2 września 31 p.n.e. rozegrała się jedna z największych bitew starożytnego świata w domowej wojnie pomiędzy Oktawianem Augustem a Markiem Antoniuszem – bitwa pod Akcjum. Przebieg tej bitwy przypomnimy za sprawą W. Kalickiego:

Wichura słabnie krótko po północy. Wzburzone od 4 dni Morze Jońskie wygładza się. To znak, że tego dnia 2 gigantyczne floty ruszą do decydującej bitwy. Jest jeszcze ciemno, gdy z namiotu w warownym obozie swych wojsk na wzgórzu Mikalitzi wychodzi Oktawian August. Natychmiast otaczają go oficerowie i niewielki orszak rusza w ciemnościach wąską ścieżką w stronę odległego o 2 km wybrzeża zatoki Gomaros, w której stacjonują główne siły floty Oktawiana. W ciemnościach grupka wojskowych wpada na greckiego wieśniaka prowadzącego osła. Spytany, kto zacz, chłop wyjaśnia, że nazywa się Eutychos, zaś jego osioł wabi się Nikon. Oktawian August, polityk zimny, wyrachowany, bezwzględny, jako nieodrodny Rzymianin we wszystkim jednak doszukuje się znaków od bóstw. Teraz wpada w świetny humor – wszak po grecku eutychos to szczęściarz, zaś nikon – zwycięzca. To dobra wróżba przed bitwą.

Na brzegu panuje gorączkowy ruch. Łodzie przewożą ostatnich żołnierzy piechoty z długiego drewnianego mola, zbudowanego przez marynarzy Oktawiana, na przeznaczone im okręty. W nocy na ponad 400 okrętów i statków załadowano niemal 40 tys. rzymskich żołnierzy. Oktawian także wsiada do niewielkiej łodzi i płynie w stronę stojącej u brzegu ogromnej floty. Podbudowany dobrą wróżbą, za jaką poczytuje spotkanie na ścieżce Eutychosa z Nikonem, z pasją przemawia do marynarzy i żołnierzy.

Choć starcie, które zacznie się już wkrótce, jest odsłoną wojny domowej pomiędzy Oktawianem i Markiem Antoniuszem, w której obu nieprzebierającym w środkach stronom chodzi tylko o władzę, Oktawian w swej mowie zwraca się do podwładnych jako do obrońców ojczyzny. Zawsze był zręcznym retorem. Swego przeciwnika Antoniusza nazywa opętanym przez czary królowej Egiptu Kleopatry człowiekiem, który przywiązanie dla prastarych republikańskich obyczajów złożył na ołtarzu interesów państwa swej kochanki. W ten sposób zmniejsza dyskomfort rzymskich żołnierzy – będą przecież walczyć nie ze swoimi braćmi, lecz z armią reprezentującą interesy obcego mocarstwa.

W prowadzonej od paru lat propagandowej kampanii pomówień i oszczerstw wobec Marka Antoniusza Oktawian nie cofał się przed żadnym kłamstwem, ale teraz akurat mówi prawdę. Obaj wodzowie ongiś byli bliscy wielkiemu Cezarowi. Antoniusz towarzyszył mu w kampaniach w Galii i w wojnie domowej z Pompejuszem. Młodziutkiego Oktawiana Cezar ustanowił swym spadkobiercą. Antoniusz próbował zająć w państwie rzymskim miejsce Cezara, ale nie miał na to dość sił. Podzielił się władzą z Oktawianem oraz Markiem Lepidusem. II triumwirat rządził terrorem i proskrypcjami, wyrokami śmierci wydawanymi bez sądu. Antoniuszowi w podziale stref wpływów przypadł Wschód. Tam rychło związał się z dawną kochanką Cezara królową Egiptu Kleopatrą. Co prawda, później, by umocnić triumwirat, ożenił się z Oktawią, siostrą Oktawiana, ale po powrocie na Wschód wrócił w ramiona Kleopatry, swej faktycznej żony. W dobiegającej z wolna czterdziestki królowej Egiptu, kobiecie fascynującej urodą, sztuką miłosną i przenikliwą inteligencją, zakochał się bez pamięci. Wielkimi kampaniami wojennymi i decyzjami politycznymi tworzył zręby potężnego imperium na Wschodzie, którego dziedzicem miałby zostać Cezarion, syn Kleopatry i Cezara.

Zakochany w królowej Antoniusz przed rokiem rozwiódł się z Oktawią. W Rzymie przewagę zdobył oczerniający go na wszelkie sposoby Oktawian. Na jego żądanie senat wypowiedział Kleopatrze wojnę. Dwie wielkie armie lądowe i potężne floty spotkały się na zachodnim wybrzeżu Grecji, koło przylądka Akcjum. Antoniuszowi przez cały czas lojalnie towarzyszy Kleopatra. To jej okręty są istotną częścią sił Antoniusza, to za jej pieniądze napływały z Egiptu żywność, zaopatrzenie i posiłki. Po kilku miesiącach podjazdowych starć i desantów Oktawian osaczył i zablokował, w Zatoce Ambrakijskiej i na jej brzegach, flotę oraz armię Antoniusza. Trzeba przystąpić do walnej bitwy.

Kleopatra wymogła na mężu, że starcie rozegra się na morzu. Więcej, przekonała go, że jego prawdziwym celem nie może być zwycięstwo, na które ich flota nie ma szans, lecz wyrwanie się z okrążenia, uratowanie okrętów i odbudowa floty w Egipcie. Armia lądowa Antoniusza ma się cofać do Azji na własną rękę.

Skoro świt Marek Antoniusz schodzi do łódki i płynie w stronę swej floty zakotwiczonej w Zatoce Ambrakijskiej. Nie wchodzi jednak na pokłady okrętów. Mija je na łódce, nieustannie przemawiając swym stentorowym głosem. Ma, niestety, trudniejsze zadanie – jego siły są o połowę mniej liczne od armady Oktawiana, liczą 230 okrętów, na które zaokrętowano nad ranem przeszło 20 tys. żołnierzy piechoty. Antoniusz nie bawi się, jak jego przeciwnik, w polityczne subtelności – to zresztą praktycznie niemożliwe w obliczu floty złożonej z okrętów rzymskich i egipskich, z egipskimi, rzymskimi i greckimi marynarzami, z żołnierzami rzymskimi oraz egzotycznymi sojusznikami z Azji i Afryki na pokładach. Antoniusz przemawia krótko, po żołniersku – wyłącznie o czekającej walce. „Zwyciężymy! Przeciwnik ma mniejsze, niższe okręty. Najważniejsze zadanie to za wszelką cenę wytrzymać pierwsze uderzenie falangi okrętów Oktawiana, zachować szyk”.

Pod koniec Marek Antoniusz napomina oficerów, by ostrożnie manewrowali przy wychodzeniu w morze przez wąskie, pełne niebezpiecznych mielizn gardło Zatoki Ambrakijskiej. Jego słowa pełne są siły, energii, wiary w zwycięstwo. Podbudowane nimi załogi żywo biorą się do przygotowań do wyjścia w morze.

Pierwsze zjawiają się płynące z odległej o kilkanaście kilometrów zatoki Gomaros forpoczty floty Oktawiana. Jak nakazuje sztuka wojenna, na wszystkich okrętach zdemontowano maszty i ożaglowanie, pozostawiając je na brzegu. Do boju okręty ruszają napędzane jedynie wiosłami. Uniezależnia je to od kaprysów wiatru i zapobiega pożarom. Nic nie płonie tak gwałtownie jak żagle, a okręty obu flot nafaszerowane są rozmaitymi urządzeniami zapalającymi, od pojemników z żarem, dyndających na długich wysięgnikach, po katapulty wyrzucające buchające ogniem pociski.

Marynarze Oktawiana są lepiej wyszkoleni i w lepszej kondycji fizycznej od załóg okrętów Antoniusza, dziesiątkowanych przez głód, choroby i uzupełnianych ludźmi przypadkowymi, nieznającymi się ani na żegludze, ani na wiosłowaniu. Okręty Oktawiana sprawnie ustawiają się na wprost wąskiego ujścia Zatoki Ambrakijskiej w długiej na kilka kilometrów tyralierze. Na jej lewym skrzydle dowodzi Marek Agrypa, znakomity dowódca, który opracował dla Oktawiana plan tej bitwy, na prawym zaś sam Oktawian.

Tymczasem flota Antoniusza zachowuje się tak, jakby nie zamierzała stanąć do walki. Na wszystkich okrętach stoją maszty i żagle. Oktawian dostrzega jednak na pokładach ciężkozbrojną piechotę i pojmuje, że przeciwnik czeka na pomyślne wiatry. Rzeczywiście, plan Antoniusza przewiduje wykorzystanie wiejącej z północnego zachodu, dość silnej bryzy, która w tym rejonie pojawia się codziennie między 14.00 a 15.00. Część jego floty ma związać walką armadę Oktawiana, większość zaś uderzyć w centrum, przerwać jej szyki, wypłynąć na pełne morze, tam złapać zbawczą bryzę i pożeglować na południe. Pościgu uciekinierzy nie muszą się obawiać, gdyż niemal wszystkie okręty Oktawiana złożyły swe maszty i żagle na plaży koło mola w zatoce Gomaros, a ich wioślarze nie są w stanie dopędzić okrętów płynących na żaglach z korzystnym wiatrem.

Antoniusz czeka więc na wiatr, Oktawian zaś na wypłynięcie floty Antoniusza.

O 11.00 na pokładach jednostek Antoniusza zaczyna się ruch. Jeden po drugim poruszane wiosłami okręty pojawiają się w wąskiej, liczącej niewiele ponad 2 km, gardzieli Zatoki Ambrakijskiej. Antoniusz wyprowadza swą flotę naprzeciw niewielkich tiburn, okrętów bojowych Oktawiana. Masywne jednostki floty Antoniusza powoli zajmują miejsca w ciasnym szyku. Nie mieszczą się w gardzieli Zatoki Ambrakijskiej i muszą ustawiać się w 2 liniach. Za nimi, w głębi zatoki, skrywa się eskadra egipskich okrętów Kleopatry. Ona sama jest na pokładzie królewskiej galery „Antonia”.

Antoniusz obejmuje dowództwo prawego skrzydła, naprzeciw najsilniejszej eskadry przeciwnika dowodzonej przez niebezpiecznego Marka Agrypę.

Oktawian nie ma zamiaru czekać, aż wróg spokojnie uformuje i uporządkuje swe szyki. Rozkazuje, by jego prawe skrzydło rzuciło się do pozorowanej ucieczki. Antoniusz połyka haczyk. Jego okręty wysuwają się w morze. Wtedy na znak Oktawiana jego lekkie tiburny sprawnie robią zwrot i nie łamiąc formacji, płyną naprzeciw jednostek przeciwnika. To prawdziwy majstersztyk. Ciężkie okręty Antoniusza nie są w stanie sprawnie zawrócić i obie floty uderzają na siebie. Najgroźniejszą bronią zwinnych, szybkich tiburn Oktawiana są wystające z dziobów tarany. Nawet jedno uderzenie w burtę wrogiej jednostki może doprowadzić do jej zatonięcia. Ale okręty Antoniusza mają burty wzmocnione grubymi drewnianymi belkami i potężnymi płatami blachy. Co gorsza, zanim tiburny oktawiańskie są w stanie zbliżyć się do ich burt, żołnierze Antoniusza z wysokich pokładów zasypują przeciwników setkami strzał, kamieni miotanych przez ciężkie katapulty i szczególnie niebezpiecznymi naczyniami z płonącą smołą. Przez chwilę może się wydawać, że szala zwycięstwa przechyla się na stronę Antoniusza, ale niezmordowany Agrypa, mimo morderczego ostrzału, nakazuje atakować w grupach po kilka tiburn. Jego okręty niczym ogary rzucają się na pojedyncze jednostki Antoniusza: jedne gruchocą im wiosła, inne próbują jednak wbijać tarany, po kilka razy w to samo miejsce burty, aż pękną osłony i jej drewniana konstrukcja. Łucznicy Antoniusza rozdzielają swe siły – muszą przecież razić parę tiburn jednocześnie. Ostrzał jest przez to dużo mniej skuteczny.

Jakby tego było mało, Agrypa zarządza manewr oskrzydlający. By mu zapobiec, okręty Antoniusza muszą wydłużać swą linię ku północy. Ich szyk staje się coraz rzadszy, aż wreszcie w centrum pęka. Po 2 godzinach heroicznych zmagań, w których żadna ze stron nie zdobywa miażdżącej przewagi, w centrum floty Antoniusza wybucha panika. W bitewnym zamieszaniu widać niewiele i części załóg zdaje się, iż wróg bezapelacyjnie zwycięża. Gdy jedne z okrętów Antoniusza zaciekle walczą, inne nieoczekiwanie podnoszą wiosła do góry na znak poddania się.

Kleopatra, uważnie obserwująca z tyłu zmagania floty męża, uznaje, że czas najwyższy przerwać blokadę i uciekać. W przerwie w szykach Antoniusza pojawia się niebiorąca dotychczas udziału w walce eskadra królowej Egiptu. Kilkadziesiąt jednostek Kleopatry w ciasnym szyku, jak taran, pędzi w lukę w formacjach Antoniusza. Egipskie okręty są wytrzymałe i szybkie, zaś ich załogi mają wielkie doświadczenie. Przerzedzone w tym miejscu okręty Oktawiana nie są w stanie ich zatrzymać. Eskadra Kleopatry, przepływając przez pole bitwy, podnosi już żagle. Na maszcie „Antonii” pojawia się królewski żagiel w kolorze purpury. Na ten widok walczące jeszcze rzymskie okręty Antoniusza pośpiesznie stawiają żagle i usiłują uciec z pola walki. Udaje się to zaledwie 50 jednostkom. Wśród nich jest flagowy okręt Antoniusza. Uciekinierzy gorączkowo spychają z pokładów do morza zawadzające podczas żeglugi drewniane wieże obronne. Pokiereszowany w walce okręt flagowy płynie wolno. Antoniusz poleca podpłynąć mniejszej, szybszej jednostce, zabiera z jej pokładu insygnia pretora i rusza w pościg za flotą żony. Kleopatra dostrzega z tyłu okręty floty jej męża. Wywiesza znak nakazujący zatrzymanie eskadry.

Antoniusz wchodzi na pokład „Antonii”. Nawet nie patrzy w stronę Kleopatry. Idzie na dziób, siada i obejmuje głowę rękoma. Milczy. Wie, że to koniec. Przegrał bitwę, stracił większość floty, stracił dobre imię, haniebnie porzucając swych walczących żołnierzy. Pozostawione na brzegu wojska lądowe bez wsparcia utraconej właśnie floty muszą przegrać.

Mija godzina. 100 ocalałych okrętów Kleopatry i Antoniusza ucieka na południe. Antoniusz bez słowa siedzi na dziobie „Antonii” i patrzy w fale. Nagle z tyłu pojawia się grupa tiburn. To pościg floty Oktawiana. Antoniusz budzi się z odrętwienia, każe formować szyk obronny. Tiburny dopadają uciekinierów, ale nie kwapią się do ataku. Jest ich za mało. Tylko jeden okręt płynie dalej, prosto na obronną linię Antoniusza. Na jego dziobie stoi samotnie młody dowódca, dzierżąc w dłoni włócznię. Poruszony tym widokiem Antoniusz także wychodzi na dziób i swym potężnym głosem pyta napastnika, kim jest. Ten odpowiada śmiało, że zwie się Eurykles, jest przywódcą buntu Spartan przeciw Antoniuszowi i szuka pomsty za wyrok śmierci wykonany na jego ojcu z rozkazu Antoniusza. Eurykles nie poznaje w swym rozmówcy Antoniusza. Uderza na jego dawny okręt flagowy, z którego niedawno Antoniusz uciekł na mniejszej jednostce. Gwałtownym atakiem Eurykles zdobywa go, a potem jeszcze jeden statek, wyładowany po brzegi kosztowną zastawą. Antoniusz nie ma zamiaru tracić czasu na walkę z szaleńczo odważnym Grekiem. Rozkazuje płynąć dalej.

Znów siada na dziobie i – nadal ignorując Kleopatrę – w milczeniu, aż do zmroku, patrzy na fale.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.