6 kwietnia 1896 roku – pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie w ujęciu W. Kalickiego:

Ateny od rana ogarnięte są radosną gorączką. Na większych ulicach ludowe i wojskowe orkiestry grają skoczne melodie. Orkiestry towarzystw filharmonicznych z miast Zante, St. Maure, Laurium, Patras i innych zgromadziły się na pl. Konstytucji. Wielki, darmowy koncert filharmoników przerywa pojawienie się powozów z grecką rodziną królewską i dziesiątkami oficjalnych gości, jadących do katedry na uroczyste nabożeństwo dziękczynne z okazji pomyślnego ukończenia przygotowań do pierwszych nowożytnych igrzysk olimpijskich.

Igrzysk greckich, z ich 1170-letnią tradycją, zakazał przed 1502 laty cesarz Teodozjusz Wielki. Do wznowienia igrzysk w Atenach, ale w nowym kształcie, jako zawodów międzynarodowych, doprowadził francuski działacz sportowy baron Pierre de Coubertin. On także zorganizował powszechną zbiórkę pieniędzy na sfinansowanie igrzysk. Nie przyniosła ona jednak wystarczających rezultatów. Igrzyska uratował jeden z najbogatszych greckich kupców Georgios Averoff, ofiarowując na budowę stadionu fantastyczną kwotę miliona drachm w złocie.

I stadion został zbudowany – wedle antycznych wzorców, z pantelitu, białego marmuru.

Na start przybyło ponad 340 zawodników z 13 krajów. Najliczniejszą, ponad 230-osobową ekipą są Grecy. Niemal wszyscy olimpijczycy są studentami. Reprezentują w Atenach swoje kluby i stowarzyszenia sportowe, a nie państwa. Większość sportowców miała kłopot ze sfinansowaniem przyjazdu. Rosjanie musieli przerwać podróż, bo skończyły im się pieniądze. Brytyjscy szermierze przypłynęli na jachcie „Bronsween”, a podróż zafundował im kolega z drużyny lord Howard de Walden. Amerykanie wypłynęli do Grecji dzięki składkom publicznym i pomocy gubernatora stanu Massachusets.

Otaczające stadion wzgórza już w nocy obsiedli widzowie, których nie stać na bilety. Jest ich tak wielu, zwłaszcza na wzgórzu leżącym na zachód od stadionu, że z dołu wydaje się, iż wzniesienia pokrywa dywan ludzkich głów.

Wzdłuż drogi prowadzącej do stadionu stoją uliczni sprzedawcy biletów. Rozporządzenia rządu pod grozą surowych kar zakazują spekulacji wejściówkami. Policjanci starają się patrzyć sprzedawcom na ręce, ale ceny biletów rosną z godziny na godzinę.

Przed stadionem czekają ogromne tłumy mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość panów nosi eleganckie ciemne ubrania, ale wielu jest też w barwnych strojach narodowych. Wreszcie w południe drewniane wrota przed olimpijską areną zostają otwarte. Kilkudziesięciotysięczna rzeka ludzi płynie w spokoju i porządku. Posiadacze biletów do pierwszych rzędów przechodzą przez drewnianą bramę, którą chroni kordon greckiej piechoty w malowniczych mundurach. Na płycie stadionu liczni strażnicy sprawdzają bilety, prowadzą każdego widza do odpowiedniego sektora i wskazują mu miejsce. Na miejsca górne prowadzą schody po obu stronach wejścia. Każde z marmurowych siedzisk przykryte jest miękką poduszką.

Konni policjanci patrolują drogi dojazdowe i zatrzymują powozy bez zezwoleń komitetu organizacyjnego – tylko oznakowane powozy służbowe i wyróżnionych gości mają prawo dojeżdżać tuż pod sam stadion. System ten, wymyślony przez płk. Metaksasa, funkcjonuje bez zarzutu i już o 14.00 widownia jest szczelnie wypełniona kibicami.

Po obu stronach stadionu stoją delfickie trójnogi. Powiewają flagi państw uczestniczących przed 2 laty w paryskim kongresie olimpijskim.

Na arenę wychodzą członkowie komitetu organizacyjnego – wszyscy w galowych mundurach wojskowych lub frakach. Potem na płytę stadionu wkracza jedna po drugiej 9 orkiestr symfonicznych i chór 150 śpiewaków. I wreszcie pojawiają się sportowcy. Ponad 300 zawodników ustawia się na arenie w równym szeregu. Na widowni rozlegają się oklaski i wiwaty.

O 15.00 na płycie stadionu zjawia się rodzina królewska. Król Grecji Jerzy w mundurze generała piechoty prowadzi żonę Olgę w śnieżnobiałej sukni i następczynię tronu księżniczkę Marię z jej narzeczonym, wielkim księciem Jerzym Michajłowiczem. Za nimi idą członkowie dalszej rodziny królewskiej i dwór. 9 orkiestr gra hymn państwowy Grecji. Ok. 80 tys. widzów ogarnia nieopisany entuzjazm. Po powitaniu rodzina królewska zajmuje honorowe miejsca na widowni. Resztę miejsc w sektorze honorowym okupują członkowie greckiego rządu, członkowie prawosławnego synodu, liczni duchowni Kościołów zagranicznych – jest wśród nich sławny duszpasterz francuski o. Didon – członkowie misji dyplomatycznych, reprezentacji zagranicznych komitetów sportowych, dworu. W sumie gości honorowych jest na tych igrzyskach niewielu mniej niż zawodników.

Na środek stadionu występuje następca tronu w otoczeniu kilkudziesięciu członków komitetu organizacyjnego. Wszyscy widzowie wstają z miejsc. Na trybunach zapada cisza jak makiem zasiał, ale i tak tylko nieliczni kibice słyszą przemówienie księcia Jerzego, w którym wyraża on nadzieję, że wznowione igrzyska olimpijskie zacieśnią więzy przyjaźni między narodami, a dzięki sportowemu współzawodnictwu nowe pokolenia Greków staną się godne sławy ich przodków. Na koniec książę prosi monarchę o oficjalne otwarcie igrzysk. Król donośnym głosem wygłasza ustaloną formułę: „Niniejszym proklamuję otwarcie Pierwszych Międzynarodowych Igrzysk Olimpijskich w Atenach!”. Teraz 150 chórzystów przy akompaniamencie 9 orkiestr śpiewa oficjalną kantatę olimpijską, zamówioną u poety Kostisa Kalamasa, skomponowaną zaś przez Spirosa Saramasa:

 „Nieśmiertelny duchu starożytności,

Ojcze piękna, prawdy i dobra,

Spłyń, ukaż się, rozlej na nas światło,

Na tę ziemię, pod tym niebem,

Które pierwsze było świadkiem nieprzemijającej sławy […]”.

Kantata ogromnie podoba się widowni, brawa i entuzjastyczne krzyki nie milkną. Król po dłuższej chwili daje znak, że zgadza się na bis, i chór śpiewa olimpijski hymn jeszcze raz.

Dźwięk pojedynczej trąbki oznajmia, że czas zacząć pierwszą konkurencję. Orkiestry zasiadają w zarezerwowanym dla nich sektorze widowni. Odtąd podczas każdej przerwy między konkurencjami muzycy mają wstawać i umilać widzom czas graniem przyjemnych melodii.

Zawody zaczynają się od eliminacyjnych biegów na 100 m. Sprinterzy mają na sobie flanelowe koszulki z numerami startowymi, długie szorty i lekkie płócienne obuwie. 21 zawodników podzielono na 3 grupy eliminacyjne. Do finału, który odbędzie się za kilka dni, wejdzie po 2 pierwszych sprinterów z każdego biegu.

Wzdłuż bieżni gromadzą się oficjele pod wodzą greckiego następcy tronu. To komisja sędziowska. Starter Grek Arvanitis ustawia się z wojskowym rewolwerem obok linii startu, zaś szef sędziów mierzących czasy, Anglik Charles Perry ze stoperem w ręku pochyla się nad linią mety.

Pierwszych 7 sprinterów staje na bieżni. Każdy ma inną technikę startu. Jedni stoją lekko pochyleni, inni opierają dłonie na udach, niektórzy kucają w głębokim przysiadzie, z barkiem mniej lub bardziej podanym ku przodowi.

Rozlega się strzał! Atleci pędzą razem, różnice są minimalne. Pierwszy wpada na metę Amerykanin Lane, tuż za nim Węgier Szokolyi. Zwycięzcy zmierzono czas – 12 i 1/5 sekundy, drugiemu na mecie – 12 i 3/4 sekundy.

Drugi bieg eliminacyjny stawia stadion na nogi. Faworytem widowni jest Grek Chalcocondylis, gwiazda ateńskiego Athletic Clubu. Po biegu rozlega się jęk zawodu. Grek wchodzi do finału, przegrywa jednak z biegaczem amerykańskim, który osiąga 12 i 1/5 sekundy. Start do trzeciego biegu na setkę wywołuje powszechną wesołość na widowni. Kolejny z Amerykanów, Thomas Burke, przyklęka na jedno kolano i układa dłonie na bieżni, tuż przed linią startu. To pozycja tak niepoważna, że niektórzy z widzów pokazują sobie dziwaka zza oceanu palcami. A jednak Burke wygrywa i osiąga najlepszy czas w eliminacjach – równe 12 sekund.

Muzycy 9 orkiestr wstają z miejsc i przygrywają, podczas gdy do startu sposobi się 10 zawodników pierwszego finału: trójskoku. Faworytami widowni są 2 Grecy, Persakis i Zoumis, oraz młody Francuz Toufferis, trenujący w Atenach. Skaczący z nieopisaną gracją Toufferis osiąga wspaniały wynik 12,7 m. Niestety, wyraźnie silniejszy fizycznie Amerykanin James Connolly skacze o metr dalej i tym samym staje się pierwszym zwycięzcą olimpiady nowożytnej. Persakis jest trzeci z wynikiem 12,52 m. Mimo to widownia żywo oklaskuje zwycięzcę. Marynarze greckiej Królewskiej Marynarki Wojennej podnoszą flagę amerykańską na niewysokim maszcie na środku sportowej areny.

2 biegi eliminacyjne na 800 m przechodzą bez większych emocji. Biegnący w pierwszym półfinale Australijczyk Edwin Flack wygrywa w pięknym stylu i zostaje faworytem finału.

Widownia wstaje z miejsc, gdy zaczyna się rzut dyskiem. Ta piękna antyczna dyscyplina jest symbolem wkładu Hellenów w dziedzictwo kultury fizycznej. 11 dyskoboli rozgrzewa się w płaszczach – robi się późno, jest coraz chłodniej. Faworytami są 2 świetni Grecy, Versis i Paraskevopoulos. Versis rzuca wspaniale technicznie i od razu w pierwszej próbie osiąga 27,78 m. Obejmuje prowadzenie. Niestety, podczas kolejnego rzutu odnosi kontuzję i wycofuje się. W ostatniej próbie Paraskevopoulos rzuca dysk na odległość 28 m 95,5 cm. Widzowie krzyczą i tańczą z radości na trybunach. Tymczasem w swym ostatnim rzucie Amerykanin Robert Garret osiąga 29,15 m. Greccy kibice nie kryją rozczarowania, ale nagradzają zwycięzcę mocnymi brawami. Trenując w Stanach przez igrzyskami, Garrett nie wiedział, ile powinien ważyć przepisowy dysk i ćwiczył dyskiem dwa razy cięższym. Dzięki temu zwyciężył.

Ostatnie zawody, eliminacje biegu na 400 m, budzą już niewielkie zainteresowanie. Jest zimno, no i oba biegi wygrywają znów Amerykanie.

Tłumy wychodzą ze stadionu i idą do miasta. Grecy prześcigają się w uprzejmości wobec obcokrajowców, często ustępują im miejsca w zatłoczonych knajpkach. Do każdego lokalu co jakiś czas zagląda jednak policjant, by sprawdzić, czy karczmarze nie zawyżają cen.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.