„Krwawa niedziela” – pod taką nazwą historia zapamiętała wydarzenia, które rozegrały się w Petersburgu 22 stycznia 1905 roku. O nich właśnie przypomina nam dziś W. Kalicki:

Tej nocy w mieszkaniu robotnika Zakładów Putiłowskich Smirnowa w Petersburgu śpi kilkunastu gości. To pop Gieorgij Gapon i aktywiści kierowanego przez niego robotniczego ruchu Stowarzyszenie Rosyjskich Robotników Fabrycznych Miasta Petersburga. Gdy robotnicy dowiedzieli się, że Gapona poszukuje policja, przebrali go w kobiecy strój i przyprowadzili na nocleg do Smirnowa.

Po śniadaniu Gapon wraz z grupą robotników idzie do siedziby narewskiego oddziału Stowarzyszenia. W niedużym pomieszczeniu ścisk jest ogromny. Gapon pyta zebranych, czy żaden z nich nie ma broni. Robotnicy zapewniają, że nie. Pop odpowiada: „Ano to i dobrze, nieuzbrojeni pójdziemy do naszego cara”. Potem dodaje: „Jeżeli car nie spełni naszej prośby, to znaczy, że nie ma u nas cara”.

Tego ranka przed siedzibami dzielnicowych oddziałów Stowarzyszenia w Petersburgu zbierają się tysiące robotników. Wszędzie panuje nastrój podniecenia, nawet egzaltacji. Setki mężczyzn klęczą w śniegu, modlą się.

Przed oddziałem wasylewskim lokalni przywódcy ruchu przemawiają do zebranych: „Słuchajcie tylko nas. Być może idziemy na spotkanie śmierci. Matki i żony, nie odradzajcie marszu waszym synom i mężom, i braciom”. Jakieś kobiety zaczynają rozdawać opaski z prawosławnym krzyżem. W robotników wstępuje otucha. Powtarzają: „Nie może być, żeby nas nie przyjął”.

Nawzajem wypytują się, czy aby na pewno nikt nie wziął ze sobą choćby noża. Wszyscy pocieszają się, że bezbronnych władza przecież nie skrzywdzi: „Żołnierze to nasi bracia, nie będą strzelać”.

O 10.00 pochody robotników ruszają sprzed oddziałów Stowarzyszenia. Zmierzają przed Pałac Zimowy. W pochodzie oddziału newskiego, najliczniejszego w organizacji Gapona, maszeruje blisko 10 tys. ludzi. Robotnicy niosą cerkiewne chorągwie, ikony i portrety cara.

Gieorgij Gapon, kapelan więzienia przejściowego w Petersburgu, przed 2 laty zdecydował się rozpocząć działalność społeczną wśród petersburskich robotników. Miał ambicję stworzenia legalnej, akceptowanej przez władze organizacji starającej się oświecić robotników i ulżyć ich doli, ale niemającej nic wspólnego z agitacją socjalistyczną. W listopadzie 1903 roku przedstawił administracji carskiej statut Stowarzyszenia Rosyjskich Robotników Fabrycznych Miasta Petersburga, który minister spraw wewnętrznych Plehwe zatwierdził. W maju zeszłego roku Gapon uroczyście otworzył pierwszy oddział Stowarzyszenia za rogatką narewską. Otwarcie każdego z kolejnych oddziałów uświetniał komendant petersburskiego garnizonu gen. Fułłon. Gapon zręcznie wykorzystywał autorytet generała. Gdy na zebraniach zjawiali się umundurowani policjanci, grzecznie wypraszał ich, powołując się na patronat Fułłona. Gdy zaś rozpoznano jakiegoś tajnego agenta ochrany, Gapon rozkazywał wyrzucić go na ulicę.

Jesienią zeszłego roku Gapon zaczął zakładać kółka dla kobiet. Jego autorytet wśród petersburskich robotników był ogromny. W Stowarzyszeniu działało już 8 tys. członków płacących składki.

Ale wewnątrz organizacji od wielu miesięcy narastało napięcie. Wojna rosyjsko-japońska skompromitowała nieudolne carskie władze. W Rosji coraz powszechniej żądano reform politycznych. Najbliżsi współpracownicy Gapona domagali się, by Stowarzyszenie przestało iść na pasku władz, by śmielej występowało o prawa robotników i demokratyczne swobody. Gapon zręcznie te żądania zbywał.

Przed 2 tygodniami załogę wielkich Zakładów Putiłowskich zelektryzowała wiadomość o wyrzuceniu z pracy 4 robotników. Gapon, który był tam bardzo popularny, musiał więc zareagować. Jego interwencje u dyrektora fabryki, potem u gen. Fułłona, spełzły na niczym. Oddział putiłowski Stowarzyszenia ogłosił wówczas, że jeśli 4 wyrzuconych nie zostanie przyjętych z powrotem do pracy, fabryka zastrajkuje. Dyrekcja żądania odrzuciła i przed 4 dniami robotnicy Zakładów Putiłowskich zatrzymali maszyny.

Ruszyła lawina. Przed dwoma dniami w Petersburgu strajkowało już 130 tys. robotników z 382 fabryk. Żądali 8-godzinnego dnia pracy, podwyżki płac, prawa do niezależnych komisji robotniczych. Przerażony Gapon, czując, że sytuacja wymyka mu się z rąk, rzucił hasło przedstawienia carowi petycji od robotników Petersburga. Wielkie pokojowe pochody nieuzbrojonych robotników mają spotkać się na placu przed Pałacem Zimowym, a sam Gapon w szatach liturgicznych osobiście wręczy list władcy.

Pomysł bardzo się strajkującym spodobał.

Przedwczoraj Gapon z pomocą kilku współpracowników pośpiesznie napisał tekst petycji. Zaczyna się od przedstawienia niedoli robotników i usprawiedliwienia strajku: „My, robotnicy, mieszkańcy Sankt Petersburga, przybyliśmy do Waszej Wysokości. Jesteśmy nieszczęśliwymi niewolnikami, przygniecionymi ciężarem despotyzmu i tyranii. Nasza cierpliwość wyczerpała się. Zaprzestaliśmy pracy i błagaliśmy naszych panów, by dali nam tylko to, bez czego życie jest torturą. Ale tego nam odmówiono”. Petycja zawiera żądania amnestii, wolności obywatelskich, uczciwych płac, reformy rolnej, równych i powszechnych wyborów do Zgromadzenia Konstytucyjnego.

Kończy się błagalnym wezwaniem: „Panie, nie odmawiaj pomocy swemu ludowi! Zburz mur, który oddziela Cię od Twojego ludu! Rozkaż i obiecaj, że nasze prośby zostaną wysłuchane, a uczynisz Rosję szczęśliwą; jeśli nie, jesteśmy gotowi umrzeć tak, jak tu stoimy. Mamy tylko dwie drogi: wolność i szczęście albo grób”.

Idący w stronę Pałacu Zimowego robotnicy nie wiedzą, że wczoraj car wyjechał z Petersburga, zaś do miasta pośpiesznie ściągnięto silne posiłki wojskowe. Piechocie wydano dodatkowy zapas ostrej amunicji.

W południe kordon wojska przegradza drogę pochodowi robotników z narewskiego oddziału Stowarzyszenia. Demonstranci nie reagują na wezwania do rozejścia się. Żołnierze oddają 3 salwy do tłumu, potem strzelają do uciekających. Na śniegu pozostaje kilkadziesiąt zakrwawionych osób.

Robotników idących z oddziału newskiego wojsko zatrzymuje koło szlisselburskiej jednostki straży pożarnej. Sołdaci oddają 3 salwy w powietrze, a potem w tłum wjeżdżają Kozacy. Płazują. Robotnicy rozpraszają się. Ofiar na szczęście nie ma.

Dwa inne pochody zwolenników Gapona idą w stronę mostu Troickiego. O 12.30 szarżują na nie sotnie kozackie. Część demonstrantów rozbiega się, ale wielotysięczny potok ludzi tuż przed godz. 13.00 dociera do pl. Troickiego. Na placu stoi długi kordon piechoty w zimowych płaszczach i futrzanych czapach. Bez słowa ostrzeżenia żołnierze oddają 3 salwy. Śnieg barwi się na czerwono. Znów szarżują Kozacy, którzy teraz tną na ostro; dobijają rannych, masakrują uciekających.

Na Wyspie Wasilewskiej Kozacy szarżują na robotników, piechota strzela. Pada kilkudziesięciu zabitych i rannych. Dziesiątki tysięcy robotników ogarnia wściekłość i żądza rewanżu. Wołają o broń. Ale broni nie ma. Na żądanie Gapona nie zabrali ze sobą nawet noży.

Gdy cywile wynoszą spod kul zabitych, tłumy nieruchomieją przy akompaniamencie okrzyków: „Zdjąć czapki, on zginął za wszystkich!”. Na Wyspie Wasilewskiej robotnicy wznoszą kilka barykad i wywieszają czerwone flagi.

Ok. 13.30 niektóre z pochodów docierają jednak na plac przed Pałacem Zimowym. Jest tu też Gapon w asyście 2 duchownych. O godz. 14.00 kilkudziesięciotysięczny tłum na pl. Pałacowym wznosi okrzyki: „Mordercy!”, „Precz z samodzierżawiem!”. Żołnierze ładują broń. Robotnicy stoją jednak nieporuszeni. Szarżujący Kozacy nie są w stanie ich rozpędzić. Wojsko strzela salwami z odległości kilkudziesięciu kroków. Przed pierwszą salwą Gapon, tak jak wielu otaczających go robotników, rzuca się na ziemię. Wokół padają setki zabitych i rannych. Gdy strzały milkną, robotnicy ukradkiem wyprowadzają Gapona w zaułki, gubią pościg policjantów. Agenci ochrany aresztują jednego z towarzyszących mu popów przekonani, że schwytali przywódcę Stowarzyszenia. Drugi z duchownych jest ciężko ranny. Na pl. Pałacowym leży niemal 200 zabitych i prawie 1000 rannych.

O 16.00 tłumy zszokowanych robotników zbierają się w rozmaitych miejscach Petersburga. Kozacy szarżują, ale nie strzelają. Na zakrwawionym śniegu pl. Pałacowego polowe kuchnie wydają obiad dla żołnierzy.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.