12 marca 1917 roku to finał tzw. Rewolucji Lutowej, która na trwałe obaliła monarchię w Rosji. W. Kalicki przypomina tamte wydarzenia:

Żołnierze batalionu zapasowego Wołyńskiego Pułku Gwardii śpią jak zabici w pułkowych koszarach w Piotrogrodzie. Do wieczora brali udział w akcji rozpędzania zrewoltowanej ludności na pl. Znamieńskim. Na rozkaz oficerów oddali do tłumów kilka salw ostrą amunicją. Byli zabici i ranni. Bezpośrednio po powrocie batalionu do koszar dowództwo wydało rozkaz: „Natychmiast spać!”. Sołdaci karnie położyli się na pryczach, ale podoficerowie, wbrew rozkazowi, po północy ukradkiem zbierają się w jednej z sal. Długo szepcą o sytuacji na mieście. W końcu postanawiają, że odmówią wykonania rozkazów tłumienia protestów ludności.

Rewolta mieszkańców Piotrogrodu zaczęła się przed 4 dniami, 8 marca, dość niewinnie: z okazji Międzynarodowego Święta Kobiet działaczki robotnicze zorganizowały nielegalne manifestacje antywojenne. Nieoczekiwanie przyszło ponad 100 tys. robotnic i robotników – wszyscy mieli dość wojny, klęsk na frontach, korupcji, drożyzny, braku chleba. Policja i żandarmi rozproszyli demonstracje, ale odtąd z każdym dniem na ulicach protestowało coraz więcej ludzi. I coraz więcej piotrogrodzkich fabryk ogłaszało strajk. Władze jednak nie okazywały niepokoju: dopóki wojsko pozostaje lojalne wobec rządu i cara, dopóty żadnej rewolucji nie będzie. Car Mikołaj II w ogóle niczym się nie przejmował i nad niczym nie panował. W kwaterze głównej armii w Mohylewie zajmował się głównie celebrowaniem śniadań, kolacji i długimi spacerami.

O 4.20 w gmachu rosyjskiego rządu w Piotrogrodzie telegrafista kończy wystukiwać tekst depeszy carskiego ministra spraw wewnętrznych Aleksandra Protopopowa do gen. Władimira Wojejkowa, komendanta pałacu carskiego i zaufanego Mikołaja II: „Dziś porządek w mieście utrzymywał się do godz. 16.00, kiedy na Newskim Prospekcie zaczęły się zbierać tłumy niereagujące na rozkaz rozejścia się. Wobec czego oddział wojska, znajdujący się w pobliżu Rady Miejskiej, oddał 3 salwy ślepymi nabojami, rozpraszając zbiegowisko. W tym samym czasie na ul. Ligowskiej zgromadziły się wielkie tłumy, podobnie jak na pl. Znamieńskim oraz na skrzyżowaniu Newskiego Prospektu z Prospektem Władimirowskim i ul. Sadową. We wszystkich wymienionych punktach tłum zachowywał się agresywnie, obrzucając wojsko kamieniami i kawałami lodu. Dlatego kiedy strzały na postrach nie odniosły skutku, wywołując jedynie kpiny z żołnierzy, wojsko, by położyć kres zamieszkom, musiało uciec się do strzelania ostrymi nabojami, w wyniku czego padło kilku zabitych i rannych, którzy przeważnie zostali zabrani przez uciekających”.

O 6.00 w koszarach Wołyńskiego Pułku Gwardii zbuntowani w nocy podoficerowie robią żołnierzom pobudkę i namawiają ich do buntu.

Ale na rozkaz dowódcy batalionu żołnierze karnie fasują ostrą amunicję i wychodzą na plac apelowy. Tam, przed frontem oddziału, odczytany zostaje rozkaz dzienny wyższego dowództwa: znów tłumienie demonstracji i zamieszek na ulicach Piotrogrodu. Sołdaci łamią szyk, protestują. Kpt. Łaszkiewicz wzywa ich do posłuchu. Kilku żołnierzy strzela doń z paru kroków. Kapitan ginie na miejscu.

Zbuntowany batalion wychodzi na ulicę. Na wieść o tym buntują się stacjonujące po sąsiedzku pułki Litewski i Wołyński. Potężny tłum uzbrojonych żołnierzy i rozgorączkowanych cywilów skręca w prospekt Litejny.

O 7.00 dowódca zapasowego batalionu Wołyńskiego Pułku Gwardii telefonuje do dowódcy Piotrogrodzkiego Okręgu Wojskowego gen. Sergiusza Chabałowa z informacją, że zbuntowała się część jego batalionu. Całkowicie nieudolny gen. Chabałow nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji – beztrosko poleca zamknąć zbuntowany oddział w koszarach.

Tymczasem część zrewoltowanych żołnierzy wdziera się do gmachu sądu okręgowego na prospekcie Litejnym. Plądrują budynek i podpalają go.

O 11.12 carowa Aleksandra, przebywająca wraz z dziećmi w pałacu w nieopodal Piotrogrodu Carskim Siole, telegrafuje do Mikołaja II: „Rewolucja przybrała wczoraj groźne rozmiary. Wiem, że przyłączyły się do niej jednostki wojskowe. Takich złych wiadomości dotychczas jeszcze nie było”.

Car telegramem żony nie przejmuje się.

O 12.40 telegrafuje z Piotrogrodu do Mikołaja II Michaił Rodzianko, przewodniczący Dumy Państwowej, rosyjskiego parlamentu: „Sytuacja pogarsza się. Trzeba natychmiast podjąć środki zaradcze, bo jutro będzie za późno. Nadeszła ostatnia godzina, w której rozstrzygają się losy ojczyzny i dynastii”. Car czyta depeszę i z irytacją zauważa: „Ten tłuścioch Rodzianko znów pisze do mnie jakieś nonsensy, na które nawet nie mam zamiaru odpowiadać”.

Przed 2 dniami car wydał dekret o przerwaniu obrad Dumy. Część deputowanych nie ma pojęcia o dekrecie i jak zwykle przybywa późnym rankiem do Pałacu Taurydzkiego. Przewodniczący Rodzianko odczytuje im tekst dekretu. Deputowani zawieszonej Dumy postanawiają jednak, że odbędą zebranie prywatne. Rodzianko zostaje z nimi. Po krótkiej naradzie powołują Tymczasowy Komitet Dumy Państwowej, z Michaiłem Rodzianką na czele. W jego skład wchodzą znani politycy: Paweł Milukow, książę Lwow, Aleksander Kiereński. Komitet wydaje oświadczenie, w którym stwierdza, że zmuszony jest samodzielnie przywrócić porządek w państwie. To w istocie deklaracja przejęcia władzy w Rosji.

Ani z carem, ani z rządem, który chaotycznie obraduje w piotrogrodzkim Pałacu Maryjskim, nikt się już nie liczy.

Tłum zrewoltowanych żołnierzy i cywilów, po spaleniu gmachu sądu na prospekcie Litejnym, rozbija Zamek Litewski, w którym mieszczą się więzienia wojskowe i kobiece, podpala pałac ministra dworu Fredericksa, willę dworskiego lekarza Badmajewa, budynki komisariatów policji. Uwolnieni z więzień kryminaliści rabują sklepy i podpalają prywatne domy. W mieście szerzy się chaos.

W dzielnicy Wyborskiej bolszewicy od początku strajków przygotowywali się do przeciągnięcia na swą stronę oddziałów wojskowych i rozpalenia rewolucji. Od rana rozrzucają ulotki głoszące, że na Dworcu Finlandzkim urzęduje sztab rewolucyjny. Ale zrewoltowany tłum żołnierzy i cywilów nie zastaje tam żadnego sztabu, ba, żadnego bolszewika. Bolszewicy są za słabi, by pokierować rodzącą się rewolucją. Spóźniony Michaił Kalinin, widząc na dworcu fiasko planów swoich towarzyszy, rzuca tylko hasło: „Rozbić więzienia, uwolnić politycznych!”. Tłumy spontanicznie ruszają w miasto.

Wszelkie szanse opanowania sytuacji grzebie swą nieudolnością gen. Chabałow. Najpierw zbiera raptem 6 kompanii piechoty i wysyła je, by spacyfikowały batalion zapasowy Wołyńskiego Pułku Gwardii. Gdy zaś dowiaduje się, że zbuntowały się 3 pułki, w sumie 10 tys. żołnierzy, wpada w panikę i rozkazuje wszystkim oddziałom garnizonu piotrogrodzkiego pozostanie w koszarach. Naiwnie liczy, że to najlepszy sposób uchronienia wojska przed rewolucyjną agitacją. Na jego rozkaz ponad 170 tys. doskonale uzbrojonych sołdatów, wyposażonych w artylerię, samochody pancerne, nowoczesne środki łączności, zostawia stolicę na łasce losu.

O 16.00 Piotrogród, z wyjątkiem Twierdzy Pietropawłowskiej, Pałacu Zimowego, gmachu Admiralicji, jest już w rękach zrewoltowanych, uzbrojonych tłumów.

Jednym z nielicznych wojskowych wysokiej rangi, którzy nie tracą tego dnia głowy, jest minister spraw wojskowych gen. Michaił Bielajew. Po południu poleca gen. Michaiłowi Zankiewiczowi przejęcie obowiązków od nieudolnego, spanikowanego gen. Chabałowa i wydaje rozkaz wprowadzenia w Piotrogrodzie stanu oblężenia. Niewiele już jednak może zrobić. O godz. 23.53 wysyła do kwatery głównej w Mohylewie depeszę, w której przyznaje się do bezsilności: z żołnierzy z pułków zapasowych w Carskim Siole udało się zorganizować tylko niewielkie oddziały, zapasowa bateria artylerii odmówiła załadowania się do wagonów, artyleria szkół wojskowych nie ma amunicji.

O północy gen. Bielajew poleca swojemu sekretarzowi telefonować do Pałacu Maryjskiego, siedziby rządu, i wezwać do aparatu ministra Krieger-Wojnowskiego. Sekretarz dzwoni, przedstawia się i prosi o połączenie z ministrem. Po dłuższej chwili słyszy w słuchawce stłumione głosy jakichś osób znajdujących się w pobliżu telefonu. Jedna z nich woła, żeby być ostrożnym i zachować ciszę, bo telefonuje minister spraw wojskowych. Wreszcie ktoś bierze słuchawkę i przedstawia się jako minister Krieger-Wojnowski. Sekretarz zdaje sobie jednak sprawę, że to nie jest znajomy głos Kriegera. Cicho uprzedza o tym gen. Bielajewa i oddaje mu słuchawkę. Generał nie odzywa się, czeka. Po dłuższej chwili słyszy stłumione głosy: „Tamtą paczkę już sprawdziłem, zabierz te dokumenty!”. Generał rozłącza się i zabrania odtąd telefonować do Pałacu Maryjskiego. Carski rząd przestał istnieć.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.