4 listopada 1794 roku miała miejsce w Warszawie ostatnia bitwa insurekcji kościuszkowskiej, tzw. „obrona Pragi”. Niestety zakończona rzezią obrońców a w konsekwencji upadkiem insurekcji. W. Kalicki przypomina dziś to wydarzenie:

Mija północ i staje się jasne, że pomoc uzbrojonego mieszczaństwa Warszawy zza Wisły nie nadejdzie. Praga musi się bronić sama. Najwyższy naczelnik insurekcji Tomasz Wawrzecki nie ma złudzeń, że ta obrona ma szansę zakończyć się sukcesem.

Po klęsce pod Maciejowicami i wzięciu naczelnika Tadeusza Kościuszki do niewoli, we władzach insurekcji zapanował zamęt. Stronnictwa umiarkowanych i jakobinów usiłowały przeforsować własne koncepcje dalszego prowadzenia wojny. Pierwsi liczyli na narodową zgodę w obliczu rosyjskiego zagrożenia i odłożenie sporów politycznych na czas po zwycięstwie. Drudzy ratunek widzieli tylko w rewolucyjnym terrorze, który wszystkich Polaków zmusiłby do walki z Rosją, bez pardonu, na śmierć i życie.

Jakobini odnieśli sukces, wysuwając na naczelnika Tomasza Wawrzeckiego, ale umiarkowani nie zasypiali gruszek w popiele – w skład Rady Wojennej przy Naczelniku, z jednym jedynym wyjątkiem gen. lejtn. Józefa Zajączka, weszli przeciwnicy rozwiązań radykalnych. Spowodowało to fatalny paraliż decyzyjny.

W obliczu nieuchronnego marszu armii gen. Aleksandra Suworowa na Warszawę Tomasz Wawrzecki, uznając obronę Pragi za niemożliwą, zaproponował całkowite opuszczenie prawego brzegu Wisły, zablokowanie jej wojskiem regularnym i rzucenie licznych oddziałów nieregularnych do Wielkopolski, celem wyrzucenia z niej Prusaków. Ten rozsądny plan Rada Wojenna odrzuciła, podnosząc absurdalny argument, że po zajęciu Pragi Rosjanie będą mogli ostrzeliwać z dział Warszawę.

Także gen. lejtn. Jan Henryk Dąbrowski był za oddaniem Pragi bez walki. Dąbrowski chciał, by całe wojsko z królem i Radą Wojenną uderzyło na Wielkopolskę i przezimowało w wyzwolonym zaborze pruskim. Także i ten zamysł został odrzucony przez fatalnie kunktatorską Radę Wojenną.

Pozostał wariant najgorszy – obrona Pragi.

Cała Praga to wszystkiego nieco ponad 500 domów, z czego zaledwie parę murowanych, i 7 tys. mieszkańców, głównie rybaków, rzemieślników, mieszczan podlejszej kondycji. Tadeusz Kościuszko, rozumiejąc jej strategiczne znaczenie, już w pierwszych miesiącach insurekcji nakazał sypać wokół niej umocnienia. Z braku ludzi, narzędzi i pieniędzy szło to jednak niesporo.

Nadzorowanie ostatniej fazy budowy praskich umocnień powierzono gen. Józefowi Zajączkowi. On też, co logiczne, miał dowodzić ich obroną. Maciejowicka klęska niezbyt przyczyniła się do wzmożenia prac. Przysłano jedynie więcej rosyjskich jeńców do robót. Jeszcze przed 3 tygodniami kwatermistrz korpusu inżynierów ponaglał zwierzchników o pomoc dla harujących na Pradze żołnierzy – od dawna nie dostawali ani żołdu, ani pożywienia, ani opału.

W ten sposób nie można było zdążyć przed Suworowem. Gdy przed 9 dniami pierwsze oddziały rosyjskie pojawiły się na przedpolach Pragi, do ukończenia szańców brakowało sporo.

Umocnienia mają kształt trójkąta, którego wierzchołkiem jest Piaskowa Góra, a podstawą Wisła. Praskie szańce zaprojektowane zostały tak, że konieczne jest obsadzenie ich silną artylerią. Armat tymczasem jest rozpaczliwie mało, niespełna 90. Brakuje też żołnierzy. Do solidnego obsadzenia wałów potrzeba ich 45 tys. Gen. Zajączek ma pod swymi rozkazami niespełna 14 tys. żołnierzy i 3200 uzbrojonych warszawskich mieszczan. Co gorsza, gen. Zajączek nie wierzy w możliwość obrony Pragi. To nie grzech, to realistyczna ocena sytuacji wojskowej. W końcu w utrzymanie Pragi nie wierzą ani naczelnik Tomasz Wawrzecki, ani gen. Jan Henryk Dąbrowski. Ale gen. Zajączek, nadzorując prace fortyfikacyjne, dopuścił się straszliwego zaniedbania. Wiedząc, że Pragi nie utrzyma i prędzej czy później jego podkomendni będą musieli wycofać się do Warszawy, zaniechał umocnienia podejścia do jedynego mostu przez Wisłę i dokończenia budowy drugiego. Tym samym zamienił Pragę w śmiertelną pułapkę dla obrońców.

Oddziały gen. Suworowa stoczyły 25 października walkę z tylną strażą uchodzącej z Litwy grupy gen. Mokronowskiego. Jeszcze tego samego dnia armia rosyjska założyła w pobliżu Kobyłki obóz i zaczęła przygotowania do szturmu. Suworow osobiście przeprowadził rozpoznanie polskich umocnień i ułożył plan niespodziewanego, generalnego szturmu. Jego żołnierze zaczęli klecić drewniane drabiny do wspinania się na szańce, gromadzili faszynę i wiklinowe plecionki do rzucania na rowy i wilcze doły. Przed kilkunastoma godzinami Suworow wydał rozkaz swym żołnierzom. W prostych słowach pouczył ich, jak mają zachowywać się podczas szturmu:

 „Kiedy ruszymy – idźcie cicho, nie mówić ni słowa, nie strzelać. Zbliżywszy się do umocnień, rzucić się szybko naprzód na rozkaz, krzyczeć: »ura!«. Po dojściu do rowu nie zwlekać, rzucać do niego faszynę, stawać i opierać o wał drabiny. Ochotnicy niech strzelają do wroga nad głowami. Szybko, sprawnie, para za parą – leź. Krótka drabina? Bagnet w wał i leź po nim, i drugi, i trzeci. Stanąwszy na wale, obalaj bagnetem nieprzyjaciela i natychmiast formuj się za wałem. Na strzelanie nie trać czasu, bez potrzeby nie strzelaj, bić w gnaty wroga bagnetem, robić szybko, sprawnie, odważnie, po rosyjsku!”.

Rosyjska artyleria aż do zmierzchu ostrzeliwała szańce. To był podstęp Suworowa, który chciał przekonać obrońców, że powoli zabiera się do żmudnego oblężenia.

Gen. Zajączek dał się na ten fortel nabrać.

Dochodzi 2.00, gdy naczelnik Tomasz Wawrzecki, który ciągle zamyśla o przeniesieniu walki do Wielkopolski, w tajemnicy przed Radą Wojenną podpisuje rozkaz o przeniesieniu korpusu gen. Dąbrowskiego z Pragi przez Nadarzyn i Tarczyn do Starej Wsi.

Godzinę później 30-tysięczna armia rosyjska, podzielona na 7 kolumn, w ciszy zaczyna skradać się w stronę polskich umocnień. Płynące nocnym niebem chmury przysłaniają księżyc i obrońcy nie dostrzegają przemarszu. O 5.00 nad ranem czołowe oddziały rosyjskie są już zaledwie 100 m przed polskimi szańcami. Polacy niczego nie zauważają – tej nocy większość wart grzeje się przy ogniskach.

O 5.00 w ciemnościach eksploduje rakieta. To sygnał do szturmu. Rosyjskie kolumny atakują na całej długości umocnień. Zaskoczeni obrońcy często strzelają Panu Bogu w okno, ale walczą jak lwy. Polska kawaleria próbuje kontratakować w ciemnościach. Odrzucają ją kijowscy konni jegrzy.

O 6.00, na pół godziny przed świtem, jako pierwsi wdzierają się na wały grenadierzy fanagoryjscy.

Załoga Piaskowej Góry, najsilniej umocnionego odcinka fortyfikacji, dowodzonego sprężyście przez gen. Jakuba Jasińskiego, nie daje się zaskoczyć. Polskie armaty ryją w szykach Rosjan głębokie dziury. W końcu jednak atakujący wdzierają się na wał. Naczelnik Wawrzecki zbiera rozproszone oddziały i rzuca do kontrnatarcia. Carscy jegrzy odrzucają je i maszerują w stronę zabudowań Pragi.

Druga z kolumn atakujących Piaskową Górę ponosi od kartaczy obrońców najcięższe straty. Po jej zdobyciu Rosjanie atakują praski Zwierzyniec. Tam gen. Jakub Jasiński zbiera niedobitki obrońców. Z prawego skrzydła umocnień spieszą na pomoc inne polskie oddziały. Walka w Zwierzyńcu jest niesamowicie zażarta. Gen. Jasiński wraz z adiutantami bije się w pierwszej linii.

W tym czasie odłamek lekko rani w rękę gen. Zajączka. Zamiast walczyć, dowódca obrony Pragi zmyka konno w stronę mostu. Wkrótce potem jest już na lewym brzegu Wisły.

2 kolumny rosyjskie otaczają Zwierzyniec. Gen. Jasiński nie chce się poddać. Ginie z większością swych żołnierzy. Giną generałowie Grabowski i Korsak. Płk. Berek Joselewicz i jego żydowski pułk ułanów także walczą w Zwierzyńcu do ostatniej kropli krwi. Pod rosyjskimi bagnetami padają niemal wszyscy z 500 jego podkomendnych.

Rozbite polskie oddziały powoli spływają w stronę jedynego mostu. Tłoczą się na nim cywile i wojskowi. W panicznej ucieczce, w dzikim tłoku kilkuset wojskowych i cywilów spada i tonie w Wiśle. Wśród tłumów pędzących do zbawczego mostu jest także Tomasz Wawrzecki. Jakiś oficer i 2 mieszczan przeprowadzają naczelnika insurekcji na koniu na drugi brzeg. Krótko po tym Rosjanie odcinają dojście do zbawczego mostu. Tragicznie mści się brak umocnień na jego przedpolu.

Wawrzecki, który podczas odwrotu popadł w głęboki stupor, na widok carskich jegrów wbiegających na most odzyskuje werwę. Z pobliskiego domu własnoręcznie wywleka ukrywającego się tam kanoniera, każe mu obracać na most porzucone działo i strzelać. Wkrótce most płonie. Praga jest odcięta.

Rosyjskie kartacze masakrują tysiące obrońców otoczonych na nadrzecznych piaskach.

Choć Suworow rozkazał poprzedniego dnia, by „do domów nie wbiegać, nieprzyjaciół proszących łaski oszczędzać, bezbronnych nie zabijać, z babami nie walczyć, małoletnich nie ruszać”, carscy jegrzy wpadają do domów Pragi i bagnetami mordują kogo popadnie. O 9.00 niedobitki polskich oddziałów poddają się. W szturmie zginęło, zostało wymordowanych w domach, utopiło się w czasie ucieczki przez Wisłę kilkanaście tysięcy obrońców i mieszkańców. Rosjanie stracili 500 zabitych żołnierzy.

Rosyjskie armaty jeszcze przez 2 godziny ostrzeliwują lewy brzeg Wisły. Warszawę ogarnia panika. To koniec insurekcji.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.