27 listopada 1942 roku w Tulonie, we Francji nastąpiło samozatopienie floty francuskiej, aby zapobiec przejęciu jej przez Niemców. To jedno z bardziej spektakularnych wydarzeń II wojny światowej opisuje nam dziś W. Kalicki:

Żandarm pełniący nocną wartę przed koszarami policji nieopodal skrzyżowania szos Marsylia–Tulon i Meounes–La Ciotat słyszy wyraźnie zbliżające się, potężne dudnienie silników. Jest 1.45. Ki diabeł? W ciemnościach nie jest w stanie niczego dostrzec, ale po chwili obok ryku silników wyraźnie rozpoznaje chrzęst gąsienic. To czołgi. Ale kadłubowe państwo Vichy, powstałe po kapitulacji Francji w czerwcu 1940 roku, którego żandarm jest funkcjonariuszem, nie dysponuje oddziałami pancernymi. To mogą być tylko Niemcy! Po chwili samotny wartownik nie ma wątpliwości – kolumna czołgów zmierza do miejscowości Le Beausset. A niecałą godzinę drogi dalej leży Tulon, główna baza francuskiej marynarki wojennej. Żandarm telefonuje do dyżurnego w koszarach i zawiadamia go, że szosą na Tulon jadą niemieckie czołgi. Dyżurny usiłuje zaalarmować prefekturę w Tulonie, ale centrala telefoniczna odpowiada, że ktoś przerwał linie telefoniczne. Przed koszarami zatrzymują się motocykle bez świateł, wyskakują z nich niemieccy żołnierze. Aresztują vichystowskich żandarmów.

Teraz niemieccy motocykliści pędzą do miasteczka Le Beausset. Zanim francuscy policjanci orientują się, co się dzieje, Niemcy przecinają kable telefoniczne na ścianie posterunku policji. Gdy czołgi przejeżdżają przez Le Beausset, w Tulonie nikt nie ma pojęcia o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

O 3.30 w nocy pancerna kolumna dociera w pobliże miejscowości Ollioules. Stąd do tulońskiego portu jest już tylko 5 km. Tu czołgi rozdzielają się na 3 grupy, które mają jednocześnie zająć wybrzeże portu wojennego i baterię ciężkich dział w miejscowości St. Mandrier, panującą nad wyjściem z tulońskiego portu.

Od wschodu tymczasem pędzi w stronę Tulonu inna grupa niemieckich czołgów. Ich zadaniem jest opanowanie fortu Lamalque, którego działa także kontrolują wejście do portu. O 4.45 niemieccy grenadierzy pancerni zeskakują z czołgów pod bramą fortu. Zaskoczona, sterroryzowana warta otwiera bramę. Niemcy zajmują umocnienia, aresztują żołnierzy i oficerów. Korzystając z chwili nieuwagi napastników, którzy wychodzą do sąsiedniego pomieszczenia, zerwany z łóżka w bieliźnie kontradm. Robin podnosi słuchawkę telefonu. Z ulgą stwierdza, że łączność z portem nie jest przerwana. Żąda połączenia z szefem sztabu kontradm. Dornonem.

 – Tu Robin. Niemcy zajęli fort. Zaalarmuj jednostki floty – mówi szybko.

Chwilę później, gdy pospiesznie wkłada mundur, terkoce jego telefon. To adm. de Laborde, dowódca francuskiej floty, znajdujący się na pokładzie okrętu liniowego „Strasbourg”. Kontradm. Robin melduje, że Niemcy jego zdaniem chcą przechwycić okręty w porcie. W połowie zdania w słuchawce rozlega się trzask i zapada cisza. Niemieccy saperzy przecinają kable łączące fort z miastem.

Ale adm. de Laborde już wie, co się święci. O 5.20 od strony basenów, w których zacumowane są okręty podwodne, dobiega kanonada broni maszynowej. Admirał poleca nadać rozkaz: „Natychmiast zatapiać okręty!”. Pancernik „Strasbourg” rozbłyskuje migocącymi reflektorami sygnałowymi jak choinka. Od burty odbijają motorówki z łącznikami wiozącymi rozkazy.

Po klęsce Francji i powołaniu kadłubowego, zależnego od III Rzeszy państwa francuskiego kierowanego przez marsz. Philippe’a Pétaina ze stolicą w uzdrowisku Vichy potężna francuska flota wojenna, czwarta flota świata, opuściła Francję. Część okrętów trafiła do Wielkiej Brytanii, większość – do portów francuskiej Afryki Północnej. Ta potężna siła, podporządkowana Vichy i formalnie neutralna, nęciła Hitlera i Churchilla. W brytyjskim premierze dodatkowo budziła obsesyjny lęk – gdyby francuska flota wpadła w ręce Niemców, Wielka Brytania byłaby zagrożona. Przed rokiem Anglicy z zaskoczenia zajęli francuskie okręty stacjonujące w ich portach, zaś brytyjska flota znienacka ostrzelała okręty niedawnych sojuszników w afrykańskich portach. Po tej masakrze sprawne okręty francuskie przepłynęły do Tulonu.

Przed z tygodniami Anglicy i Amerykanie wysadzili desanty we francuskiej Afryce Północnej, wiernej Vichy. Hitler odpowiedział 10 dni temu zerwaniem rozejmu zawartego z Pétainem – Wehrmacht wkroczył do francuskiej Tunezji i zajął nieokupowaną dotychczas Prowansję. Ale w obawie, by nie wypłoszyć francuskiej floty z tulońskiej bazy, niemieckie czołgi zatrzymały się kilkadziesiąt kilometrów przed Tulonem. Hitler obłudnie zapewnił kolaboracyjny rząd w Vichy, że w żadnym wypadku Niemcy nie wkroczą do portu, Wehrmachtowi zaś wydał rozkaz do operacji zajęcia Tulonu. Dowódca francuskiej floty adm. de Laborde, zamiast wyjść w morze, obietnice Hitlera wziął za dobrą monetę, pozostał w porcie, kazał wygasić kotły i nawet nie zarządził wzmożonych środków bezpieczeństwa.

Strzelanina w rejonie bramy do portu alarmuje załogi okrętów podwodnych. Przed kilkoma dniami dowódca dywizjonu podwodników zawarł tajne porozumienie z dowódcami poszczególnych jednostek: jeśli Niemcy zaatakują, wszyscy odmówią wykonania rozkazu adm. de Laborde o samozatopieniu i spróbują wyrwać się z portu na pełne morze. Żaden z wyższych oficerów francuskiej marynarki o tym sekretnym pakcie nie ma pojęcia. Młodzi oficerowie uważają, że ich miejsce jest raczej u boku znienawidzonych przez dowództwo marynarki Vichy Anglików. Na każdym z sześciu okrętów podwodnych marynarze rzucają się do cum. Jako pierwszy odbija „Venus” dowodzony przez kpt. Crescenta. Powoli nabiera prędkości. Wyjście z basenu zagrodzone jest jednak siecią z solidnych stalowych lin. „Venus” taranuje sieć. Bezskutecznie. Lina okręca śrubę. Okręt cofa się i szczęśliwie wyplątuje się z pułapki. Teraz w sieć uderza idąca jako druga, dwukrotnie większa od „Venus” „Casabianka”. Przeraźliwy trzask lin trących o kadłub i sieć pęka z hukiem. W wyrwaną dziurę wpływa teraz „Venus”, za nią kolejne 2 okręty podwodne. Ostatni wychodzi „Glorieux”. Z kłopotami. Z brzegiem łączą go przewody sprężonego powietrza i kable elektryczne do doładowywania akumulatorów. Dowódca kmdr Meynier każe odpływać i zerwać przewody. Gdy okręt powoli wykonuje przy nabrzeżu zwrot, na keję wpadają niemieccy grenadierzy. Widząc, że zdobycz wymyka się im z rąk, z odległości kilkunastu metrów otwierają ogień do krzątających się po pokładzie marynarzy. Kmdr Meynier reaguje jak szeryf z westernu: wyrywa pistolet z kabury i strzela z wolnej ręki do napastników. „Glorieux” wpływa w wyrwę w sieci i dogania resztę okrętów. Ale to nie koniec kłopotów. Nad portem pojawiają się niemieckie samoloty i zrzucają flary. Robi się jasno jak w dzień. Okręty zwalniają przed ostatnią przegrodą oddzielającą je od pełnego morza – kolejną stalową siecią. Ta jest tak potężna, że okręty podwodne nie mają cienia szansy na rozerwanie jej taranem. Dowódca „Casabianki” woła do szypra holownika, który zwija i rozwija sieć, by otworzył drogę. Szyper nie zgadza się – nie ma rozkazu z dowództwa portu. Nie przekonują go argumenty, że dowództwo jest już aresztowane przez Niemców. Dopiero gdy nad okręty nadlatuje bombowiec nurkujący Ju 87 Stuka i zrzuca bombę, która wybucha tuż za rufą „Casabianki”, holownik rusza. Okręty podwodne już są na wielkiej redzie, tu jest już na tyle głęboko, że będą mogły się zanurzyć. I wtedy nadlatuje druga fala stukasów. Jedna z bomb uderza w „Venus”. Na szczęście nie wybucha, ale i tak przedziurawiony okręt szybko nabiera wody. Załoga opuszcza pokład. Pozostałe 4 okręty podwodne wreszcie zanurzają się w bezpieczną toń zatoki.

Nad wyjście z portu nadlatuje kolejna fala niemieckich bombowców. Spod ich kadłubów odrywają się białe spadochrony. To miny magnetyczne. Port jest zablokowany, nie ucieknie już zeń żadna jednostka.

Czołgi rozjeżdżają się po wybrzeżach skomplikowanej sieci basenów portowych. Niemieccy oficerowie usiłują czym prędzej dostać się na pokłady okrętów i zapobiec ich zniszczeniu. Ale Francuzi, którzy nie mają dość ducha, by walczyć z Niemcami, nie mają też zamiaru oddawać im swej oceanicznej floty. Marynarze zatrzaskują włazy, by napastnicy nie mogli im przeszkodzić w dziele zniszczenia. Rozpalają kotły – zalane wodą, ulegną rozerwaniu. Rozlewają w pomieszczeniach ropę i podpalają ją, zakładają ładunki wybuchowe w lufach dział i magazynach amunicji. Zewsząd rozlegają się potężne eksplozje, słupy ognia i dymu biją w niebo. Potężny, nowoczesny pancernik „Strasbourg”, 3 ciężkie krążowniki, 2 lekkie, 10 potężnie uzbrojonych, najszybszych na świecie wielkich niszczycieli, okręty podwodne, mniejsze niszczyciele idą na dno. W porcie jest płytko, woda nawet nie zalewa pokładów większych jednostek, ale to już tylko wraki. Podobnie jak płonący w suchym doku pancernik „Dunquerque”. W ciągu godziny Francja przestaje być mocarstwem morskim.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.