10 września 1930 roku rząd sanacyjny w Polsce pod przywództwem Józefa Piłsudskiego dokonał serii aresztowań tzw. „Centrolewu” – sojuszu partii centrowych, zawiązanego w celu odsunięcia Piłsudskiego od władzy. Ten jednak nie miał najmniejszego zamiaru patyczkować się ze swymi politycznymi przeciwnikami. W oczach W. Kalickiego wyglądało to tak:

Kwadrans przed północą Wincenty Witos żegna się na peronie z odprowadzającym go, znajomym zarządcą bufetu na krakowskim dworcu Tadeuszem Lubelskim. Wsiada do wagonu 3. klasy. Witos kładzie się na drewnianej ławce, pod głowę wsuwa teczkę. Pociąg z Krakowa do Tarnowa rusza o 23.50. Gdy wjeżdża na most na Wiśle, do przedziału wchodzi komisarz policji w towarzystwie tajniaka, policjanta i żandarma wojskowego. Tajniak każe Witosowi wstać. Były premier odmawia. Tajniak grozi, że użyje siły. Gdy Witos wstaje, policjanci i żandarm rewidują go. Zabierają teczkę, portfel, scyzoryk, zegarek i prywatne listy znalezione w kieszeni. O północy na stacji w Podgórzu policjanci wysiadają i pakują Witosa do czekającego tam samochodu.

Zaczyna się przygotowywana od dawna na polecenie Marszałka Józefa Piłsudskiego akcja pacyfikacji i zastraszenia partii opozycyjnych. W maju, za pomocą nieczystego triku, władze nie dopuściły do otwarcia sesji sejmowej, na której miała być omawiana sprawa kompromitującej obóz sanacyjny defraudacji 8 mln zł z państwowej kasy na fundusz wyborczy BBWR. Opozycyjny Centrolew odpowiedział w czerwcu wielkim kongresem w obronie prawa i wolności. W sierpniu Piłsudski stanął na czele rządu i doprowadził do rozwiązania Sejmu. Byłych posłów przestał chronić parlamentarny immunitet. Listę exparlamentarzystów, którzy mieli być uwięzieni, układał osobiście sam Marszałek. Aresztowania mają być przeprowadzone bez nakazu sądu, jedynie na podstawie polecenia ministra spraw wewnętrznych gen. Składkowskiego, wystawionego bez daty i bez podania przyczyn.

Kolejnym złamaniem prawa jest miejsce uwięzienia cywilnych polityków – w więzieniu wojskowym, w twierdzy w Brześciu nad Bugiem.

O 3.00 do hotelu sejmowego przy Wiejskiej wkracza kilku policjantów i żandarmów. Portier prowadzi ich na 4. piętro i wskazuje pokój zajmowany przez byłego posła PPS Norberta Barlickiego. Policjant dobija się do drzwi. Barlicki przytomnie rygluje drzwi hotelowymi meblami, otwiera okno i krzyczy na całe gardło: „Ratunku! Na pomoc! Napad!”. Policjanci drą się pod drzwiami: „Otwierać! Policja!”. W końcu aresztują go i sprowadzają do samochodu.

W tym samym czasie 2 inne ekipy policyjne aresztują w hotelu sejmowym byłych posłów PSL „Wyzwolenie”: Kazimierza Bagińskiego i Józefa Putka. Obaj zostają aresztowani i wyprowadzeni do samochodu.

Przed kamienicą nr 22 w warszawskich Alejach Ujazdowskich z samochodu osobowego wysiadają 3 umundurowani mężczyźni. Budzą dozorcę kamienicy i każą prowadzić się do mieszkania byłego posła PPS Hermana Libermana. Wyrwana ze snu służąca szarpie śpiącego Libermana: „Proszę pana, policja żąda wpuszczenia jej!”. „A kto jest z policją?” – pyta gospodarz. „Jest dozorca”. „No to ich wpuść”.

Do sypialni byłego posła błyskawicznie wdziera się komisarz policji, a za nim policjant uzbrojony w karabin z nasadzonym bagnetem oraz żandarm wojskowy. „Czy to pan Liberman?” Gospodarz przytakuje, ale komisarz każe wejść do sypialni stróżowi i potwierdzić tożsamość leżącego. Dopiero wtedy oznajmia, że były poseł jest aresztowany. Liberman żąda, by pokazano mu odpowiednie dokumenty. Komisarz macha mu przed nosem nakazem aresztowania podpisanym przez ministra spraw wewnętrznych gen. Felicjana Sławoja-Składkowskiego, ale ręką zakrywa górną część kartki, na której znajduje się jego własne nazwisko. Zapytany przez Libermana, jak się nazywa, w odpowiedzi stwierdza sucho: „Ma pan 10 minut na ubranie się”. „A co się stanie, jeśli będę ubierał się 11 minut?” – pyta Lieberman. „Zobaczy pan, co się stanie”.

Przy wyjściu każe byłemu posłowi zabrać przybory toaletowe i ciepły płaszcz. Liberman tylko macha ręką. Jest przekonany, że Piłsudski właśnie dokonał drugiego, po majowym, zamachu stanu i że tym razem Marszałek nie cofnie się przed krwawą rozprawą z opozycją. Choć jest pewien, że przed świtem przyjdzie mu stanąć przed plutonem egzekucyjnym, Liberman spokojnie żegna się z domownikami. Przed bramą policjanci tworzą gęsty szpaler aż do nieoznakowanego samochodu. Gdy auto rusza, z domu ukradkiem wymyka się Szczepan Gozdek, mąż służącej Libermana, a przy tym członek PPS. Jakimś cudem łapie taksówkę i rusza za samochodem policyjnym. Po minięciu paru przecznic komisarz dostrzega jednak taksówkę. Zatrzymuje samochód, razem z policjantem uzbrojonym w karabin wyciągają Gozdka z taksówki i na środku ulicy biją do nieprzytomności.

Także o 3.00 ktoś dzwoni do mieszkania byłego posła Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast” Władysława Kiernika, przy ul. Przekop 2.

Komisarz policji, 2 policjanci w mundurach, żandarm i jakiś cywil odsuwają służącą i wchodzą do sypialni gospodarza. Komisarz oświadcza byłemu posłowi, że jest aresztowany. Kiernik nie chce wstać z łóżka, tłumaczy, że ma 38 stopni gorączki. Zza pleców komisarza wysuwa się nieznany cywil, pobieżnie bada leżącego i oświadcza, że chory nadaje się do podróży.

W Tarnowie policja zjawia się w domu przy ul. Matejki, w którym mieszka były poseł PPS Adam Ciołkosz, także punktualnie o 3.00. Żona Lidia wyjaśnia, że mąż wyszedł i jeszcze nie wrócił. Ekipa policyjna wzywa posiłki. Mundurowi otaczają szczelnym kordonem kamienicę, po czym zaczynają skrupulatnie rewidować piwnice, strychy i mieszkania pozostałych lokatorów domu. W trakcie rewizji wraca Adam Ciołkosz. Policja natychmiast aresztuje go i wsadza do samochodu osobowego z zasłoniętymi numerami rejestracyjnymi.

Herman Liberman ukradkiem spogląda przez szparę w opuszczonych roletach policyjnego samochodu: w świetle latarń dostrzega na ulicach Warszawy dziesiątki patroli policyjnych uzbrojonych w karabiny. Samochód wyjeżdża z miasta. Jest już jasno, gdy komisarz poleca zatrzymać się. Eskorta wysiada. Po dłuższej chwili policjant każe wysiąść aresztowanemu i iść w stronę lasu. Liberman odmawia, ale policjant szturcha go kolbą w plecy. W głębi lasu stoją komisarz i żandarm. Liberman dostrzega obok nich niewielką pryzmę wykopanej ziemi. Czuje, że to jego ostatnie chwile, ale stara się mówić spokojnie: „Panie komisarzu, pańskim obowiązkiem jest wykonać rozkaz gen. Składkowskiego i zawieźć mnie na miejsce przeznaczenia, a chyba nie do tego lasu”. Komisarz doskakuje do niego i uderza z całej siły w kark. Liberman pada jak rażony na ziemię. Żandarm zdziera z niego płaszcz, okręca wokół jego głowy i dociska ją do ziemi. Komisarz ściąga z ofiary ubranie. Żandarm bije Libermana metalowym prętem przy akompaniamencie okrzyków komisarza: „Niech żyje Józef Piłsudski! Piłsudski przelewał za nas krew swoją, a ty będziesz oskarżał go przed Trybunałem Stanu. Zdechniesz i zaraz cię zakopiemy!”. Policjant z żandarmem ubierają nieprzytomnego, zakrwawionego posła i wloką do samochodu.

Samochód z Wincentym Witosem jedzie przez całą noc z Krakowa w stronę Warszawy. Mgła opóźnia podróż. Przed Warszawą auto skręca na wschód. Kilka kilometrów przed Brześciem komisarz policji każe zatrzymać się na środku mostu i proponuje aresztowanemu ostatnią przechadzkę, bo za chwilę dojadą do celu – wojskowego więzienia w Brześciu. Witos spaceruje po moście. Przypomina sobie, że już na nim kiedyś był. We wrześniu 1920 roku miejscowa ludność ustawiła na tym moście bramę tryumfalną i witała premiera Witosa po zwycięstwie nad bolszewikami.

O 15.00 samochód wjeżdża do twierdzy brzeskiej i zatrzymuje się przed budynkiem więzienia wojskowego. Były premier dostrzega kilka samochodów przed wejściem i domyśla się, że uwięziono nie tylko jego. Nie wie jednak, że dzisiejszej nocy aresztowano 19 byłych posłów opozycji. Witos postawiony zostaje przed obliczem szefa więzienia płk. Kostka-Biernackiego, sadysty znanego z okrucieństwa w Legionach; lubił na ochotnika wykonywać wyroki śmierci.

Po kolejnej rewizji Witos trafia do celi nr 17. Strażnicy wpychają do niej także młodego człowieka. To były poseł mniejszości ukraińskiej Aleksander Wisłocki. Po krótkiej rozmowie obaj kładą się spać. Nagle wpadają z wrzaskiem strażnik i kapitan żandarmerii: spać nie wolno. Więźniowie muszą natychmiast posłać łóżka. Oficer rozkazuje Witosowi wynieść z celi kubeł pełen ekskrementów. Były premier, kawaler najwyższego polskiego odznaczenia, Orderu Orła Białego, stoi osłupiały. Wisłocki, choć jest politycznym przeciwnikiem Witosa, chwyta kubeł, by oszczędzić szacownemu współwięźniowi upokorzenia. Strażnicy obrzucają go obelgami i zmuszają Witosa, by wyniósł fekalia. W drodze do latryny eskortują go major i kapitan żandarmerii. Wisłocki musi iść za nimi jako widownia. Co drugi krok żandarm kopie go z tyłu w nogi albo pośladki.

Karol Popiel, były poseł Narodowej Partii Robotniczej, trafia do jednej celi z Hermanem Libermanem. Socjalistyczny poseł jest śmiertelnie blady, ma zawroty głowy. Popiel ostrożnie zdejmuje mu koszulę. Na plecach znajduje 22 rany – większość w okolicy nerek.

O 17.30 w Warszawie rozpoczyna się posiedzenie Rady Ministrów. Przewodniczy Józef Piłsudski. Marszałek wygłasza do ministrów krótkie przemówienie: „Ja walczę z systemem, że były poseł znaczy jeszcze cokolwiek na świecie. Druga rzecz, proszę panów, jest to, że na szczęście panowie prokuratorzy zastosowali ściganie byłych posłów. Co do mnie, też przygotowałem część tej pracy, bo chcę, by byli karani. Nie mogę znieść, by taka banda byłych posłów była niekarana i psuła moralność Polski. Ta bezkarność tego bydła przeklętego psuje całe państwo”.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.