7 września 1936 roku nie był jakimś szczególnym dniem w historii człowieka, ale był ostatnim dniem dla wilka workowatego, gatunku, który w tym właśnie dniu zakończył swoje istnienie. W. Kalicki tak opisuje to wydarzenie:

Nad ranem tuż przy ziemi trzyma lekki mróz. W pierwszych promieniach wschodzącego słońca, w sporej klatce z metalowych prętów w ogrodzie zoologicznym w Hobart na Tasmanii, widać skulone, zdrętwiałe zwierzę wielkości bardzo dużego psa. Zwężające się ku brzuchowi ciemniejsze pręgi na sierści tylnej części wychudzonego grzbietu i dziwny, trochę psi, trochę koci pysk nie przypominają żadnego ze znanych w Europie zwierząt. Zaniedbany, przemarznięty, ledwo żywy stwór to ostatni na świecie przedstawiciel wilka workowatego, jednego z najdziwniejszych, najwspanialszych drapieżników żyjących na Ziemi w XX wieku.

Workowaty wilk jest torbaczem, spokrewnionym z kangurami. Gdy przed milionami lat Australia oddzieliła się od prakontynentu Gondwany, na jej terenie znalazły się wyłącznie torbacze. Niezagrożone przez konkurencję sprawniejszych ssaków łożyskowych australijskie torbacze rozwinęły się w zdumiewającą faunę. Prócz kangurów, workowatych niedźwiedzi, wombatów pojawiły się także ważące tonę workowate nosorożce. Polowały na nie wielkie lwy workowate i największe z 6 gatunków workowatych wilków. Klimatyczne zmiany nie służyły wielkim drapieżnikom z torbami na brzuchach. Wyginęły workowate lwy i największe workowate wilki – przed 8 mln lat żyły ich już tylko 3 gatunki. Gdy przed 40 tys. lat do Australii dotarli pierwsi ludzie, na równinach polował już tylko jeden gatunek wilka; jego ostatni przedstawiciel dygoce w śmiertelnym chłodzie klatki w Hobart.

Z pierwszymi ludźmi przybyły na kontynent australijski także psy. Z czasem zdziczały i jako dingo dokonały masakry torbaczy. Z ich powodu przed 4 tys. lat wymarły także australijskie wilki workowate.

Ale wilki te ocalały na odległej od Australii o 200 km dużej wyspie Tasmanii. Psy dingo nie dotarły tu, a prymitywny lud ciemnoskórych Tasmańczyków na wilki workowate nie polował.

Zamknięty w klatce zoo w Hobart workowaty wilk nazywany jest przez pracowników ogrodu i zwiedzających Benjaminem. Nikt nie wie, że to młoda, ale w pełni już dojrzała samica. Gdyby żyła na wolności, jej ciało wraz z głową osiągnęło by ponad metr długości. Gdy wilczyca ziewała w klatce, gapie mogli podziwiać jej niesamowitą paszczę – dzięki niezwykle ruchomym stawom łączącym żuchwę z kośćmi skroniowymi workowate wilki mogły rozewrzeć swój długi pysk pod kątem niemal 180 stopni! Miały najsilniejszy zgryz spośród wszystkich żyjących torbaczy. Jeszcze bardziej osobliwie wilczyca, zwana Benjaminem, poruszałaby się na wolności. Zrośnięte, grube kręgi umięśnionego ogona pozwalałyby jej, tak jak kangurom, korzystać z niego przy odbijaniu się tylnymi łapami. Dzięki temu workowate wilki mogły skakać na wysokość 3 m. Benjamin – zabiedzona, wycieńczona – skakać nie może, bo jej klatka zakryta jest z góry drucianą siatką.

Workowate wilki polowały nocami na kangury i wombaty, zaś nocne chłody i mrozy, a także południowe upały spędzały ukryte w jaskiniach, głębokich wykrotach i norach.

Choć do czasu przybycia Europejczyków workowate wilki nie miały groźnych wrogów, na Tasmanii ich populacja nigdy nie była liczna, nie przekraczała znacząco 6 tys. osobników.

Na początku XIX wieku brytyjscy osadnicy odkryli, że na wyspie świetnie można hodować owce. Pierwsze 30 owiec przywieziono z Wielkiej Brytanii w 1803 roku. W 1830 na Tasmanii pasło się już milion owiec. Szybko jednak stada zaczęły ponosić straty. Prymitywni farmerzy oskarżyli o zabijanie owiec workowate wilki i autochtonów, Aborygenów. Już w 1830 roku zaczęła się wielka wojna osadników z pasiastymi wilkami. Rząd kolonii wypłacał wysokie premie za skalp każdego wilka. W roku 1886 farmerzy zażądali rządowych dotacji dla każdego, kto zabije wilka workowatego. Myśliwi zabijali wilki średnio co 2 dni – strzelali do nich, łapali we wnyki, rozstawiali trutki. Ale na początku XX wieku, mimo horrendalnie wysokich premii, nie udało się zabić ani jednego wilka. Do masowego zabijania przez myśliwych i farmerów dołączyła przywleczona z Europy epidemia nosówki. Workowate wilki niemal znikły z lasów Tasmanii.

Wtedy zaczęła się kolejna wilcza histeria – zwierzę tak rzadkie chciało mieć każde zoo na świecie. Masowe zabijanie przeszło w masowe wyłapywanie ocalałych w leśnych ostępach resztek wilków, przy czym w klatkach i we wnykach zwykle ginęło więcej tych zwierząt, niż trafiało do ogrodów zoologicznych.

Wilczycę zwaną Beniaminem złapał w 1933 roku drwal i stawiacz sideł Elias Churchill w dolinie Florentine. W ciągu ostatnich kilkunastu lat Churchill dopadł z kompanami 8 dorosłych wilków – 2 z nich sprzedał żywe, pozostałe albo udusiły się we wnykach, albo były tak zmasakrowane, że trzeba było je dobić. Ocalały 2 wilczyce. Pierwszą, z 3 młodych w torbie brzusznej, kupił od Churchilla niejaki Walter Mullins i przez kilka lat obwoził w skrzyni po tasmańskich wsiach i miasteczkach. W końcu sprzedał ją do zoo w Hobart, w którym cała czwórka dość szybko zdechła. Ostatnią żywą wilczycę workowatą Churchill złapał w skrzynkową pułapkę, z kawałkiem mięsa jako przynętą, daleko za miejscowością Tyenna. Spętaną wilczycę, którą uważano za wilka, przewiózł na grzbiecie konia jucznego do Tyenny, a stamtąd przewieziono ją w klatce, koleją, do Hobart. W zoo nazwano ją Beniaminem.

Krótko po umieszczeniu wilczycy w klatce sfilmował ją z bliska David Fleay. Wilczyca nie była tym zachwycona i ugryzła filmowca w łydkę. Rozeźlony Fleay nawet nie zdawał sobie sprawy, jakiego dostąpił zaszczytu – jest ostatnim człowiekiem ugryzionym przez workowatego wilka tasmańskiego.

W zoo w Hobart Beniamin trafił do klatki o wymiarach 8 na 4 m, na końcu ogrodu, za domkiem kuratora, naprzeciw zagrody z pospolitymi kangurami i europejskimi jeleniami. Wilczycę o 10.00 pracownicy zoo wypędzać powinni na wybieg, zaś po 16.00 mają wpuszczać ją do zamykanej nory, szerokiej na 1 m, długiej na 3 m. Dla zwierzęcia trwanie przez 6 godzin na otwartym terenie, na oczach publiczności, pod palącymi promieniami słońca, to prawdziwa męczarnia. Ale to nie wszystko. Ekonomiczny kryzys sprawił, że wydział finansowy Hobart zwolnił wszystkich fachowych pracowników zoo i na ich miejsce zatrudnił mężczyzn, którzy za prawo do zasiłku mają obowiązek wykonywania prac publicznych. Żadnego z nich nie interesuje los zwierząt. Bardzo często tym przypadkowym pracownikom nie chce się otwierać na noc drzwi do schronienia wilczycy i zostaje ona pod gołym niebem. A zimy potrafią być w Hobart nawet mroźne.

Dobrym duchem ogrodu zoologicznego w Hobart byli do niedawna Arthur i Alison Reid, kurator zoo i jego dorosła córka. Mieszkali w domu koło klatki wilczycy. Słysząc wycie pozostawionych na noc zwierząt, Arthur i Alison zawsze wychodzili ze swego domku i otwierali im drzwi do schroniska.

Ale Beniamin nie może już doświadczać życzliwości Reidów. Przed 6 laty kurator usłyszał hałasy na terenie zoo i nakrył złodzieja rzadkich ptaków, niejakiego Fishera z Battery Point. Podczas bójki Fisher uszkodził Reidowi lewe oko. Wdał się nowotwór i, mimo wyłuskania gałki ocznej, stan zdrowia Fishera pogarszał się. W grudniu zeszłego roku kurator zmarł.

Jego córka przejęła obowiązki. Choć jednak przez 12 miesięcy pracowała wzorowo (i za połowę pensji ojca), departament finansowy rady miejskiej Hobart nie mógł ścierpieć, że kobieta może zajmować jakieś kierownicze stanowisko. Nowy superintendent Bruce Lipscomb, który stanowisko przejął po swym ojcu (a ten po swym ojcu), zaprotestował – nie godzi się, by córka przejęła stanowisko po ojcu, to pachnie nepotyzmem! Lipscomb okazał się nie tylko obłudnikiem, ale i zwykłym draniem. Najpierw pozbawił Alison Reid pensji i wykorzystując jej fatalną sytuację życiową, zmusił do pracy w zoo tylko za bezpłatne użyczenie domku obok klatki Beniamina. Pozbawiona pensji Alison głodowała wraz ze swą matką, ale nadal wzorowo opiekowała się zwierzętami. Nie mogąc znieść rozpaczliwego wycia workowatej wilczycy i innych zwierząt, pozostawianych przez zdemoralizowanych pracowników na noc pod gołym niebem, panna Reid wielokrotnie prosiła superintendenta Lipscomba o zestaw kluczy do klatek, by sama mogła otworzyć zwierzętom ich nocne kryjówki. Klucze te miał jej ojciec, ale pannie Alison je odebrano – kobieta nie jest przecież godna posiadać symbolu władzy, jakim jest pęk kluczy.

Lipscombe odmówił jej dostępu do klatek. Nie może przecież być tak, że kobieta pokazuje, iż pełni swe obowiązki staranniej od mężczyzn. Alison odwołała się do burmistrza Hobart, ale i on uznał za niedopuszczalne przyznanie, że kobieta może być lepszym pracownikiem niż mężczyźni. Kluczy nie dostała.

We wrześniu Lipscombe wyrzucił pannę Reid i jej matkę z domku.

Wilczyca straciła w zoo ostatniego protektora.

O 15.00 pracownik zoo rzuca do klatki wilczycy kawał mięsa. Godzinę później nie chce już mu się fatygować i otwierać drzwi do nocnej kryjówki. Beniamin rozpaczliwe wyje z zimna. Nikt nie reaguje.

Rano robotnicy chcą przepędzić wilczycę do jej nory, by zamieść brudny wybieg. Zwierzę nie reaguje na szturchnięcia. Na świecie nie ma już wilków workowatych.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.