19 kwietnia 1993 roku podczas szturmu sił bezpieczeństwa na oblężone ranczo sekty Gałęzi Dawidowej Davida Koresha w Waco w Teksasie wybuchł pożar zabudowań, w wyniku którego zginęło 80 osób, w tym wiele kobiet i dzieci oraz przywódca sekty. Oto relacja W. Kalickiego:

Dzień wstaje pochmurny, wietrzny. Na maszcie obok kompleksu zabudowań na niewielkim wzgórzu zwanym Mt. Carmel, na obrzeżach miasta Waco w Teksasie, wiatr szarpie dużą amerykańską flagę. Budynek główny i przyległe doń mniejsze zabudowania wyglądają jak wymarłe. Nieopodal posiadłości rozciąga się wielkie obozowisko: dziesiątki przyczep samochodowych, namiotów, zaparkowanych jeden obok drugiego autobusów, czołgi, helikoptery. Między namiotami i przyczepami przebiegają dziesiątki mężczyzn w czarnych mundurach, czarnych hełmach, kamizelkach kuloodpornych, z karabinami szturmowymi w ręku. Na plecach mają wielkie białe litery FBI lub ATF. 2 czołgi odpalają silniki. Wiatr porywa ciemne kłęby spalin, szarpie kolorowymi proporczykami na antenach górujących nad wieżyczkami. Uzbrojeni mężczyźni w czarnych mundurach zajmują stanowiska ogniowe, celują w stronę kompleksu zabudowań. Z dala, za linią uzbrojonych po zęby agentów, moszczą się ekipy telewizyjne z kamerami. To wygląda jak wojna, jak ostatnie przygotowania do bitwy.

I rzeczywiście – to jest wojna, którą Federalne Biuro ds. Alkoholu, Tytoniu, Broni i Materiałów Wybuchowych (ATF) oraz Federalne Biuro Śledcze wydały sekcie Davidian Branch (Gałąź Dawidowa), ulokowanej w Waco, 100-tysięcznym mieście w teksańskim hrabstwie McLennan.

Gałąź Dawidowa powstała w roku 1955 podczas rozłamu w radykalnym protestanckim Kościele Dawidowym. Gdy grupa powiększyła się o nowych wyznawców, jej przywódca Victor Houteff przeniósł ją na szczyt niewielkiego wzgórza parę mil od Waco, które nazwał Mt. Carmel (Górą Karmel). Dalsze dzieje grupy obfitowały w niespodziewane zwroty akcji. Najpierw wdowa po Houteffie Florence ogłosiła rychłe powtórne nadejście Jezusa Chrystusa i poleciła wszystkim wyznawcom sprzedać cały majątek, a potem oczekiwać pod Mt. Carmel na koniec dziejów. Termin minął, lecz jedynym przybyszem zainteresowanym losem znużonych dawidian okazał się poborca podatkowy. Wdowę Florence przegnano i władzę nad sektą objął kolejny prorok, Benjamin Roden. Po jego śmierci kontrolę nad Mt. Carmel przejęła kolejna wdowa, tym razem po Rodenie. Usynowiła swego przystojnego kochanka Vernona Howella i jemu, a nie swemu synowi George’owi, przekazała władzę nad sporą posiadłością i ciągle rosnącą wspólnotą wiernych.

Konflikt Howella z Rodenem juniorem o władzę był, nawet jak zwyczaje w sekcie, dość gwałtowny. Najpierw Roden junior wykopał z grobu szczątki jednej ze współwyznawczyń i wyzwał Howella na pojedynek, który z nich szybciej spowoduje jej zmartwychwstanie. Howell zawiadomił szeryfa, że Roden molestuje seksualnie zwłoki, a Roden junior ostrzelał z uzi interweniujących przedstawicieli władz. W końcu Roden junior uciął siekierą głowę jednemu z nieposłusznych współwyznawców i wylądował w domu wariatów. Władzę nad dawidianami objął Howell.

Nowe porządki zaczął od zmiany nazwiska na David Koresh (w sądzie podał, że czyni to z powodów biznesowych). Potem rozbudował posiadłość i ogłosił, że Bóg żąda od niego, by zapładniał wszystkie kobiety w sekcie, małych dziewczynek nie wyłączając. Na koniec zaczął intensywnie zbroić sektę.

I to zwróciło nań uwagę agentów ATF. Po długim, nieudolnym śledztwie ciągle jednak nie potrafili wykazać, że choć jedna z ponad 150 sztuk broni dawidian jest kupiona nielegalnie. Agenci ATF nadużyli władzy. Przekonali sędziego pokoju, że legalne karabiny AR-15 łatwo można przerobić na nielegalne karabiny automatyczne M16, więc dranie, jakimi są dawidianie, na pewno już to zrobili. Potem ATF sfałszowała dowody, że Koresh ma w Waco fabryczkę metamfetaminy – po to by siły ATF mogły być przeszkolone w bazie sił specjalnych w Fort Hood w prowadzeniu szturmu na umocnione budynki.

Szturm żądnej spektakularnego sukcesu ATF odbył się 28 lutego. Nieudolnie przeprowadzona operacja (jeden z dziennikarzy dostał o niej cynk, w drodze zabłądził i dopytywał się przed atakiem o adres listonosza, który, cóż za pech, jest szwagrem Koresha – i z zaskoczenia były nici) zakończyła się pogromem potężnych sił szturmowych ATF. W wielogodzinnej strzelaninie zginęło 5 dawidian i 4 agentów ATF. Wśród 16 rannych był też postrzelony w biodro Koresh.

Po tej klęsce dowództwo operacji objęło FBI. Aż do dziś trwa oblężenie Mt. Carmel. Telefoniczne rozmowy rozmiękczające prowadzone z dawidianami przez grupę 25 negocjatorów FBI nie dały rezultatu.

Nieudolni lokalni dowódcy FBI przygotowali więc szturm z udziałem 2 czołgów. Plan jest prosty – czołgi staranują budynki sekty, wtłoczą do nich gaz łzawiący, a dawidianie prędzej czy później wypełzną na świeże powietrze i poddadzą się. Kłopotów ani komplikacji dumni szturmowcy FBI nie przewidują, choć wiedzą, że Koresh zmagazynował w budynkach mnóstwo kanistrów z materiałami łatwopalnymi.

O 5.55 agenci FBI telefonują pod jedyny niezablokowany numer w budynku dawidian. Członkowi sekty, który podnosi słuchawkę, jeden z negocjatorów FBI tłumaczy, że za chwilę rozpocznie się przeciw oblężonym akcja z użyciem czołgów, więc członkowie sekty powinni schronić się w bezpiecznym miejscu, a najlepiej – opuścić Mt. Carmel i oddać się w ręce agentów federalnych.

W odpowiedzi dawidianin wyrzuca aparat telefoniczny za drzwi wejściowe.

5 minut później do akcji przystępuje elitarna jednostka szturmowa FBI – Zespół Ratownictwa Zakładników. 2 czołgi z rykiem silników ruszają w stronę zabudowań. Jeden skręca na lewe skrzydło zabudowań, drugi na prawe.

FBI udało się potajemnie zainstalować na murach zewnętrznych budynku Mt. Carmel zdalne mikrofony podsłuchowe. W sprzyjających okolicznościach można za ich pomocą podsłuchiwać rozmowy prowadzone wewnątrz budynku przez osoby znajdujące się w pobliżu ścian zewnętrznych.

Agent prowadzący podsłuch w budynku słyszy, jak niezidentyfikowany członek sekty mówi: „Wszyscy wstawać, zaczynamy się modlić. Pablo, czy już to wylałeś w hollu? Wszystko już wylałeś?”.

O 6.04 jeden z czołgów taranuje z impetem zewnętrzną ścianę budynku, w której wybija otwór o wysokości niemal 2,5 m i szerokości 3 m. Zainstalowana na czołgu pompa tłoczy do wnętrza budynku gaz łzawiący CS z wielkiej stalowej butli. W oknach budynku pojawiają się sylwetki kilku mężczyzn, którzy ostrzeliwują z karabinków taranujący czołg. Bez efektu.

Agent FBI prowadzący podsłuch rejestruje rozmowę w budynku: „Nie wylewaj wszystkiego, może nam się przyda później”.

A chwilę później słyszy rozpaczliwe głosy:

 „Zabiją nas!”.

 „Oni nie chcą nas zabić!”

Oba czołgi kontynuują akcję. Wybijają dziury w murach i pompują gaz CS. O 6.30 cały budynek jest już zagazowany. Agenci FBI wiedzą jednak, że dawidianie dysponują maskami przeciwgazowymi, a w centralnej części budynku, z dala od ścian szczytowych, wybudowali spore pomieszczenie o ścianach z grubego betonu, które służy im za schron.

Agenci FBI kontynuują zagazowywanie budynku – wstrzeliwują z ręcznych granatników kaliber 40 mm pociski z gazem CS w okna na piętrze.

Rachuby szefów akcji, że gaz wykurzy członków sekty z kryjówki, nie sprawdzają się. Od początku ataku minęło już 1,5 godziny, a żaden z dawidian nie poddał się. Agent prowadzący podsłuch rejestruje kolejną rozmowę w budynku: „Paliwo musi być wszędzie naokoło, żeby to poszło…”. Ktoś mu odpowiada: „No cóż, mam 2 kanistry i jeśli to będzie szybko rozlane…”.

Jeden z czołgów znów taranuje budynek i wstrzeliwuje do wybitej w murze dziury pojemniki z gazem. Dawidianie z okien ostrzeliwują pojazd ogniem karabinów.

Krótko przed 7.00 agenci FBI proszą zwierzchników o pozwolenie na użycie nie jak dotychczas policyjnej amunicji gazowej, lecz wojskowej, o dużej sile przebicia i rażenia przeciwnika. Chcą przestrzelić ściany bunkra w budynku. Dostają zgodę i czołgi wystrzeliwują 2 pociski armatnie. Potem oba znów wybijają dziury w murach. Tym razem powodują poważne uszkodzenia – mur w miejscu uderzenia wali się aż do wysokości piętra domu. Potem czołgi odjeżdżają i strzelają z dział wojskową amunicją do innego ośrodka oporu dawidian, znajdującego się na zewnątrz głównego budynku – do betonowych fundamentów nieukończonej budowli sekty. Ściany fundamentów są jednak tak solidne, że pociski odbijają się od nich.

O 9.00 dawidianie oblężeni w budynku głównym wywieszają z okiem pospiesznie nabazgrany na prześcieradle baner: „Chcemy naprawić telefon”. Agenci FBI ogłaszają przez megafony zgodę na naprawę telefonu, ale wśród huku wystrzałów i ryku silników czołgów oraz wiszących nad miejscem akcji helikopterów niewiele słychać.

Po kwadransie czołgi znów ruszają do akcji. Jeden z nich taranuje główne drzwi do budynku i wstrzeliwuje do wnętrza kolejne pojemniki z CS.

O 10.00 na południowo-wschodniej ścianie zabudowań pojawia się mężczyzna. Macha białą flagą. Agenci wołają do niego przez megafon, że jeśli poddaje się, to może wyjść bez broni. Ale mężczyzna znika we wnętrzu. Za to przed frontem pojawia się inny dawidianin, który zabiera z ziemi jakimś cudem ocalały aparat telefoniczny, wyrzucony na zewnątrz na początku szturmu FBI. Mężczyzna sprawdza i naprawia przerwany przewód telefoniczny. Agenci federalni nie strzelają do niego. Mają nadzieję, że to wstęp do zbiorowego poddania się dawidian.

Ale nic się nie dzieje. Telefon milczy, czas płynie.

O 11.30 czołgi znów ruszają do akcji. Działający na prawym skrzydle wóz bojowy ulega uszkodzeniu – zrywa się linka sterująca taranem. Pod osłoną strzelców wyborowych agenci FBI donoszą zapasową linkę i naprawiają czołg, który utkwił w wyrwie w murze budynku głównego. Kwadrans później rozpędzony czołg z wielką siłą taranuje mury i wbija się na wiele metrów w głąb budynku. FBI próbuje w ten sposób rozbić betonowy bunkier wewnątrz zabudowań, w którym członkowie sekty, w większości kobiety i dzieci, schronili się przed gazem. Chwilę później zawala się wielki fragment ściany zewnętrznej z tyłu budowli. Jej struktura została poważnie uszkodzona przez taranujące czołgi.

Ale ich ataki trwają nadal. W południe jeden z nich utrąca swą wieżą rozległy kawał muru po prawej stronie. Agenci FBI meldują przez radio o smudze dymu po lewej stronie od wyłamanych przez czołg drzwi frontowych. Niebawem pojawia się tam błysk ognia, a potem jeszcze płomienie w 3 miejscach z tyłu zabudowań. Agenci federalni z pierwszej linii meldują, że widzą mężczyzn rozniecających w budynku ogień.

W ogólnym chaosie z głównego budynku wymyka się członkini sekty Ruth Riddle i nieniepokojona, dociera do linii strzelców FBI. Pod kurtką unosi skarb – dysk komputerowy, na którym zapisane są teksty objawień Koresha dotyczące tajemnic Siedmiu Pieczęci.

To ostatni moment, by umknąć z ciężko pokiereszowanych zabudowań. Wiatr błyskawicznie podsyca pożar, płomienie obejmują większą część zabudowań. Z Waco przyjeżdżają 2 wozy strażackie, ale FBI zatrzymuje je i nie dopuszcza do płonącego jak pochodnia budynku. Agenci FBI obserwują pożar i nie podejmują teraz żadnej akcji. Wewnątrz słychać strzały. To członkowie sekty, do końca wierni Koreshowi, zabijają współwyznawców – kobiety, dzieci, mężczyzn. Większość z nich ginie od kul, część zabija mieszanka dymu i gazu CS. Jeden z dawidian przykłada lufę do czoła Koresha i pociąga za spust. Chwilę później eksploduje wielki zbiornik z propanem-butanem i zabudowania Mt. Carmel zamieniają się w jedną wielką całopalną pochodnię.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.