20 listopada 1910 roku to kolejna ważna data dla miłośników literatury. Owego dnia zmarł wybitny pisarz i filozof Lew Tołstoj, uznawany dziś za twórcę wolnościowego chrześcijaństwa anarchistycznego. Oto przebieg wydarzeń w ujęciu W. Kalickiego:

Łóżko stoi na środku izby. To najlepsze pomieszczenie w domku Ozolina, naczelnika stacji kolejowej Astapowo. Hrabia Lew Tołstoj leży podparty poduszkami. Wspaniała siwa broda rozłożona jest na podciągniętej wysoko kołdrze. Wokół łóżka rozstawiono kilkanaście krzeseł. Siedzą na nich lekarze i córka hrabiego Aleksandra Lwowna.

Przed trzema tygodniami Tołstoj wyjechał ze swego domu w Jasnej Polanie. Właściwie uciekł. O 3.00, w szlafroku i pantoflach, zjawił się w pokoju zaprzyjaźnionego lekarza domowego, Słowaka dr Duszana Makowickiego, i znienacka oznajmił, że postanowił wyjechać, a ukochana córka Aleksandra Lwowna i doktor mają ruszać w drogę wraz z nim.

Wielki pisarz i moralista od lat przemyśliwał o porzuceniu luksusowego domu w Jasnej Polanie. Doskwierała mu myśl, że głosząc idee ubóstwa, sam korzysta ze zbytku w swym majątku. Od dawna też czuł się osaczony przez najbliższych. Drogi hrabiego i żony rozeszły się. Zofia Andriejewna kochała go, ale sama rozmiłowana w luksusie, chcąc przy tym zapewnić licznym dzieciom dostatnie życie, twardo, bezwzględnie walczyła z mężem o majątek.

Spośród dzieci tylko Aleksandra Lwowna podzielała poglądy ojca i była mu bliska. Reszcie chodziło przede wszystkim o udział w spadku. I właśnie sprawa spadku stała się bezpośrednim powodem ucieczki z Jasnej Polany.

Prawa autorskie do dzieł Tołstoja były fortuną. Wojnę i pokój czy Annę Kareninę nieustannie wznawiano w Rosji w wielkich nakładach, tłumaczono na wiele języków. Najbliższy przyjaciel Lwa Tołstoja, zarządzający sprawami wydawniczymi pisarza Włodzimierz Czertkow, nakłonił hrabiego do pozbawienia rodziny praw autorskich i przekazania ich społeczeństwu. Ostateczny testament, z inicjatywy Czertkowa, spisano przed 4 miesiącami w tajemnicy, w gęstym lesie. Zofia Andriejewna domyśliła się jednak, że mąż pozbawił rodzinę praw autorskich. Przez ostatnie tygodnie kłóciła się o dochody z honorariów z hrabią, żądała ujawnienia testamentu, groziła samobójstwem, robiła awantury przy gościach w domu. Dwukrotnie symulowała zamachy samobójcze, nocami rewidowała rzeczy hrabiego w poszukiwaniu testamentu. Do nagonki na ojca przyłączyła się większość wydziedziczonych dzieci. W domową wojnę ochoczo rzucił się dbający o utrzymanie swych wpływów Czertkow. Lwa Tołstoja we własnym domu najbliżsi wyzuli z resztek prywatności. Na polecenie Czertkowa stenografowano nawet kłótnie hrabiego z żoną.

Nocna ucieczka była wybawieniem. 3 uciekinierów – hrabia, dr Makowicki i Aleksandra Lwowna – w konspiracji jechało koleją na południe, w gruncie rzeczy bez planu i wyraźnego celu. Ale marna to była konspiracja. Wkrótce podróżni rozpoznali Lwa Nikołajewicza. Był przecież najsławniejszym pisarzem Rosji i jej największym autorytetem moralnym. Jego powieści i rozprawy moralne czytały miliony. Cały kraj i pół świata wiedziało o jego akcji pomocy ofiarom głodu czy walce o prawa prześladowanych przez władze innowierców. Popularności i autorytetowi Tołstoja nie zaszkodziły ani jego utopijna doktryna niesprzeciwiania się złu, ani wyklęcie hrabiego w 1901 roku przez Cerkiew prawosławną.

Uciekinierzy po krótkich pobytach w klasztorze Pustelnia Optina i w Szamordinie ruszyli w dalszą podróż. Jazda w czasie fatalnej jesiennej słoty, w zatłoczonym wagonie 3. klasy, skończyła się dla hrabiego zapaleniem płuc. Tołstoj słabł w oczach. Na malutkiej stacji Astapowo dr Makowicki zarządził przeniesienie hrabiego do parterowego drewnianego domku zawiadowcy.

Nie minęło kilkanaście godzin, a w Astapowie zaczęły się zjawiać tłumy: Czertkow, żona, dzieci, lekarze z Petersburga zaalarmowani przez władze, żandarmi z bagnetami na karabinach i ostrą amunicją, tak na wszelki wypadek, korespondenci gazet, okoliczni chłopi, tajni agenci policji, wiceminister spraw wewnętrznych Charłamow (incognito), gubernator riazański książę Oboleński, igumen Warsonofij – ten z tajną misją nawrócenia Lwa Tołstoja na prawosławie.

Lekarze nie dopuszczali do chorego nikogo z rodziny – z wyjątkiem Aleksandry Lwowny. Nie dopuszczali żadnego dziennikarza, urzędnika, nawet igumena Warsonofija. Sfrustrowani synowie hrabiego pili wódkę z korespondentami prasy. Charłamow na zmianę z Warsonofijem słali do władz tajne raporty. Lew Tołstoj z dnia na dzień stawał się słabszy, nieobecny duchem.

Przed paroma godzinami stan ciężko chorego Tołstoja nagle się poprawił. Wieczorem poprzedniego dnia hrabia poprosił o coś do jedzenia, wypił też sporo mleka. Był całkowicie przytomny. Kiedy córka Aleksandra Lwowna spytała, czy poprawić mu poduszki, mocnym głosem odrzekł: „Nie. Proszę pamiętać, że na świecie jest wielu ludzi oprócz Lwa Tołstoja, a wy troszczycie się tylko o jednego Lwa”. Potem zapadł w drzemkę, a czuwający wokół niego poszli spać.

Kryzys zaczął się o 22.00. Tołstoj podniósł się z pościeli, opuścił nogi na podłogę i z najwyższym trudem łapał oddech. „Ciężko oddychać” – westchnął po chwili. Służba obudziła lekarzy i najbliższych. „Pójdę gdziekolwiek, żeby nikt nie przeszkadzał. Zostawcie mnie w spokoju” – wyszeptał z trudem po kolejnym ataku duszności.

Mija północ. Od 2 godzin kilkanaście osób z niepokojem wsłuchuje się w płytki, rzężący oddech chorego. Wargi, nos i dłonie hrabiego posiniały, twarz jakby zapadła się. Lekarze z niepokojem badają puls. Serce bije słabo, nierówno. Choremu coraz bardziej brakuje powietrza. Rzuca się w pościeli, wyraźnie się dusi. Lekarze decydują się podać mu tlen i morfinę. Potem jeszcze robią zastrzyk kamfory. Lew Tołstoj wyraźnie czuje się lepiej.

 „Sierioża!” – wzywa syna Siergieja Lwowicza. Kiedy poproszony do izby syn podchodzi do łóżka, hrabia szepce z trudem: „Prawda… kocham wiele… wszyscy oni…”. I to wszystko. Na więcej nie ma już sił.

O 2.00 przychodzi kolejny kryzys. Tętno jest słabo wyczuwalne. Organizm nie reaguje na kolejne zastrzyki kamfory. Hrabia z trudem wypija parę łyków wody. O 6.00 przestaje oddychać.

 – Przerwa – mówi głośno dr Usow. Konający łapie oddech, ale po chwili znów cichnie.

 – Druga przerwa – stwierdza dr Usow. Ale po raz drugi oddech się nie pojawia. To koniec. Jest 6.05. Dr Duszan Makowicki zamyka zmarłemu oczy.

Dziennikarze pędzą do telegrafu nadać najważniejszą wiadomość dnia. W całej Rosji ci, którzy już wiedzą, mówią napotkanym nieznajomym po prostu: „Umarł”.

Władze wstrzymują pociągi, którymi można by dostać się z Petersburga i z Moskwy do Astapowa i do Jasnej Polany. Pogrzeb wyklętego przez Cerkiew krytyka samodzierżawia ma być jak najskromniejszy.

W Astapowie zatrzymuje się pociąg z Tuły. Wysiada tłum pielgrzymujących do Lwa Tołstoja. Wysiada także tulski archijerej Parfienij. Prawosławny duchowny już wie, że hrabia nie żyje. Odszukuje w tłumie rtm. żandarmerii Sawickiego i melduje mu, że przybywa z delikatną misją, wydelegowany przez Najświętszy Synod Cerkwi na osobiste życzenie jego cesarskiej mości Mikołaja II. Ma otóż ustalić, czy w trakcie choroby i agonii w Astapowie hrabia Tołstoj nie uczynił czegokolwiek, co można by uważać za chęć okazania skruchy za błędy i pojednania z Cerkwią albo czy choćby nie dał znaku, że nie sprzeciwia się pochowaniu go wedle obrządku prawosławnego. Po rozmowie z Sawickim Parfienij prosi o spotkanie z synem hrabiego Tołstoja Andrzejem Lwowiczem, o którym w Cerkwi i w sferach żandarmeryjnych wiadomo, że krytycznie odnosił się do poglądów religijnych i moralnych ojca.

 – Nie wie pan, czy Lew Nikołajewicz nie pojednał się z Cerkwią albo czy nie wyrażał takiej chęci? – pyta archijerej.

 – Nie wiem – odpowiada Andrzej Lwowicz.

 – Widział pan Lwa Nikołajewicza? – pyta dalej archijerej.

 – W stanie świadomości nie widziałem, ponieważ wszystkich nas poproszono do niego o północy, po zastrzyku z morfiny, i ojciec nie odzyskał już świadomości.

 – A może wie pan coś o tym, że jakaś osoba duchowna rozmawiała z nim o tej sprawie? – drąży Parfienij.

 – Nic o tym nie wiem.

 – A czy ktoś z rodziny słyszał od Lwa Nikołajewicza o chęci pojednania się z Cerkwią?

 – Tego nie mogę stwierdzić.

 – A może ktoś z rodziny mógłby to potwierdzić? – męczy Parfienij.

 – Jestem wierzący, prawosławny i życzyłbym sobie, by ojciec pojednał się z Cerkwią, ale kłamać nie mogę – odpowiada twardo Andrzej Lwowicz.

Archijerej nie daje jednak za wygraną. Opowiada, że synod Cerkwi przejęty jest troską, by hrabia mógł mieć chrześcijański pogrzeb, ale byłoby to możliwie jedynie wtedy, gdyby udało się dowieść, że do Lwa Nikołajewicza nie dopuszczono żadnego katolickiego księdza, a ludzie otaczający chorego zataili wyjawioną przezeń chęć pojednania się z Cerkwią.

 – Czy nie mógłby pan potwierdzić, że wszyscy otaczający chorego Lwa Nikołajewicza byli niewierzący? – kusi na początek Parfienij.

 – To mogę potwierdzić – przyznaje Andrzej Lwowicz.

Ale to jednak wszystko, co archijerejowi udaje się od niego i innych dzieci Lwa Tołstoja wyciągnąć. Zrezygnowany Parfienij najbliższym pociągiem wraca do Tuły.

Od wczesnego ranka do domku zawiadowcy przychodzą pożegnać Lwa Tołstoja wszyscy obecni w Astapowie. Przed izbą stoi długa kolejka pracowników kolejowych, chłopów, dziennikarzy, prostych żołnierzy. Przy łóżku czuwają rodzina i bliscy. Za ich plecami, w strasznym ścisku, wolno przechodzą żałobnicy. Wielu płacze. Jakiś wiejski nauczyciel przemawia nad wezgłowiem: „Ja, syn narodu, kłaniam ci się do ziemi w imieniu narodu. Byłbyś szczęśliwy, gdybyś wiedział, że umarłeś tu pośród chłopów, którzy cię kochają i będą cię kochać jeszcze bardziej”.

Tak mija dzień.

Po zmroku stojące pod ścianami izby chłopki intonują pieśń Wiecznaja pamiat’. Z hukiem otwierają się drzwi. Wpada kilku żandarmów z szablami. Krzyczą nad zwłokami Tołstoja: „Przestać śpiewać!”. Zapada cisza, żandarmi wychodzą. Cerkiew nie zezwala na odśpiewanie pieśni nad ekskomunikowanym zmarłym. Po kwadransie kobiety znów intonują pieśń żałobną. Wpadają żandarmi, wrzeszczą: „Milczeć!”. Znów cisza, żandarmi wychodzą i po dłuższej chwili znów śpiew. I znów żandarmi. I tak przez całą noc, do rana.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.