1 kwietnia 1656 roku - ślubowanie złożone w czasie potopu szwedzkiego, przez króla Jana II Kazimierza Wazę w katedrze Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny we Lwowie podczas mszy świętej odprawianej przez nuncjusza Pietro Vidoniego przed obrazem Matki Bożej Łaskawej. Autorem tekstu ślubów lwowskich króla Jana Kazimierza był św. Andrzej Bobola. W. Kalicki tak wspomina tamto wydarzenie:

Od wczesnego ranka wokół lwowskiej katedry Najświętszej Marii Panny gromadzą się tłumy mieszczan, szlachty i pospólstwa. Król Jan Kazimierz Waza obwieścił ostatnio swym dworzanom i senatorom, że tego dnia złoży w katedrze ważne ślubowanie, i nowina ta szybko rozeszła się po mieście.

Trzyma lekki mróz, prószy śnieg. Porządku przed świątynią strzegą długie szpalery piechoty łanowej lwowskiej i powiatu żydaczowskiego, wystrojonej w błękitne, lamowane złotem półszuby, oraz pół regimentu piechoty węgierskiej. Pomiędzy szpalerami do świątyni płyną tłumy lwowian.

Wreszcie przed katedrę zajeżdża orszak królewski. W pierwszej karecie przybywa Jan Kazimierz z nuncjuszem apostolskim Piotrem Vidonim. Z kolejnych karet wysiadają arcybiskup gnieźnieński, biskup krakowski, arcybiskup lwowski, kanclerz wielki koronny oraz biskup przemyski i podkanclerzy koronny Andrzej Trzebicki, dalej wojewodowie, kasztelanowie. Obecni są wszyscy dostojnicy Rzeczypospolitej przebywający we Lwowie. Bocznymi drzwiami, znajdującymi się blisko ołtarza, dygnitarze wchodzą do katedry.

Tam, pośród natłoku wiernych, czeka już duchowieństwo katedralne i wszystkich kościołów Lwowa oraz przedstawiciele zakonów. Lwowscy rajcowie stoją z pozłacanymi łańcuchami na szyjach, ze świecami w rękach; na ich czele burmistrz w uroczystej czarnej todze i birecie. Jest też delegacja licznej we Lwowie społeczności ormiańskiej, w barwnych wschodnich chałatach i zielonych myckach ma głowach. Choć Ormianie należą do osobnego obrządku, zaproszono ich na dzisiejszą uroczystość.

W katedrze aż gęsto od chorągwi cechowych. Obok delegacji rzemieślników są też przedstawiciele wszystkich bractw.

Król zasiada na fotelu ustawionym przed wielkim ołtarzem. Między ołtarzem i stallami urządzono dla monarchy klęcznik, przed którym rozpostarto turecki dywan.

Po chwili król na czele uroczystej procesji opuszcza katedrę. Wespół z duchownymi i najprzedniejszymi panami królestwa Jan Kazimierz uroczystym krokiem zmierza w stronę przykatedralnego cmentarza na tyłach katedry. Procesja zatrzymuje się przed małą, przytuloną do muru katedry kapliczką Najświętszej Marii Panny, tzw. kapliczką Domagaliczowską. Zbudował ją przed 21 laty z poparciem króla Władysława IV Jan Domagalicz, aby pomieścić słynący z cudów obraz Matki Boskiej Łaskawej.

19 czerwca 1598 roku umarła we Lwowie 15-letnia Katarzyna, córka ławnika miejskiego Wojciecha Domagalicza i jego żony Katarzyny z Wolfowiczów. Dziadek zmarłej Kasi lwowski geometra Józef Szolc-Wolfowicz namalował temperą na desce obraz Matki Boskiej jako epitafium na grób wnuczki. Matka Boska na jego obrazie ma pociągłą twarz, wysokie czoło, małe, wąskie usta. Odziana w czerwoną suknię, siedzi na tronie pośród obłoków. Na jej prawym kolanie stoi nagie Dzieciątko, ledwo tylko przysłonięte pieluszką. Matka Boska nie zwraca uwagi na otaczające ją skrzydlate główki anielskie i anioły w ekstazie. Jej opuszczony wzrok pada na rozpościerającą się u stóp tronu panoramę Lwowa i modlącą się w dolnym rogu obrazu Kasię Domagaliczównę.

Zrazu obraz umieszczono na zewnątrz katedry, obok grobu Kasi. Rychło jednak zasłynął cudami i stał się przedmiotem uwielbienia, kultu nawet. W 1644 roku obraz przeniesiono zatem do wnętrza katedry, do kaplicy lwowskich rajców. Wkrótce jednak zaczęły się przed nią modlić takie tłumy, że do obrazu docisnąć się było nie sposób. Mąż siostry zmarłej Kasi, lekarz Jakub Gidelczyk, uzyskał przywilej zbudowania nowej kaplicy przy murze katedry od strony rynku. W tej tzw. kaplicy Wolfowiczowskiej szybko jednak zrobiło się zbyt ciasno dla tłumów wiernych i brat Kasi prawnik króla Władysława IV Jan Domagalicz zbudował większą kaplicę – Domagaliczowską.

Jan Kazimierz bywał w niej niejeden raz. Król od dawna gorąco wierzy w cudowną moc obrazu Szolc-Wolfowicza. Modlił się przed nim w 1649 roku, kiedy to w drodze na odsiecz oblężonemu Zbarażowi zatrzymał się we Lwowie. Po zwycięskiej bitwie pod Beresteczkiem chory monarcha nakazał śpiewanie przed obrazem Te Deum.

I teraz znów stoi przed skromną kaplicą. Dwaj diakoni w złocistych dalmatykach wynoszą obraz. Procesja wraca do katedry. Diakoni umieszczają obraz w głównym ołtarzu i nuncjusz Vidoni przystępuje do odprawiania mszy wotywnej.

Po kazaniu nuncjusza król przyjmuje komunię św. Potem klęka na klęczniku. Sekretarz podaje mu kartę z tekstem. W katedrze zapada cisza jak makiem zasiał. Jan Kazimierz uroczyście odczytuje łaciński tekst:

 „Magna Dei Hominis Mater et Virgo. Ego Joannes Casimirus, Tui Filii, Regis Regum ac Domini mei, Tuaque miseratione Rex […]”. (Wielka Boga-Człowieka Matko, Panno Najświętsza. Ja, Jan Kazimierz, z łaski Syna Twego, Króla Królów i Pana Mego, upadłszy do stóp Twoich Najświętszych, Ciebie dziś za Opiekunkę moją i za Królową Królestwa mojego obieram […]).

Król deklaruje oddanie w opiekę Najświętszej Pannie wszystkich swoich państw i szczególnie poleca jej opiece lud oraz wojsko obojga narodów. Zobowiązuje się, że po zwycięstwie nad Szwedami wyjedna w Stolicy Apostolskiej ustanowienie po wsze czasy nowego święta 1 kwietnia.

 „A ponieważ z wielkim bólem serca mego oczywiście widzę, że za łzy i uciśnienie ludzi wiejskiego stanu w Królestwie moim, Syn Twój sprawiedliwy, sędzia świata, od siedmiu już lat dopuszcza na królestwo moje kary powietrza, wojen i innych nieszczęść, przeto obiecuję i przyrzekam oprócz tego, iż ze wszystkimi moimi stanami po przywróceniu pokoju użyję troskliwie wszelkich środków dla odwrócenia tych nieszczęść i postaram się, aby lud królestwa mojego od uciemiężenia i niesprawiedliwych ciężarów był oswobodzony” – kończy ślubowanie klęczący monarcha.

Tłum w katedrze ogarnia egzaltacja. Okrzyki „Amen!” mieszają się z wiwatami, wierni płaczą i rzucają się sobie w ramiona.

Pomysł ślubowania podsunął monarsze papież Aleksander VII. Ma ono być wyrazem wdzięczności monarchy za pierwsze – po kilku latach klęsk szwedzkiego potopu – uśmiechy fortuny. Oto do zdradzonego przez swe wojska i poddanych króla, który musiał uciekać za granice Rzeczypospolitej, na Śląsk, gdzie był o krok od abdykacji, zgłosił się z niewielkim oddziałem wiernych żołnierzy Stefan Czarniecki. W kraju lud i szlachta coraz chętniej dawały posłuch uniwersałom Jana Kazimierza – łączyły się w zbrojne oddziały i napadały na okupacyjne wojska Karola Gustawa. Przed 3 miesiącami król przedostał się ze Śląska do Lwowa, a przed tygodniem Czarniecki pobił Szwedów pod Jarosławiem i zmusił do zaprzestania ofensywy na Przemyśl i Lwów.

Królewska obietnica ulżenia doli chłopów zaś ma ich zachęcić do jeszcze żywszego i skuteczniejszego udziału w antyszwedzkim powstaniu. Wobec szczupłości regularnych wojsk, jakimi dysponuje Jan Kazimierz, ogromnego znaczenia nabierają dywersyjne ataki chłopskiej partyzantki na szwedzkie linie zaopatrzeniowe. To dlatego przed tygodniem regimentarz królewski Stefan Czarniecki wydał w Grochowcach niebywały uniwersał, wzywający chłopów do walki i grożący szlachcie karą śmierci, gdyby zabraniała swym poddanym chwytania za broń przeciw Szwedom. Do nieposłuszeństwa zakazującym udziału w walce panom wzywał chłopów przed paru dniami w swym uniwersale także marszałek wielki koronny Jerzy Lubomirski.

Jan Kazimierz powraca na swój fotel. W imieniu senatu i dostojników kościelnych śluby króla powtarzają biskup przemyski, podkanclerzy koronny Andrzej Trzebicki, a za nim senatorowie, zmieniając jedynie słowa odnoszące się do osoby króla. Tym samym ślubowanie staje się oficjalnym aktem państwowym.

Pośród ogólnego entuzjazmu niewielu ma świadomość, że Jan Kazimierz serio traktuje tylko pierwszą cześć ślubowania – tę o oddaniu Rzeczypospolitej w opiekę Marii Panny. Po zwycięstwie nad Szwedami o ulżenie doli chłopów nikt się przecież nie upomni.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.