9 kwietnia 1938 roku – sprawa Cywińskiego dotycząca naruszenia dobrego imienia Józefa Piłsudskiego. W. Kalicki przenosi nas dziś w czasy niezłej, przedwojennej politycznej paranoi. Mimo, iż zdarzyło się to ponad 80 lat temu to podobna historia równie dobrze mogłaby wydarzyć się dziś:

Nieczęsty to widok w warszawskim sądzie okręgowym: już o 8.30, na pół godziny przed początkiem rozprawy, sala kolumnowa zapełnia się publicznością. Na klatce schodowej i w korytarzach stoją policjanci i skrupulatnie sprawdzają zaproszenia. Tuż przed godz. 9.00 zatrzymują mężczyznę bez zaproszenia. Przedstawia się jako Aleksander Zwierzyński i usiłuje sforsować posterunek, wyjaśniając, że jako oskarżony zaproszenia nie potrzebuje. Nic z tego jednak. Skoro zaproszenia nie ma, policjanci go nie wpuszczają. Dopiero interwencja asesora sądowego pozwala wejść oskarżonemu na salę rozpraw.

Chwilę później karetka więzienna przywozi z aresztu do gmachu sądu drugiego z oskarżonych. Policjanci prowadzą niskiego mężczyznę około pięćdziesiątki. Ma bladą, zmęczoną twarz i potargane włosy. To doktor filozofii Stanisław Cywiński, docent Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie.

Miejsca po prawej stronie sali zajmuje z ostentacją grupa oficerów garnizonu wileńskiego. Rezydujący w Wilnie inspektor armii gen. Stefan Dąb-Biernacki polecił, by z każdego pułku stacjonujących na Wileńszczyźnie 1. Dywizji Piechoty Legionów, 19. Dywizji Piechoty i Wileńskiej Brygady Kawalerii oddelegowano oficerów na rozprawę w Warszawie. Siedzi ich zatem kilkunastu, w tym ppłk Szeligowski, ppłk Prafianowicz, mjr Skimina.

Na sali są obecni wybitni intelektualiści, m.in. były rektor uniwersytetu wileńskiego prof. Marian Zdziechowski, historyk literatury prof. Stanisław Pigoń, redaktor wileńskiego dziennika „Słowo” Stanisław Cat-Mackiewicz.

Obaj podsądni oskarżeni są o zelżenie narodu polskiego.

Przed 5 tygodniami, 30 stycznia 1938 roku, „Dziennik Wileński. Głos Wileński” opublikował recenzję Stanisława Cywińskiego z książki Melchiora Wańkowicza COP – ognisko siły.

Wańkowicz przywołał w tym reportażu o budowie Centralnego Okręgu Przemysłowego określenie Józefa Piłsudskiego, że „Polska jest jak obwarzanek, to warte, co po brzegach”. Cywiński w swej recenzji napisał, że Wańkowicz „zadaje kłam słowom pewnego kabotyna, który mawiał o Polsce, że jest jak obwarzanek: to tylko warte, co po brzegach, a w środku pustka (cyt. na str. 20)”. W dalszej części recenzji ganił Wańkowicza za asekuranctwo w krytykowaniu rządów sanacji: „dlaczego to właśnie brak samorządów wybrał Wańkowicz dla zilustrowania swej tezy o poniewieraniu człowieka w Polsce pomajowej? Przecież znalazłyby się o wiele jaskrawsze braki”.

Ani otwarta krytyka rządów sanacyjnych, ani nazwanie autora bon motu o Polsce-obwarzanku kabotynem, nie zwróciły uwagi naczelnika Wydziału Społeczno-Politycznego Urzędu Wojewódzkiego w Wilnie Mariana Jasińskiego, który kontrolował artykuły prasowe przed drukiem. Recenzji doc. Cywińskiego nie skonfiskowano. W ogóle nikt nie zwrócił na nią uwagi. „Dziennik Wileński” miał nakład niespełna 1500 egzemplarzy i nie był gazetą opiniotwórczą.

Wszystko zmieniło się 2 tygodnie później. „Państwo i Naród”, organ prasowy Związku Naprawy Rzeczypospolitej, opublikował artykuł Plugastwo słowa. Anonimowy autor ujawnił, że autorem słów o obwarzanku był marszałek Piłsudski, i wytoczył przeciw Cywińskiemu najcięższe działa: „pozwala sobie na doczepianie do Wielkiej Postaci błazeńskich epitetów, czyniąc to w podstępny i ukryty sposób, mający zapewnić bezkarność popełnianego w ten sposób wykroczenia przeciw duchowi poszanowania Historii własnego Państwa i Narodu”.

Egzemplarz „Państwa i Narodu” z napaścią na doc. Cywińskiego, zaznaczoną czerwonym ołówkiem, redakcja przesłała gen. Stefanowi Dąb-Biernackiemu. Ten natychmiast zwołał odprawę wyższych oficerów wszystkich pułków stacjonujących na Wileńszczyźnie i polecił im wydelegować kolegów, którzy, jak się wyraził, mają w obronie honoru marszałka Pilsudskiego obić red. Zwierzyńskiego i doc. Cywińskiego. Każdy pułk miał wyznaczyć 2 młodych i silnych oficerów. Zwierzchnicy podzielili ich na 2 grupy. Jedna ekipa napadła na mieszkanie doc. Cywińskiego. Oficerowie zmasakrowali go na oczach żony i 14-letniej córki. Druga ekipa zdemolowała redakcję „Dziennika Wileńskiego” i pobiła redaktorów Zwierzyńskiego i Zygmunta Fedorowicza. Wtedy w redakcji pojawił się doc. Cywiński, który miał zamiar napisać do najbliższego wydania list otwarty w sprawie napaści. Oficerowie, którzy demolowali redakcję, pobili go po raz drugi.

Jeszcze tego samego dnia gen. Dąb-Biernacki wezwał naczelnika Jasińskiego z Urzędu Wojewódzkiego. Zrugał go brutalnie za dopuszczenie do druku artykułu Cywińskiego. Generał zażądał natychmiastowego aresztowania docenta i redaktora Zwierzyńskiego, osadzenia ich w obozie w Berezie Kartuskiej oraz zlikwidowania redakcji „Dziennika Wileńskiego”. Gdy naczelnik Jasiński odmówił, wyjaśniając, że do Berezy można trafić tylko na podstawie decyzji ministra spraw wewnętrznych, a gazetę zamknąć może wyłącznie sąd, generał zaczął wykrzykiwać, że to on, Dąb-Biernacki, jest w Wilnie władzą najwyższą i wszyscy cywile mają go słuchać.

Po awanturze u gen. Dąb-Biernackiego naczelnik Jasiński przygotował oficjalny komunikat dla prasy, w którym wyraźnie stwierdził, że napaści na naukowca i redakcję dokonali oficerowie na polecenie inspektora armii. MSW zmieniło komunikat: „grupa oficerów odznaczonych Virtuti Militari, oburzona artykułem p. Cywińskiego, dokonała skarcenia winnych”.

Władze nie zrobiły nic, by ukarać biorących udział w napadzie oficerów, ani tym bardziej gen. Dąb-Biernackiego. Stanisław Cywiński został aresztowany. Protesty studentów uczelni wileńskich spacyfikowano, a 3 przywódcy młodzieży narodowej z Wilna trafili do Berezy.

Przedwczoraj zaś władze w trybie pilnym wydały ustawę O ochronie imienia Józefa Piłsudskiego, Pierwszego Marszałka Polski.

Rozprawa rozpoczyna się z opóźnieniem, o 9.35. Obrońcy doc. Cywińskiego – prof. Glaser z Warszawy i mecenas Jasiński z Wilna, oraz obrońcy Zwierzyńskiego – wybitny adwokat polityczny Leon Nowodworski, mecenasi Engel z Wilna i Pieracki ze Lwowa, zgłaszają wniosek o przesłuchanie 6 świadków, w tym profesorów Zdziechowskiego, Pigonia, Kościałkowskiego i redaktora Mackiewicza. Mają nakreślić sylwetkę moralną oskarżonego Cywińskiego. Prokurator Żeleński protestuje. Sąd wniosek odrzuca.

Zostaje odczytany akt oskarżenia. Podsądni obwinieni są o zelżenie narodu polskiego w ten sposób, że dopuścili do użycia „obelżywego wyrazu dla określenia osoby marszałka Polski Józefa Piłsudskiego”.

Stanisław Cywiński nie przyznaje się do winy. Wyjaśnia, że pisząc o kabotynie, nie miał na myśli Piłsudskiego.

 – Byłem przekonany, że słowa te pochodzą od redaktora „Słowa” Stanisława Mackiewicza, który w swym czasie w polemice ze mną pisał, że Małopolska dała Polsce wojsko, Wielkopolska pracę, Litwa rozmach, a Kongresówka wraz z Warszawą Messalkę i Kawecką – mówi Stanisław Cywiński. Lucyna Messal i Wiktoria Kawecka to popularne divy polskich scen. Na dowód oskarżony zwraca uwagę, że w swoich notatkach z lektury książki Wańkowicza, na podstawie których później pisał recenzję, poczynił adnotację: „Polska – obwarzanek, Cat str. 20”.

Oskarżony wywodzi dalej, iż słowa „kabotyn” w ogóle nie uważa za obraźliwe, bo ma ono takie samo znaczenie uczuciowe jak „filister” albo „snob”.

Tego już za wiele dla przewodniczącego sądu, który napomina oskarżonego, że jest w sądzie, a nie na seminarium literackim.

 – Kiedy zostałem napadnięty przez cztery osoby, które miały mundury… – zaczyna Cywiński.

Sędzia natychmiast przerywa:

 – O tym nie będzie pan mówił. To sprawa należy do innej jurysdykcji, tutaj nie pozwolę jej mieszać.

I tak już będzie do końca rozprawy – każde napomknienie adwokatów o pobiciu podsądnych przez jaczejkę oficerów kończy się interwencją sędziego.

Przesłuchanie Aleksandra Zwierzyńskiego niewiele wnosi do sprawy. Znacznie więcej wyjaśnia jeden z kilkorga świadków, Dagmara Dworakowska. Zeznaje, iż jeszcze przed publikacją artykułu w „Gazecie Wileńskiej” rozmawiała z doc. Cywińskim o redaktorze Mackiewiczu. Cywiński oburzał się na ów polemiczny artykuł Mackiewicza, w którym redaktor „Słowa” napisał, że wszystko, co w Polsce wartościowe, pochodzi z Kresów.

Prokurator wnioskuje, by jako ważny dowód w sprawie przyjąć tekst tajnej uchwały Sądu Oficerskiego w Grodnie, stwierdzającej konieczność odmawiania satysfakcji honorowej członkom redakcji „Dziennika Wileńskiego” oraz rozkaz gen. Dąb-Biernackiego, zakazujący wojskowym prenumeraty tego pisma. Sąd zgadza się.

Mowę końcową rozpoczyna prokurator Żeleński późno w nocy. Uznaje, że doc. Cywiński świetnie wiedział, kto był autorem bon motu o obwarzanku. Nieodpartym dowodem winy jest dla oskarżyciela krótka analiza stylistyczna. „Jakże to się stało, że zwrot zapamiętano, a zapomniano autora? W Mackiewicza artykułach na podobny temat przeważa pierwiastek paradoksów, w powiedzeniu Marszałka pierwiastek obrazowości, dlatego zdaniem prokuratora pomyłka była niemożliwa” – wywodzi z tryumfem prok. Żeleński. Swe długie wystąpienie kończy tuż przed północą: „Ja wnoszę, ażeby wobec Zwierzyńskiego, którego wina jest stwierdzona, była orzeczona kara bardzo surowa, a żeby wobec Cywińskiego orzeczono karę najwyższą”.

W tym wypadku najwyższa kara to 3 lata więzienia. Sprawozdawcy sądowi kilkunastu gazet plotkują na korytarzu. Żaden nie ma wątpliwości, że pojutrze Stanisław Cywiński za „obwarzanek pewnego kabotyna” te 3 lata dostanie.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.