30 listopada 1938 roku zabity został Corneliu Zelea Codreanu, przywódca rumuńskiego nacjonalistyczno-faszystowskiego Legionu Michała Archanioła i Żelaznej Gwardii. Śmierć poniósł, wraz z kilkunastoma towarzyszami, z rąk rumuńskich żandarmów. W. Kalicki tak oto opisuje to, dokonane w iście mafijnym stylu, morderstwo:

Ok. 21.00 przed bramą więzienia w Ramnicu Sarat, niewielkim miasteczku na wschodnich stokach Karpat Mołdawskich w Rumunii, zatrzymuje się ciężarówka z paką pokrytą brezentową plandeką. Za kierownicą siedzi oficer policji mjr Dinulescu. Szef policji Królestwa Rumunii gen. lejtn. Ioan Bengliu uprzedził naczelnika więzienia o jego przyjeździe i strażnicy bez formalności otwierają bramę. Mjr Dinulescu idzie prosto do gabinetu naczelnika. Przedstawia mu listę więźniów przeznaczonych do przewiezienia do więzienia w Jilavie, tuż na południe od Bukaresztu. Strażnicy po kolei wyprowadzają aresztantów z cel, skuwają im ręce kajdankami i prowadzą na dziedziniec, do ciężarówki.

Nicolae Constantinescu, Ion Caranica i Doru Belimace odbywają bezterminową karę więzienia za udział w zabójstwie premiera Rumunii Iona Gheorge Ducy.

Ion Caratanase, Iosif Bozanatan, Stefan Curca, Ion Pele, Ion State, Ion Atanasiu, Gavrila Bogdan i Radu Vlad także zostali skazani na bezterminowe więzienie, ale za udział w spektakularnym zabójstwie byłego działacza rumuńskiej faszyzującej Żelaznej Gwardii Mihaila Stelescu. Stefan Georgescu i Ion Trandafir za udział w tej samej zbrodni zostali skazani na 10 lat twierdzy.

Wszyscy są młodzi, to 20- i ledwo 30-latkowie. Wszyscy są członkami Żelaznej Gwardii.

Ostatnim z 14 wywożonych więźniów jest Corneliu Zelea Codreanu, charyzmatyczny przywódca Żelaznej Gwardii.

Codreanu, fanatyczny nacjonalista rumuński, urodził się w 1899 roku jako najstarszy syn w rodzinie polsko-niemieckiej. Jego dziadek po mieczu nazywał się Mikołaj Zieliński, nazwiska Zieliński używał też, do czasu ślubu z pochodzącą z Bawarii panną Braun, ojciec wywożonego właśnie z więzienia Corneliu; człon Zelea w jego nazwisku to pozostałość po polskim Zielińskim.

Nastoletni licealista Corneliu czuł się Rumunem z krwi i kości; pod koniec I wojny światowej ogarnęła go, jak wielu jego rówieśników, patriotyczna gorączka. W wieku 17 lat ukończył kurs podoficerski i wkrótce potem założył swą pierwszą patriotyczną konspirację. Wespół z innymi uczniami zbierał na pobojowiskach wojny światowej broń, uczył swych nastoletnich podwładnych strzelania i czekał na następną wojnę – z sowiecką Rosją o Bukowinę, zdobytą w listopadzie 1918 roku przez rumuńską armię na Rosjanach. Sowieci jednak nie uderzyli i Codreanu musiał znaleźć innego wroga prawdziwych Rumunów. Znalazł go w komunistach i w Żydach.

Na początku lat 20. w szeregach prawicowych bojówek zwalczał organizowane przez komunistów strajki (wsławił się porwaniem z kompanami lokomotywy na stacji w Nikolinie i staranowaniem nią bramy fabryki okupowanej przez strajkujących). Jako student prawa wraz z jednym towarzyszy zablokował drzwi do uniwersytetu w Jassach w proteście przeciw wycofaniu uroczystości religijnych z uczelni. Ciężko pobity przez liberalnych studentów, doprowadził jednak do przywrócenia mszy na otwarciu roku akademickiego.

Podczas podróży do Niemiec na początku lat 30. młody prawicowy radykał Codreanu poznał rzemieślnika szyjącego dla ruchu niejakiego Adolfa Hitlera opaski ze swastykami. Zapamiętał ten symbol i potem wprowadził go także na swoje sztandary.

Po powrocie do Rumunii Codreanu wspomagał prawicowego ideologa prof. Cuzę w zakładaniu Ligi Narodowo-Chrześcijańskiej, w której szybko stał się czołowym działaczem (jej członkiem był też ojciec Corneliu). Antysemickie awantury i zajścia z policją Codreanu zakończył z wielkim hukiem: broniąc w sądzie w Jassach prawicowego studenta, wyciągnął z kieszeni rewolwer i zastrzelił znienawidzonego przez siebie prefekta policji Manciu, ciężko zranił 2 kolejnych policjantów, komisarza oraz inspektora, i z rewolwerem przyłożonym do skroni zakładnika uciekł i ukrył się w domu swych sympatyków.

Aresztowany, postawiony wraz z kilkoma kompanami z Ligi przed sądem, został… uniewinniony. Za Codreanu wstawili się rektorzy rumuńskich uczelni, którzy w liście otwartym oskarżyli zastrzelonego prefekta o łamanie prawa.

W roku 1927 Corneliu założył Legion Archanioła Michała, organizację, która miała wychować nowego, prawdziwego Rumuna, odrodzić duchowo naród rumuński. Wrogami niezmiennie pozostawali Żydzi i demokracja. Codreanu roił sobie, że buduje system polityczny całkiem odmienny od dyktatury faszystowskiej we Włoszech i od narodowego socjalizmu Hitlera – on nie będzie narzucającym swą wolę dyktatorem, gdyż posiada intuicję zdolną odczytywać prawdziwą wolę narodu. Legioniści Archanioła Michała odziewali się w ludowe długie białe koszule, białe portki i haftowane serdaki, manifestowali, organizowali marsze, ale nie mieli żadnego znaczenia na politycznej mapie kraju. W 1930 roku Codreanu założył Garda de Fier, Żelazną Gwardię, paramilitarne ramię Legionu Archanioła Michała. Uniformem Gwardii stała się zielona koszula, pas z koalicyjką, buty oficerki, symbolem zaś – podpatrzona w Berlinie swastyka, później zastąpiona potrójnym krzyżem na zielonym tle.

W latach 30. liczący kilka tysięcy zwolenników ruch Codreanu ciągle jeszcze był tylko częścią politycznego folkloru. Zdesperowany lider z mizernym powodzeniem próbował sił w wyborach parlamentarnych – wpadł na pomysł, że najlepszym motorem kampanii będzie jego nazwisko, i zarejestrował partię Ugrupowanie Corneliu Z. Codreanu, ale nie weszła ona do parlamentu. Kolejne rządy rumuńskie, niezależnie od politycznej orientacji, brutalnie trzymały w narożniku ruch Codreanu, już to delegalizując Gwardię i Legion, już to nękając ich aktywistów aresztowaniami i procesami.

Odpowiedzią był terror. W 1934 roku 3 członków Żelaznej Gwardii zastrzeliło premiera Iona Ducę przygotowującego ostateczną rozprawę z ruchem Codreanu (a teraz 3 zamachowców żandarmi prowadzą na więzienny dziedziniec).

Gdy Mihail Stelescu, prawa ręka Codreanu w rumuńskim parlamencie, oskarżył założyciela Legionu i Gwardii o pyszałkowatość, sprzeniewierzanie funduszy i wydanie rozkazu zamordowania premiera Ducy, gwardziści wykonali na nim iście mafijną egzekucję. 8 morderców, których teraz żandarmi sprowadzają skutych po schodach więzienia w Ramnicu Sarat, weszło do szpitala, w którym leżał Stelescu, wpakowało weń 120 pocisków rewolwerowych, a następnie rozrąbało siekierami jego ciało.

Przed 4 laty wreszcie zła karta odwróciła się. Administracja rządowa przestała prześladować ruch Codreanu, z każdym miesiącem jego szeregi rosły o tysiące członków (zaraz po procesie zabójców premiera Ducy do Żelaznej Gwardii zapisał się cały skład sędziowski, z generałem służby czynnej na czele).

Za tym nagłym powodzeniem ruchu Codreanu stał król Karol II, który z szatańską przebiegłością dążył do pochwycenia władzy absolutnej i prawicowych ekstremistów postanowił użyć do zdemolowania sceny politycznej kraju.

Corneliu Codreanu, zajęty utrzymywaniem spoistości błyskawicznie rozrastającej się Gwardii, utrzymaniem bezpiecznego dystansu do faszyzmu Mussoliniego i nazizmu Hitlera, w końcu też ideologicznymi dziwactwami, w rodzaju kampanii zbierania złomu, organizowania sprzedaży płodów rolnych taniej niż u kupców żydowskich czy wręcz otwierania knajp z prawdziwie narodowym, rumuńskim jedzeniem, nie przejrzał gry króla. Odrzucił propozycję dworu sformowania rządu w oparciu o kadry Legionu Michała Archanioła. Co więcej, otwarcie rzucił monarsze rękawicę, postponując go osobiście oraz jego wpływową kochankę panią Elenę Lupescu.

Codreanu był pewien, że jego czas właśnie nadchodzi. Przebudzenie było bolesne.

Najpierw, rok temu, jego ruch nieoczekiwanie, z kretesem przegrał wybory parlamentarne.

Przed 7 miesiącami Codreanu został aresztowany pod pretekstem obrazy urzędującego ministra. To był tylko wstęp – po niechlujnym, stronniczym procesie (choć akurat uczciwie przeprowadzony proces musiałby skończyć się ciężkim wyrokiem dla lidera Żelaznej Gwardii) sąd wojskowy skazał go na 10 lat więzienia. Aresztowano także niemal 300 czołowych działaczy Legionu i Gwardii.

A przed tygodniem król Karol II spotkał się w Berchtesgaden z Hitlerem, który niezbyt zręcznie interweniował w sprawie uwolnienia Codreanu.

Rozjuszony rumuński monarcha natychmiast polecił ministrowi spraw wewnętrznych Armandowi Calinescu zlikwidować Codreanu, a na dokładkę gwardzistów winnych 2 najbardziej spektakularnych morderstw politycznych. Minister zlecił zabójstwo gen. Bengliu, ten zaś wyznaczył do przeprowadzenia likwidacji zaufanego oficera od brudnej roboty mjr. Dinulescu.

Major miał raptem kilka godzin na zaplanowanie zbiorowego zabójstwa. W policyjnej ciężarówce polecił zamocować 2 długie ławy z desek wzdłuż paki, tak by między ławami a burtami zostało trochę miejsca. Do akcji wybrał 15 zaufanych żandarmów.

Na dziedzińcu skuci więźniowie pakowani są do ciężarówki i sadzani na ławkach, plecami do burt. Za każdym z nich staje żandarm, który natychmiast zakłada na szyję każdego więźnia pętlę z cienkiego stalowego drutu. Kierowana przez mjr. Dinulescu ciężarówka wyjeżdża z więzienia i rusza w stronę Ploeszti. Droga jest marna, ciężarówka jedzie powoli. Z Ploeszti wyjeżdża na szosę do Bukaresztu, szumnie zwaną autostradą, już po północy. Gdy przejeżdża przez las, mjr Dinulescu świeci przez okienko w tyle kabiny latarką. Na ten znak każdy z żandarmów zaciąga drucianą pętlę. Po paru minutach agonii na dnie paki leży 14 trupów. Dinulescu zatrzymuje ciężarówkę. Żandarmi kolejno wynoszą zwłoki i na poboczu strzelają im w plecy. Oficjalna wersja, którą dziś rano ma podać agencja Rador, to napaść bandy terrorystów Żelaznej Gwardii na transport jeńców, ich ucieczka i w końcu zastrzelenie – wszystkich, co do jednego – podczas ucieczki.

Jeszcze przed świtem ciężarówka z zabitymi zajeżdża do więzienia fortecznego Predeal, gdzie żandarmi zrzucają zwłoki do uprzednio przygotowanego dołu i zasypują go. W ciągu dnia zwierzchnicy mjr. Dinulescu dochodzą do wniosku, że ciała trzeba ukryć gdzie indziej. Ci sami żandarmi, którzy udusili więźniów, wykopują ich zwłoki, przewożą do więzienia w Jilavie. Tam polewają je kwasem, wrzucają do głębokiego dołu, zalewają grubą warstwą betonu i zasypują ziemią.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.