30 marca 1940 roku tajna misja brytyjskiego wywiadu sfotografowania rosyjskich pól naftowych oczyma W. Kalickiego:

Wczesnym rankiem w brytyjskiej bazie lotniczej w al-Habbanijja leżącej w Iraku, na zachód od Bagdadu, 5 mężczyzn w cywilnych ubraniach zajmuje miejsca w dwusilnikowym samolocie pasażerskim Lockheed 14 Super Electra. Pogoda jest doskonała – na niebie nie ma najmniejszej choćby chmurki. Zaraz po starcie maszyna bierze kurs na północ i zaczyna powoli nabierać wysokości. Gdy osiąga bardzo wysoki pułap 5 tys. m, załoga wkłada maski i włącza instalację tlenową. Lockheed przelatuje nad szczytami górskimi południowo-wschodniego Kurdystanu i skręca na północny wschód. Przelatuje nad granicą iracką i narusza przestrzeń powietrzną Iranu. Gdy jego załoga dostrzega wybrzeże Morza Kaspijskiego, super electra wdrapuje się na pułap 6000 m. Nad morzem, w odległości 25 km od brzegu, pilot obiera kurs na północ i leci wzdłuż wybrzeży należącego do Związku Radzieckiego półwyspu Apszeron.

O 11.45 samolot w pobliżu Baku wdziera się w sowiecką przestrzeń powietrzną. Najtajniejsza misja wywiadowcza toczącej się od pół roku II wojny światowej wchodzi w decydującą fazę.

Dla brytyjskich polityków i wojskowych podpisanie paktu Ribbentrop–Mołotow, niemiecko-sowiecki rozbiór Polski i strategiczny sojusz Stalina z Hitlerem są potężnym szokiem. Konstruowane w Londynie przed sierpniem 1939 roku scenariusze zastopowania niemieckiej agresji wzięły w łeb. Brytyjski rząd liczył przede wszystkim na skuteczność blokady ekonomicznej III Rzeszy. Niemieckiej machinie wojennej chronicznie brakowało paliw silnikowych. Brytyjska blokada miała przede wszystkim odciąć wszelkie dostawy ropy naftowej do Niemiec i sparaliżować hitlerowskie lotnictwo, flotę wojenną, wojska pancerne i zmotoryzowane. Tymczasem od kilku miesięcy z sowieckich pól naftowych w rejonie Baku płyną do Niemiec ogromne dostawy ropy.

Gdyby jednak pola te zniszczyć, udałoby się za jednym zamachem poważnie osłabić potencjał wojskowy III Rzeszy oraz ZSRR. Sowiecka agresja na Finlandię w grudniu 1939 roku sprawiła, że w Londynie zaczęto serio rozważać możliwość uderzenia na Związek Radziecki. W pierwszej kolejności – możliwość zbombardowania pól naftowych w rejonie Baku. Parę tygodni temu brytyjskie Ministerstwo Wojny zatwierdziło projekt budowy nowych lotnisk na terenie Turcji. To z nich miałyby startować eskadry bombowców do nalotów na sowieckie pola naftowe. Dość nieoczekiwanie okazało się jednak, że Londyn nie ma dokładnych map rejonu Baku. Ale dzięki pewnemu Australijczykowi RAF i wywiad MI-6 potrafią już ten problem rozwiązać.

Niedawno australijski pilot cywilny Frederick Sydney Cotton opracował oryginalną metodę prowadzenia wywiadu lotniczego. Do tej pory samoloty RAF przelatywały nad terytorium przeciwnika i zamocowaną pionowo kamerą fotografowały jego obszar. Cotton wymyślił system 3 sprzężonych aparatów fotograficznych, jednego ustawionego tradycyjnie, pionowo, i dwóch, po bokach kadłuba samolotu zwiadowczego, ustawionych pod kątem 40 stopni. Ten system był o wiele skuteczniejszy od dotychczasowego rozwiązania stosowanego przez RAF, ale brytyjskie dowództwo długo wzdragało się przed wykorzystaniem go w praktyce. W końcu Cotton sam zasiadł za sterami przebudowanego dwusilnikowego lockheeda 12 A, wyposażonego w dodatkowe zbiorniki paliwa, i na własną rękę rozpoczął systematyczne, tajne loty szpiegowskie nad III Rzeszą. Za każdym przelotem fotografował szeroki na 17,5 km pas niemieckiego terytorium. Rezultaty misji Cottona były rewelacyjne i dowództwo RAF szybko sformowało lotniczą jednostkę wywiadu. Stacjonuje ona na lotnisku w Heston w rejonie Londynu. Wyposażono ją w nowoczesne, produkowane dopiero od 3 lat amerykańskie samoloty pasażerskie Lockheed 14 Super Electra. Napędzane gwiazdowymi silnikami Wright super electry osiągają bardzo dużą prędkość 365 km/h i pułap 6500 m. Na tej wysokości niewielkiej super electry, której kadłub mierzy 13,5 m, a skrzydła mają niespełna 20 m rozpiętości, praktycznie nie sposób dostrzec z ziemi bez pomocy przyrządów optycznych. Zwłaszcza że Frederick Cotton opracował nowatorski, bardzo skuteczny sposób malowania kamuflującego. Atutem lockheeda 14 super electra w służbie wywiadu jest też potężny zasięg – 3100 km.

Do supertajnej misji sfotografowania sowieckich pól naftowych na Kaukazie wyznaczono załogę mjr. pilota Hugo Macphaila. Jego podwładni, por. pilot Frederick Burton, operatorzy sprzętu fotograficznego, starsi szeregowi Bissett i Alan Dixon, swego zaadoptowanego do misji wywiadowczych lockheeda 14 super electra nazwali „Cloudy Joe” (Mętny Józio).

Tydzień temu „Cloudy Joe” w barwach brytyjskiego lotnictwa wojskowego wystartował z Heston. Do załogi na czas misji dokooptowano cywilnego radiooperatora Norringtona. Na pokładzie znajdował się też oficer wywiadu kmdr por. Cuthbert Bowlby.

„Cloudy Joe” przez Francję i Maltę doleciał do bazy RAF Helwan pod Kairem. Tam mjr. Macphaila czekała pierwsza niemiła niespodzianka w tej zaimprowizowanej, słabo przygotowanej misji. Pilot por. Burton, szykując się do lądowania, zauważył z powietrza, że pas startowy w Helwan jest za krótki, by wyładowany sprzętem „Cloudy Joe” był w stanie poderwać się nazajutrz w powietrze. Macphail zdecydował się lądować na innym lotnisku pod Kairem, Heliopolis. W Egipcie wysiadł kmdr Bowlby, zaś „Cloudy Joe” nad Palestyną i Transjordanią, brytyjskimi terytoriami mandatowymi, doleciał do bazy RAF w al-Habbanijja w Iraku. Mjr Macphail zaplanował lot tak, by lądowanie wypadło na porę lunchu. Liczył na to, że w południowym upale nikomu z tubylców ani z załogi bazy nie będzie chciało się przyglądać, kto przyleciał. Macphail nie przewidział jednak, że nuda w prowincjonalnej bazie lotniczej będzie silniejsza od poobiedniej drzemki. Lockheeda w nietypowym jasnozielonym malowaniu maskującym po wylądowaniu otoczył tłum gapiów.

Ale najgorsze zdarzyło się nazajutrz. Załoga zdjęła ze skrzydeł i z burt oznaki RAF i namalowała cywilne oznaczenie G-AGAR. A wszystko na oczach osłupiałych brytyjskich pilotów stacjonujących w al-Habbaniji. Wieczorem cała baza plotkowała o tajemniczym przemianowaniu samolotu. Jakby tego było mało, okazało się, że instalacja tlenowa samolotu uległa uszkodzeniu. Załodze udało się jednak ją naprawić.

Teraz tlen bardzo się przydaje. „Cloudy Joe” leci nad Baku na wysokości 6100 m. Jest spokojnie. Sowieccy obserwatorzy baterii przeciwlotniczych nie zauważają niedużego lockheeda. „Cloudy Joe” ze względów konspiracyjnych ma zdemontowane zewnętrzne, fotografujące pod kątem kamery. Zdjęcia z ukosa musi zrobić osobiście jeden z członków załogi. St. szer. Dixon odłącza się od aparatury tlenowej, otwiera awaryjny właz, wychyla się i fotografuje Baku. Brak tlenu i huraganowy, lodowaty wiatr we włazie powodują, że po paru minutach Dixon ledwie żyje, ale twardo kończy całą serię zdjęć. Samolot robi nad Baku 6 nawrotów i niezauważony przez Rosjan, o 12.45 zawraca na południe.

O 17.00 „Cloudy Joe” ląduje w al-Habbanijji. Wszyscy członkowie załogi prosto z samolotu pędzą do ciemni fotograficznej. Tam radośnie podnieconych podniebnych szpiegów czeka zimny prysznic – zdjęcia Baku są nieostre. Co gorsza, niektóre nie zachodzą na siebie. Trzeba będzie lecieć jeszcze raz.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.