniami przyleciał do Nowego Jorku. Zatrzymał się w domu YMCA, 9 kamienic od Dakota House. 2 dni wystawał przed bramą z innymi fanami Lennona. Wreszcie wczoraj przeprowadził się do Sheratona i zamówił luksusową kolację. Zjadł ją sam.

Mijają godziny, a Lennon nie opuszcza mieszkania. Chapman cierpliwie czeka przed drzwiami Dakoty. Wreszcie o 17.00 pojawiają się Lennon i Yoko Ono. Chapman podchodzi, podsuwa płytę Double Fantasy i pyta:

 – John, możesz podpisać?

 – Jasne – odpowiada Lennon i składa na okładce autograf: „John Lennon 1980”. Obok stoi fan Lennona Paul Goresh i naciska migawkę aparatu fotograficznego.

 – Czy to wszystko? – pyta uprzejmie Lennon.

 – Tak. Dzięki, John – odpowiada Chapman.

Lennon z Ono wsiadają do wynajętej limuzyny. Jadą do studia nagraniowego The Record Plant. Tam z producentem Jackiem Douglasem zabierają się do pracy nad nagraniem piosenki Walking on Thin Ice (Spacerując po cienkim lodzie). W czasie nagrania reporterom z San Francisco udaje się dostać do studia. Lennon nie udziela wywiadów, ale teraz nieoczekiwanie zgadza się na rozmowę. Mówi o synu Seanie i Yoko: „Najważniejszą sprawą w moim życiu jest Sean. Mam obecnie więcej powodów niż dawniej, aby starać się zachować zdrowie i jasność umysłu. Chcę także być z moim najlepszym przyjacielem. A jest nim moja żona. […] Wierzę, że nie przestanę pracować aż do dnia, w którym umrę i zostanę pochowany, a mam nadzieję, że mam przed sobą jeszcze dużo, dużo czasu”.

W bramie Dakoty Mark Chapman chroni się przed przejmującym, zimnym wiatrem. Czyta Buszującego w zbożu.

Nagranie w The Record Plant kończy się o 22.30. Lennonowie mieli jechać na kolację, ale zmieniają zdanie. Wsiadają do limuzyny i jadą prosto do domu. Pod Dakotą są o 22.50. Yoko wysiada pierwsza, John idzie kilka kroków za nią. Gdy wchodzi do bramy, ktoś woła za nim: „Mr. Lennon!”. Odwraca się i dostrzega w mroku mężczyznę z rewolwerem. Chapman trzyma broń oburącz, stoi na lekko ugiętych nogach. Tak jak uczono go na kursie dla ochroniarzy. Wystrzeliwuje wszystkich 5 pocisków. Trafia czterokrotnie. Lennon krzyczy rozpaczliwie: „Zastrzelił mnie!”. Słaniając się na nogach, dochodzi do schodów, pokonuje 6 z nich i pada tuż pod dyżurką strażnika.

Chapman rzuca broń. Strażnik podbiega, kopnięciem odrzuca rewolwer i pyta:

 – Czy wiesz, co zrobiłeś?

 – Właśnie zastrzeliłem Johna Lennona – odpowiada spokojnie Chapman. Składa ręce na podołku i spokojnie czeka na policję. Po chwili wyciąga Buszującego w zbożu i czyta go w świetle lampy.

Yoko trzyma w ramionach rzężącego, plującego krwią Johna. Zdenerwowany portier wzywa policję. Zapomina powiedzieć, kto padł ofiarą zamachu. Policjanci nadjeżdżają dość szybko. Ranny bardzo krwawi, więc nie czekają na karetkę, przenoszą go do swego wozu i układają na tylnym siedzeniu. Pędem ruszają do pobliskiego Szpitala Roosevelta. Lennon jest przytomny. Jeden z policjantów boi się, że straci przytomność, i ciągle zagaduje go. Pyta, czy wie, jak się nazywa. Lennon wydusza z najwyższym trudem: „Yeah”. Tuż przed szpitalem umiera.

Lekarze z Roosevelta to zawodowcy, nie poddają się tak szybko. Ofiara trafia na stół reanimacyjny. Natychmiastowa kroplówka, masaż serca. Ale postrzelony nie ma szans, stracił aż 3 l krwi. Po półgodzinie lekarze rezygnują. Jeden z policjantów przeszukuje kieszenie ubrania zmarłego.

 – Jezu Chryste, to John Lennon! – krzyczy.

Wiadomość o śmierci rozchodzi się natychmiast. Przed północą stacje radiowe na całym świecie przerywają programy i nadają muzykę Beatlesów oraz Johna i Yoko. Nawet Radio Moskwa poświęca mu półtoragodzinną, improwizowaną audycję. W USA w całodobowych sklepach z płytami koło północy zaczyna się szaleńczy ruch – wszyscy kupują płyty Beatlesów. Już godzinę po śmierci Johna przed Dakota House gromadzi się kilka tysięcy nowojorczyków. Płonących świec jest tak wiele, że trudno wejść do budynku.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.