12 listopada 1931 roku odbył się w Wilnie pogrzeb studenta Stefana Wacławskiego. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że dwa dni wcześniej został ukamienowany przez Żydów. Nie jest to chlubna karta w polskiej historii, ale przedwojenne narodowe organizacje wykorzystywały ten fakt do swych antysemickich wystąpień. W. Kalicki przypomina nam dziś to wydarzenie:

Na ulicach Wilna od świtu pełno mundurowych. Wojsko i zmobilizowane w ostatnich dniach oddziały przysposobienia wojskowego z karabinami patrolują centrum miasta. Na każdej ulicy widać mundury policjantów. Poprzedniego dnia władze ściągnęły dodatkowych funkcjonariuszy ze wszystkich powiatów województwa wileńskiego. W dzielnicy żydowskiej Wilna, w obawie przed zamieszkami, policja obsadziła wszystkie ulice.

Jest spokojnie.

Przed kościołem św. Jakuba w Wilnie od świtu gromadzą się tłumy. W kościele panuje straszliwy tłok. Ławy w świątyni zarezerwowane są dla profesorów i studentów, ale z braku miejsca większość akademików stoi na zewnątrz. Wielu z nich ma na rękawach zielone wstążki – znak rozpoznawczy sympatyków endecji, dążących do wyrzucenia z uczelni wszystkich Żydów. Przed 9.00 do kościoła wkraczają poczty korporacji akademickich ze sztandarami owiniętymi kirem. Przed ołtarzem stoi katafalk, tuż przed nim – sztandar Uniwersytetu Stefana Batorego. Obecni w kościele plotkują, że władze uczelni długo nie chciały się zgodzić na obecność sztandaru na pogrzebie. Senat uniwersytetu podjął poprzedniego dnia decyzję, że w pogrzebie studenta pierwszego roku wydziału prawa Stefana Wacławskiego udziału nie weźmie. Profesorowie mogą w nim uczestniczyć z własnej inicjatywy.

Jest zatem prorektor ks. Falkowski, są profesorowie Ehrenkreutz, Kościałkowski, Orłowski, Oko. Z własnej inicjatywy na mszę przybył wileński biskup Michalkiewicz.

Nie ma natomiast nikogo z rodziny zmarłego. Jego bliscy nie zdążyli dojechać z Sanoka.

Wacławski jest jedyną ofiarą śmiertelną zajść, które niemal od początku roku akademickiego kładą się cieniem na całej Polsce. Endeccy studenci usiłują wyrzucić z uczelni wszystkich studiujących Żydów. Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Michalski, po niedawnych bijatykach wywołanych przez prawicowych korporantów, zawiesił wykłady. Ekscesy przybrały na sile 3 listopada w Warszawie. Na uniwersytecie, podczas wyborów syndyka pierwszego roku prawa, doszło do bójki studentów. W szamotaninie wybito 2 szyby, połamano kilka krzeseł, i na tym się skończyło. Błahy w istocie incydent wykorzystali jednak działacze Młodzieży Wszechpolskiej i endeckich korporacji akademickich. Wezwali swoich akolitów do marszu na uniwersytet i wyrzucenia na ulicę wszystkich studiujących tam Żydów. Podczas tej akcji korporanci pobili laskami kilkadziesiąt żydowskich studentek i studentów. Po interwencji rektora, proszącego o niedeprecjonowanie powagi uczelni, prawicowi studenci utworzyli pochód i z okrzykami „Bić Żydów!” pomaszerowali w stronę prosektorium zakładu medycyny. Tam zorganizowali wiec, na którym uchwalili, że „ćwiczenia żydowskich studentów medycyny na trupach chrześcijańskich są pogwałceniem najświętszych uczyć narodowych”.

Sprawa trupów w uczelnianych prosektoriach od dawna jest oczkiem w głowie wszechpolskich demagogów. Głośno, zajadle domagają się, by gminy i szpitale żydowskie dostarczały do prosektoriów zwłoki zmarłych Żydów, by na nich mogli ćwiczyć studenci żydowscy – naturalnie do czasu wyrzucenia ich ze studiów.

Od tego dnia codziennie na uczelniach Warszawy, Krakowa, Lwowa dochodziło do ataków korporantów na Żydów. W Warszawie 5 listopada endeccy akademicy pobili bawiące się w Ogrodzie Saskim dzieci żydowskie, a potem zaatakowali żydowskie sklepy w halach za Żelazną Bramą. Do walki z napastnikami stanęła pospiesznie skrzyknięta samoobrona żydowskich tragarzy. Rannych zostało kilkadziesiąt osób, policja aresztowała ponad 50 endeckich awanturników. Nazajutrz ataki endeków na studentów żydowskich tak przybrały na sile, że zajęcia na warszawskim uniwersytecie zawieszono. W następnych dniach w szpitalach przybywało rannych, zawieszono wykłady w Szkole Handlowej. Także w Krakowie niemal codziennie wszechpolacy atakowali studentów żydowskich.

W Wilnie 9 listopada endeccy studenci uchwalili na wiecu usunięcie wszystkich Żydów z Uniwersytetu Stefana Batorego. Następnego dnia rano bojówki wszechpolaków zaatakowały na dziedzińcu Piotra Skargi studentów żydowskich idących na zajęcia. Po interwencji rektora Januszkiewicza napastnicy, wymachując laskami, pomaszerowali do zakładu chemii w gmachu Śniadeckich przy ul. Słowackiego. Na ich widok przerażeni studenci żydowscy wyskoczyli przez okna i pobiegli na pobliski targ drzewny, wzywając na pomoc żydowskich tragarzy. Chwilę później endeccy studenci i żydowscy robotnicy starli się pod gmachem Śniadeckich. Pierwsi bili laskami, drudzy rzucali kamieniami. Któryś z nich trafił w głowę jednego z prawicowych napastników, 21-letniego studenta pierwszego roku prawa Stanisława Wacławskiego. Przewieziony dorożką do Szpitala św. Jakuba, mimo zabiegu chirurgicznego, zmarł godzinę później. Zamieszki błyskawicznie rozlały się na całe Wilno. Po 16.00 demonstrujący studenci ruszyli do wybijania szyb w żydowskich sklepach. Towarzyszące im rzezimieszki z wileńskich przedmieść rabowały sklepy, z których uciekli przerażeni właściciele. Zdemolowano i rozgrabiono dziesiątki obiektów przy ul. Mickiewicza, Trockiej, Jańskiej, Wielkiej. Policja interweniowała nieudolnie, z reguły zbyt późno. Dopiero wieczorem kilkakrotne szarże konnego oddziału policji rozproszyły bandy rabusiów. Studenci po wiecu na pl. Łukiskim i uczczeniu pamięci Stanisława Wacławskiego o 19.00 rozeszli się do domów.

Nazajutrz, w dniu święta 11 Listopada, władze wysłały na ulice Wilna tyle wojska i policji, że do żadnych zajść nie doszło.

Pogrzeb opóźnia się. Krótko przed przywiezieniem zwłok Wacławskiego z kaplicy szpitalnej w kościele pojawiają się pogłoski, że władze administracyjne w ostatniej chwili postanowiły zakazać konduktowi żałobnemu przemarszu w stronę cmentarza św. Piotra i Pawła na Antokolu przez śródmieście, ul. Mickiewicza, i skierować go w ul. Pierwszej Baterii i Zygmuntowską. Oburzeni studenci głośno protestują. Działacze akademickiej Bratniej Pomocy, która pokryła koszty pogrzebu, i koledzy zmarłego udają się do wojewody, by przywrócił pierwotną trasę przemarszu. Wojewoda odmawia przyjęcia delegacji studentów. Na wieść o tym szanowany profesor praw Stefan Ehrenkreutz wychodzi z kościoła i sam idzie do gmachu Urzędu Wojewódzkiego. W krótkiej rozmowie przekonuje wojewodę, by zezwolił na przemarsz ul. Mickiewicza.

W tym czasie we Lwowie pikiety uzbrojonych w laski prawicowych studentów i bojówkarzy Młodzieży Wszechpolskiej zatrzymują przed nowym gmachem uniwersytetu studentów pochodzenia żydowskiego. Gdy ci jednak usiłują przedrzeć się na zajęcia, bojówkarze z zielonymi wstążeczkami w klapach i na rękawach biją ich laskami. Żydzi odpowiadają kamieniami. Interweniuje policja. Gdy podobne zamieszki wybuchają przed gmachem politechniki, rektor politechniki zawiesza wykłady – do odwołania.

W Wilnie, w kościele św. Jakuba, ks. prefekt Rymkiewicz rozpoczyna nabożeństwo żałobne o 10.00, z godzinnym opóźnieniem. W południe koledzy zmarłego wynoszą trumnę z kościoła i ogromny, liczący co najmniej 10 tys. osób, kondukt żałobny, z ks. Rymkiewiczem i licznymi księżmi na czele, rusza ul. Mickiewicza. Wśród idących jest wielu gapiów, którzy z uniwersytetem nie mają nic wspólnego. Przyszli w oczekiwaniu na jakiś skandal, na nowe antyżydowskie ekscesy. Żałobnicy idą jednak w ciszy i powadze.

Grób na cmentarzu przygotowano w pobliżu kaplicy. Najpierw przemawia alumn seminarium duchownego, którego zmarły jeszcze niedawno był studentem; Wacławski wystąpił z wydziału teologicznego i zapisał się na prawo przed kilkoma tygodniami. Potem ks. Rymkiewicz odmawia ostatnią modlitwę za zmarłych.

Nieoczekiwanie endeccy studenci stojący przy trumnie ogłaszają, że ponieważ rodzina zmarłego nie dojechała, przerywają pogrzeb – do jutra. Interweniuje obecny na cmentarzu starosta grodzki Wacław Iszora. Staje na sąsiednim grobowcu i przemawia do studentów. Przekonuje, że skoro rodzina Wacławskiego nie dojechała, to trudno, zmarłego trzeba pochować bez jej obecności. Nad otwartym grobem wybucha tumult. Akademicy z prawicowych korporacji wygrażają staroście, krzyczą o obrazie, o prowokacji, o nieposzanowaniu uczuć. Wreszcie kilku z nich zabiera trumnę znad grobu i przenosi do kaplicy. Potem studenci kaplicę zamykają, a klucz oddają proboszczowi Zawadzkiemu. Po długich kłótniach studentów i starosty ks. Zawadzki ogłasza wreszcie, że pogrzeb odbędzie się jutro o 10.00.

Rozemocjonowani akademicy jeszcze ponad półtorej godziny spierają się wśród grobowców. Wreszcie o 15.00 spokojnie opuszczają cmentarz.

Ale na mieście spokoju nie ma. Endeccy podżegacze, nie mogąc się przedostać na teren uniwersytetu i nie mogąc demonstrować na patrolowanych przez wojsko i policję ulicach, ruszają do gimnazjów. Wileńskie kuratorium reaguje natychmiast: w porozumieniu z komendą policji wydaje uczniom gimnazjów i szkół zawodowych zakaz przebywania na mieście po godzinie 18.00.

W Krakowie endeccy studenci organizują demonstrację na mieście, ale tym razem policja interweniuje błyskawicznie: demonstrację rozprasza i aresztuje 25 jej uczestników. Wieczorem, po interwencji rektora ks. Michalskiego, policja zwalnia ich z aresztu. Ks. Michalski ogłasza obwieszczenie, w którym wzywa studentów do zachowania spokoju.

Późnym wieczorem minister spraw wewnętrznych wydaje zarządzenie, że wileński starosta grodzki Wacław Iszora, który rano nie potrafił zapobiec przełożeniu pogrzebu Wacławskiego na dzień jutrzejszy, zostaje ze skutkiem natychmiastowym odwołany ze stanowiska. Minister zawiesza także w czynnościach służbowych zastępcę komendanta policji na miasto Wilno nadkomisarza Wacława Dąbrowskiego i zarządza postępowanie dyscyplinarne przeciwko niemu za nie dość energiczne tłumienie rozruchów antyżydowskich, w których zginął Wacławski.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.