22 września 1937 roku wywiad sowiecki przeprowadził udane porwanie Jewgienija Millera, generała lejtnanta rosyjskiej(carskiej) armii. Niestety sowieckie NKWD już od początku swego powstania działało brawurowo i skutecznie. W. Kalicki tak opisuje tamto wydarzenie:

Gen. Jewgienij Karłowicz Miller, przewodniczący ROWS, Rossijskowo Obszcze-Woinskowo Sojuza, skupiającego wszystkie organizacje rosyjskich antybolszewickich kombatantów na Zachodzie, o 9.00 wychodzi ze swego skromnego mieszkania przy ulicy Jean Baptiste Clement na paryskim przedmieściu. Jedzie koleją do Paryża. Na Gare de l’Est gen. Miller kupuje bilety na pociąg do Belgradu. Żona i córka generała mają wkrótce ruszyć na wczasy do Jugosławii. Potem Miller jedzie metrem do biur ROWS, znajdujących się pod nr. 29 przy ulicy du Colysée. Do sekretariatu biura wkracza o 10.30. Jest wyraźnie zatroskany. Nie zaczyna, jak zwykł to czynić, towarzyskiej pogawędki ze współpracownikami. Z nieobecną miną pozdrawia obecnych i wchodzi do swego gabinetu. Od razu siada za biurkiem i zabiera się do czytania korespondencji.

W carskiej Rosji Jewgienij Miller ukończył Nikołajewską Szkołę Kawalerii i wojskową służbę zaczął w huzarskim pułku lejbgwardii, ale szybko przesiadł się z siodła na fotel. Po ukończeniu Akademii Sztabu Generalnego w roku 1898 mianowano go attaché wojskowym w Belgii i Holandii. Potem reprezentował Rosję na konferencji w Hadze i znów został attaché wojskowym – tym razem we Włoszech. Ten elegancki sztabowiec i dyplomata wojskowy po wybuchu I wojny światowej nieoczekiwanie błysnął wielkim wojskowym talentem. Dowodząc rosyjską 5. Armią na froncie galicyjskim, nie dopuścił do przerwania frontu przez przeważające siły austro-węgierskie, a potem pobił je. W 1915 roku świetnie sprawił się w bitwie z armiami niemieckimi pod Łodzią.

Bolszewicka rewolucja zastała go we Włoszech, gdzie był przedstawicielem rosyjskiego naczelnego dowództwa przy dowództwie armii włoskiej. Po rozpoczęciu w 1919 roku interwencji aliantów przeciw bolszewikom gen. Miller został gubernatorem wojskowym zajętych przez aliantów i ich rosyjskich sojuszników północnej części Rosji.

Bił się twardo przeciw bolszewikom, nawet wtedy gdy jego opuszczone przez Brytyjczyków oddziały nie miały cienia szansy na sukces. Udało mu się ewakuować z Archangielska na Zachód tysiące białych żołnierzy i ich rodzin.

Na emigracji w Paryżu włączył się w działalność kierowanego przez gen. Kutiepowa ROWS. Po porwaniu w 1930 roku Kutiepowa przez sowieckie tajne służby gen. Miller, jako najstarszy stopniem carski wojskowy, został przewodniczącym ROWS.

To nie był dobry wybór. Miller powierzył fundusze ROWS szwedzkiemu finansiście Ivarowi Kreugerowi, ówczesnemu europejskiemu „królowi zapałek”. Kreuger, spekulant i ryzykant, szybko, z wielkim hukiem splajtował. Fundusze ROWS przepadły.

Gen. Miller musiał przenieść biura w tańsze miejsce. Z pomocą przyszedł mu rosyjski emigrant Siergiej Tretiakow. Za symboliczny czynsz wynajął ROWS pomieszczenia na parterze swej kamienicy przy ulicy du Colisée 29. Gen. Miller nie wiedział, że Tretiakow, krewny założyciela słynnej galerii malarstwa, jest agentem NKWD. Sowieccy agenci umieścili w każdym pokoju biura mikrofony. W swoim mieszkaniu na piętrze Tretiakow codziennie słucha rozmów w biurach ROWS i pisze tasiemcowe sprawozdania dla Moskwy.

NKWD ma jeszcze jednego agenta w pobliżu gen. Millera. Jego zastępca w ROWS gen. Skoblin, wybitny dowódca carskiej armii podczas wojny światowej, na emigracji nie miał środków na wystawne życie, do którego przywykł. Zwerbowała go znana emigracyjna pieśniarka Plewicka. Ona także poszła na służbę NKWD dla pieniędzy. Skoblin ożenił się z nią – występy popularnej pieśniarki, mistrzyni rosyjskich romansów, otwierały każde drzwi białogwardyjskiej emigracji.

Szef Wydziału Zagranicznego NKWD Abram Słucki obmyślił szatańską intrygę. Gdyby gen. Millera porwać – tak jak przed 7 laty porwano jego poprzednika gen. Kutiepowa – następny w kolejce do przywództwa ROWS byłby gen. Skoblin. Największa emigracyjna organizacja antysowiecka kierowana byłaby przez agenta NKWD!

Przynętą, która wywabi gen. Millera z biura ROWS, ma być spotkanie z niemieckimi oficerami dysponującymi tajnymi materiałami o kluczowych postaciach w sowieckich władzach. Pośrednikiem jest gen. Skoblin.

O 11.00 gen. Skoblin telefonuje z hotelu Pax przy alei Victor Hugo do swego dawnego adiutanta kpt. Grigula. Skoblinowie mieszkają na przedmieściu Paryża, gdy zaś przyjeżdżają do centrum, zatrzymują się zawsze w tym samym pokoju w hotelu Pax. Skoblin prosi Grigula, by pojechał na Gare du Nord i kupił bilety do Brukseli dla państwa Chaperon, rodziny córki gen. Korniłowa. Skoblin wyjaśnia, że pociąg do Brukseli odchodzi o 14.15, ale on sam odwiezie swoim samochodem rodzinę Chaperon na dworzec o 13.30.

Potem Skoblin wychodzi do rosyjskiego bistra Serdeczny. Je śniadanie, zapija je wódką. Krótko przed południem dociera do garażu, w którym stoi jego samochód.

Dochodzi 12.10, gdy w siedzibie ROWS gen. Miller wzywa do swego gabinetu swego współpracownika gen. Pawła Kusońskiego. Wręcza mu zaklejoną kopertę.

 – Niech pan nie sądzi, że zwariowałem. Mam spotkanie na mieście, ale jeśli bym z niego nie wrócił, proszę otworzyć tę kopertę i przeczytać moją notatkę – prosi Miller. Potem wkłada płaszcz przeciwdeszczowy i wychodzi.

Skoblin zajeżdża przed hotel Pax i zabiera Plewicką. Zawozi ją do magazynu mód Karolina przy alei Victor Hugo 3. Plewicka niespiesznie przymierza eleganckie kreacje. Jej usta nie zamykają się. Opowiada personelowi, że przywiózł ją mąż gen. Skoblin, że mąż czeka w samochodzie i czyta gazety. Po półgodzinie Plewicka zmienia ton swojej paplaniny: teraz niepokoi się, że mąż czeka w samochodzie tak długo i pewnie jest już zły. Ale nadal powoli, jak mucha w smole, przymierza kolejne suknie.

Skoblin tymczasem po wysadzeniu żony przed Karoliną pędzi autem na ulicę Jasmin, gdzie jest umówiony z gen. Millerem. Generał wsiada do samochodu. Skoblin jedzie teraz na spotkanie rzekomych niemieckich oficerów. W rzeczywistości obaj są agentami sowieckiego wywiadu wojskowego. Przysłał ich z Niemiec szef tamtejszej siatki wywiadu Walter Kriwicki.

Do samochodu wsiada agent wywiadu, udający niemieckiego attaché wojskowego w Paryżu, chcącego nawiązać kontakt z organizacją białogwardyjskich Rosjan. Tłumaczy, że jego kolega, także wysokiej rangi niemiecki oficer, oczekuje na spotkanie w dyskretnym miejscu. Skoblin jedzie na bulwar Montmorency. Tam ambasada ZSRR wynajmuje sporą willę, w której znajduje się szkoła dla dzieci pracowników licznych sowieckich przedstawicielstw i firm. Gen. Miller nie ma o tym pojęcia.

Teraz willa jest pusta – dzieci mają wakacje. Skoblin zatrzymuje samochód. Gen. Miller nie ma ochoty wchodzić do domu, Skoblin, zamaszyście gestykulując, zaprasza go do środka. Wewnątrz na przewodniczącego ROWS czeka nie tylko drugi rzekomy niemiecki dyplomata, ale i nadzorujący całą operację szef wydziału zagranicznego NKWD Abram Słucki i jego zastępca Michaił Szpigelglas. Napastnicy rzucają się na Millera i po krótkiej szamotaninie obezwładniają go. Pomni, że przed 7 laty, oszołomiony podczas porwania chloroformem poprzedni przewodniczący ROWS gen. Kutiepow dostał zawału serca i zmarł, teraz nie używają żadnych środków chemicznych. Słucki naprędce przesłuchuje Millera. Generał, choć zaskoczony, trzyma się dzielnie. Napastnicy wiążą go sznurami jak baleron, kneblują. Obok willi stoi lekka ciężarówka z sowieckimi numerami dyplomatycznymi. Niedawno kupił ją i zarejestrował na swoje nazwisko sowiecki poseł Potiomkin. Oprawcy wrzucają niebędącego w stanie się poruszać gen. Millera do przygotowanej zawczasu dużej drewnianej skrzyni z wywierconymi otworami do oddychania i zabijają jej wieko. Słucki, Szpigelglas i 2 rzekomi Niemcy przenoszą skrzynię na pakę ciężarówki, wsiadają do kabiny i natychmiast ruszają w drogę.

Porwanie trwało dłużej, niż planowano. Spóźniony Skoblin nie ma szans odwieźć na pociąg państwa Chaperon. Pędzi więc bezpośrednio na dworzec.

Państwo Chaperon przywozi na dworzec przytomny kpt. Grigul, który nie widząc o umówionej godzinie Skoblina i jego samochodu, zamówił taksówkę.

Plewicka, gdy orientuje się, że mąż się spóźnia, wybiega z magazynu mód Karolina, łapie taksówkę i także zjawia się na dworcu. Skoblin jest bardzo zdenerwowany, ale co rusz opowiada dowcipy.

Po odjeździe państwa Chaperon Skoblin odwozi Plewicką do hotelu Pax, sam zaś wraz z kpt. Grigulem jedzie do mieszkania gen. Millera przy ulicy Jean Baptiste Clement. Drzwi otwiera żona gen. Millera. Skoblin ceremonialnie całuje ją w rękę i pyta o męża. Pani Miller wyjaśnia, że generał jeszcze nie wrócił do domu. Skoblin prosi ją, by powiadomiła męża o jego wizycie. Potem odwozi kpt. Grigula na zebranie białogwardyjskich kombatantów, zabiera z hotelu Plewicką i jedzie do ich mieszkania pod Paryżem. Tam oboje sprawdzają, czy nie pozostawili jakichś kompromitujących ich notatek albo drobiazgów.

Ciężarówka z wielką skrzynią na pace nieniepokojona pędzi w stronę portu Hawr.

O 17.00 grupa byłych oficerów carskiej armii zjawia się w biurze ROWS. Są umówieni na rozmowę z gen. Millerem. Ale szefa ROWS nie ma. Oficerowie czekają. O 20.00 wzywają stróża Asmołowa i polecają mu dzwonić do domu Millera. Generała tam też nie ma.

O 20.15 do Paryża wracają Skoblin i Plewicka. Skoblin zajeżdża na kończące się już zebranie rosyjskich kombatantów i zaprasza kilku z nich na zakrapianą kolację. Jest teraz całkiem opanowany, tryska wyśmienitym humorem. Opracowany przez NKWD plan zbudowania sobie alibi zrealizował niemal w 100 procentach, zaś porwany gen. Miller za parę godzin znajdzie się na pokładzie sowieckiego statku.

Około 23.00 w biurze ROWS gen. Kusoński przypomina sobie o dziwnej kopercie, którą w południe wręczył mu gen. Miller. Miał ją otworzyć, gdyby generał nie wrócił ze spotkania. No i nie ma go.

Kusoński rozrywa kopertę, znajduje w niej list:

 „Jestem dziś umówiony o godz. 12.30 z gen. Skoblinem na rogu ulic Jasmin i Raffet. Ma zabrać mnie na spotkanie z dwoma niemieckimi oficerami. Jeden z nich, pułkownik Strohmann, jest attaché wojskowym w sąsiednim kraju, drugi, Werner, został oddelegowany do tutejszej ambasady Niemiec. Obaj mówią dobrze po rosyjsku. To spotkanie jest zaaranżowane z inicjatywy Skoblina.

Możliwe, że to pułapka, dlatego zostawiam wam tę notatkę”.

W notatce jest świadectwo typowego dla enkawudowskiego poczucia humoru. „Strohmann” oznacza w Niemczech wspólnika firmy, dającego jedynie swe nazwisko, lecz niemającego żadnego udziału w interesie.

Gen. Kusoński natychmiast dzwoni do adm. Kiedrowa, zastępcy gen. Millera w ROWS, i prosi, by ten natychmiast przyjechał. Wieść o zniknięciu Millera w emigranckim światku rozchodzi się szybko. Po 23.00 do biura ROWS przyjeżdża jeden z działaczy kombatanckich, płk Siergiej Macylew. Gen. Kusoński poleca mu sprowadzić gen. Skoblina.

Płk Macylew jedzie do hotelu Pax. Skoblin udaje kompletnie zaskoczonego. Wstaje z łóżka, ubiera się i jedzie z Macylewem. W gabinecie gen. Kusońskiego czekają na niego gospodarz i adm. Kiedrow. Płk Macylew zostaje w poczekalni wraz z żoną adm. Kiedrowa.

 – Gdzie Miller? – pyta Kusoński.

 – Nie wiem.

 – Kiedy się rozstaliście?

 – Rozstałem się? Po prawdzie nie widziałem się z nim od trzech dni, od czasu niedzielnego bankietu.

Adm. Kiedrow traci cierpliwość:

 – To nie pan zorganizował dziś spotkanie Millera z jakimiś zagranicznymi agentami?

 – Nie, oczywiście, że nie.

 – Mamy świadectwo, że pan się z nim spotkał.

 – Powtarzam, że to jakieś nieporozumienie – upiera się Skoblin.

Kiedrow pokazuje Skoblinowi notatkę gen. Millera. Skoblin blednie, głos łamie mu się, ale powtarza, że to jakieś nieporozumienie. Adm. Kiedrow wstaje:

 – Dobrze, w takim razie idziemy na policję.

Osaczony w gabinecie gen. Kusońskiego Skoblin dostrzega swoją szansę:

 – Tak, tak, koniecznie na policję.

Skoblin wychodzi do poczekalni. Tuż za nim idą Kusoński i Kiedrow. W poczekalni Kusoński mówi szeptem do admirała:

 – Dziwne te jego wyjaśnienia, nieprawdaż?

Obaj cofają się do gabinetu, by na stronie omówić, co robić dalej. Wykorzystuje do Skoblin i po prostu wychodzi na klatkę schodową. Płk Macylew, który nie wie o notatce gen. Millera, nie zatrzymuje go. Skoblin pędem rzuca się na pierwsze piętro, do mieszkania Siergieja Tretiakowa, także agenta NKWD. Tretiakow wpuszcza go i zamyka drzwi.

Kusoński i Kiedrow wracają z gabinetu.

 – Gdzie Skoblin? – pyta Kiedrow.

 – Czeka na nas na ulicy – wyjaśnia Macylew.

Kusoński i Kiedrow w jednej chwili wybiegają z biura na ulicę. Dziwne – jest pusta. Konsjerżki pozamykały na noc bramy, Skoblin musiałby biec ulicą. A tymczasem jakby wyparował. Oficerowie wracają do biura.

 – Podlec, zdrajca! – krzyczy Kiedrow.

O 3.00 Kusoński rusza na policję, Macylewa zaś wysyła do hotelu Pax. Plewicka jest w pokoju. Na wieść o zdemaskowaniu i ucieczce męża wytrawna agentka nie traci głowy. Lamentuje, że niesłusznie posądzony Skoblin w obronie swego honoru na pewno popełni samobójstwo i być może nawet nikt nie znajdzie jego ciała.

W tym samym czasie na redę portu w Hawrze zajeżdża ciężarówka na sowieckich numerach dyplomatycznych i zatrzymuje się obok sowieckiego statku handlowego „Maria Uljanowa”. 4 mężczyźni pospiesznie przenoszą na pokład wielką skrzynię. Słucki i Szpigelglas zostają na pokładzie, 2 agenci wywiadu wojskowego natychmiast ruszają ciężarówką z powrotem do Paryża. Kapitan nieoczekiwanie zgłasza w kapitanacie portu, że natychmiast wychodzi w morze. Chwilę później „Maria Uljanowa” rzuca cumy i bierze kurs na Leningrad. Słucki zabiera się do przesłuchiwania Millera.

Generał, choć wie, co go czeka, zachowuje się dzielnie i z wielką godnością.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.